Przez Warszawę przeszedł niedawno marsz patriotów. Niektórzy z nich miłość do Ojczyzny wyrażali w sposób inspirowany filmem „Człowiek Demolka”. Nie wiemy czy i jakimi taksówkami wracali lub jechali na marsz jego uczestnicy (i czy w ogóle taksówkami), ale jeśli chcieliby zamówić przewóz przez smartfona, to mieliby duży problem. Wybrać najtańszą, czy najbardziej polską? I jak tę „polskość” mierzyć? Uber, Bolt, MyTaxi, iTaxi? Udaliśmy się na poszukiwanie taksówkowego patriotyzmu
Taksówka to dziś już nie jest „towar luksusowy”. Kiedyś przejażdżka taksówką to było wydarzenie zarezerwowane na jakieś specjalne okoliczności – wizyta w szpitalu, powrót z wesela, czy z urodzin. Dziś przejazdy spowszedniały, do czego przyczynił się też spadek cen usług wynikający z rewolucji technologicznej i „rozhermetyzowania” się branży przewozowej. Kiedyś taksówka to był prestiż, a kierowca to był fachowiec-transportowiec. Dziś do zawodu może wejść praktycznie każdy.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Według danych z ubiegłego roku, przygotowanych przez firmę iTaxi, z taksówek korzystają stosunkowo częściej, niż inni, osoby w wieku 25-35 lat i „wykształciuchy”, czyli osoby z tytułem co najmniej magistra z dużych miast. Oplata za kurs wynosi średnio 30-40 zł, a ciągle podstawowym sposobem przyjmowania zamówień jest staroświecka rozmowa telefoniczna z call-center.
Czy w taksówce kapitał ma narodowość?
Pandemia zmieniła styl korzystania z taksówek i liczbę kursów – mniej jest zagranicznych turystów (w hotelach w październiku było ich może kilka procent), kluby nocne i dyskoteki są zamknięte – a to właśnie nocą taksówkarze mieli do tej pory żniwa. Z drugiej strony więcej osób unika transportu publicznego i wybiera taksówki. Ale gdzie płyną pieniądze, które wydajemy na przewozy? W przypadku tradycyjnych korporacji taksówkowych – wiadomo, to zwykle lokalne, polskie firmy. Ale jeśli to kierowca „z aplikacji”?
Ekonomiści dzielą się na takich, którzy mówią, że kapitał nie ma narodowości i takich, którzy mówią, że ma. Ostatnio jakby trochę więcej racji maja ci drudzy, a wspiera ich rząd, który namawia do korzystania z polskich produktów. Zaczął były minister rolnictwa (jeszcze z PiS) Jan Ardanowski, który zachęcał: podejmując decyzje zakupowe, wybierając polskie produkty, buduje się siłę naszej gospodarki. Być może wspiera w ten sposób właśnie swoją siostrę, brata, rodziców czy znajomych.
Szybko dołączył do niego premier Mateusz Morawiecki i ogłosił: Kupowanie polskich produktów to najprostszy sposób na wsparcie polskiej gospodarki. Do tego chóru dołączył niedawno Orlen, który w tym roku rozpoczął kampanie promującą polskie firmy. W sumie na 1800 stacjach Orlenu 85% produktów pochodzi z produkcji krajowej – nie wiadomo tylko, czy tak duży odsetek obejmuje taki produkt jak paliwa, które są przecież produkowane z rosyjskiego surowca, za który Orlen płaci krocie.
Czasami jednak można się zakiwać, tak jak wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń, który stwierdził, że fabryki takie jak jak Kotlin, czy Tymbark zostały przejęte przez zagraniczne koncerny, gdy w rzeczywistości należą do polskiego koncernu Maspex z jednego z najbardziej polskich miast – Wadowic.
Czasami pogoń za polskością produktów może zapędzić nas w kozi róg, bo przecież nawet jeśli firma należy do zagranicznego koncernu, to tworzy miejsca pracy i płaci podatki tutaj w Polsce. No właśnie, czy rzeczywiście płaci?
Taxi-plankton i cztery wieloryby z aplikacji
W samej Warszawie naliczyłem 23 korporacje, które różnią się flotą samochodów, ceną, czy sympatią klientów. Rynek coraz bardziej opanowują korporacje, które wyrosły z aplikacji mobilnych do zamawiania przewozów. Impuls dał Uber, który otworzył rynek na nowych klientów (mniej zamożnych, akceptujących niższą jakoś usług) i nowych kierowców, którzy za kółkiem zdobywali pierwsze szlify i dla których topografia Warszawy była jak labirynt Minotaura. Klienci jednak akceptowali niższy poziom usług i zaczęli przesiadać się do Ubera (działającego długo w „szarej strefie”), zabierając chleb zwykłym taksówkarzom, którzy parali się tym zajęciem od lat.
W efekcie przez Warszawę przetoczyła się fala strajków taksówkarzy, którzy apelowali do rządu żeby Ubera „odłączyć od polskiego internetu”. Ale Polska to nie Korea Północna, więc nie byłoby to łatwe (choć z zagranicznymi firmami hazardowymi się udało), a zamiast tego Sejm uchwalił ustawę o przewozie osób, która zrównała prawa i obowiązki wszystkich przewoźników. Z powodu pandemii jej wejście życie zostało opóźnione do stycznia 2021 r.
Dziś taksówkowy tort kroją między siebie – poza tradycyjnymi korporacjami taksówkowymi – cztery firmy, zgodnie z ustawą zarejestrowane jako przewoźnicy taksówkowi, czyli FreeNow (firma niemiecka), Uber (amerykańska) i Bolt (estońska). Czy w Polsce nie znalazł się żaden wizjoner, który zebrałby podzielonych taksówkarzy i „włożył” do jednej aplikacji? Owszem był – Stefan Batory, założyciel iTaxi (zbieżność nazwisk z królem Polski przypadkowa). To czwarty „aplikacyjny” gigant.
Czy Bolt optymalizuje się podatkowo?
Kierowcy pracują i zarabiają w Polsce, więc płacą tutaj podatki – niezależnie od formy zatrudnienia. A same platformy? Zajrzałem w regulaminy tych czterech firm. Wszystkie jak jeden mąż dostosowały się do nowego prawa. Zarówno Uber, jak i Bolt, czy FreeNow zgodnie z nową ustawą o przewozie osób, zarejestrowały nie tylko spółkę w Polsce (którą miały już wcześniej), ale też dopisały, że spółka ta zajmuje się pośrednictwem w przewozie osób.
Jednak ani Uber, ani Bolt nie pozbyły się swojego DNA. Na pytanie „kim jesteśmy” Uber odpowiada: „jesteśmy Uber B.V, spółką z siedzibą w Holandii, zarejestrowaną w Amsterdamskiej Izbie Handlowej. Adres: Meester Treublaan 7, 1097 DP Amsterdam”. A Bolt? „Jesteśmy Bolt Technology OÜ zarejestrowana na mocy prawa Republiki Estońskiej. Adres: Vana-Lõuna tn 15, Tallin 10134″.
Z tego grona jedynie „niemieckie” FreeNow (formalnie MyTaxi, to nazwa sprzed rebrandingu) i iTaxi mają polskie korzenie na Mokotowie i Żoliborzu. W przypadku FreeNow nie znalazłem żadnej „pępowiny”, która łączyłaby platformę z niemieckim właścicielem. Oprócz tego jedynie FreeNow szczegółowo opisuje formy i możliwości złożenia reklamacji dotyczącej jakości przewozu. W pozostałych przypadkach podróżującym zostaje pisanie e-maili albo próba o załatwienia sprawy „z poziomu aplikacji’, co bywa wyjątkowo trudne.
Podobnie może być z procesami w sądach – jeśli chcemy mieć prawny „sparing” z Boltem lub Uberem, to czeka nas wynajęcie pełnomocnika w Holandii albo Estonii. iTaxi ani FreeNow w swoich regulaminach nawet nie mają fragmentu o jurysdykcji, bo oczywistą, oczywistością jest to, że działają w Polsce. A to nie koniec. Zdaniem prawnika Jacek Pyssa z Instytutu Studiów Podatkowych, w regulaminie Bolta jest kontrowersyjny fragment. Mówi on, że:
„Przedsiębiorcy obciążeni są Opłatą Bolt za korzystanie z Platformy Bolt, tj. usługą realizowaną przez spółkę estońską”. Nie pojawia się tam informacja o opłacie za pośrednictwo, co pozwala wnioskować, że firma jest zwolniona z opłaty oraz usługa pośrednictwa jest realizowana przez dwie spółki, z których tylko jedna posiada licencję GITD”
Co to oznacza?
„Istnieje ryzyko, że obowiązek podatkowy, który na platformy nakłada nowelizacja ustawy, nie zostaje spełniony, a tym samym szanse w konkurencji nie są równe”
– mówi prawnik. Czyli jednym słowem: Bolt może się optymalizować podatkowo. Ale czy rzeczywiście jest? Zapytaliśmy Bolta, który powiedział.
„W ramach dostosowywania się do znowelizowanej ustawy o transporcie, jako jedna z pierwszych platform uzyskaliśmy licencję na pośrednictwo w przejazdach Głównego Inspektoratu Transportu Drogowego (GITD). Wszystkie wprowadzane na naszej platformie procesy są konsultowane z Głównym Inspektoratem Transportu Drogowego i ITD, co ma na celu osiągnięcie najwyższej jakości standardów”
Bolt punktuje też, że niezwłocznie chce wprowadzić wirtualne kasy fiskalne (do których wdrożenia jego konkurencja się nie spieszy). Wniosek został złożony w sierpniu, ale – i to pokazuje stan cyfryzacji naszego państwa – Głównemu Urzędowi Miar ciągle coś się nie zgadza, więc e-kas nie ma.
Patrząc na ceny – trudno tutaj o uniwersalne porównanie, bo w aplikacjach są one dynamiczne – zwykle wygrywa Bolt, potem jest Uber, a ciut droższe bywają FreeNow i iTaxi. Ale od tej kolejności możliwe są odstępstwa (np. opcja Lite we FreeNow może zbić cenę do poziomu Bolta).
Podsumowując – podróżujący taksówkami patrioci, którzy chcieliby korzystać wyłącznie z polskich firm, a jednocześnie korzystać z aplikacji, mają do wyboru albo iTaxi (polski właściciel i polska spółka), albo MyTaxi (niemiecki właściciel, polska spółka), albo Uber (amerykański właściciel, czyli sojusznik, holenderski pośrednik i polska spółka), albo Bolt (estoński właściciel i jedna z dwóch spółek – polska i estońska) zamawiać przewozy tradycyjnie, przez telefon u konwencjonalnych przewoźników typu „radio-taxi” (i koniecznie brać paragony).
————————-
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W nowym odcinku środowego podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy o tym:
>>> jak może wyglądać ewentualny listopadowy lockdown (o ile rząd zdecyduje się go zarządzić) oraz jak powinien wyglądać, gdyby miał zostać wprowadzony z głową.
>>> dlaczego polscy przedsiębiorcy (np. ci, którzy sprzedają znicze na cmentarzach, zamkniętych przez rząd w ostatniej chwili przed 1 listopada) nie ubezpieczyli się od takiego ryzyka.
>>> czy ekstaza mediów dotycząca szczepionki na koronawirusa jest uzasadniona
>>> jak z kryzysem finansowym postanowili walczyć, wprowadzając nową płacę minimalną – równowartość 100 zł za godzinę.
>>> że pojawiła się pierwsza karta płatnicza, która działa wszędzie, choć nie istnieje „w plastiku”. Czy to nowy trend w polskiej bankowości?
Zapraszamy do posłuchania: trzeba kliknąć tutaj albo w baner poniżej.
źródło zdjęcia: mat. prasowe, PixaBay