29 października 2019

Pisze prawnik do frankowicza. Ile wart jest twój e-mail, jeśli masz kredyt w „walutowym” banku? I kto go wykradnie, żeby zarobić?

Pisze prawnik do frankowicza. Ile wart jest twój e-mail, jeśli masz kredyt w „walutowym” banku? I kto go wykradnie, żeby zarobić?

Wśród prawników oraz współpracujących z nimi pośredników niezwykle poszukiwanym dobrem stały się dziś adresy e-mail do klientów posiadających kredyt frankowy. Zdobywając bazy takich danych (najbardziej kompletne są w bankach) – legalnie lub nie – można nieźle zarobić.  Mam sygnały, że do moich czytelników dzwonią wysłannicy kancelarii, zaskakująco dobrze poinformowani. Przypadek? Nie sądzę – powiedziałby klasyk

Niedawne orzeczenie europejskiego sądu TSUE w sprawie kredytów walutowych (a w zasadzie „walutowych”, bo tylko ich oprocentowanie i kurs spłaty rat są odnoszone do waluty obcej) otworzyło bramy niebios przed prawnikami specjalizującymi się w procesach z instytucjami finansowymi.

Zobacz również:

Czytaj więcej o tym: Co nam mówi orzeczenie TSUE w sprawie franków? Jest jedno trudne pytanie

Gdy dziś „obsługują” oni pewnie nie więcej, niż 10.000 procesów frankowiczów z bankami (tylu się zbuntowało i poszło na wojnę z bankami), to po korzystnym dla kredytobiorców orzeczeniu TSUE potencjalne zapotrzebowanie na ich usługi może być wielokrotnie wyższe. Nawet gdyby tylko część z pół miliona kredytobiorców zdecydowała się na proces o unieważnienie swojej umowy, na prawników spadnie deszcz mamony.

Kilkanaście tysięcy złotych za każdą instancję – takie (mniej więcej) koszty współpracy z klientami dyktują dziś kancelarie z wyższej półki, czasem jest to mniej, ale w zamian za prowizję od uzyskanej kwoty (obok z kolei wyciąg z propozycji jednej z kancelarii odszkodowawczej). Przemnóżcie to sobie przez liczbę obsługiwanych spraw – kilkaset, może kilka tysięcy na kancelarię. Na stole leży istna fortuna.

Aby się do niej dobrać, trzeba tylko „dopaść” jak największą liczbę posiadaczy umów kredytów walutowych i uświadomić im, że mają przed sobą Świętego Graala w postaci możliwości unieważnienia lub odwalutowania umowy. Oraz, że inwestycja w proces jest jak zwycięski los na loterii – nie sposób przegrać. Sposoby na „dopadnięcie” frankowicza są różne. Ostatnio dostałem od koleżanki takie zdjęcie z pozdrowieniami:

Obowiązek „dopadania” frankowicza oczywiście nie dotyczy najbardziej znanych w światku procesów konsumenckich kancelarii (a przeważnie też – najbardziej fachowych). Przed ich biurami i tak ustawiają się komitety kolejkowe klientów gotowych zapłacić 1000 zł za to, żeby chociaż jakiś prawnik, asystent prawnika bądź asystent asystenta spojrzał na ich umowę i powiedział jaka jest szansa na unieważnienie.

Ale poza renomowanymi prawnikami są i tacy, którzy o frankach dowiedzieli się z telewizji i też chcieliby zarobić na rzeczy tak w dzisiejszych czasach banalnej jak wyciągnięcie od banku pieniędzy w procesie sądowym.

Czytaj też: Najpierw padli ofiarą toksycznych kredytów, a teraz chciwych prawników? Frankowiczu, zobacz ile wynosi uczciwe wynagrodzenie prawnika za prowadzenie twojej sprawy i gdzie zaczyna się zdzierstwo

Czytaj też: Orzeczenie TSUE to sukces, czy… porażka frankowiczów? Mieli już przetartą ścieżkę do taniego kredytu, ale…

E-mail lub telefon do frankowicza – „towar” na wagę złota

Z moich informacji wynika, że znacznie zyskują na wartości bazy danych z adresami e-mail posiadaczy kredytów frankowych. Rozmawiałem wczoraj z członkiem zarządu jednego z „frankowych” banków, który powiedział, że od kilku dni jego ludzie dostają pełne pretensji e-maile od swoich klientów: „na jakiej podstawie udostępniliście mój adres e-mail jakimś kancelariom?”.

Okazuje się, że do klientów banku piszą reprezentanci kancelarii lub pośrednicy, którzy mają już wstępne rozeznanie co do typu kredytu posiadanego przez daną osobę oraz nazwy banku, z którym jest spisana umowa. Bankowcy oczywiście nie mogliby takich danych ujawnić – po pierwsze to byłoby złamanie prawa, a po drugie nie jest w ich interesie ułatwianie roboty przeciwnikowi, czyli kancelariom prawniczym.

Bazy klientów banków są zapewne kopiowane lub w inny sposób wyciągane z bankowych systemów informatycznych nielegalnie, przez „kretów” mających świadomość, że mają one dziś dużą wartość rynkową. Słyszałem, że za zweryfikowane bazy, pochodzące z pewnego źródła, można dostać nawet kilkadziesiąt złotych per rekord. To niezła inwestycja: jeśli tylko co dziesiąty, co dwudziesty e-mail zostanie przekuty na umowę z kancelarią, a koszt pozyskania klienta wyniesie przysłowiowe 1000 zł, a zysk z prowadzenia sprawy może wynieść – po odliczeniu kosztów własnych kancelarii – kilkanaście tysięcy złotych.

Niektórzy z moich czytelników również donoszą mi, że pisali do nich wysłannicy kancelarii prawniczych lub firm odszkodowawczych, w niektórych przypadkach nieźle zbriefowani. W jednym przypadku ktoś nawet do mojego czytelnika zadzwonił. Na pytanie skąd zna numer padła odpowiedź, że „od znajomego”.

Trudno się dziwić, że prawnicy i współpracujący z nimi pośrednicy wychodzą ze skóry, żeby wycisnąć jak najwięcej z „biznesu”, który spada im niespodziewanie z nieba. Kłopot w tym, że nie ma żadnej gwarancji, iż „zaatakowani” w ten sposób klienci są rzetelnie informowani o swojej sytuacji.

Czytaj też: Złotowi kredytobiorcy pokrzywdzeni orzeczeniem TSUE? „A jak kolega kupi telewizor w promocji, to co?”

Proces frankowy to pewny interes, ale głównie dla prawnika

Nie chcę nikogo straszyć, ani zniechęcać, ale trzeba pamiętać, że w przypadku procesu klienta z bankiem tylko jedna strona wygrywa na pewno: jest nią prawnik. Oczywiście, wygrywa więcej w przypadku wygranej klienta (wtedy często ma też procent od ugranej kwoty), ale nawet ewentualna porażka skutkuje koniecznością zapłacenia „mecenasowi” umówionej kwoty za obsługę procesu.

A wygrana – choć dość prawdopodobna – nie jest tu gwarantowana. Bankowcy już pogrozili palcem, że w przypadku unieważnienia umów będą się domagali od klientów wynagrodzenia za korzystanie z kapitału (oprocentowanie może być dużo wyższe, niż w przypadku kredytu frankowego, charakterystyczne raczej dla pożyczki gotówkowej), zaś kwestią sporną jest to, czy przy takim roszczeniu banku klient będzie w stanie skutecznie podnieść zarzut przedawnienia (wynosi trzy lata). Zwłaszcza, że w prawie dziwnym trafem pojawił się ostatnio przepis pozwalający sądowi oddalić przedawnienie „ze względów słuszności”. Prawnicy spierają się teraz czy ów przepis może mieć zastosowanie w sprawach frankowych.

Czytaj więcej o tym: Już wiemy jak banki będą zniechęcały frankowiczów do składania pozwów. „To będzie was kosztowało więcej, niż myślicie”

———————-

Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!

———————-

Krótko pisząc: posiadacz kredytu walutowego, który chce się starać o jego unieważnienie, musi się liczyć – przynajmniej tak to wygląda dziś, zobaczymy czy to nie tylko bankowe strachy na lachy – z dwoma procesami, a nie jednym. Dla prawników to żaden problem.

Z tych wszystkich powodów w swoim pierwszym poradniku po orzeczeniu TSUE zalecałem posiadaczom kredytów frankowych wypić herbatkę z melisą, kupić popcorn i zasiąść w fotelu, na razie jeszcze w roli widza. Trzeba chwilę poczekać i zobaczyć jaka ukształtuje się linia orzecznicza w polskich sądach po wyroku TSUE, jak będą reagowały banki i czy przypadkiem nie pojawi się jakaś opcja ugodowa. Ryzyko jest takie, że przedawnienie „pożre” kilka rat, ale z kolei czekanie zmniejsza ryzyko „niewłaściwego rozporządzenia mieniem”.

Ważny poradnik: Sześć rzeczy, które teraz – po orzeczeniu TSUE – powinien zrobić każdy frankowicz 

Czytaj też: Orzeczenie TSUE niestraszne polskim sędziom? Unieważnienia nie będzie, ale… Co wymyślił ten sędzia?

Na razie, drogi frankowiczu, jedno jest pewne. Twoje dane osobowe, adres, telefon, e-mail są dziś dla niektórych na wagę złota. Dojdzie niedługo do tego, że to prawnik będzie ci płacił za to, żeby móc przedstawić ci ofertę procesu, pewną jak w banku.  Dzwonili do ciebie z kancelarii prawniczej lub odszkodowawczej? Daj cynk: maciej.samcik@subiektywnieofinansach.pl.

 

Subscribe
Powiadom o
14 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Jan
5 lat temu

„Zwłaszcza, że w prawie dziwnym trafem pojawił się ostatnio przepis pozwalający sądowi oddalić przedawnienie „ze względów słuszności”. ”

To akurat, że ten przepis wyszedł przy okazji franków, to mógł być tylko przypadek. Bardziej do mnie przemawia, że ten przepis został wprowadzony na okoliczność ustawy 447. Aha, no i wizy w końcu łaskawie nam znieśli, nie? Przypadek? A może śledztwo dziennikarskie?

Aaa
5 lat temu
Reply to  Jan

447 to nie jest ustawa. Wiz nie znieśli, bo jeszcze Kongres po drodze, więc marzec lub kwiecień najwcześniej. Zresztą wizy zostaną, bo nie wszyscy będą mogli skorzystać z ESTA.

Jan
5 lat temu
Reply to  Aaa

Dzięki, nie wiedziałem o ESTA, doczytałem już.

z17
5 lat temu

Ja mam odwrotny problem. Renomowane i sprawdzone kancelarie, do którym ja sam się zwracam, albo nie chcą wziąć mojej sprawy (Mazur), albo mącą w sprawie wysokości kosztów (Korpalski).

Jan
5 lat temu
Reply to  z17

Kancelaria może na przykład uznać, że sprawa w banku XYZ ma małe szanse na wygranie. Albo może już obsługiwać tylu klientów banku ABC i QWE, że woli iść przetartymi szlakami, masowo, a nie zajmować się umowami, których dobrze nie znają. Albo kancelaria w ogóle może odmówić procesowania się z bankiem ASD ze względu na konflikt interesów (reprezentowanie banku). Na pewno lekko nie będzie, szczególnie jak franki masowo ruszą do sądów. Kto wie, może wtedy dopiero władza uzna na stosowne rozwiązać problem franków ustawowo.

mko
5 lat temu

co do możliwości „żądania” od banków wynagrodzenia za udostępniony kapitał wypowiedział się już nowy Rzecznik Finansowy, który zapowiedział, że osobiście „utnie” rękę bankowca wyciągniętą po pieniądze klienta 🙂

Rafał
5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

A może Pan podać jakąkolwiek podstawę prawną, która umożliwi Bankom możliwość „żądania” od kredytobiorcy zwrotu wynagrodzenia za udostępniony kapitał ?

Rafał
5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

Abstrahując od instytucji prawnej w postaci bezpodstawnego wzbogacenia czy też świadczenia nienależnego i związanych z nim kondykcji /sprawy skomplikowane i trudne pod kątem prawnym/, trzeba zwrócić Bankom uwagę na najprostszą rzecz. Rzeczą tą, w przypadku uznania umowy za nieważną, jest fakt, iż jeśli Bank, na podstawie jakiejkolwiek podstawy prawne,j będzie chciał „wynagrodzenia” za udostępniony kapitał, to roszczenie to, per analogium, będzie należne również kredytobiorcy /Bank również korzystał z wpłacanego kapitału w postaci rat/. Sumam sumarum, po dokonanych rozliczeniach Bank będzie dochodził groszy w „niepewnym procesie”.

mko
5 lat temu
Reply to  Maciej Samcik

RPO dołączył do RF i zwraca uwagę ZBP, że grają nieczysto…

mko
5 lat temu
Reply to  mko

a można i tak – Pekao zwróci klientom nadpłacone prowizje za kredyty konsumenckie z automatu (choć nie wszystkim, nie wiedzieć czemu)
https://prnews.pl/pekao-zwrot-prowizji-za-kredyt-446642
jeśli to prawda i realizacja będzie wyglądała tak jak zapowiadają, to warto nagłośnić ten przykład prawie prawidłowego postępowania banku.
Z chęcią bym przeczytał artykuł o motywacjach PEKAO (czemu zwracają, czemu nie wszystkim z automatu) oraz o argumentach innych banków, które nie są tak zorientowane na przestrzeganie prawa

Piotr
5 lat temu

Takie działania „kancelarii” powinny być zgłaszane do Prokuratury. Złamanie tajemnicy bankowej to poważna sprawa. Sam zajmuje się tego typu umowami od kilku lat, mam kilka publikacji w tym przedmiocie i to do mnie dzwoni telefon z prośbą o pomoc, a nie odwrotnie. Ten proceder szkodzi nam wszystkim i tylko pokazuje jak nie należy postępować .

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu