To, że w bankach rozpoczęła się fala podwyżek, nie jest dla mnie zaskoczeniem. Ale zgodnie z moimi przewidywaniami, banki robią to w białych rękawiczkach. Zamiast wprost podnosić koszt np. korzystania z karty debetowej, śrubują warunki, które trzeba spełnić, żeby karta nadal była formalnie za darmo, ale żeby mało kto miał szansę spełnić warunki tej darmowości. W tym kierunku zmierza właśnie Santander Bank. Nowy cennik obowiązywać będzie od grudnia. Co się zmieni?
Prawie zerowe stopy procentowe i kryzys gospodarczy wywołany pandemią koronawirusa już odbijają się na wynikach finansowych banków. Bankowcy mniej zarabiają na odsetkach od kredytów. Na dodatek akcja kredytowa siada, bo banki – pilnując ryzyka – przestały udzielać ich na lewo i prawo. Musiały też zawiązać gigantyczne rezerwy na kredyty, których część osób może nie spłacić.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
A że banki nie są organizacjami charytatywnymi, klienci muszą liczyć się z podwyżkami. Ten proces dzieje się już od kilku miesięcy. Pierwszym ciosem w klientów było drastyczne obniżenie oprocentowania depozytów. Lokaty z oprocentowaniem powyżej 2% można policzyć na palcach jednej ręki. W dużych bankach mówimy o stawkach rzędu 0,1, a nawet 0,01%. Przy inflacji na poziomie 3%, realnie tracimy. Niedawno szacowałem, że rocznie na różnicy między poziomem cen towarów i usług a zarobkiem na depozytach tracimy nawet 40 mld zł rocznie. Ta kwota jest niedoszacowana, bo wyliczona jeszcze przy nieco wyższych stopach procentowych.
Kolejny cios w klienta to podwyżki opłat za operacje zlecane w oddziałach. Banki zasłaniają się pandemią, przekonując, że w ten sposób (np. wzrostem opłat za wypłatę gotówki w placówce) zachęcają nas do korzystania z bankomatów i wpłatomatów, czyli do bezpieczniejszego bankowania, niż kontakt z pracownikiem banku face to face.
Od początku roku rosną też marże kredytów hipotecznych. Co prawda, w wyniku spadku stóp procentowych maksymalne nominalne oprocentowanie kredytów nie może przekroczyć 7,2%, a więc koszt odsetkowy pożyczek spadł, ale banki zaczęły odbijać to sobie wyższymi prowizjami za ich udzielenie.
Konto było za darmo, od grudnia zapłacimy 6 zł, chyba że…
Niedawno typowałem, co jeszcze zdrożeje w bankach w najbliższym czasie. Uważam, że banki wezmą się za koszty związane z prowadzeniem rachunków i kart, a nawet za przelewy. Ale zrobią to w białych rękawiczkach, a więc tak, żeby nadal móc komunikować i reklamować swoje usługi „za zero”.
W przeciwieństwie do kredytów, opłaty i prowizje od transakcji to w miarę stabilny biznes. Nie każdy musi się zapożyczać, natomiast większość z nas jest skazana na przechowywanie pieniędzy w bankach (chyba że zainwestujemy w solidny, domowy sejf). Musimy płacić rachunki, a więc zlecać przelewy, czy płacić za zakupy. A jeśli płacimy za nie kartą, to część prowizji od transakcji trafia do banku. Jeśli więc banki zaczną podwyższać prowizje za podstawowe usługi, to trudno będzie ich uniknąć.
Czy właśnie to – podwyżki zgodnie z taktyką salami – zaczyna się dziać w Santander Banku? Poinformował on właśnie o zmianach w cenniku, który zacznie obowiązywać od 1 grudnia 2020 r. Na stronie internetowej nie ma jeszcze nowej tabeli opłat i prowizji, bank udostępnił na razie tylko wykaz zmian.
Sztandarowym rachunkiem w Santanderze jest obecnie „Konto jakie chcę” (występuje w wersji „dorosłej” i dla osób, które nie skończyły 26. roku życia. Dziś jego prowadzenie w obydwu wariantach jest za 0 zł, bez żadnych warunków (płatna bywa karta debetowa do tego konta, ale o tym napiszę później).
Z wykazu zmian wynika, że od grudnia opłata miesięczna za konto dla klientów, którzy skończyli 26 lat, wyniesie 6 zł. Będzie można opłaty uniknąć, jeśli na rachunku pojawią się wpływy w wysokości co najmniej 500 zł miesięcznie oraz klient przynajmniej raz zapłaci kartą lub BLIK-iem. Czyli: nadal za darmo, ale za cenę większej aktywności (płatność kartą) i lojalności (wpływy).
Zmiany obejmą też inne rachunki. Santander ma w ofercie jeszcze konto „Select” dla klientów z nieco wyższej półki (zamożniejszych i bardziej wymagających). Opłata za jego prowadzenie się nie zmieni – 0 zł, jeśli klient zapewnia wpływy o wartości co najmniej 10.000 zł miesięcznie. Jeśli nie – prowadzenie rachunku będzie kosztowało aż 30 zł miesięcznie.
Z 8 do 10 zł wzrośnie opłata za „Konto24 walutowe”. Tyle zapłacimy, jeśli średnie saldo będzie mniejsze, niż 20 jednostek waluty, czyli np. euro lub dolarów.
Karta debetowa droższa, ale łatwiej uniknąć opłaty
Kolejną ważne zmiany dotyczą kart debetowych. Do „Konta jakie chcę” Santander wydaje „Kartę Dopasowaną” Visa lub Mastercard. Obecnie system naliczania opłat za kartę ma dwa warianty. Klient może płacić stały abonament – 3 zł miesięcznie. Od grudnia ta opcja w ogóle zniknie.
Drugi wariant to uzależnienie stawki od aktywności. Żeby za kartę nie płacić, dziś trzeba wykonać pięć transakcji bezgotówkowych w miesiącu. Nie ma znaczenia kwota, a więc można zapłacić pięć razy za coś, co kosztuje np. złotówkę. Jeśli nie wyrobimy tej normy, płacimy 5 zł. Od grudnia będzie inaczej. Standardowa opłata za kartę wzrośnie z 5 zł do 8 zł. Będzie można jej uniknąć, ale w inny sposób: trzeba będzie zapewnić wpływ na konto, do którego została wydana karta (co najmniej 500 zł) oraz przynajmniej raz zapłacić kartą lub BLIK-iem w miesiącu. Czyli pojawi się ten sam warunek, co przy opłacie za prowadzenie konta.
Bank przekonuje, że tak będzie klientom wygodniej, bo zamiast pięciu, wystarczy jedna transakcja. To prawda, ale znacznie pogorszy się klientom, którzy tego warunku nie spełnią. I to podwójnie. Obecnie jest tak, że jeśli ktoś nie wyrobi normy (pięć dowolnych transakcji), za pakiet „konto i debetówka” zapłaci najwyżej 5 zł miesięcznie (ROR jest bezwarunkowo za darmo, 5 zł to koszt karty). Od grudnia brak jednej płatności i 500 zł wpływu kosztować będzie: 8 zł za kartę i 6 zł za prowadzenie rachunku, czyli 14 zł.
Z górki będą mieć młodsi klienci Santandera (przed 26. urodzinami), bo konto będzie dla nich nadal bezwarunkowo za darmo, a kartę będą mogli mieć za darmo bez spełnienia warunku wpływu (500 zł). Wystarczy jedna transakcja kartą lub BLIK-iem.
Od 1 grudnia Santander zmienia też sposób naliczania opłat za karty kredytowej. Będzie je pobierał w trybie miesięcznym, a nie rocznym jak obecnie. Same stawki się jednak nie zmienią, a do zwolnienia z opłat przepustką będzie co najmniej dziesięć transakcji w miesiącu.
Wygląda więc na to, że wprowadzając warunek wpływu na konto w przypadku kart debetowych, Santander nie chce zachęcać klientów do większej aktywności (więcej płatności kartami), ale próbuje wymusić na nich większą lojalność. Kwota 500 zł, którą co miesiąc trzeba zasilać konto, nie jest może oszałamiająca, ale jeśli Santander nie jest dla nas bankiem pierwszego wyboru (np. nie wpływa tu pensja), o takim zasileniu rachunku można łatwo zapomnieć. A wtedy zapłacimy za rachunek i kartę więcej niż dziś.
Przeczytaj też: Jeszcze nie we wszystkich bankach oprocentowanie depozytów szoruje po dnie. Ile odsetek da się wycisnąć z najlepszych lokat? I gdzie je znaleźć?
Taniej w oddziałach i dla podróżników
W nowym cenniku Santandera znalazło się też kilka miłych niespodzianek. O ile banki generalnie idą w kierunku podnoszenia opłat za transakcje w oddziałach, to Santander postanowił pójść pod prąd. Za wypłatę i wpłatę gotówki w placówce posiadacze „Konta jakie chcę” płacą dziś 5 zł (wiek do 26 lat) lub 10 zł (powyżej). Od 1 grudnia ta usługa będzie za darmo.
Będą też zmiany w ofercie bankomatowej i walutowej. Klienci Santandera mogą wykupić pakiet wypłat gotówki w bankomatach w Polsce oraz za granicą. Obecnie to dwa pakiety. Darmowe są dla osób poniżej 26. roku życia. Starsi płacą za pakiet „polski” 7 zł, a za „zagraniczny” 10 zł. Od grudnia bank wycofuje pakiet „zagraniczny”, ale wypłatę z bankomatów zagranicznych włącza do pakietu „polskiego” bez zmiany jego ceny. Czyli za 7 zł miesięcznie będzie można wypłacać gotówkę z bankomatów w Polsce i za granicą.
Obecnie za 9 zł miesięcznie Santander oferuje tzw. pakiet wielowalutowy, czyli m.in. możliwość łączenia rachunków walutowych w euro, dolarach lub funtach z kartą debetową wydaną do rachunku złotowego. Dzięki temu kartą złotową można płacić za granicą bez kosztu przewalutowania.
W grudniu pakiet wielowalutowy zostanie wycofany z oferty, a złotową debetówkę z rachunkami walutowymi będzie można połączyć za darmo. Fajny prezent? Z pozoru tak, choć warto pamiętać, że Santander jest jednym z nielicznych banków, który za taką możliwość bierze dziś pieniądze. W innych usługa wielowalutowa jest za darmo.
Przeczytaj też: Bank nie chce obniżyć oprocentowania kredytu, mimo że WIBOR spadł? UOKiK: to naruszenie dobrych obyczajów. Bank podobno szuka rozwiązania
Podsumowując, na grudzień Santander planuje kilka podwyżek, kilka obniżek i nowe podejście do resetowania opłat. Teoretycznie nadal będzie można korzystać z podstawowych usług za darmo. Można rzecz, że wszystko w rękach klientów: jedni trzymać się będą nowych reguł i nie zapłacą ani grosza więcej, a nawet zyskają, bo np. oddziałowe wpłaty i wypłaty będą mieć za darmo. Inni nie wyrobią normy i zapłacą więcej.
Czy bank zarobi na tych zmianach? W udostępnionym dokumencie Santander podaje „okoliczności faktyczne wprowadzenia powyższych zmian”, a tam czytamy, że zmiany podyktowane są m.in. „wzrostem kosztów związanych z obsługą kart kredytowych, w tym kosztów kredytowania i autoryzacji transakcji, wzrostem kosztów związanych ze wzrostem inflacji i płac, wzrostem kosztów rozliczeń transakcji kartowych i obsługi gotówkowej, wzrostem kosztów związanych z wdrożeniem nowych przepisów prawa dotyczących m.in. wdrożenia silnego uwierzytelnienia i agregacji rachunków”.
W innym miejscu mowa jest wyższych składkach na Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Skoro koszty po stronie banku rosną, to nie łudźmy się, że nowa taryfa opłat i prowizji ma służyć temu, by bank zarobił mniej.
_________________
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o omyłkowych przelewach obłożonych wysokimi prowizjami, których mogłoby nie być, gdyby bankowcy chcieli ruszyć palcem w bucie, o wysypie reklam inwestycji w nieruchomości z „gwarantowanym zyskiem” i o tym co w nich jest „gwarantowane”, o tym dlaczego fintechy nawet nie spróbowały zniszczyć banków, chociaż dostały do ręki młotek oraz o tym jak nasi południowi sąsiedzi radzą sobie z pandemią. Zapraszamy do odsłuchania!
Rozpiska odcinka:
00:57 – Dlaczego banki nie chronią klientów przed pomyłkami przy zlecaniu przelewów?
12:08 – Inwestycje w nieruchomości z gwarantowanym zyskiem. Dlaczego trzeba na nie uważać?
23:10 – Bilet komunikacji miejskiej zaszyty w karcie płatniczej. Super sprawa, tylko dlaczego system nie działa?
31:02 – Z otwartą bankowością żyjemy już rok. Kto wykorzystał tę szansę, a kto ją przespał?
42:10 – Wyznania podróżnika, czyli jak Czesi radzą sobie z pandemią, czy mają lepszą niż my infrastrukturę drogową i płatniczą?
Aby odsłuchać podcast kliknij tutaj lub w poniższy baner: