Jeśli spłacacie kredyt, a po 13 marca – a więc po wprowadzeniu lockdownu – straciliście pracę lub główne źródło dochodu, będziecie mogli wziąć trzymiesięczne wakacje kredytowe – obiecuje rząd w ramach Tarczy Antykryzysowej 4.0. Bank nie będzie mógł pobrać za to (prawie) żadnych odsetek i opłat. Tyle, że już w marcu banki zaoferowały wakacje kredytowe. O co tu chodzi?
Wakacje kredytowe dla kredytobiorców, którzy ucierpieli w wyniku pandemii, były bodajże pierwszą inicjatywą pomocową, zanim rząd pokazał konkrety swoich tarcz antykryzysowych.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Wakacje kredytowe w imieniu całego sektora obiecał klientom Związek Banków Polskich i określił „zakres minimum”, ale każdy bank miał pewną swobodę, jeśli chodzi o przedstawienie swojej oferty. I tak: część banków zaproponowała trzymiesięczne wakacje, niektóre pozwoliły zawiesić spłatę kredytu nawet na pół roku. Część banków pozwoliła zawiesić spłatę pełnych rat kapitałowo-odsetkowych, inne zawieszały tylko spłatę kapitału, a więc odsetki trzeba było płacić na bieżąco. Jedne banki zawieszone raty dopisywały do kredytu pozostałego do spłaty, drugie wydłużały okres kredytowania dopisując „wakacyjne” raty do harmonogramu spłaty kredytu.
Jak te propozycje przyjęli klienci? Sądząc po waszych listach i komentarzach, nie najlepiej. Bo – jak się szybko okazało – wakacje kredytowe kosztują. Jeśli bowiem bank każe płacić odsetki na bieżąco, a kapitał dopisuje do harmonogramu albo powiększa o jego wartość pozostałą część kredytu, siłą rzeczy klient zapłaci więcej odsetek, niż jakby nie korzystał z wakacji. Ale to niejedyne grzechy bankowców, a większość z nich wymieniliśmy w tym tekście.
Przeczytaj też: Dlaczego nie wszystkie banki oferują odroczenie rat kredytowych? I dlaczego wakacje kredytowe mogą być… finansową pułapką?
Przeczytaj też: Na jak długie wakacje kredytowe mogą liczyć kredytobiorcy? Które banki grają fair, a które nie? Sprawdzam antykryzysową ofertę banków
Rząd oferuje swoje wakacje kredytowe
W środę Związek Banków Polskich podał, że do tej pory o wakacje kredytowe do banków wpłynęło blisko milion wniosków od klientów indywidualnych i przedsiębiorców. ZBP dodaje, że w ostatnich dwóch tygodniach dynamika składanych nowych wniosków znacząco spadła. Przybyło ich nieco ponad 50.000.
Tego samego dnia rząd ogłosił kolejny pakiet pomocowy w ramach tarczy antykryzysowej. Wśród kilku nowych propozycji znalazły się… wakacje kredytowe. A co konkretnie? Rząd chce, by każda osoba spłacająca kredyt, a która straciła pracę lub inne główne źródło dochodu po 13 marca 2020 r., mogła zamrozić spłatę na maksymalnie trzy miesiące.
Co istotne, rząd gwarantuje, że bank odroczy spłatę bez naliczania odsetek i innych opłat. Wyjątkiem (nie wiedzieć czemu) mają być opłaty z tytułu składek za umowy ubezpieczenia powiązane z umową kredytu. Okres kredytowania ma być przedłużony o okres zawieszenia.
„Rządowe wakacje kredytowe” przewidują, że jeśli kredytobiorca ma kilka kredytów tego samego rodzaju (np. dwa kredyty waloryzowane do franka) u danego kredytodawcy, będzie mógł zawiesić spłatę tylko jednego kredytu.
I jeszcze jeden warunek: rozwiązanie ma dotyczyć umów kredytowych zawartych przed 13 marca 2020 r. i takich, których koniec kredytowania przypada po upływie 6 miesięcy od dnia 13 marca 2020 r., czyli w połowie września. Jeśli ktoś zaciągnął kredyt w lutym na trzy miesiące, z tych wakacji kredytowych nie skorzysta.
Działanie pod publiczkę czy koło ratunkowe?
Zastanawia mnie, dlaczego rząd dopiero teraz wpadł na pomysł, by wakacje kredytowe wpisać do tarczy antykryzysowej. Fakt, bankowe propozycje nie są idealne, ale – jak wynika z danych ZBP – popyt na nie już się wyczerpuje. Czy to działanie pod publiczkę? Banki zrobiły swoje, a teraz rząd będzie chciał pokazać, że też nie zapomniał o kredytobiorcach. To trochę tak, jakby chwalić się tym, że straż pożarna przyjechała gasić pożar, gdy ogień okiełznał już ktoś inny.
Dlaczego rząd nie wpisał wakacji kredytowych do pierwszej wersji swojej tarczy antykryzysowej? Gdyby tak zrobił, wiele osób nie musiałoby psioczyć na wakacje kredytowe zaoferowane przez banki. Ktoś, kto z wakacji kredytowych skorzystał, może poczuć się dziś jak frajer, bo wziął płatne wakacje, a teraz mógłby dostać je na lepszych warunkach.
Nie rozumiem dlaczego projekt wyłącza osoby, które wzięły kredyt przed 13 marca i spłacają dłuższe zobowiązanie. Z tego wynika, że rząd chcę wziąć w opiekę zwłaszcza kredytobiorców hipotecznych. Ktoś, kto wziął pożyczkę na kilka miesięcy, i też straci pracę, jest mniej skrzywdzony przez los?
A może rządowe wakacje to efekt miękkich nacisków Rzecznika Finansowego, który w ostatnim czasie dość ostro krytykował rozwiązania przyjęte przez polskie banki, pokazując jak do wakacji kredytowych (czytaj: lepiej) podeszły inne kraje?
Przeczytaj też: Czy gospodarczy koronakryzys oznacza koniec „państwa dobrobytu”? Jak może wyglądać państwowy budżet A.D. 2021? Będzie podwyżka podatków?
A może przesadzam? „Rządowe” wakacje kredytowe są jeszcze w fazie projektu, dlatego jest kilka niewiadomych. Np. czy ktoś, kto już skorzystał z „bankowych wakacji”, będzie mógł skorzystać z wakacji na mocy ustawy antykryzysowej? Wydaje mi się, że tak, bo w projekcie nie ma na razie mowy o takim wykluczeniu.
Projekt zakłada natomiast, że z możliwości odroczenia spłaty będzie mógł skorzystać kredytobiorca, który stracił pracę lub główne źródło dochodu po 13 marca. A to może znacznie ograniczyć liczbę osób, które skutecznie będą mogły ubiegać się o wsparcie. Zwłaszcza, że nie wiemy w jaki sposób będzie przebiegała kwalifikacja do grona osób, które „straciły główne źródło dochodu”.
Kredytowa kakafonia, czyli trzy plus trzy?
Może rządową propozycję należałby potraktować jako drugie koło ratunkowe? Kiedy ruszały bankowe wakacje kredytowe, ostrzegałem przed tym, co może się stać, gdy już się skończą. Co ma zrobić osoba, która za chwilę będzie musiała wrócić do spłacania kredytu na normalnych zasadach, a nagle straci pracę? Od banku drugiej szansy nie dostanie (przynajmniej nic o przedłużeniu bankowego programu nie słyszałem), ale z pomocą przyjdzie tym razem rząd.
W każdym razie nie rozumiem rządowo-bankowej kakafonii. Dlaczego rząd nie mógł wcześniej dogadać się z bankowcami i wypracować wspólnie solidnego pakietu wsparcia dla kredytobiorców, którzy w wyniku kryzysu nie będą w stanie spłacać zobowiązań. Inne kraje zrobiły to przed nami i może warto było spapugować ich pomysły?
Chodzą też słuchy, że bankowcy szykują coś na kształt „jednego pakietu wakacyjnego”, czyli że każdy bank zaoferuje takie same warunki odroczenia spłaty. Wygląda, że w tym temacie rząd i banki nie grają w jednej drużynie, choć twierdzą, że strzelają do tej samej bramki. Dziś jest tak, że bank da trzy (czasem sześć) miesiące wakacji, rząd wymusi na banku przyznanie kolejnych trzech. A co potem? Czy ktoś pomyślał, że ze znalezieniem nowej pracy może być teraz ostro pod górkę? „Trzy plus trzy” może nie wystarczyć. A prawie gotowe rozwiązanie leży na stole…
Źródło zdjęcia: Pixabay