Wybory parlamentarne a nasze portfele. Sondaże wskazują, że Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica zdobyły większość miejsc w nowym parlamencie – dzięki mobilizacji mieszkańców największych miast oraz zniechęceniu części żelaznego elektoratu PiS we wschodniej Polsce. Jakie powinny być skutki tej zmiany dla naszych portfeli? Oto osiem punktów
Wszystko (albo przynajmniej wiele) wskazuje na to, że z końcem tego roku władzę w Polsce przejmie obecna opozycja. W chwili, gdy piszę ten artykuł, nie ma jeszcze oficjalnych wyników wyborów (jest tylko late poll), ale – biorąc pod uwagę przewagę głosów oddanych na kandydatów Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi (czyli PSL i Polski 2050) oraz Lewicy, a jednocześnie kiepski wynik Konfederacji – chyba nie ma wielkich szans na zmontowanie większości przez Zjednoczoną Prawicę (musiałby się rozpaść blok partii demokratycznych). Wygląda na to, że opozycja przejmie ok. 250 miejsc w Sejmie, a PiS – ok. 200.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Pierwsza reakcja świata na prawdopodobną wygraną opozycji w Polsce to skokowe zwiększenie wartości polskiej waluty w stosunku do euro i dolara. Natychmiast po podaniu wyników exit poll kurs euro spadł z 4,53 zł do 4,45 zł. Z kolei notowania dolara osłabiły się z 4,31 zł do 4,23 zł. Inwestorzy spodziewają się, że polskiej gospodarce pomoże zmiana władzy i odejście populistycznej partii Jarosława Kaczyńskiego. Poniżej kurs euro od początku czerwca (czyli za niecałe pięć ostatnich miesięcy).
Gigantyczne wzrosty cen zanotowały akcje upolitycznionych, kontrolowanych przez państwo koncernów. O 7-8% rosną w pierwszym dniu po głosowaniu akcje banku PKO BP oraz Orlenu. Akcje Banku Pekao rosną nawet o 11%. Inwestorzy mają nadzieję, że oczyszczenie z partyjnych nominatów tych spółek przyniesie im lepszą efektywność działania. W przypadku Orlenu wyrzucenie z pracy prezesa Daniela Obajtka wyceniono na… 5 mld zł.
Wszyscy, którzy zagłosowali za zmianą, będą oczekiwali zmiany. Nie nadejdzie ona bardzo szybko (w rękach PiS pozostaje urząd prezydenta, mamy wciąż trybunał kulinarny zamiast Trybunału Konstytucyjnego oraz człowieka-kameleona w Narodowym Banku Polskim). Ona powinna dotyczyć również naszych portfeli, bo właśnie, niszcząc nam zawartość portfeli (inflacja), partia Jarosława Kaczyńskiego „zapracowała” na wynik, który oznacza (prawdopodobnie) koniec jej rządów. Co więc powinno się wydarzyć w finansach, byśmy rzeczywiście tę zmianę poczuli?
Poczytaj też: Jak zmieniły się nasze portfele przez osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy?
>>> Po pierwsze: podniesienie pieniędzy z Unii Europejskiej. Najważniejszą zmianą powinien być powrót Polski do Europy. A dzięki temu odblokowanie 35 mld euro (ok. 160 mld zł) z Krajowego Planu Odbudowy. Czyli tej góry pieniędzy, których nie chciał podnieść rząd Mateusza Morawieckiego, bo musiałby spełnić warunki dotyczące praworządności. Potrzebujemy tych pieniędzy, by ruszyły inwestycje w zieloną energię, kolej i nowe technologie.
Kłopot w tym, że spełnienie warunków narzuconych przez Unię Europejską będzie wymagało uchwalenia ustaw, które może wetować prezydent. Byłoby to potwornie głupie, ale prezydent robił już bez wstydu potwornie głupie rzeczy, więc może robić je dalej. Natomiast być może jest jakaś szansa na uruchomienie przynajmniej części pieniędzy zaliczkowo, na zasadzie ukłonu w kierunku demokratycznej większości.
Ważne, by jak najszybciej uruchomić przynajmniej część przelewów europejskich, bo straciliśmy już mnóstwo czasu. Te pieniądze nie trafią bezpośrednio do naszych kieszeni, ale zobaczymy je w nowych inwestycjach. Dzięki nim nowy rząd będzie mógł być może „zaoszczędzić” pieniądze w budżecie państwa lub ograniczyć nieco emisje obligacji (a im mniej obligacji trzeba wyemitować, tym zwykle oprocentowanie bywa niższe).
>>> Po drugie: przegląd budżetu państwa na 2024 r. i niezbędne korekty. Nowy rząd odziedziczy budżet po poprzednikach, który trzeba będzie błyskawicznie przejrzeć pod kątem sensowności i skali poszczególnych wydatków oraz realności przychodów. I nie chodzi o cięcia, bo nowa koalicja nie powinna zaczynać od radykalnych kroków (o ile rzeczywistość jej do tego nie zmusi), lecz o przesunięcia pod kątem bardziej efektywnego zarządzania tą kasą.
Jeśli już musimy mieć 165 mld zł deficytu i zwiększyć zadłużenie Polski do jakichś 1,7 bln zł, to niech przynajmniej pieniądze będą wydane jak najlepiej (czego poprzednia władza robić nie umiała). Dobrym pomysłem byłoby zapewne pokazanie, że jednak nowa władza jest odpowiedzialna i stara się trochę zredukować deficyt w budżecie na 2024 r.?
A docelowo do każdej części budżetu (zdrowie, edukacja, wojsko i policja, infrastruktura, wydatki socjalne, inwestycje) powinien być zrobiony nowy plan. Wśród postulatów wyborczych Koalicji Obywatelskiej były m.in. podwyżki dla nauczycieli, trzeba w budżecie znaleźć na to miejsce, żeby pokazać Narodowi, że zmieniają się priorytety (szkoła staje się ważna).
>>> Po trzecie: przygotowanie planu zwiększania liczby mieszkań. Partie koalicyjne powinny błyskawicznie wypracować wspólny program wspierania budownictwa. Niezbyt szczęśliwy pomysł Koalicji Obywatelskiej z kredytami 0% pewnie trzeba będzie w jakiejś formie wprowadzić, ale na tym nie może się skończyć. Trzeba mieć plan na uruchomienie gruntów dla deweloperów, rozkręcenie budowy mieszkań na wynajem, pomyśleć o działaniach ograniczających spekulacyjny popyt na mieszkania. I o możliwości uruchomienia oszczędności Polaków (REIT-y).
>>> Po czwarte: przygotowanie planu uproszczenia podatków i transferów socjalnych. Zjednoczona Prawica zostawia po sobie najbardziej skomplikowany i bałaganiarski system podatkowy w historii Polski. Koalicjanci powinni jak najszybciej przygotować koncepcję uproszczenia podatków. Jeden kontrakt o pracę, jeden dotyczący luźnej współpracy, jeden dla prowadzących działalność gospodarczą i spółka dla osób zatrudniających inne osoby.
A do tego – mniej lub bardziej progresywna, ale wspólna dla wszystkich form osiągania dochodu – skala podatkowa. Niech praca, dochody z kapitału (wynajem, odsetki, dywidendy) będą opodatkowane w podobnej skali. I uwzględnienie w ulgach podatkowych możliwie jak największej liczby transferów społecznych. Nie pieniądze do ręki, czternaste emerytury, świadczenia i zasiłki, tylko np. ulga rodzinna 800+, kwota wolna od podatku na poziomie płacy minimalnej, ulga „babciowa” dla młodych rodziców oraz ulgi dla osób z niepełnosprawnościami i dla osób z niskimi dochodami.
>>> Po piąte: zmniejszenie obciążeń przedsiębiorcom. Obietnic padło dużo, z dobrowolnym ZUS-em i możliwością „urlopu od ZUS-u” na czele. Jest też pomysł obniżenia składki zdrowotnej, którą rząd PiS uczynił nowym parapodatkiem. Wątpliwe, żeby to wszystko dało się wprowadzić (zresztą obietnic jest więcej, tutaj je skatalogowałem), ale to właśnie przedsiębiorcom ekipa Jarosława Kaczyńskiego najbardziej przykręcała śrubę. Trzeba zrobić przegląd tych wszystkich szykan i część zdjąć (zmniejszenie biurokracji).
Dużym wyzwaniem jest płaca minimalna. Z jednej strony PiS pompował ją do niemożebnych rozmiarów, a z drugiej – wynagrodzenia w Polsce wciąż stanowią mniejszą część PKB niż na Zachodzie. Trzeba to jakoś wypośrodkować, zwłaszcza że płaca minimalna jest proinflacyjna i zupełnie nieskorelowana z wydajnością pracy. Może warto byłoby urzeźbić jakiś inny sposób stymulowania wydajności pracy niż pompowanie płacy minimalnej?
>>> Po szóste: realna walka nowego rządu z inflacją. Nie może to być taka walka z inflacją, jaką prowadził ostatnio Daniel Obajtek z Orlenu, tylko prawdziwa. Oczywiście nie da się zmusić prezesa NBP, by zachowywał się racjonalnie, ale można wprowadzić mechanizmy, które skłonią Polaków do oszczędzania, obniżyć oczekiwania inflacyjne, zamienić część transferów gotówkowych na ulgi podatkowe, spróbować uatrakcyjnić rynek kapitałowy (niech państwowe spółki emitują obligacje dla zwykłych ludzi).
>>> Po siódme: nowe podejście do cen energii dla odbiorców indywidualnych. Potężnym wyzwaniem – także w kontekście walki z inflacją – będzie kwestia cen energii. Ich mrożenie z jednej strony jest antyinflacyjne, a z drugiej – prędzej czy później będzie trzeba odmrozić i będzie efekt jojo. Kosztuje to horrendalne pieniądze (w tym roku 160 mld zł) i jest nieefektywne. Trzeba zrobić system, który refunduje wzrost cen energii osobom najuboższym. Wybory parlamentarne zwiastują jego powstanie.
>>> Po ósme: przegląd jakości zarządzania wspólnym majątkiem. Spółki Skarbu Państwa stały się dojnymi krowami polityków i – jak widać po kiepskich notowaniach indeksu WIG20 na warszawskiej giełdzie – ów majątek nie jest zbyt wysoko wyceniany przez rynek, czyli światowych inwestorów. Prezesami spółek, członkami zarządów, rad nadzorczych i kluczowymi dyrektorami powinni być ludzie z wysokimi kwalifikacjami, którzy będą w stanie poprawić wyniki finansowe i wizerunek tych firm, co prędzej czy później powinno się przełożyć na wyceny.
Posłuchaj też podcastu: co stanie się z polską gospodarką po wyborach? Będzie szok czy… nic?