Znacie te historie: przelew wykonany omyłkowo na złe konto, a bank twierdzi, że „nie da się nic zrobić”, choć przecież wiadomo, że pieniądze między bankami są wysyłane tylko trzy razy dziennie. Kilka dni temu, za sprawą publikacji w „Rzeczpospolitej”, media obiegł wyrok w takiej właśnie sprawie, w której sąd prawomocnie nakazał bankowi zwrócić 140.000 zł. Ale mnie w tym wyroku zainteresowało jedno tylko zdanie z uzasadnienia. Bank ma obowiązek sprawdzić komu przekazuje pieniądze.
Spór ciągnął się już od stycznia 2014 r., gdy przedsiębiorca przelał pieniądze do nie tego kontrahenta, do którego powinien. Już godzinę po zleceniu przelewu właściciel firmy interweniował u swojego doradcy w banku, a następnego dnia rano pojawił się w oddziale tego banku. Okazało się, że wycofanie dyspozycji jest niemożliwe, choć przecież wiadomo było, że pieniądze do rana musiały jeszcze w banku leżeć.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Cienkość polegała na tym, że konto, na które trafił omyłkowo wysłany pieniądz, zostało zajęte przez komornika, więc stał się „nieodzyskiwalny”. Tak sprawa trafiła do sądu, który w pierwszej instancji uznał, że na podstawie regulaminu banku i ustawy o usługach płatniczych zlecenia klientów są nieodwoływalne od momentu ich otrzymania przez bank. A więc jeśli bank nie chciał, to nie musiał anulować omyłkowego zlecenia.
Sąd apelacyjny spojrzał jednak na sprawę inaczej i doszedł do wniosku, że bank wykonał zlecenie bez akceptacji klienta (bo dostał od klienta zlecenie anulowania transakcji jeszcze zanim została ona zrealizowana). I że to bank odpowiada za korzystanie z narzędzia, które uniemożliwia skuteczne anulowanie transakcji.
W sumie logiczne: składam zlecenie, bank je otrzymuje, lecz ja je anuluję – jeszcze przed wykonaniem. Co z tego wynika? Z jednej strony zlecenia klientów są nieodwoływalne, a z drugiej – skoro klient to konkretne anulował, to ono nie istniało (poza tym zlecenie zostało złożone późnym wieczorem, podobnie jak jego odwołanie, więc w momencie otwarcia banku następnego dnia sprawa powinna być uznana za niebyłą).
Ten wyrok to miła odmiana, która daje cień nadziei roztrzepanym klientom, którym zdarza się przelać pieniądze nie tam, gdzie trzeba. Sprawa nie zawsze jest przegrana, jak widać. Tutaj pełne uzasadnienie wyroku sąsdu drugiej instancji.
Sąd zmroził bankowców: „bank musi zweryfikować beneficjenta przelewu”
Ale mnie w tej sprawie zainteresowało coś zupełnie innego. Jakkolwiek całe uzasadnienie wyroku obraca się wokół istnienia lub nieistnienia zlecenia, to w pewnym momencie pojawia się intrygujące zdanie:
„Nie ulega bowiem wątpliwości, że dokonując wypłaty z rachunku bank winien sprawdzić, czy czyni to na rzecz osoby uprawnionej oraz czy dysponuje zleceniem pochodzącym od posiadacza rachunku. Naruszenie tego obowiązku stanowi winę w rozumieniu art. 415 k.c. i może stanowić podstawę odpowiedzialności na podstawie art. 430 k.c.”
W tej sprawie tak się złożyło, że przedsiębiorca co prawda pomylił numer rachunku, ale… wpisał prawidłowego beneficjenta przelewu (czyli osobę, do której rzeczywiście miała iść kasa). Bank oczywiście zrealizował zlecenie nie patrząc na nazwisko w formatce przelewu, oparł się wyłącznie na numerze rachunku, który został podany.
Banki tak niestety postępują – nie ma najmniejszego znaczenia, co wpiszecie w formatce przelewu, bo weryfikacji przez system informatyczny banku polega i tak tylko numer rachunku. To fatalna dziura, która powoduje, że złodzieje kradną polskim klientom setki milionów złotych. Pisałem na ten temat kilka razy w ostatnim czasie.
Złodzieje atakują w następujący sposób: typują klienta, który od czasu do czasu wysyła przelewy o wysokiej wartości. Włamują się do jego skrzynki e-mail, inwigilują przez jakiś czas, a gdy nadchodzi termin wysokokwotowej transakcji – wysyłają e-mail informujący o zmienionym rachunku bankowym do wpłaty. Często się to udaje.
Ofiary nabierają się na ten prosty trik, nie podejrzewając oszustwa. Przelewy przechodzą bez problemu, choć gdyby bank ofiary lub bank, w którym konto założył złodziej, sprawdzili czy numer konta zgadza się z nazwą beneficjenta przelewu – z łatwością wykryliby oszustwo.
Pisałem, że w 2016 r. Amerykański Departament Stanu nazwał Polskę coraz ważniejszym wzrastającym międzynarodowym centrum finansowym w… praniu pieniędzy pochodzących z wyłudzeń typu BEC. Bank może powstrzymać przestępstwo „przelewowe” na wiele sposobów (wystarczy, żeby wykonał chociaż jedną z poniższych czynności):
1. sprawdzać nazwy odbiorów na przelewach — jeśli bank sprawdzi nazwę na przelewie, odkryje niezgodność nazw i może taki przelew np. wstrzymać do czasu uzyskania od banku-zleceniodawcy wyjaśnień,
2. monitorować wpływy na rachunki klientów — jeśli bank zauważyłby w porę, że setki tysięcy dolarów, a czasami nawet i większe kwoty, wpływają na nowo-założony rachunek, na którym wcześniej nie było pieniędzy, bank mógłby zwrócić się o wyjaśnienie źródła pochodzenia środków i uznać, że pochodzą one z przestępstwa,
3. monitorować transakcje wychodzące — jeśli bank odkryłby, że dopiero co zaksięgowane znaczne pieniądze od razu są wypłacane z rachunku (albo w gotówce, albo przelewem), mógłby nie dopuścić do wykorzystania swojej działalności do prania pieniędzy oraz – przede wszystkim — ograniczyć wysokość szkody ofiary.
Skończyły się dobre czasy dla banków. Czas zacząć sprawdzać gdzie przelewają pieniądze
Bankowcy mówią, że żaden bank na świecie nie sprawdza nazw na przelewach, bo sparaliżowałoby to system bankowy. Na jeden przypadek udaremnionej kradzieży przypadłoby kilkadziesiąt „fałszywych alarmów”, które powodowałyby, że pieniądze docierałyby do beneficjentów z opóźnieniem. A to pogorszyłoby komfort korzystania z banków.
Jestem pełen współczucia dla dramatu bankowców, ale to jedno zdanie z wyroku sądu powinno zapalić im czerwone światełko. Jeśli bank chce zajmować się na poważnie rachunkami i pieniędzmi swoich klientów, to musi wiedzieć komu klient chce wysłać pieniądze. I musi mieć pewność, że wykonuje zlecenie na rzecz osoby uprawnionej. Szach-mat. Skończyły się błogie czasy, gdy za wszystko odpowiadał klient, a bank był tylko bezmyślną rurą do pieniędzy.
zdjęcie tytułowe: Pixabay