28 lipca 2020

„Polska Tesla” odkrywa pierwsze karty. Tak wygląda polski samochód elektryczny – Izera. Oto cztery problemy, które mogą zniszczyć jego sukces (jeśli w ogóle powstanie)

„Polska Tesla” odkrywa pierwsze karty. Tak wygląda polski samochód elektryczny – Izera. Oto cztery problemy, które mogą zniszczyć jego sukces (jeśli w ogóle powstanie)

„Polska Tesla” odsłoniła pierwsze karty.  Spółka powołana przez państwowe koncerny energetyczne zaprezentowała, jak będzie wyglądał samochód elektryczny rodzimej konstrukcji. Ma się nazywać Izera. Podała też kilka szczegółów technicznych. Czy polski samochód elektryczny – o ile rzeczywiście powstanie coś więcej, niż specyfikacja i karoseria – będzie tym, czym kiedyś dla polskiej motoryzacji był Fiat 126p? Oto cztery rzeczy, które muszą się stać, by kierowcy go pokochali i chcieli go kupować

Polska branża motoryzacyjna ma długie tradycje i zasługuje na to, by produkować auto własnej konstrukcji. A że dziś nadchodzi era aut elektrycznych… Powołana kilka lat temu spółka ElectroMobility Poland (należąca do naszych czempionów energetycznych: PGE, Enea, Tauron i Energa (obecnie w grupie Orlen) zaprezentowała jak ma wyglądać nowy, polski samochód – Izera.

Zobacz również:

Początkowo założona w 2016 r. firma namawiała entuzjastów-grafików do przysyłania projektów, ale ostatecznie zdecydowano oddać sprawę profesjonalistom z włoskiej firmy Torino Design. Przez to „polskość” auta nieco ucierpiała, ale być może dzięki temu samochód zyskał na atrakcyjności – przynajmniej tej wizualnej.

O osiągach samochodu wiadomo niewiele – dziś wiemy głównie to, jak auto będzie wyglądało. Przedstawiciele ElectroMobility Poland obiecują, że napęd elektryczny pozwoli autku osiągnąć przyspieszenie do 100 km/h w czasie niecałych ośmiu sekund. W ofercie mają być dwa modele, różniące się typem nadwozia oraz wielkością baterii. Samochody zostaną wyposażone m.in. w ESC (system stabilizacji toru jazdy), FCW (ostrzeganie przed zderzeniem), BSW (monitorowanie martwego pola) czy TSR (rozpoznawanie znaków drogowych).

Nowe auto – w wersji SUV albo hatchback (obecnie to SUV-y napędzają sprzedaż aut wśród klientów indywidualnych, w ubiegłym roku na 50 najczęściej wybieranych samochodów SUV-y i mniejsze cross-overy stanowiły 20 modeli) – ma być polską odpowiedzią na trend elektromobilności.

Polska jest w pierwszej dziesiątce eksporterów baterii do samochodów elektrycznych (między innymi dzięki dużej fabryce LG pod Wałbrzychem), ale rząd miał ambicję wprowadzenia na rynek produktu o większej wartości dodanej – gotowego samochodu, po który będą ustawiać się kolejki chętnych z całego świata. Skoro Tesla może być taką firmą, to dlaczego Polska ma jej nie „urodzić”?

Obecnie elektromobilność jest na marginesie motoryzacji – w Polsce zarejestrowanych jest ok. 24 mln samochódów, w tym niewiele ponad 6.000 samochodów elektrycznych. Dlaczego tak mało? Bo samochody elektryczne są drogie. Według KMPG nawet za kilkanaście lat auta elektryczne nie wyprą tradycyjnych. Zdaniem analityków będzie mniej więcej po równo aut spalinowych, hybrydowych, elektrycznych i na wodór).

Jakie cechy użytkowe musi mieć auto elektryczne – zarówno polskie, jak i japońskie, niemieckie, francuskie czy koreańskie – żeby kierowcy je pokochali?

Po pierwsze: Izera musi mieć duży zasięg. Jak z Warszawy nad morze

Jak duży? Niestety, główną bolączką samochodów elektrycznych, która odstrasza potencjalnych klientów, jest niewielki zasięg. W przypadku samochodu spalinowego przejechanie 500 km bez konieczności zatrzymania się i tankowania nie jest żadnym wyczynem. W przypadku auta elektrycznego to praktycznie niemożliwe. W zależności  od silnika, pogody, stylu jazdy – wynosi 150-200 km.

Droższe modele, które są poza zasięgiem przeciętnego Kowalskiego (Porsche, Jaguar)  może przejadą „nawet” 300 km. Poza konkurencją są samochody Tesla, które mają taki zasięg, co „normalne” auto”. Ale mają odpowiednio wysoką cenę. Ostatnio Tesla pokazała ceny swoich aut dla chętnych z Polski. Z dostawą jeszcze w tym roku.

Izera, której produkcja ma ruszyć za trzy lata (w przyszłym roku startuje budowa fabryki) ma mieć zasięg 400 km, a więc sporo. Problem w tym, że główny koszt samochodu elektrycznego (połowa) to baterie – im lepsze, o większej pojemności, tym droższe. Rachunek jest prosty – jeśli chce się mieć samochód o dużym zasięgu, potrzebnych jest dużo drogich baterii.  Ale wtedy nie będzie to popularne auto, lecz dostępne dla nielicznych. I koło się zamyka.

Czytaj też: Zaczyna się. Niemcy chcą opodatkować swoim obywatelom podróże samochodem i samolotem, a obniżą VAT na bilety kolejowe. Co my na to?

Czytaj też: Pożyczonym samochodem elektrycznym dojeżdżać do pracy zamiast swoim, spalinowym? Czy to może być dobry interes? Liczymy

Po drugie: kierowcy muszę mieć go gdzie Izerę ładować

W związku z małym zasięgiem aut elektrycznych do rangi wyzwania urasta wyjechanie samochodem elektrycznym poza miasto. W metropoliach ładowarek jest dużo, w Warszawie ma być ich do końca roku 300. Ale dojechanie z Krakowa nad morze, czy z Warszawy do Rzeszowa wymaga dokładnego zaplanowaniu miejsc postoju i ładowania auta elektrycznego. Ładowania, co trzeba dodać, z punktu widzenia konsumenta – problematycznego.

Jako kierowca nie muszę kończyć technikum chemicznego, żeby wiedzieć czy powinienem zatankować do auta olej napędowy, czy benzynę. W przypadku auta elektrycznego warto skończy kurs „małego elektryka”. Tylko entuzjaści potrafią „z głowy” przyporządkować końcówki „przedłużacza” do marek samochodów. Dlaczego nie może być tak, jak w przypadku portów USB do komputera i smartfona?

Czytaj też: Bycie eko to już nie kosztowne hobby dla „zielonych dziwaków”, lecz realny sposób na oszczędzanie pieniędzy. Jak dużych? Liczymy!

Czytaj też: Auto zastępcze, z którego korzystasz w ramach polisy OC sprawcy kolizji, może zamienić się w finansową pułapkę. Wystarczy chwila nieuwagi

Po trzecie: ładowarki muszą być szybkie i niezawodne

Załóżmy, że kwestię wtyczek da się rozwiązać i np. za jakiś czas producenci dojdą do porozumienia, a liczba ładowarek będzie tak duża, że (teoretycznie) bez problemu będzie można dojechać z Warszawy nad morze. Teoretycznie, bo na drodze stoją wadliwe, uszkodzone albo niedostępne dla każdego konsumenta punkty ładowania.

Natknąłem się ostatnio na relację kierowcy, który jechał na Hel wartym pół miliona złotych elektrycznym autem z wysokiej półki, bodaj Porsche. Jego przygody przy stacjach ładowania to materiał na kasową komedię: w punkcie pierwszym szybka ładowarka okazała się być ładowarką wolną – przez godzinę auto naładowało się w 10%.

Potem okazało się, że aby korzystać z ładowarki, trzeba mieć specjalną kartę, którą firma-właściciel urządzenia wydaje po zarejestrowaniu się przez internet. A na koniec przy ładowarce nie było kompatybilnych do samochodu końcówek. I trzeba było sobie zrobić kilkudziesięciominutowy postój. Efekt jest taki, że szybciej nad morze dotarliby pasażerowie podróżujący FlixBusem albo pociągiem PKP, niż supersamochodem.

Nie wystarczy stworzyć sieci ładowarek, te ładowarki muszą być ogólnodostępne, sprawne i tanie – ten warunek nie jest w Polsce spełniony.

Czytaj też: Car-sharing zamknięty dla najmłodszych? Kontrowersyjne posunięcie InnogyGo! Ale czy słuszne? I jak zareagują inni? Sprawdzam!

Czytaj też: Ceny wynajmu samochodów na minuty w górę! Taniej już tylko w subskrypcji. Czy Panek wypuścił z butelki Dżina podwyżek?

Po czwarte: prąd do ładowania Izery musi być tańszy

Zaletą aut na prąd jest to, że nie wymagają tankowania benzyną albo olejem napędowym, więc nie emitują CO2. Według raportu Santander Consumer Banku, co drugi polski kierowca wydaje na paliwo nie więcej niż 300 zł miesięcznie. Ale ile kosztuje prąd do ładowania?

W przypadku, gdy przesiadam się do auta elektrycznego, oczekiwałbym premii za ekologiczność i dostępu do darmowych ładowarek. Niestety, w ostatnich latach tych ubywa – firmy dochodzą do wniosku, że elektromobilność jest już w fazie „promocyjnej”, więc za ładowanie trzeba płacić. I to płacić sporo. Ile dokładnie? Ceny są różne – zależą od marki stacji, ale też od tego, czy ładowanie jest szybkie, czy wolne – średnio jest to 1,8 zł za kWh. Samochód z niskiej półki potrzebuje 18 kWh, żeby przejechać 100 km, oznacza to, że średnio zapłacimy 33 zł.

W przypadku auto spalinowego, które zużyje 7 litrów benzyny za 4,4 zł koszt wyniósłby 30,8 zł. A więc przy obecnych cenach samochód elektryczny nie dość, że jest droższy w zakupie, niż porównywalne modele spalinowe średnio o jedną trzecią, to uwzględniając drogi prąd do ładowania również koszty eksploatacji mogą być wyższe, niż w przypadku auta spalinowego.

Oczywiście: auto możemy ładować przez 12 godzin prądem z domowego gniazdka po 65 gr. za kWh. Ale w dłuższej trasie nie mamy takiej możliwości. Rząd zapowiadał jednak, że Izera będzie oferowała ładowanie za darmo.

Z roku na rok ceny aut elektrycznych maleją, a kolejne miasta chcą wprowadzać ograniczenia w ruchu pojazdów spalinowych (choć ostatnio Kraków się z nich wycofał). Chcąc nie chcąc, wiele osób będzie w przyszłości skazanych na zakupy elektryka, a niedogodności użytkowania zejdą na drugi plan. To jednak melodia przyszłości, w 2020 r. Izera to jedynie ciekawostka wakacyjnego sezonu ogórkowego.

źródło zdjęcia: ElectroMobility Poland, Izera

 

Subscribe
Powiadom o
33 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Marcin
4 lat temu

Ale ta Izera będzie miała autopilot? I znana jest już cena?

Admin
4 lat temu
Reply to  Marcin

Spokojnie, na razie mają nazwę i karoserię ;-). O cenach nikt jeszcze nie mówi

Michal
4 lat temu

„Zaletą aut na prąd jest to, że nie wymagają tankowania paliwami kopalnymi…” no ja przepraszam a 98,2% pradu w Polsce to niby skąd się bierze

Admin
4 lat temu
Reply to  Michal

racja, skorygujemy

Arnold
4 lat temu
Reply to  Michal
Bartek
4 lat temu

To jest dla mnie kolejny chory pomysł. Elektryczne samochody to tylko okres przejściowy. Duże koncerny które zainwestowaly miliardy w elektromobilnosc chcą teraz odzyskać ile się da, bo doskonale już wiedzą że elektryka to ślepy zaułek. Nie ma i nie będzie infrastruktury bo trzeba by wymienić całkowicie linie energetyczne. Przyszłością nad którą wszyscy pracują jest wodór. I w tym kierunku trzeba iść. Stworzyć samochody na wodór, a nie pompowac kasę w „przestarzala” technologię.

Admin
4 lat temu
Reply to  Bartek

A jeszcze kilka lat temu tylko Toyota stawiała na wodór…

BdB
4 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Skoda i Łada były szybsze: https://youtu.be/R4jPzGSYd5g Prorocza piosenka.

Robert
4 lat temu
Reply to  Bartek

Tak i nie, na tym etapie to jest ślepa droga i faktycznie wodór jest przyszłością.Problemem są bateryjki.Gdyby udało się wykonać jakiś przełom i zwiększyć zasięg tak do 1000km oraz obniżyć koszt produkcji bateryjek to elektryki na długo by zabawiły na drogach.Musisz tez brać pod uwagę ze wyprodukowanie elektryka jest na Polskie warunki możliwe kwestia gotówki z wodorem już tak prosto nie jest. Technologie maja Japończycy nad którą pracowali dość długo i wcale nie chcą się nią dzielić.Elektryki mamy gotową technologie trzeba ja tylko zaadaptować a wodór tworzyć od nowa.

Aleksander
4 lat temu
Reply to  Robert

Nie tylko baterie są problemem. Jest nim także infrastruktura energetyczna, która nie da rady obsłużyć ładowania choćby setek tysięcy takich pojazdów każdego wieczoru, gdy Polak wróci z pracy.

SaaS
4 lat temu
Reply to  Robert

A gdyby tylko w silnikach spalinowych dokonał się przełom i wymyślono coś z tym dwutlenkiem węgla, to jednak benzyna będzie przyszłością.
Przełomu nie ma co zakładać, bo może nigdy nie nadejść, najprawdopodobniej czeka nas żmudne, powolne zwiększanie efektywności silników elektrycznych.

FeliX
4 lat temu
Reply to  Bartek

Tyle że auta wodorowe to też auta elektryczne 🙂

Arnold
4 lat temu
Reply to  Bartek

Bzdura. Wodór ma sens w przypadku magazynowania nadwyżek energii z OZE, gdzie efektywność nie ma wielkiego znaczenia i godzimy się na spore straty energii, a nie w autach osobowych. Kolejne koncerny motoryzacyjne wycofują się z rozwijania tej technologii w osobówkach, nie bez powodu.

BdB
4 lat temu

Już za tow. Edwarda były też różne szumne zapowiedzi, PKF obiecywała, że już niebawem coś nowoczesnego wejdzie do produkcji i… wszelki słuch po tym ginął. Obecni towarzysze kontynuują więc tradycję.

Tu mamy ładny wygląd i to wszystko. Bez żadnego doświadczenia w budowaniu samochodów osobowych, ich testowaniu, bez stałego kontaktu z technologiami, wieloletniego prowadzenia prac badawczo-rozwojowych itd., to będzie chałupniczy składak marki „SAM”.

Będzie jak w „Misiu”, nikt tego nie podważy, swoi zarobią, a ostatecznie nic z tego nie wyniknie.

4 lat temu

oby nie było jak z reanimacją syrenki i innymi ambitnymi polskimi projektami…

Aleksander
4 lat temu

„Izera”? „Mizera” is more like it! Naprawdę, nie wiem, jakim trzeba być specem od marketingu, by nie przewidzieć, że nazwa produktu będzie (słusznie lub nie) przekręcana z zabarwieniem pejoratywnym…

Ljlj
4 lat temu
Reply to  Aleksander

Raczej z zabarwieniem semickim.

Jacek
4 lat temu
Reply to  Aleksander

No wiesz… żarówki Osram jakoś przeszły.

and
4 lat temu

Panie Irek – zaproponuje snickersa!
a ja glupi myslalem, ze najwiekszym problemem jest fabryka, wybor dostawcow, posiadanie technologii i zakontraktowane dostawy… a to jednak o zasieg i rodzaj wtyczki chodzi… ehhh glupi ja….

Radek
4 lat temu
Reply to  and

Bez zasięgu, ładowarek (ich dostęność może być ograniczona przez niekompatybilną wtyczkę) nie będziesz miał klientów. Bez klietntów nie musisz przejmować się rzeczami jak „fabryka, wybor dostawcow, posiadanie technologii i zakontraktowane dostawy”

Wolska w ruinie
4 lat temu

W Polsce nigdy nie powstanie produkowany na komercyjną skalę samochód. Polska to Wolska. Tutaj nic nie ma. A jeżeli powstaje to jeszcze przed zakończeniem projektu nagle przeniesie się do zachodnich sąsiadów. Tutaj nie ma perspektyw rozwoju dla zaawansowanej technologii. Mamy niewielki kapitał ludzki w zakresie naukowców i konstruktorów, a nawet ta grupa ludzi wyjeżdża jak tylko pomachają im pachnącymi euro przed nosem. GWARANTUJĘ wam że samochód elektryczny produkowany na skalę komercyjną nie powstanie w Polsce nawet do 2030 roku.
Po co takie artykuły tworzyć skoro to zwykła zagrywka na CPC „kliknięcia”.

Grzegorz
4 lat temu

Na razie to nawet nie jest prototyp tylko zwykła makieta z dykty za 30 baniek, skończy pewnie tak jak słynna zardzewiała stępka w stoczni. Tak ja wszystko czego ten rząd dotknie…

Adrian
4 lat temu

Elektromobility Ściema Poland pokazuje jedynie makiety z dykty. Samochody na pierwszy rzut oka za drogie dla Kowalskiego. Natomiast autor artykułu, pan Irek, widzi (nieistniejący od wielu lat) problem we wtyczkach do aut i wysyła kierowców na kurs „małego elektryka”. Panie Irek – rodzajów paliwa możliwych do zatankowania na stacji jest więcej, niż rodzajów wtyczek. Nawet japończycy będą montować w nowych samochodach europejskie gniazdo.

Zbigniew
4 lat temu

Prędzi mi na du**e tropikalny ogród wyrośnie niż w Polsce powstanie jakikolwiek rodzimy samochód. I to nie ważne czy elektryczny czy spalinowy chociaż by na pedały napędzany siłą mięśni.

Marek
4 lat temu

Widać konkurencja nie śpi ,atakuje coś co dopiero powstaje.Widać jest to jakieś zagrożenie dla znanych marek typu vw , itp…. pozdrawiam sponsorów negatywnych opini

Tomek
4 lat temu

Poprawcie jeszcze proszę tę bzdurę że auta elektryczne są bezemisyjne. Samo wytworzenie baterii to taka emisja co2 że w niektórych przypadkach ekologicznie jeździć spalinowym.

Łukasz
4 lat temu

Czy istnieje na świecie kraj w którym to nie prywatne firmy tylko państwowa spółka zajmuje się produkcją zamochodów elektrycznych? Albo jakichkolwiek?

Admin
4 lat temu
Reply to  Łukasz

Zapewne Chiny ;-). Chociaż Korea Południowa też zbudowała swoją potęgę na państwowych czebolach, płacąc za to cenę wysokiej korupcji

Jan BJB
3 lat temu

Ale dyrdymały i herezje. Samochody elektryczne spowodują: bankructwo Orlenu, o przemysłu naftowego, stacji napraw oraz wielu instytucji oszustów i złodziei. Sedno: s.e. musi mieć silnik na każdym kole. Karoseria to słoneczne, piezo i . ładowanie z każdego źródła prądu. Ja wiem jak to ztobić.

jaro
3 lat temu

Największym wyzwaniem będzie TSR (rozpoznawanie znaków drogowych) na terenie RP. Reszta to wiadomo że chińszczyzna

Adam
3 lat temu

Kia eNiro ma zasięg 400 km, przy czym na jednym ładowaniu da się pojechać nawet 420 km z Warszawy do Zakopanego i jeszcze zostanie ok 40 km zasięgu przy prędkości 90-100 km (test Marek Drives na YouTube)

[…] nie mamy miliona aut elektrycznych, a jak trzeba zaprojektować karoserię to zamawiamy to we Włoszech), a wydatki na rozwój sztucznej inteligencji mamy niemal najniższe w Europie). […]

Dawid
3 lat temu

Wszakże od dawna trąbiono o fantastycznych bateriach, co wytrzymają nawet 30lat! Ja się śmiełem z tego, bo nikt nie zrobi takich baterii, bo kasa. Obecna klika trzyma to wszystko tak, aby nie było takich baterii

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu