Jarosław Kaczyński, szef Prawa i Sprawiedliwości, zapowiedział, że celem jego formacji jest zbudowanie w Polsce państwa dobrobytu. Czyli takiego, w którym pracownicy mają niemieckie pensje, przedsiębiorcy wytwarzają niemieckie PKB, a państwo nad wszystkim czuwa i dokręca śrubki, żeby był niemiecki porządek. Jak daleko mamy jeszcze do celu? Wziąłem do ręki statystyki oraz już istniejące państwo dobrobytu i… sprawdziłem
Pewne działania zostały już podjęte. Rozdano kilka ton pieniędzy (program „Rodzina 500+”, „trzynastka” dla emerytów, wyprawka szkolna), obniżono wiek emerytalny (wiadomo, że w państwie dobrobytu pracuje się krótko i niemęcząco), a ostatnio zadekretowano, że w ciągu czterech najbliższych lat każdy Polak ma zarabiać co najmniej 4000 zł miesięcznie. Taka ma być pensja minimalna. Już w przyszłym roku ma wynieść 2600 zł, a za dwa lata – 3000 zł.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W poprzednich artykułach ośmieliłem się jednak wyrazić wątpliwość czy aby na pewno dzięki tym działaniom jesteśmy na kursie i ścieżce do dobrobytu. Z jednej bowiem strony rozdawanie pieniędzy w gotówce wydaje się być przeciwieństwem prowadzenia polityki dostarczania wysokojakościowych usług publicznych. Po czterech latach rządów PiS ludzie co prawda jeżdżą częściej na wakacje i mają więcej samochodów, ale z drugiej strony umierają na SOR-ach i w kolejkach do lekarzy, a w szkołach mamy największy kryzys od 30 lat.
Z drugiej zaś strony obawiam się, że nie da się zadekretować urzędowo wysokich pensji, bo one biorą się z wytwarzania przez obywateli zaawansowanych technologicznie, pożądanych na całym świecie dóbr. Bogaci są ci, którzy produkują iPhone’y, a biedni ci, którzy produkują do nich etui. Gdyby państwo dobrobytu brało się z tego, że prezesi partii rządzących w poszczególnych krajach mają ogłaszać poziom zarobków, nawet Bangladesz byłby państwem dobrobytu.
Choć oczywiście w podnoszeniu płacy minimalnej jest pewien sens, polegający na stymulowaniu przedsiębiorców do unowocześniania się i utrudnianiu im „życia” z taniej siły roboczej (co jest łatwe i niemęczące, lecz również nie fair). Nie ulega też wątpliwości, że dopiero od kilku lat pensje w Polsce zaczęły rosnąć szybciej, niż PKB. Kłopot polega na tym, że zbyt ambitne stymulowanie kury do znoszenia jajek może powodować, że się kurę zarżnie. W każdym razie tę polską, drobną, bo działające w Polsce zagraniczne kurniki jakoś sobie poradzą.
Czytaj też: Pieniądze szczęścia nie dają? Sprawdzili to na konkretnych liczbach. Co im wyszło?
Czytaj też: Tak zmieni się świat, w którym żyjemy. Cztery potężne trendy
Jak daleko jest stąd do Korei?
Postanowiłem więc pomóc rządzącym w projektowaniu Polski jako państwa dobrobytu. Jednym z wyznaczników państwa dobrobytu jest PKB na mieszkańca (czyli jakiej wartości dobra i usługi wytwarza przeciętny obywatel w skali roku). Potem to PKB trzeba sensownie dzielić i prowadzić do umiejętnego „reinwestowania”, ale podstawą jest, żeby w ogóle było co dzielić.
Nominalnie PKB Polski to dziś 14.000 dolarów na mieszkańca, co plasuje nas mniej więcej na 50-tym miejscu na świecie, ale… jeśli wziąć dane Banku Światowego, uwzględniające parytet siły nabywczej (czyli różnice cen towarów w poszczególnych krajach), inflację oraz odcinając zmiany kursów walutowych – nie jest źle.
Oceniając poziom naszej zamożności i dystans, który dzieli nas od państwa dobrobytu, trzeba pamiętać o naszej historii. W ostatnich kilkuset latach kilka razy następował „reset”, po którym musieliśmy zaczynać od zera. Wiele innych nacji budowało i buduje swoją zamożność bez takich turbulencji (np. USA).
Czytaj też: Kogo dziś obchodzi PKB? Oni policzyli w którym kraju najbardziej harmonijnie możesz się rozwinąć
Około dwóch trzecich wzrostu gospodarczego – przynajmniej w Europie – w ostatnich dziesięcioleciach napędzały innowacje. Każde euro dobrze zainwestowane w innowacyjność powinno wygenerować 11 euro PKB w ciągu 25 lat.
Dość łatwo sprawdzić czego nam brakuje, by być krajem innowacyjnym. Nie, niestety nie prowadzi do tego ani rozdawanie ludziom pieniędzy, żeby kupili sobie pralkę, ani przyjmowanie ustaw o wysokiej pracy minimalnej. A w każdym razie nie tylko to, bo oczywiście pewne drogowskazy państwo – także w formie ustaw regulujących przedsiębiorczość – musi dawać. A więc? Zerknąłem na ostatni ranking najbardziej innowacyjnych krajów świata i Europy opublikowany przez Eurostat.
Z zestawienia wynika, że najbardziej innowacyjny kraj świata to Korea Południowa (137% innowacyjności Unii Europejskiej) oraz Kanada (119%). USA mają podobny poziom innowacyjności, jak Europa Zachodnia, a Chiny – 80% tego poziomu. Kraje afrykańskie generują tylko 30-40% tej innowacyjności, którą mamy na Starym Kontynencie. Dlatego rzadko bywają krajami dobrobytu.
Polska: czwarty najmniej innowacyjny kraj w Unii Europejskiej
Kraje Unii Europejskiej dzielą się na cztery grupy: liderzy innowacji, silni innowatorzy, umiarkowani innowatorzy i skromni innowatorzy. Liderem innowacji w skali europejskiej jest Szwecja, a za nią są Finlandia, Dania i Holandia. Gratulujemy.
W konkretnych obszarach innowacji najlepszymi krajami w Unii Europejskiej są: Dania (zasoby ludzkie i środowisko sprzyjające innowacjom), Luksemburg (atrakcyjne systemy badawcze), Francja (zdolności wsparcia finansowego i organizacyjnego innowacji), Niemcy (najbardziej nastawione na inwestycje firmy), Portugalia (kompetencje do innowacyjności w małych firmach), Austria (rozwijanie powiązań biznesowych), Malta (potencjał intelektualny).
Otóż sprawa jest taka, że jesteśmy czwartym najmniej innowacyjnym krajem Unii Europejskiej. Wyraźnie ustępują nam tylko Bułgaria i Rumunia.
Gdyby ktoś chciał odwiedzić najbardziej innowacyjne regiony w Europie, to musiałby odwiedzić… nie, nie Podkarpacie, lecz Helsinki-Uusimaa w Finlandii, Sztokholm i okolice w Szwecji lub Hovedstaden w Danii. Najszybciej rozwijają się regiony w tych krajach, gdzie nie ma dużej różnicy między bogactwem poszczególnych części kraju. Logiczne. Współpraca z porównywalnie zamożnym sąsiadem rozwija i mnie i sąsiada.
______________________________
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
______________________________
Ile nam brakuje do państwa dobrobytu? To cóż, że ze Szwecji!
Dobra, koniec opowieści błahej treści. Wyciągnąłem z tabelek Eurostatu cyferki opisujące Szwecję, czyli najbardziej innowacyjny kraj w Europie (i jednocześnie klasyczne państwo dobrobytu, o jakim marzy nad Wisłą Jarosław Kaczyński). Następnie wziąłem te same cyferki opisujące Polskę. I porównałem. Bolało.
Szwecja ma 135% innowacyjności w Unii Europejskiej. Polska – 56%. Z czego bierze się różnica? Sprawdzamy! Jeśli chodzi o potencjał ludzki (wykształcenie i rozwój kompetencji) przegrywamy 57:175. W dziedzinie atrakcyjnego systemu rozwoju talentów naukowych (publikacje badawcze, w tym międzynarodowe, doktoranci studiujący za granicą) – 31:166. Jeśli chodzi o otoczenie sprzyjające innowacyjności wynik jest nie najgorszy – 125:172. Jeśli chodzi o możliwości finansowania innowacji (wydatki państwowe i funduszy private euqity) – zbieramy manto 36:109, choć w tej dziedzinie i Szwedzi nie są orłami.
Jeśli chodzi o inwestycje prywatne realizowane w firmach nie ma dramatu – przegrywamy 73:124. Jeśli chodzi o liczbę innowacji wprowadzanych w małych i średnich firmach – jest bardzo źle, bo zbieramy łomot 16:115. W dziedzinie zdolności do budowania związków biznesowych z innymi nie może być dobrze, bo jesteśmy bandą indywidualistów. Wynik: 31:147.
Aktywa intelektualne (czyli głównie wnioski patentowe) – przyjmujemy manto 69:156. W dziedzinie zatrudnienia w branżach wymagających specjalistycznej wiedzy i szybko rosnących przegrywamy z honorem – 92:134. Podobnie jest jeśli chodzi o eksport produktów high-tech, usług opartych na wiedzy oraz produktów nie znanych na innych rynkach – przegrana ze Szwedami nie jest miażdżąca, 54:88.
Czytaj też: Czy Polska powinna wejść do strefy euro? Siedem argumentów za i przeciw
Źródła klęski, czyli Jarosław, Polskę zbaw. Grzegorz, ty też możesz
Ogólnie Szwecja nie jest krajem z innego świata. Są bogaci, ale nie poza naszym zasięgiem. Ich PKB na mieszkańca to 36.100 tzw. dolarów międzynarodowych, a nasze – 20.200. Mają trochę wyższy odsetek osób zatrudnionych w usługach, co zwykle jest domeną krajów zamożniejszych (41%, u nas 35%). W dziedzinie łatwości startu w biznesie mają wyniki zbliżone do nas.
Przegrywamy ze Szwedami – i ze wszystkimi innymi – jeśli chodzi o innowacyjność dlatego, że mamy niewydajną naukę i badania, polscy pracownicy nie mają w zwyczaju ustawicznie rozwijać kompetencji, a małe firmy robią wszystko, żeby przypadkiem za duże nie urosnąć (czyli innowacyjność mają w poważaniu). No i też trochę brakuje nam finansowania dobrych pomysłów. To są źródła naszej klęski.
Dobrze by było coś z tym zrobić, ale pech chce, że akurat do nauki i szkolnictwa politycy PiS mają najmniej serca, a zamiast wspierać małe i średnie firmy – budują państwowe molochy, zjednoczenia i holdingi, które mają na celu raczej zaorać wolną konkurencję, aniżeli ją rozwijać. Jeśli prezes coś z tym nie zrobi, to z państwem dobrobytu będzie miał tak, jak z milionem aut elektrycznych – zostanie w power poincie.
—————————————————
Czytaj też raport specjalny o sytuacji szkolnictwa i nauczycieli:
>>> Ile rocznie wydajemy na korepetycje? I dlaczego nauczyciele muszą ich udzielać?
A tak na marginesie… Strona „Subiektywnie o finansach” skończyła już 10 lat! Zobacz jak się w tym czasie zmieniała i po co mi to było