Zastąpiło mi kiedyś drogę trzech panów o fizjonomii świadczącej, iż mają za sobą „ciężkie wczoraj” i minach sugerujących, że moje „jutro” też może nie być lekkie. Rzecz się działa w Częstochowie, a panowie zamiast kosy wyciągnęli zza pazuchy… obrazki ze świętym Józefem, oczekując ode mnie satysfakcjonującej obie strony „cołaski”. Dlaczego przytaczam tę przygodę? Bo z takim działaniem kojarzy mi się greenwashing. Jak się nie dać nabrać?
