Odszkodowania za zatrzymany biznes? W Polsce bój o nie dopiero się zaczyna i chyba mało kto wierzy, że uda się cokolwiek uzyskać, a w Wielkiej Brytanii… 370.000 firm prawdopodobnie otrzyma 1,2 mld funtów, czyli równowartość 6 mld zł. I to z pomocą państwowego nadzoru finansowego
Lockdown wywołał mnóstwo fatalnych skutków, a wśród nich najważniejsze jest oczywiście drastyczne pogorszenie sytuacji finansowej wielu firm, które zostały z dnia na dzień, bez żadnego ostrzeżenia „zamrożone”. Niektórym z nich pomogły tarcze antykryzysowe przygotowane przez władze różnych krajów, ale w wielu przypadkach straty są niepowetowane.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Im więcej jest wątpliwości co do tego, czy lockdown w ogóle był potrzebny (przykład Szwecji dowodzi, że bez niego niekoniecznie bylibyśmy w dużo lepszej sytuacji), tym bardziej poszkodowani przedsiębiorcy się zastanawiają, czy nie warto iść do sądu po odszkodowanie. W Polsce dodatkową okolicznością może być fakt, że rząd odmówił ogłoszenia stanu wyjątkowego, a innej podstawy prawnej do „zamrożenia” kraju formalnie nie ma.
Są już pierwsze przypadki roszczeń o odszkodowania – nawet nie za sam fakt wprowadzenia lockdownu, lecz za to, że został on wprowadzony nielegalnie. Burzy się zwłaszcza branża turystyczna (ta jej część, która żyje z wywożenia i przywożenia turystów zza granicy).
A premier – chyba mając lekkiego pietra, że będzie trzeba płacić ogromne odszkodowania – wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego o zbadanie zgodności z konstytucją przepisu, który umożliwia przedsiębiorcom ubieganie się o odszkodowania za straty poniesione podczas lockdownu.
Wygląda na to, że władze w Polsce zrobią wszystko, żeby nikt żadnych pieniędzy nie zobaczył, choć jest oczywiste, że lockdown został przeprowadzony „po kowbojsku”, czyli bez wypełnienia koniecznych procedur prawnych.
W Polsce bój o odszkodowania dopiero rusza, a w Wielkiej Brytanii już wywalczyli 6 mld zł
Podczas, gdy w Polsce walka o odszkodowania za lockdown coraz bardziej przypomina potyczki Don Kichota z wiatrakami, brytyjskie firmy mają poważne widoki na uzyskanie wielomiliardowych świadczeń. Co prawda nie od państwa, lecz od firm ubezpieczeniowych, ale mówimy o naprawdę sporych pieniądzach – 1,2 mld funtów, które prawdopodobnie trafią do 370.000 małych brytyjskich firm.
Wypłaty umożliwi wyrok Sądu Najwyższego z 15 września w procesie, którego inicjatorem była Financial Conduct Authority (FCA), czyli brytyjski nadzór finansowy, odpowiednik naszej Komisji Nadzoru Finansowego, ale mający uprawnienia także podobne do Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Sąd uznał, że firmy ubezpieczeniowe nie mogą stosować wyłączeń odpowiedzialności w ramach części polis business interruption, które sprzedały swoim klientom.
O polisach business interruption pisałem w kontekście lockdownu na „Subiektywnie o finansach”. Są one bowiem oferowane również polskim przedsiębiorcom, aczkolwiek u nas nie cieszą się zbytnią popularnością i są uznawane przez większość właścicieli firm za zbędną ekstrawagancję.
Polisy od utraty zysku lub od przerwania działalności są zwykle opcją dodatkową dodawaną do ubezpieczenia majątku firmy. Mają za zadanie wyrównać firmom straty poniesione wskutek nieprzewidzianych, losowych zdarzeń. Ich podstawowym celem jest „ochrona przed bankructwem” w wyniku przerwy w działaniu przedsiębiorstwa i braku możliwości generowania przychodów – a przecież właśnie teraz jesteśmy tego świadkami.
Jak pisałem w kwietniu, takie ubezpieczenie uratowało „życie” organizatorom najsłynniejszego turnieju tenisowego na świecie – Wimbledonu. Angielskie dzienniki pisały, że zapis dotyczący pandemii wmontowano do ostatniej polisy kilka lat temu.
Zgodnie z jej zapisami Wimbledon nie stracił pieniędzy za bilety ani prawa do transmisji. Za polisę płaci siedmiocyfrową kwotę, a poza pandemią obejmuje ona także między innymi ewentualną narodową żałobę po śmierci królowej. Turniej generujący ponad 250 mln funtów rocznego przychodu może sobie na takie zabezpieczenie pozwolić.
Jak widać, Brytyjczycy są przewidujący i nie skąpili pieniędzy na ochronę swojego biznesu. „Siedmiocyfrowa kwota” oznacza, że być może nawet kilka procent przychodów szło na polisę od różnych nieszczęść, które mogłyby zniszczyć turniej.
———————
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach” i korzystaj ze specjalnych porad Macieja Samcika na kryzysowe czasy – zapisz się na newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————
Brytyjskie firmy ubezpieczeniowe: jazda po bandzie i drobny druczek. FCA wchodzi do gry
O ile jednak organizatorzy Wimbledonu mają sztab dobrych prawników, zaś umowa ubezpieczeniowa była szyta „na miarę”, o tyle mniejsze brytyjskie firmy – choć też miały takie polisy – bardzo często były wystawiane przez ubezpieczycieli do wiatru. Powód? „pandemia, jako zjawisko o charakterze klęski żywiołowej, nie podlega ubezpieczeniu”.
Większość polis typu business interruption dla małych i średnich firm koncentruje się na szkodach majątkowych i obejmuje jedynie podstawowe ubezpieczenie w wyniku uszkodzenia mienia. Jednak niektóre polisy obejmują również przypadki przerwania działalności z innych przyczyn, w szczególności chorób zakaźnych lub podlegających obowiązkowi zgłoszenia oraz z powodu ograniczenia dostępu do siedziby firmy, a także zamknięcia lub ograniczenia działalności przedsiębiorstwa przez władze publiczne.
Tutaj: więcej na temat polis business interruption
Ubezpieczyciele bardzo często kwestionowali swoją odpowiedzialność, powołując się na fakt, że pandemia to ten rodzaj zdarzenia, w którym nie istnieje „pechowiec”, któremu przydarzyło się nieszczęście i na nie – w ramach składek – zrzucają się ci, którzy pecha nie mieli. Pandemia i lockdown oznacza – zdaniem firm ubezpieczeniowych – że pecha mieli wszyscy. A więc zdarzenie to jest „nieubezpieczalne”.
Odmowy stały się na tyle nagminne, że FCA postanowiła w imieniu przedsiębiorców skierować sprawę do sądu. Uczyniła to za pośrednictwem procedury „próbkowania”. A więc pozew dotyczył 21 odmian polis typu business interruption oferowanych przez ośmiu ubezpieczycieli: Arch Insurance, Argenya, Biura Ubezpieczeń Kościelnych; Hiscos, MS Amlin, QBE, Royal&Sun Alliance oraz Zurych Insurance. Media orzekły, że to bezapelacyjnie najważniejszy proces ubezpieczeniowy w ostatnich latach.
Wyrok ogłoszony przez Sąd Najwyższy jest złożony, liczy ponad 150 stron. Mówi, że większość klauzul business interruption, dotyczących chorób zakaźnych, powinna zapewniać wypłatę odszkodowania. Ale zależy to od szczegółowego brzmienia klauzuli i od tego, czy firma zgłaszająca roszczenie podlegała obowiązkowemu nakazowi zamknięcia, czy też po prostu nie mogła działać np. z powodu braku dostaw części od poddostawców. Szczegóły wyroku są na stronie FCA.
Trzy rzeczy, których mogą Brytyjczykom zazdrościć polskie firmy
Trzeba Brytyjczykom zazdrościć trzech rzeczy. Po pierwsze tego, że – inaczej, niż my – od przerw w działaniu swoich firm się ubezpieczają. Po drugie tego, że tamtejszy odpowiednik KNF wytypował wątpliwe wzorce warunków ubezpieczenia i sam poszedł z nimi do sądu. Nie musieli tego robić przedsiębiorcy, sprawę ogarnął utrzymywany z ich podatków urząd odpowiedzialny za ład finansowy w kraju.
Po trzecie trzeba Brytyjczykom zazdrościć tego, że w ich porządku prawnym istnieją sytuacje (zapewne dotyczące spraw inicjowanych w imieniu obywateli przez uprawnione do tego organy broniące ich praw), w których wyrok sądu – choć nieprawomocny – oznacza konieczność zrealizowania zawartych w nim reguł, niezależnie od tego, czy firmy, które zachowały się nie fair, się od niego odwołają. Co ciekawe, klienci nie muszą nigdzie pisać, ani się zgłaszać. Ubezpieczyciele mają sami ich znaleźć i zwrócić kasę.
Ubezpieczający, których roszczenia dotyczą, mogą spodziewać się informacji od ubezpieczyciela w ciągu najbliższych 7 dni.
Dzięki procedurze pozwu dotyczącego „przypadków testowych” wyeliminowano potrzebę rozwiązywania przez ubezpieczających wielu kluczowych kwestii indywidualnie z ubezpieczycielami. Przeciwnie: zespół ekspertów prawnych zgromadzonych przez FCA zapewniła stosunkowo szybkie i tanie rozwiązanie problemu niepewności prawnej na rynku polis business interruption.
FCA ogłosiła już, że będzie nadal informować ubezpieczających o postępach w sprawach za pośrednictwem specjalnej strony internetowej.
Wyrok został przyjęty z zadowoleniem przez grupę Hiscox Action Group, reprezentującą klientów ubezpieczyciela Hiscox, a także Night Time Industries Association (NTIA), reprezentujące firmy z branży hotelarskiej, które zostały szczególnie dotknięte przymusowymi zamknięciami. Obie grupy dołączyły do FCA jako współwnioskodawcy. Istnienie takich silnych grup też zapewne sprawia, że urzędy nadzorcze mają więcej motywacji do działania.
Nie jest jasne, czy firmy ubezpieczeniowe będą się odwoływać od wyroku. Ubezpieczyciel Hiscox zapowiedział, że decyzja w tej sprawie zapadnie w październiku. I oszacował, że wypłatami objętych będzie mniej, niż jedna trzecia polis dotyczących przerwania działalności firmy, sprzedanych w Wielkiej Brytanii. Nie jest więc tak, że pieniądze dostaną wszyscy. Ale 370.000 firm je prawdopodobnie dostanie. Ponad miliard funtów też piechotą nie chodzi.
Można mieć różne zdanie o Anglikach, ale trzeba przyznać, że sprawę wykręcania się ubezpieczycieli od odpowiedzialności za pandemię w sytuacji, gdy polisy sprzedawane firmom zawierały opcje chorób zakaźnych załatwili najlepiej, jak się da. Urząd odpowiedzialny za prawa obywateli i przedsiębiorców sam zebrał wzory polis, przedstawił je sądowi, a ten je ocenił w try miga i wydał wyrok. Choć jeszcze nieprawomocny, to już obowiązujący. Nie trzeba się nigdzie zgłaszać, dzwonić pisać, prosić, błagać. Ubezpieczyciel w ciągu 7 dni ma sam ma się odezwać i powiedzieć jak zamierza wykonać wyrok. Co poszło nie tak, że w Polsce to tak nie działa?
_________________
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o omyłkowych przelewach obłożonych wysokimi prowizjami, których mogłoby nie być, gdyby bankowcy chcieli ruszyć palcem w bucie, o wysypie reklam inwestycji w nieruchomości z „gwarantowanym zyskiem” i o tym co w nich jest „gwarantowane”, o tym dlaczego fintechy nawet nie spróbowały zniszczyć banków, chociaż dostały do ręki młotek oraz o tym jak nasi południowi sąsiedzi radzą sobie z pandemią. Zapraszamy do odsłuchania!
Rozpiska odcinka:
00:57 – Dlaczego banki nie chronią klientów przed pomyłkami przy zlecaniu przelewów?
12:08 – Inwestycje w nieruchomości z gwarantowanym zyskiem. Dlaczego trzeba na nie uważać?
23:10 – Bilet komunikacji miejskiej zaszyty w karcie płatniczej. Super sprawa, tylko dlaczego system nie działa?
31:02 – Z otwartą bankowością żyjemy już rok. Kto wykorzystał tę szansę, a kto ją przespał?
42:10 – Wyznania podróżnika, czyli jak Czesi radzą sobie z pandemią, czy mają lepszą niż my infrastrukturę drogową i płatniczą?
Aby odsłuchać podcast kliknij tutaj lub w poniższy baner:
_________________
SKORZYSTAJ Z NAJLEPSZYCH BANKOWYCH OKAZJI:
Obawiasz się inflacji? Sprawdź też „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco rankingi lokat, kont oszczędnościowych, a także zestawienie dostępnych dziś okazji bankowych (czyli 200 zł za konto, 300 zł za kartę…). I zacznij zarabiać:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
_________________
PRZYGOTUJ SWOJE OSZCZĘDNOŚCI NA INFLACJĘ:
>>> Tutaj dwa słowa o antyinflacyjnych obligacjach skarbowych i o tym, które teraz najlepiej wybrać. A do wzięcia jest nawet 4-5% rocznie na długoterminowych obligacjach i 1% na tych względnie krótkoterminowych
>>> Warto też wiedzieć, że w niektórych bankach pozwalają kupować covidowe obligacje BGK z poziomu zwykłego konta osobistego. Potencjalny dochód może sięgnąć 1,7-1,8% w skali roku
>>> A tutaj trzy w miarę bezpieczne sposoby lokowania oszczędności nie będące depozytami, pozwalające chronić pieniądze przed inflacją
>>> Tutaj macie trzy przykładowe strategie lokowania oszczędności na dłużej, oparte na funduszach inwestycyjnych
>>> Tutaj dwa słowa o możliwościach lokowania oszczędności w największe firmy na świecie za pośrednictwem „automatycznych funduszy”, czyli ETF-ów, żeby uniezależnić się od szaleństwa polskich polityków
I jeszcze dwie zniżki przygotowane specjalnie dla czytelników „Subiektywnie o finansach”:
>>> W ramach mojej współpracy z AXA TFI możesz dostać dwa razy po 200 zł, wpłacając pieniądze na konta IKZE oraz IKE – czyli inwestując w ramach „opakowania emerytalnego” związanego z gwarantowaną przez polski rząd ulgą podatkową Szczegóły tej promocji znajdziesz pod tym linkiem. Warto wpisać przy rejestracji kod promocyjny „msamcik2020” (działa zarówno przy promocji 200 za 2000 przy wpłatach do IKE, jak i do IKZE).
>>> W ramach współpracy edukacyjnej z F-Trust mam dla Ciebie kupon umożliwiający inwestowanie pieniędzy bez opłaty manipulacyjnej na internetowej platformie, na której znajdziesz setki funduszy inwestycyjnych. Należy kliknąć ten link, a potem wpisać kod promocyjny ULTSMA. Zapłacisz tylko wliczaną w wartość jednostek uczestnictwa opłatę za zarządzanie wybranym funduszem lub funduszami (jej ominąć się, niestety, nie da). Ale żadnych innych opłat nie będzie.
_________________
SUBSKRYBUJ KANAŁ WIDEO „SUBIEKTYWNIE O FINANSACH” I ZOBACZ NAJNOWSZE SZKOLENIA:
Na kanale YouTube „Subiektywnie o finansach” znajdziesz mnóstwo wideoporadników dotyczących lokowania oszczędności, inwestowania, rozsądnego zarządzania domowym budżetem, nowoczesnych form płatności oraz innych ważnych rzeczy dla Twojego portfela. Subskrybuj i oglądaj.
zdjęcie tytułowe: Anna Shwets/Pexels