Kiedyś banki wyróżniały się tym, że były w nich jakieś pieniądze. Teraz idąc do oddziału banku wcale nie możesz mieć pewności, że będziesz mógł podjąć jakąś gotówkę z własnego konta. Ewentualnie istnieje ryzyko, iż gotówka ta będzie w stanie… rozkładu
Jeden z moich czytelników zapragnął wyjąć ze swojego konta walutowego w Banku Millennium zawrotną kwotę 1000 euro. W starych, dobrych czasach nie byłoby to żadnym problemem. Wystarczyłoby pójść do placówki prowadzącej rachunek i zlecić wypłatę gotówkową. Ale to było kiedyś, gdy w bankach były pieniądze.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dziś, gdy rządzi obrót bezgotówkowy, „prawdziwe” pieniądze w bankach to rzadkość. Większe wypłaty trzeba anonsować z wyprzedzeniem i to nawet te w polskiej walucie. Bankowcy tłumaczą to „optymalizacją zasobów” oraz względami bezpieczeństwa.
Choć media tego nie nagłaśniają, wciąż jest sporo napadów na placówki bankowe. Złodzieje – oni też, naiwniacy, myślą, że jak na budynku jest szyld „bank”, to znajdą tam skarbiec z workami pieniędzmi – muszą się wreszcie nauczyć, że w kasach bankowych są nędzne grosze.
Czytaj też: Nie do wiary! Przez siedem lat walczył o odzyskanie uwięzionych w banku dolarów
Stówka czyli towar deficytowy
Mój czytelnik zna te zasady, więc zanim udał się do banku po swoje 1000 euro, zadzwonił do placówki i zaanonsował wypłatę. Uczynił to z jednodniowym wyprzedzeniem. Poprosił, by pieniądze wydano mu w wygodnych nominałach 100-eurowych. Pełen dobrych intencji udał się do placówki po gotówkę. I się… zdziwił.
Najpierw okazało się, że jego pieniędzy nie ma (w całym oddziale, jednym z warszawskich „flagowców” owego banku) nie ma kwoty 1000 euro. Klient został odesłany i poproszony o wizytę za czas jakiś. W końcu jakieś pieniądze się znalazły, ale tylko w bardzo wysokich nominałach (po 500 euro). Klient zasugerował bankowcom, by udali się do pobliskiego kantoru i wymienili banknoty na takie, o które on poprosił, ale nie dali się przekonać.
Działa jak złoto bankowość elektroniczna i mobilna, przelewamy pieniądze przez smartfony, wymieniamy je przez bankowe kantory internetowe, ale gdy chcielibyśmy poczuć zapach papierowych banknotów to okazuje się, iż są w bankach towarem deficytowym. Albo że trzeba ich szukać w głębokich rezerwach strategicznych.
Czytaj też: Przelała 200.000 zł na błędne konto. Od razu zadzwoniła do banku, a ten…
A tutaj: całkiem świeża historia klienta banku ING, który wykonał chyba najdroższy przelew świata
Drobnych też nie mają…
Wbrew pozorom w bankach im mniejsze pieniądze, tym większy często bywa z nimi kłopot. Jeden z moich czytelników korzystał z kont walutowych w Alior Banku, ale postanowił je zamknąć. Zostały na nich resztówki ok. 4 euro i 5 dolarów. Bank nie pozwala przelać waluty, jeżeli liczba jednostek jest mniejsza niż 20. Trzeba było więc podreptać do placówki.
„Po wielkich ceregielach zostały mi wypłacone środki w walucie PLN. Jednak kurs po jakim zostały one przeliczone znacząco różnił się od wartości NBP czy też tablic z kursami w placówce banku, oczywiście na moją niekorzyść. Pani wytłumaczyła mi, że wartości na tablicach są dla klientów, którzy przynoszą walutę do banku. Dziwne, gdyż ja posiadałem te waluty, właśnie w tym banku, w formie elektronicznej na moich kontach. Czy bank może okradać klienta przy zamykaniu kont w obcych walutach i przeliczać wypłacone przy zamykaniu środki po kursach oderwanych od rzeczywistości?”
– pyta pan Adrian. Cóż, skoro bywają kłopoty ze znalezieniem w bankowych skarbcach 1000 euro, to nie można od niego wymagać, by miał bilon. Ale można byłoby wymagać, by nie czynił fochów przy przelewaniu takich drobnych lub ich konwertowaniu na złote po uczciwym, nie zaś czarnorynkowym kursie.
Czytaj też: Jak cofnąć przelew, w którym wpisałeś o jedno zero za dużo? On zrobił tak
Pieniądze nie śmierdzą? Okazuje się, że czasem jednak… śmierdzą
Ale prawdziwe kłopoty zaczynają się, gdy klient zapragnie uzyskać dostęp do większych pieniędzy. Jeden z moich czytelników postanowił odwiedzić bank w celu odebrania swoich… 100.000 dolarów amerykańskich. Chodziło o ich przeniesienie do innego banku i uniknięcie kosztów prowizji od przelewu walutowego.
„Postanowiłem wypłacić gotówkę w łódzkim oddziale mBanku. Awizowałem wypłatę i odebrałem przeliczone przez kasjera pieniądze w paczkach w nominałach po 100 USD. Jakież było moje zdziwienie, gdy poszedłem do innego banku wpłacić gotówkę i nie przyjęto części pieniędzy (konkretnie 20.000 USD) ze względu na stan banknotów (ślady pleśni, zapach spalenizny etc.). Poradzono mi, abym wrócił z tymi banknotami do mBanku. Pani w oddziale mBanku w Łodzi nie chciała przyjąć banknotów.”
Po 30 dniach bank raczył mojego czytelnika odesłać z kwitkiem twierdząc, iż nie może mieć pewności, czy przypadkiem to klient nie podmienił banknotów w tzw. międzyczasie. W banku nie wytłumaczono skąd ów klient miałby wziąć 20.000 spleśniałych „zielonych”. Poradzono mojemu czytelnikowi, żeby poszedł do oddziału NBP, jeśli tam będą mieli akurat katar, to może wymienią „zielone” na bardziej świeże.
A zatem większa gotówka w obcej walucie w bankach rzeczywiście bywa, aczkolwiek istnieje niebezpieczeństwo, że pod wpływem zgnilizny moralnej panującej w branży bankowej może się wkrótce rozłożyć. Mój czytelnik postanowił nie czekać na całkowity rozkład:
„Rezultatem całej sytuacji było zamknięcie przeze mnie kont połączone z rezygnacją z wszelkich produktów banku. Przeniosłem się tam, gdzie traktuje się mnie jak klienta, a nie złodzieja”
Szkoda, może to i dolarowy imperialista, ale chyba nie najgorszy klient, skoro miał na koncie 100.000 dolarów i w dodatku czas, by osobiście odbierać je w gotówce z banku, by zanieść do innego banku. Raczej rentier niż rencista.
Ilustracja tytułowa: Pexels.com