Można mieć różne opinie na temat rządowych propozycji antykryzysowych, ale niestety w trzech miejscach widać, że rząd nie rozumie problemów przedsiębiorców. To zła wiadomość, bo skoro nie rozumie, to nie będzie też umiał im pomóc. A to oznacza, że Tarcza nie zadziała tak, jak by mogła, zaś liczba bezrobotnych będzie raczej większa, niż mniejsza. Zresztą chyba czas przyszły jest już w tym przypadku niepotrzebny, bo to się już dzieje. „Z 50-osobowej firmy zostało nas 10 osób”. „Sieć zakładów optycznych, w której pracuję, dzisiaj zwolniła połowę ludzi, a drugiej połowie obniżyła pensje o połowę”. „Dziś rozmawiałem z pracownikami, zgodzili się na obniżkę pensji do płacy minimalnej”. „Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie uzależniał od pomocy rządowej swojego być albo nie być”. Tak piszą do mnie przedsiębiorcy
Polscy przedsiębiorcy i pracownicy mogą tylko pozazdrościć obywatelom innych państw, w których programy pomocowe zawierają proste i klarowne narzędzia, takie jak gotówkowe przelewy do każdego, kto stracił pracę, automatyczne odroczenie rat kredytów, anulowanie przez państwo podatków na kilka miesięcy, nieoprocentowane pożyczki z terminem zwrotu za rok, czy przejmowanie przez budżet państwa 80% wynagrodzenia pracowników firm, które straciły wszystkie zamówienia.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Przeczytaj też: Tak powinna wyglądać „Tarcza Antykryzysowa” dla firm dotkniętych „zamrożeniem”? Tam rząd pomoże pokryć niemal wszystkie straty
Czytaj też: Nowy pomysł polityków – dać ludziom pieniądze natychmiast, że zaczęli je wydawać od razu
Tarcza Antykryzysowa? Państwo nie mówi przedsiębiorcom: „Już biegnę, lecę”
U nas tak dobrze nie ma. Budżet państwa przejmie od przedsiębiorcy tylko 40% pensji jego pracowników (i to pod warunkiem, że firma zanotowała stratę lub ma dużą obniżkę przychodów), zamiast przelewu gotówki dla wszystkich są tylko dwa zasiłki dla samozatrudnionych (po 1500 zł na rękę), a z nieoprocentowanych pożyczek mamy marne 5000 zł dla najmniejszych firm (nie trzeba oddawać, o ile się nie zwolni pracowników). Jedynie odroczenie trzech składek na ZUS (też dostępne tylko dla najmniejszych firm) odrobinę przypomina programy pomocowe oferowane przez kraje Zachodu.
W kilku punktach program pomocowy jest szczodry. Np. polska branża przewozowa (nasze TIR-y są najbardziej rozpoznawalnym „towarem eksportowym” Polski w Europie) dostanie półtoraroczne „wakacje od rat leasingowych”, które przejmie państwowa agencja. Zaś firmy turystyczne będą mogły trzymać pieniądze klientów rezygnujących z wycieczek nawet przez pół roku (teraz muszą je oddawać w ciągu dwóch tygodni).
Przeczytaj też: Pakiet antykryzysowy, czyli rząd ujawnił, jak chce ratować polskie firmy przed katastrofą. Niby wypas, ale jeśli zajrzymy pod kołderkę…
Czytaj też: Tarcza Antykryzysowa to „czerstwy żart”? Jak by wyglądała, gdyby tworzyła ją opozycja?
Ale generalnie polskie państwo nie rzuca wszystkiego i nie biegnie na pomoc przedsiębiorcom. Trudno powiedzieć dlaczego tak jest: rząd nie zna skali katastrofy, z którą zaraz zmierzą się przedsiębiorcy? Celowo chce wykończyć tych najsłabszych, którzy nie mają żadnych rezerw finansowych? A może po prostu nie ma tyle pieniędzy, co inne rządy, bo wcześniej zbyt lekką ręką rozdawał socjał i biednym (dobrze) i bogatym (bez sensu)?
Niezależnie od tego jaka jest prawda, to polski program pomocowy dla firm i przedsiębiorców – zwany „Tarczą antykryzysową” – ma kilka felerów niewybaczalnych, których można było uniknąć niezależnie od tego ile rząd ma pieniędzy i jak szacuje potrzeby firm w czasach kryzysu.
Czytaj też: 140 mld zł – nawet tyle może kosztować budżet państwa „zamrożenie” gospodarki kraju
———————
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————
Błąd pierwszy: brak automatyzmu i bezsensowna biurokracja
Pierwszy i najpoważniejszy błąd to brak automatyzmu. W odróżnieniu od innych tego typu programów, gdzie po prostu państwo nie żąda jakichś pieniędzy, których normalnie by żądało lub wypuszcza przelew do każdego, u nas wszystkie elementy pomocy są „na wniosek”. Czyli trzeba się do urzędu zwrócić o wsparcie, ładnie poprosić i uzasadnić, a często też coś wykazać i dostarczyć jakieś dokumenty.
Łatwo sobie wyobrazić co się stanie, gdy urzędnicy w jednym czasie zostaną zarzuceni tymi wnioskami i załącznikami. Będą opóźnienia i nerwy i to w czasie, gdy liczy się każdy dzień, bo z piątku na poniedziałek tysiące ludzi dostają do ręki wypowiedzenia.
„Brakuje ewidentnie takiego anglosaskiego zaufania do firm. Wystarczyłyby wysokie kary za to, że ktoś skorzysta z ulgi, a nie był do niej uprawniony. Zupełnie niepotrzebnie obciążamy wszystkie urzędy, które będą musiały rozpatrywać setki tysięcy zbędnych wniosków”
– pisze do mnie pan Wiesław, który podrzucił mi swoim e-mailem pomysł na ten tekst. Sprawdzaniem czy ktoś nie wziął pieniędzy niesłusznie można się zająć za pół roku. Teraz każdy dzień się liczy w walce o miejsca pracy. W rządzie nikt zdaje się tego w ogóle nie rozumieć.
—————————–
POSŁUCHAJ NAJNOWSZEGO PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
—————————–
Błąd drugi: średnie firmy przed pluton egzekucyjny
Drugi fatalny błąd to potraktowanie po macoszemu średnich firm, które może i są silniejsze kapitałowo, niż maluchy, ale też nie wytrzymają spadku przychodów o 100% przez kilka miesięcy. Możliwość skorzystania z gwarancji kredytowych i sfinansowania przez rządowy fundusz 40% pensji pracowników przez kilka miesięcy to za mało.
Osobiście znam dwie firmy ze średniej półki, które już zwolniły część pracowników, a pozostałym obniżyły pensje o połowę. Ktoś tam usiadł i policzył, że jeśli jedyny pomocowy mechanizm ma dotyczyć niespełna połowy pensji, to firmę stać tylko na nieco mniej, niż połowę pracowników.
W kraju, w którym nie dorobiliśmy się jeszcze zbyt wielu kultowych firm rodzinnych, gdzie polskiego kapitału wciąż dojmująco brakuje i na każdą taką firmę powinno się chuchać i dmuchać, rząd pokazuje środkowy palec jedynej grupie przedsiębiorców, która przez ostatnich 30 lat coś osiągnęła.
Czytaj więcej: Być jak Walmart, Samsung i Ford. Czy firmy rodzinne mogą być globalnymi czempionami? Jest pewien problem
Czytaj też: o tym, że Polsce bardzo brakuje regionalnych lub światowych czempionów, a więc kultowych firm, które byłyby naszą chlubą i dumą również za granicą.
Tym najmniejszym też trzeba pomagać, ale przecież to średniacy zdecydują o tym czy na rynku pracy będziemy mieli „tylko” kryzys, czy regularną rzeź. Czy premierowi i ministrom wydaje się, że w Polsce istnieją tylko Orlen i PKO BP? Pan Wiesław gorzko podsumowuje:
„Niezależnie od wielkości firmy wszystkie działające w określonych branżach powinny być objęte taką samą pomocą. Dzielenie firm na małe, lepiej traktowane, i większe, które mają sobie radzić same, to gruby błąd”
Błąd trzeci: gdy rząd za bardzo ufa bankom, to firmy na tym stracą
Trzeci błąd dotyczy banków i kredytów, które w wielu firmach są sporym obciążeniem dla przepływów gotówki. Jest już pewne, że banki odetną teraz firmy – zwłaszcza te małe – od nowych kredytów. Nawet jeśli uda się przedłużyć obowiązujące linie kredytowe na kilka miesięcy, to wielu przedsiębiorcom będzie bardzo trudno utrzymać relacje z bankami.
Czytaj więcej o tym: Dotarliśmy do listów, które banki wysłały do swoich pośredników kredytowych. I wiemy kto już nie dostanie kredytu. Idzie kryzys i banki zacieśniają warunki przyznawania pieniędzy
Rząd powinien o to zadbać znacznie bardziej, niż tylko bazując na mglistych zapewnieniach bankowców o tym, że „pomogą” i „odroczą”, ale nie zadbał o określenie dokładnej formuły tej pomocy. Efekt będzie taki, że banki będą robiły, co chcą, część z nich zapewne będzie utrudniała firmom skorzystanie z odroczeń (już są przypadki uzależnienia „odroczek” od pozytywnej historii kredytowej albo od braku zadłużenia przeterminowanego).
Odbieranie firmom płynności finansowej to ogromne zagrożenie na najbliższe miesiące, a w „Tarczy antykryzysowej” rząd nie zabezpieczył firm przed tym ryzykiem. Choć w Tarczy Antykryzysowej jest mowa o rozszerzeniu gwarancji kredytowych od BGK. Ale to oferta skierowana raczej dla większych firm, a luka płynnościowa i tzw. delewarowanie się banków najbardziej uderzy w małe firmy.
Czytaj też: Tak banki ograły prezydenta. Ile zarobią na oferowaniu nam wakacji kredytowych?
Czytaj też: Lekarstwo gorsze, niż choroba? Zapłacimy ciężkim kryzysem? Tak mówią przeciwnicy „zamrożenia” polskiej gospodarki. Ale czy można postąpić inaczej? Liczę i rysuję trzy scenariusze
—————————-
Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
—————————-
Pakiet Antykryzysowy: czy będzie jeszcze miał komu pomagać?
To smutne, że ludzie, którzy dziś swoimi decyzjami wpłyną na to, czy za pół roku bez pracy będzie milion czy trzy miliony ludzi, tak bardzo nie czują pulsu biznesu. Zwłaszcza, że w tym przypadku nie chodzi o pieniądze – chodzi o brak pomyślunku.
„I jeszcze jedna uwaga – może o niewielkim znaczeniu finansowym, ale istotna społecznie i zdroworozsądkowa. Uważam, ze ustawa powinna zabronić wydawania wszelkich pieniędzy publicznych na imprezy i przedsięwzięcia promocyjne, reklamowe i rozrywkowe. Każde ministerstwo ma takie pieniądze w budżecie i wiele instytucji dysponuje środkami na takie cele z Polską Fundacją Narodową na czele. Wszystkie te pieniądze powinny trafić na fundusze pomocowe”
– pisze pan Wiesław. A zaniechania – wracając do głównego nurtu – już przynoszą efekty. Oto fragment listu, który dostałem w ostatnich godzinach.
„Pracuję w sporej firmie z branży mediów i eventów. Z ok. 50 osób zostało nas 10 kluczowych osób. Pozostali zostali z pensją 50% w dół. To jest dramat, a będzie jeszcze gorzej. Poduszka finansowa? Może wystarczy na czas kryzysu, spadku obrotów, a nie na całkowity przestój. W dodatku nikt nie wie jak długo to potrwa.
Postawmy się w roli małego przedsiębiorcy, który w tej chwili ma prosty dylemat: walczyć, mając kilkanaście, może kilkadziesiąt tysięcy złotych samych kosztów każdego miesiąca, których nie odrobi w przyszłości, albo ciąć co się da. Wiadomo że najłatwiej to robić kosztem pracownika. Ilu właścicieli restauracji, kawiarni, fryzjerów, sklepikarzy ma zbędne kilkadziesiąt tysięcy, by włożyć to w utrzymanie miejsc pracy, na które często po kryzysie będą mieli i tak kandydatów?
Rząd natomiast – zamiast uprościć sprawę – stawia dodatkowe warunki, podczas gdy tak naprawdę sam ma narzędzia, by od razu zweryfikować, która firma poniosła straty, a która nie. Nikt rozsądny nie będzie na nich liczył i uzależniał od pomocy rządowej swojego być albo nie być”
Kolejny list, tym razem od żony przedsiębiorcy z branży handlowej (sklepy z odzieżą, głównie w centrach i galeriach handlowych).
„Mój mąż, razem ze wspólnikiem, jeszcze walczą, na razie nikogo nie zwolnili… Czekają na ustawę, ale są też po rozmowach z pracownikami, którzy zgadzają się na obniżenie pensji do minimalnej krajowej na czas zamknięcia centrów handlowych”
Napisała też do mnie współwłaścicielka centrum konferencyjnego, które działa do 12 lat i organizowało w szczycie sezonu nawet 70 eventów dziennie – szkoleń, konferencji, spotkań itp.
„Od 13 marca całkowicie straciliśmy wszelkie przychody aż do odwołania stanu epidemii. Kiedy to nastąpi – nie wiadomo. Wszystkie wydarzenia, które miały się odbyć w naszych pomieszczeniach, zostały z dnia na dzień odwołane na miesiące do przodu. Całkowicie straciliśmy płynność finansową i prostą drogą zmierzamy do upadłości i bezpowrotnej utraty prawie 100 etatów”
Co pani minister Jadwiga Emilewicz ma dla tej firmy? Ofertę przejęcia 40% pensji pracowników. Czy to pomoże firmie, której przychody spadły do zera?
„Największym stałym kosztem ponoszonym przez nasze podmioty są koszty wynajmu pomieszczeń, których nie jesteśmy w stanie pokryć, skoro nie mamy jakichkolwiek przychodów. Nasza sytuacja jest pod tym względem podobna do sytuacji sklepów w galeriach handlowych (ich działalność też została zakazana). Istnieje natomiast znacząca różnica w świadomości społecznej co problemów naszej branży i branży handlowej – nie każdy organizuje szkolenia i konferencje, natomiast każdy robi zakupy i wie, że galerie handlowe nie działają.
Rząd podejmuje działania zmierzające do ochrony sklepów znajdujących się w galeriach handlowych poprzez ustawowe ograniczenie wysokości czynszów, które od tych sklepów mogą być pobierane przez wynajmujących. O innych najemcach, równie mocno dotkniętych zaistniałą sytuacją, zapomniano.
Nasza branża nie ma żadnych możliwości podjęcia działań, aby utracone źródła przychodów zastąpić innymi – nie możemy prowadzić sprzedaży przez internet, ani dowozić posiłków. Możemy tylko czekać, aż epidemia przeminie, a potem jeszcze przeminie strach przed spotkaniami w większym gronie. Nie możemy też „wyprodukować” naszych usług na zapas, licząc na ich sprzedaż w przyszłości i odrobienie strat. Oczywiście prowadzimy rozmowy z wynajmującymi, ale wydaje nam się, że jeżeli nie zostaniemy objęci kompleksową pomocą rządu to nie przetrwamy kolejnego miesiąca, nie generując żadnego przychodu, a wszyscy pracownicy zasilą grono bezrobotnych”
Akurat w przypadku branży konferencyjno-eventowej sytuacja jest skomplikowana, bo wiele wskazuje na to, że jej biznes po prostu się na jakiś czas skończył. Jeśli powróci, to niekoniecznie w tej samej formule. Firmy tego typu nie mogą oczekiwać, że rząd będzie je utrzymywał przez całe lata, bo kiedyś przychody były, a teraz ich nie ma. Ale mają prawo liczyć, że rządzący – którzy administracyjnie zablokowali działalność eventową – przynajmniej dadzą szansę na to, żeby przez trzy miesiące pomyśleć jak zmienić, przeformatować biznes, „przesiąść się” na jakąś pokrewną, bardziej perspektywiczną działalność – zrobić cokolwiek innego, niż ogłaszanie twardego bankructwa.
Zastanawiam się: czy ludzie odpowiedzialni za Tarczę Antykryzysową w ogóle zdają sobie sprawę z tego, że duża część polskich firm już zwolniła lub właśnie zwalnia pracowników. Oczywiście: nie ma możliwości uratować wszystkich. Żaden, nawet najlepszy rząd by tak nie potrafił. Kłopot w tym, że pracodawcy zwalniają nie dlatego, że nie wytrzymają jeszcze dwóch, czy trzech tygodni. Może by i wytrzymali. Zwalniają, bo widzą, że rządzący są jak dzieci we mgle ze swoją misją ratunkową.
Przeczytaj też: Setki tysięcy Polaków mogą nie dostać w tym miesiącu wynagrodzenia. Kto jest najbardziej zagrożony? Oto lista grozy. I kwoty strat
Przeczytaj też: A jeśli po epidemii znikną osiedlowe sklepiki, butiki, zakłady usługowe, bary i restauracje? Są pierwsze pomysły jak możemy im pomóc
zdjęcie tytułowe: Pixabay