Setki polskich firm dostają pisma o podwyżkach stawek za prąd. Mniejsi, niezależni od koncernów energetycznych sprzedawcy prądu nie wytrzymują bezprecedensowych wzrostów cen na rynku energii i zaczynają je przerzucać na swoich klientów. To może zwiastować styczniowy armagedon i rekordowe podwyżki dla gospodarstw domowych
Ceny kontraktów terminowych na sprzedaż prądu wzrosły w ciągu roku o 60%. Tym właśnie tłumaczą sytuację w pismach do klientów sprzedawcy prądu. Ile firm jest zagrożonych otrzymaniem takiego liściku?
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Według danych Urzędu Regulacji Energetyki do maja sprzedawcę zmieniło na „niezależnego” – czyli niezwiązanego, z którąś z wielkich firm energetycznych (PGE, Enea, Energa, Tauron, Innogy) – prawie 200.000 przedsiębiorców. To oni są zagrożeni w pierwszym rzędzie. Zmiany mogą dotyczyć większości umów.
Czytaj też: Prąd z pomocą lekarza, psychologa, a nawet pranie, gotowanie i sprzątanie. Awangardowa oferta Energi
„Prąd drożeje. My już nie wyrabiamy”
Mamy kilka kopii wypowiedzeń umowy na dostawy prądu. Umowy wypowiadają klientom zarówno dość duże firmy, takie jak Gaspol, czy Energia Dla Firm, ale też wielu lokalnych sprzedawców. Wśród nich są już nawet potentaci: Energa, czy Tauron.
„W związku z obecną sytuację na rynku nie jesteśmy w stanie świadczyć usługi sprzedaży energii na dotychczasowych warunkach. Skuteczne wypowiedzenie umowy nastąpi 31 lipca 2018 r.”
– pisze do swojego klienta Elektrociepłownia Andrychów. Inne firmy sprzedające prąd zapowiadają wręcz zakończenie działalności handlowej rynku energii:
„W związku z nieprzewidzianymi i nadzwyczajnymi okolicznościami na rynku energii elektrycznej, których nie dało się przewidzieć w momencie zawarcia umowy, Gaspol podjął decyzję o niekontynuowaniu działalności w segmencie sprzedaży energii elektrycznej i jesteśmy zmuszeni do skorzystania z uprawnienia do rozwiązania umowy”
Z kolei podwarszawską firmę Corrente (z Jawczyc, koło Ożarowa) podwyżki tak zaskoczyły, że aż powołała się na przepisy kodeksu cywilnego mówiące o „ekwiwalentności świadczeń”.
„Tak znaczne, dotąd nienotowane wzrosty cen na Towarowej Giełdzie Energii nie pozwalają Corrente na utrzymanie cen sprzedaży na poziomie określonym w Umowie, nawet przy założeniu całkowitej rezygnacji z marży handlowej. Dalsza realizacja umowy w oparciu o niezmienioną cenę jednostkową energii, generowała będzie poważne straty finansowe i groziłaby utratą płynności finansowej firmy”
W swoich pismach firmy zajmujące się sprzedażą prądu przyznają, że nie widzą szansy na odwrócenie trendu. Czyli praktycy potwierdzili to, o czym mówili teoretycy, eksperci i analitycy zajmujący się branżą energetyczną. Kilka dni temu opisywaliśmy raport Instytutu Energetyki Odnawialnej, który postawił tezę, że galopada cen prądu dla firm, dopiero się zaczyna.
Zgodnie z prognozą IEO średnia cena sprzedaży energii elektrycznej w grupach taryfowych C wzrośnie do 2030 r. o ok. 25%, tj. do poziomu ok. 400 zł za megawatogodzinę (MWh), natomiast w przypadku grup taryfowych B o ok. 19% do poziomu mniej więcej 280 zł za MWh.
Powód wzrostów? W długim terminie wzrost kosztów wytwarzania energii, koszty paliwa (węgla) i emisji CO2, a w krótkim, szczególnie w okresie letnim – obawy o to czy nie zabraknie prądu, tak jak miało to miejsce w sierpniu 2015 r.
Mamy podstawę do rezygnacji z umowy
Co może zrobić firma, która dostała taki cios? Jeśli dotychczasowy sprzedawca wypowiedział umowę, to sprawa jest prosta – musimy sobie szukać nowego. Taki nieprzyjemny manewr u progu sezonu urlopowego to jak podrzucenie klientowi zgniłego jaja. Nasz personel jedzie na wakacje, a tu trzeba szukać nowego dostawcy energii.
A co jeśli dotychczasowy sprzedawca nie wypowiada umowy, a jedynie zapowiada podwyżki? Większość sprzedawców w pismach, które widzieliśmy rzetelnie informuje, że w związku z tym, że to oni zmieniają warunki, klientowi przysługuje prawo do tego, aby na nie nie przystać i rozstać się w pokojowych nastrojach, bez płacenia żadnych kar.
Czytaj też: Oni odetną prąd car-sharingowi? Warszawę i kraj zaleją… skutery na minuty. Ja już jeździłem
Ale niektóre pisma pozostają zagadkowe – np. Corrente informuje swojego klienta firmowego, że teraz prąd będzie droższy, ale nie pisze o ile. Z kolei Energia dla Firm piszę o podwyżce, ale nie przypomina o możliwości rezygnacji z umowy. W najgorszej sytuacji są drobni przedsiębiorcy, z grup taryfowych C, czyli małe i średnie firmy, a także gospodarstwa rolne. Taryfa B (przemysł, centra handlowe, biurowce) mają negocjowane umowy z wieloma „bezpiecznikami”.
Sytuacja firm jest nie do pozazdroszczenia, bo nie chroni ich parasol Urzędu Regulacji Energetyki, ani UOKiK-u. Jest wolność zawierania umów, prawo konsumenckie tu nie zadziała.
Konsumenci już nie mogą czuć się bezpieczni?
Czy podwyżki powinny martwić konsumentów? Niestety, klienci indywidualni nie mogą już spać spokojnie. Do tej pory faktycznie wszelkie podwyżki na rynku przerzucane były na firmy, ale tak dużych zmian nie będzie można markować w nieskończoność. Kontrolowane przez państwo spółki mogą być zmuszone do zawnioskowania do Urzędu Regulacji Energetyki o zmianę taryf, która weszłaby w życie od nowego roku.
„Jest duże parcie na podniesienie taryf, bo obecne nie uwzględniają rzeczywistych warunków panujących na rynku. Należy oczekiwać, że tym razem podwyżki będą większe niż średnio w ostatnich latach”
– usłyszeliśmy w jednej z firm sprzedających prąd. Stawiam dolary przeciwko orzechom, że pomimo nadchodzącego wielkimi krokami sezonu wyborczego, instytucje państwa zdecydują się na podwyżki cen sprzedaży prądu (w ostatnich latach rosły głównie stawki za dystrybucję – suma kosztów opłat za prąd rozkłada się mniej więcej po połowie: sprzedaż i dystrybucja).
Czytaj też: Auto-tankowanie? Oto aplikacja dzięki której twój samochód… sam zapłaci za paliwo. Od Shella
Z drugiej strony ceny prądu dla konsumentów to temat wrażliwy społeczno-politycznie. Marże w sprzedaży prądu dla klientów indywidualnych są nie duże i nawet jeśli wzrosną, to nie zrekompensują kosztów zakupu droższej energii. Ten ciężar cały czas będzie łatwiej przerzucić na firmy.
Prąd potaniał. Ale tym razem może nam się nie upiec
A może to tylko wiele hałasu o nic? W ostatnich dniach ceny prądu nieco spadły. O ile w kontraktach z dostawą na sierpień na przełomie maja i czerwca za megawatogodzinę trzeba było płacić 300 zł, to teraz jest to ok. 235 zł. Ceny na drugą połowę roku wahają się od 200 do 250 zł w zależności od kontraktu. Czyli bezsprzecznie jest taniej. Z drugiej strony, to i tak drogo, bo na początku roku te stawki nie przekraczały 160-180 zł. Obawiam się, że czasy naprawdę taniego prądu szybko nie wrócą.