Zamiast taksometru aplikacja, przez którą nie tylko zamawiasz kurs i monitorujesz trasę, ale też regulujesz płatność. A właściwie ona reguluje się sama. Wszystko pięknie, dopóki kierowca nie „zapomni” zakończyć kursu. Nie jedziesz, a płacisz. „Z poziomu aplikacji nie można nic zrobić!” – pisze czytelnik. I takie aplikacje będą za chwilę zastępowały taksówkowe taksometry
Za kilka dni wchodzi w życie „Uber Lex”, czyli ustawa, która na nowo ustala warunki gry na rynku przewozów pasażerskich. Uber i inni tego typu pośrednicy staną się legalni, ale pod warunkiem, że kierowcy będą posiadali licencje taksówkowe (co prawda bardziej liberalne, niż te dotychczasowe).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj więcej: Oto pięć rzeczy, na które musisz uważać po 1 stycznia, gdy wejdzie w życie Uber Lex
Legalne mają się też stać aplikacje taksówkowe zamiast taksometrów. Biorąc pod uwagę jakość niektórych aplikacji – może być wesoło. Przekonał się o tym jeden z moich czytelników.
Kwestia taksometrów i aplikacji, które mogą je zastępować, to jedna z osi sporów pomiędzy tradycyjnymi korporacjami taksówkarskimi (używającymi od zawsze taksometrów) i nowoczesnych pośredników przewozowych, takich jak Uber, Bolt, iTaxi, czy FreeNow.
Tradycyjni taksówkarze uważają, że zastępowanie taksometrów aplikacjami może skłaniać do nadużyć kosztem pasażerów, bo aplikacje mogą źle mierzyć odległość, prowadzić nieoptymalną z punktu widzenia kosztowego trasą, albo wykorzystywać z góry określone stawki, które niekoniecznie muszą być korzystne dla pasażerów (choć na razie zwykle są, jak np. opcja Lite we FreeNow).
Czytaj też: Czy Uber zaczął używać swojej „magii” przeciwko klientom? Masz mało czasu, więc zapłacisz wyższy rachunek?
Z częścią podnoszonych przez taksówkarzy argumentów można się zgodzić. O ile taksometry są atestowane i homologowane, to w aplikacjach mogą znajdować się błędy, które np. spowodują błędne naliczanie ceny. Mamy taką sytuację na rynku hulajnóg, gdzie aplikacje bywają zawodne, a klienci mają wątpliwości, czy opłaty są naliczane prawidłowo. Ale zweryfikować się tego nie da.
Taksometry takich numerów nie robią, choć oczywiście są z nimi związane inne problemy – taksówkarz może jednym dotknięciem włączyć wyższą taryfę i zażądać podwójnej opłaty za kurs.
Jakie będą pomysły na kontrolowanie prawidłowości działania aplikacji – nie wiadomo, bo nie ma jeszcze stosownego rozporządzenia. Ale jest pewne, że będą pretensje pasażerów, odrzucone reklamacje i psioczenie na całą tę nowoczesność.
Przedsmak już mamy. Jeden z moich czytelników o mało nie został okantowany przez kierowcę aplikacji Bolt. To jeden z uberopodobnych pośredników, zatrudniający najczęściej obcokrajowców i opierający się na aplikacji do zamawiania samochodów, naliczania stawek za kurs oraz płatności.
Podobnie, jak w Uberze, nie trzeba nic robić, żeby zapłacić za kurs. Po prostu wychodzi się z samochodu, kierowca potwierdza, że jest u celu, a z przypiętej do aplikacji karty płatniczej są ściągane pieniądze.
„Nie wiem czy to historia na artykuł, ale informuję, że aplikacja Bolt ma duże felery. I korzystając z tych felerów kierowca Bolta mnie oszukał. Zamówiłem kurs zamiejscowy poza Kraków za niecałe 100 zł. Gdy wysiadłem z samochodu, kierowca nie zakończył kursu, tylko zmienił lokalizację i jeździł na mój rachunek po Krakowie. Nie byłem w stanie tego zatrzymać, w aplikacji była informacja, że to dalej moja trasa. Kierowca może jeździć sobie, ile chce, a ja z poziomu aplikacji nic nie mogę zrobić!”
Oczywiście po zakończeniu kursu z karty mojego czytelnika została ściągnięta kwota znacznie wyższa, niż rzeczywisty kurs. Czytelnik się zorientował, że został oszukany, ale być może kierowca, który kolejne check-pointy swojego „kursu” wpisywał już cyrylicą (bo tak mu było wygodniej – patrz screenshot) miewał już nieco lepsze doświadczenia – że klienci nie zorientowali się, iż kurs kończył im się później, niż w rzeczywistości.
Mój czytelnik najadł się nerwów. Najpierw próbował jakoś zakończyć kurs poprzez aplikację, ale – jak już wiecie – nic z tego nie wyszło.
„Dzwonienie do kierowcy też nie pomogło, bo nie odbierał. A z helpdeskiem Bolta nie ma jak się kontaktować, bo jest taka możliwość wyłącznie poprzez czat i nie w czasie trwania kursu”
Sprawa skończyła się pozytywnie, bo gdy udało się już w sposób tradycyjny skontaktować z Boltem, to bez szemrania zwrócono kasę klientowi. I to za cały przejazd, a nie tylko za nadmiarową część. Można więc powiedzieć, że firma zachowała się przyzwoicie. Niepokoi jednak fakt, że te aplikacje, które mają teraz zastępować taksometr, są dziurawe jak ser szwajcarski.
Czytaj też: Uber i bilokacja, czyli jak jednocześnie płacić za kurs w Rumunii i Kolumbii?
zdjęcie: MobiRank.pl