Wiem, że wielu z Was szlag trafia za każdym razem, gdy GUS podaje wiadomości o średnim wynagrodzeniu. Ostatnio było ogłononarodowe cmokanie, bo nasz urząd statystyczny ogłosił, że średnie wynagrodzenie jest już tylko o włos od 5000 zł. A dokładniej rzecz ujmując: wynosi 4973 zł. Biorąc pod uwagę bieżące relacje kursowe to 1200 euro. Można sobie pocmokać, bo gdy jedna czwarta Niemców zarabia mniej, niż 1600 euro, to już prawie mamy tak, jak oni. He, he…
To oczywiście bzdura totalna. Po pierwsze grudniowe dane o płacach są „napompowane” przez jednorazowe premie wypłacane w dużych firmach. W „normalnym” miesiącu tyle się nie zarabia (dane za trzeci kwartał zeszłego roku pokazywały 4255 zł). Po drugie mówimy o wynagrodzeniu brutto, uwzględniającym składki na ZUS. Takie 4973 zł brutto na rękę daje raptem 3530 zł.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Po trzecie – i najważniejsze – dane GUS obejmują tylko jedną trzecią gospodarki, czyli pracowników w dużych firmach. Nie obejmują natomiast sektora publicznego oraz mikrofirm (zatrudniających mniej niż 10 osób). Drobiazg. W mikrofirmach pensje wynoszą mniej więcej 2580 zł brutto, czyli 1860 zł na rękę. Po czwarte – średnia to „niesprawiedliwa” miara, bo zawyżana przez wynagrodzenia prezesów, dyrektorów i innych ważniaków, którzy mają dobre pieniądze, ale stanowią malutki procent wszystkich nas.
Biorąc pod uwagę medianę (czyli wartość środkową, poniżej i powyżej której jest połowa pracowników) otrzymujemy 3510 zł brutto, czyli 2500 zł na rękę. A to wartość tylko dla tej „najbogatszej” części pracowników (w sektorze publicznym i mikrofirmach jest prawdopodobnie o niecały tysiąc mniej). Jeśli więc nie zarabiasz 5000 zł, lecz na rękę dostajesz prawie 2000 zł, to prawdopodobnie mieścisz się w okolicach „prawdziwej” średniej krajowej – czyli mediany obejmującej wszystkich zatrudnionych.
Niedawno Bankier.pl podsumował – działając na danych GUS – średnie wynagrodzenia w różnych rodzajach roboty. Tabelka poniżej, a odsyłam do tekstu po uzasadnienie pokazanych w tabeli różnic.
Z danych wynika niezbicie, że jeśli jesteś specjalistą od sprzedaży, IT, nowych technologii, medycyny, farmacji i badań, budownictwa i nieruchomości, energetyki, prawa i podatków albo od finansów, to zarabiasz znacznie więcej. Członkowie zarządów, dyrektorzy, menedżerowie, specjaliści – jeśli są dobrzy w swojej robocie – często inkasują po kilkanaście tysięcy złotych miesięcznie, a średnio pewnie ze trzy razy więcej, niż zwykli, szeregowi pracownicy bez wyrobionej marki, specjalizacji i pozycji zawodowej.
Czytaj: Jak zamienić szkołę w sukces finansowy? Oto patent
Czytaj też: Jedna trzecia studentów już pracuje, a reszta by chciała. Ile trzeba im zapłacić?
Specjaliści nie tylko porządnie zarabiają, ale też są każdego dnia pieszczeni przez swoich pracodawców, gdyż są najbardziej poszukiwanym „towarem” na rynku pracy. Mają wiedzę, kompetencje i doświadczenie, których nie da się szybko zastąpić. Nie można generalizować, ale polskie firmy jeszcze nie potrafią dobrze dbać o swoich najlepszych pracowników. Stosowane przez nie metody pieszczot są jeszcze niedostosowane do potrzeb pracowników-specjalistów.
Świadczy o tym raport, który na początku tego roku opublikowała firma rekrutacyjna Hays. Przygląda się ona co roku zarówno zmianom wynagrodzeń specjalistów (jest sporo tabelek o widełkach płacowych, których nie będę tu przytaczał) jak i ich zadowoleniu z roboty. Wygląda na to, że dwie trzecie specjalistów w swoich dziedzinach dostało w zeszłym roku podwyżki (w tym jedna trzecia – poważne), zas jedna trzecia spodziewa się również podwyżki wynagrodzenia w tym roku (co piąty – znaczącej).
Czytaj też: Twoje zarobki nie rosną? Ominęły cię podwyżki? Oni policzyli gdzie zrobiłeś błąd
Czytaj też: Sprawdziłem ile powinni ci płacić za godzinę pracy. Policz się sam!
Raptem połowa specjalistów deklaruje, że jest zadowolona ze swojego wynagrodzenia, co jest rajem dla firm rekrutacyjnych, bo chętnych do zmiany pracy nie powinno zabraknąć (przynajmniej patrząc na motywacje finansowe). Co więcej, wśród tych, którzy w zeszłym roku ubiegali się o podwyżki, aż 40% jej nie dostało.
Mamy więc co drugiego specjalistę, który nie jest zadowolony ze swojego paska płacowego oraz jednej trzeciej, która spodziewa się podwyżki wynagrodzenia. Co może zrobić prezes firmy mając aż tak roszczeniowych pracowników? Mógłby zastąpić ciągłe podwyżki bonusami pozapłacowymi. I większość prezesów to robi, ale… nieumiejętnie. Najciekawszym wnioskiem z raportu Hays jest ten, który mówi o kompletnym niedopasowaniu bonusów otrzymywanych przez pracowników do tych, które chcieliby dostawać.
W tabelce zaznaczyłem te bonusy, w których rozjazd jest największy. Pracownicy-specjaliści w połowie przypadków mają w pakiecie socjalnym podstawową opiekę zdrowotną (czyli internistę i lekarza medycyny pracy) oraz kartę sportową. Nieco mniej niż połowa doznaje zaszczytu imprezy integracyjnej, a ponad jedna trzecia może prywatnie korzystać z służbowego sprzętu (telefon i komputer).
Tymczasem bonusami, które najskuteczniej kusiłyby pożądanych pracowników do tego, by przestali intensywnie myśleć wyłącznie o tym jak wycisnąć z pracodawcy więcej kasy, są takie rzeczy jak…
…rozszerzona opieka zdrowotna (czyli łatwy dostęp do lekarzy wszystkich specjalności, do zabiegów i badań diagnostycznych na koszt pracodawcy), dofinansowanie dodatkowej edukacji (czyli kursy, studia i MBA współfinansowane przez firmę), dodatkowe dni urlopu (poza tym co przewiduje kodeks pracy) oraz możliwość pracy elastycznej (czyli niekoniecznie „w godzinach urzędowania”, odbijając kartę „na załadzie”). Może być też karta sportowa i sporto… tfu, łużbowy samochód ;-).
Czytaj też: Masz firmę? Zarządzaj ryzykiem! Krótki przegląd ubezpieczeń dla przedsiębiorcy
Taki pakiecik bonusów o charakterze zdrowotno-edukacyjno-relaksacyjnym mógłby skłonić wielu specjalistów, by nie gadać w ogóle z ludźmi z firm rekrutacyjnych, tylko od razu ich odstrzeliwać. Bo jak się ma w pracy nie najgorsze pieniądze, fajnego szefa, niezły team i taaaaki zestaw bonusów, to headhunter może tylko człowiekowi zaszkodzić :-)).