Rosnące raty odcisnęły się w tym roku na portfelach osób, które mają kredyt hipoteczny ze zmiennym oprocentowaniem. Niektórzy uznali, że za ten stan rzeczy odpowiada konstrukcja stawki WIBOR. A niektórzy prawnicy wyczuli okazję, żeby spróbować powtórzyć batalię o kredyty frankowe. I o WIBOR-ze zaczęto mówić bardzo dużo, choć nie zawsze z sensem. Co jest prawdą, a co mitem?
Prawdopodobnie o tym, jak WIBOR jest obliczany, jakie aspekty gospodarki odzwierciedla, czy jest zgodny z prawem, a może zmanipulowany i dlaczego właściwie się go używa do wyznaczania oprocentowania kredytów mieszkaniowych, będzie głośno i w mediach, i na salach sądowych.
- Czym różni się oszczędzający Niemiec lub Francuz od Polaka? Jakie rodzaje lokat bankowych chwytają nas za serce? Niemiecka aplikacja to sprawdziła [POWERED BY RAISIN]
- Co z dobrymi czasami, które miały nadejść dla funduszy inwestujących w obligacje? Które fundusze warto wybierać? Nieoczywiste rady eksperta [POWERED BY UNIQA TFI]
- Tak Szwajcarzy walczą o dostęp do gotówki. Co do sekundy mierzą czas dostępu każdego obywatela do najbliższego „wodopoju”. Banki, poczta, bankomaty… [POWERED BY EURONET]
Niektóre popularne tezy nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Wybrałem trzy kwestie, które moim zdaniem najczęściej są błędnie przedstawiane.
Czy raty kredytów się zwiększyły, bo WIBOR wzrósł?
Tak całkiem technicznie – to prawda. Oprocentowanie większości złotowych kredytów hipotecznych w Polsce jest ustalane jako WIBOR 3M lub 6M plus marża banku. I gdy WIBOR rośnie, to zwiększa się oprocentowanie, a wraz z nim – raty.
Jednak WIBOR nie rośnie dlatego, że banki mają takie widzimisię. Ten wskaźnik podąża bardzo ściśle za poziomem stóp procentowych ustalanych przez NBP – a właściwie nawet nieco go wyprzedza (jeśli zamiary banku centralnego są dobrze zakomunikowane).
A więc jeśli kogoś należy obciążać odpowiedzialnością za wzrost rat, to jest nim Rada Polityki Pieniężnej. To ona zdecydowała, żeby w październiku 2021 r. zacząć ostro podnosić stopy procentowe, by walczyć z inflacją. Trzeba to mocno zaznaczyć: wzrost rat kredytów i obniżenie ich dostępności nie było skutkiem ubocznym podwyżek stóp. Taki był cel.
Im mniej pieniędzy ludzie mają – bo muszą spłacać wyższe odsetki lub nie mogą zaciągnąć długu – tym mocniej spada popyt konsumpcyjny. A im mocniej spada popyt konsumpcyjny, tym mniejsza jest presja na podnoszenie cen.
Czy WIBOR to koszt pozyskania przez banki kapitału?
To dość często spotykany argument: banki pozyskują kapitał z depozytów na stałe (i niskie oprocentowanie), a pożyczają na zmienne według stawki WIBOR, który nie oddaje kosztu pozyskania tego kapitału. To zdanie zawiera przynajmniej trzy kardynalne błędy – i sami się musimy uderzyć w pierś, bo pewnie nie raz wpadaliśmy w taką pułapkę w naszych tekstach na „Subiektywnie o Finansach”. Na czym te błędy polegają?
Po pierwsze, banki nie pozyskują kapitału z depozytów. Trzy główne sposoby pozyskiwania kapitału przez banki to: wypracowywanie i zatrzymywanie zysków (czyli niewypłacanie ich w formie dywidendy), emitowanie nowych akcji, emitowanie obligacji podporządkowanych.
Z wypracowywaniem zysków nie powinno być w okresie wysokich stóp procentowych problemów. Ale my w Polsce lubimy robić wszystko po swojemu. I banki dostały trzy mocne ciosy. Pierwszy to wakacje kredytowe, które miały uratować gospodarstwa domowe, które mają kłopoty ze spłacaniem rat. Okazało się, że akurat ta grupa najmniej z nich skorzystała, ale miliardowe koszty banki musiały rozliczyć.
Drugi – zasłużony – to kredyty frankowe. Ugruntowana już w dużej mierze linia orzecznicza nie pozostawia wiele wątpliwości – sektor bankowy będzie musiał zapłacić za wciskanie klientom niedopasowanych do ich potrzeb produktów finansowych.
Trzeci – czyli zrzutka na ratowanie Getin Noble Banku. Tego procesu nie dało się uniknąć, ale wydaje się, że przeprowadzono go i tak bardzo sprawnie i przy udziale reszty sektora bankowego, więc długoterminowo zdjęcie tego czynnika ryzyka wyjdzie wszystkim na dobre.
Nie ma zatem zysków do zatrzymywania. Z tego samego powodu emisja akcji nie wchodzi w grę. Kto by chciał inwestować w banki, gdy rząd może w dowolnej chwili wprowadzić jakieś nieprzemyślane regulacje, a szanse na dywidendy są niewielkie?
Zostają więc obligacje. Ale tutaj do gry wkracza WIBOR, ponieważ oprocentowanie obligacji zawsze jest odnoszone do poziomu rynkowej stopy procentowej. A więc bank musiałby zaoferować wycenę dającą wyższą stopę zwrotu niż WIBOR – o ile wyższą? Raczej sporo, ponieważ nie bardzo jest komu te obligacje sprzedawać, bo fundusze inwestycyjne mają odpływy, a inne banki też są w podobnej sytuacji.
A więc banki, jeśli chodzi o pozyskiwanie kapitału – są obecnie w trudnej sytuacji. Ale po co bankom kapitał? Ponieważ to właśnie kapitał pozwala bankom udzielać kredytów. Kapitał to coś zupełnie innego niż płynność. Płynność pozyskuje się na przykład zbierając depozyty od klientów. Płynność ma znaczenie przy obliczaniu wskaźników wypłacalności. Jednak nie jest prawdą, że bank pożycza pieniądze, które klienci w nim zostawiają.
Dlaczego stawki na rynku międzybankowym rosną wraz ze stopami procentowymi NBP?
Gdzie w tym wszystkim jest stopa procentowa NBP? Potocznie nazywa się ją kosztem pieniądza, ale choć brzmi to chwytliwie, to oznacza w sumie niewiele. Banki komercyjne nie pożyczają pieniędzy od NBP. Czasami, w skrajnych wypadkach, mogą wziąć kredyt lombardowy – ale już sama nazwa wskazuje, jak bardzo ostateczne jest to rozwiązanie.
Na jakich warunkach bank może pożyczyć pieniądze od NBP? Po pierwsze musi dać coś pod zastaw – na przykład obligacje skarbowe. W zamian dostaje krótkoterminową (overnight, czyli na jeden dzień) pożyczkę, ale też nie na całą wartość zabezpieczenia, oprocentowaną według stopy lombardowej, czyli najwyższej ze stóp ustalanych przez NBP. Taka pożyczka jest od razu sygnałem dla nadzoru, czyli KNF, że coś niedobrego dzieje się z płynnością banku.
Natomiast to, z czego banki korzystają na co dzień, to depozyt w NBP. W praktyce każdy bank może złożyć w banku centralnym pieniądze na depozyt (albo kupić bony pieniężne NBP) i dostać oprocentowanie równe głównej stopie, czyli obecnie 6,75%. Jest to zatem dla banku poziom odniesienia stopy wolnej od ryzyka. Nie da się bezpieczniej ulokować w Polsce pieniędzy niż w NBP.
A zatem, skoro bank ma w każdej chwili możliwość, żeby włożyć gotówkę do NBP na 6,75%, postępowałby wbrew logice, gdyby lokował ją gdzie indziej na niższy procent. Dlatego też rynek międzybankowy, gdzie banki pożyczają pieniądze od siebie nawzajem jest ściśle skorelowany ze stopą procentową NBP. A na kwotowania WIBOR-u składa się więc:
- stopa wolna od ryzyka (czyli główna stopa procentowa),
- ryzyko kredytowe (czyli obawy o to, że nam drugi bank nie odda – im dłuższy termin pożyczki, tym ryzyko większe),
- oczekiwania na zmiany stóp procentowych (WIBOR 3M ma „zaszyte” w sobie oczekiwania banków co do tego, ile wyniesie stopa procentowa za trzy miesiące).
Żaden bank nie pożyczy drugiemu pieniędzy (czyli nie złoży w nim gotówki w depozyt) po stopie niższej niż w NBP. A więc tym bardziej nie będzie skłonny pożyczać pieniędzy osobom fizycznym czy firmom z niższym oprocentowaniem – i stąd bierze się marża banku dodawana do WIBOR-u. Ma ona pokryć ryzyko, koszty administracyjne i zapewnić wystarczający zysk, by móc włączyć go do kapitałów. Bo tylko wtedy bank będzie w stanie udzielić kolejnych kredytów.
WIBOR nie jest więc „ukrytą marżą” banków – choć zdarzało się nam także tak pisać – jest po prostu odniesieniem do realiów rynkowych. I wracamy do punktu pierwszego. To NBP wyznacza poziom stopy procentowej, a banki się do niej dostosowują. Nie mogą pożyczać taniej, bo to nie miałoby ekonomicznego sensu. Kredyty są drogie obecnie, ale takie mają właśnie być. I przykro mi to stwierdzić, ale fakt, że raty tak mocno wzrosły, należy uznać za efekt prawidłowo działających mechanizmów gospodarki rynkowej, a nie za defekt.
Korzystaliśmy w latach 2015–2019 ze stabilnych i niskich stóp procentowych, a potem przez półtora roku pandemii z ultra niskich. Być może zbyt długo to trwało, przez co teraz płacimy wysoką cenę. Czy winny jest rząd, NBP, Putin czy banki – nie ma w tej chwili znaczenia. Rachunek trzeba zapłacić.
Źródło zdjęcia: Tumisu/Pixabay