Mamy już pierwsze z dwóch majowych – wyczekiwanych z wielkimi nadziejami przez frankowiczów – orzeczeń Sądu Najwyższego w sprawie kredytów frankowych. Jest jedna bardzo dobra wiadomość dla bankowców oraz jedna dobra dla… frankowiczów-leniuszków. Co nam mówi piątkowe orzeczenie Sądu Najwyższego? I jaki jest stan gry przed kolejnym, które zapadnie w przyszłym tygodniu?
Sąd, w przypadku unieważnienia umowy kredytowej, nie powinien rozliczać saldami roszczeń klienta wobec banku i banku wobec klienta, bo są to dwie oddzielne sprawy – orzekł Sąd Najwyższy w odpowiedzi na pytania Rzecznika Finansowego. Sędziowie stwierdzili też, że przedawnienie roszczenia banku o zwrot kapitału zaczyna bieg dopiero od momentu uznania, że umowa jest nieważna.
- Kiedy warto zmienić sprzedawcę energii? Komu to się może opłacić? I czy teraz – mimo zamrożenia cen – może być na to dobry moment? Licytacja rusza [POWERED BY RESPECT ENERGY]
- Gdy domowy budżet się nie spina, trzeba nad nim popracować. Oto pięć sposobów na zwiększenie dochodów i pięć na ograniczenie wydatków! [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL BANK]
- Świat stał się wyjątkowo niestabilny. Czy to powinno wpłynąć na nasze plany… emerytalne? Jak powinna wyglądać Twoja globalna emerytura? [POWERED BY SAXO BANK]
Co to oznacza dla frankowiczów i dla banków? Cóż, frankowicze uzyskali jeszcze jedno potwierdzenie, iż właściwym sposobem rozliczania się z bankiem po ewentualnym unieważnieniu umowy jest skorzystanie z tzw. teorii dwóch kondykcji. To nie jest zaskakujące i można powiedzieć, że mamy jeszcze jedną pieczątkę pod wykładnią korzystną dla frankowiczów (dlaczego jest ona korzystna – o tym dalej).
Orzeczenie Sądu Najwyższego: przedawnienie roszczeń banku? Nie tak szybko
Natomiast rozstrzygnięcie dotyczące przedawnienia roszczeń jest z pewnością dobrą wiadomością dla banków. W zasadzie odcina klientom banków drogę do próby unikania zwrotu kapitału uzyskanego od banku ze względu na domniemane przedawnienie takich roszczeń banków (po trzech lub sześciu latach). Orzeczenie Sądu Najwyższego mówi, że wszelkie terminy związane z przedawnieniem biegną dopiero od momentu, gdy klient zakwestionuje umowę (niektórzy prawnicy próbowali przekonywać, że przedawnienie powinno biec od wypłaty kredytu).
„Jeżeli bez bezskutecznego postanowienia umowa kredytu nie może wiązać, konsumentowi i kredytodawcy przysługują odrębne roszczenia o zwrot świadczeń pieniężnych spełnionych w wykonaniu tej umowy (art. 410 § 1 w związku z art. 405 k.c.). Kredytodawca może żądać zwrotu świadczenia od chwili, w której umowa kredytu stała się trwale bezskuteczna”
– tak brzmi sentencja orzeczenia Najwyższego. Bankowcy mogą więc odłożyć na półkę z napisem „horror science fiction” scenariusz podliczający ich maksymalne straty z tytułu afery z frankami na 234 mld zł – ten scenariusz, oparty na założeniu, że klienci dostają zwrot wszystkich rat, banki biorą na siebie wszystkie różnice kursowe oraz nie są w stanie odzyskać pożyczonych pieniędzy ze względu na przedawnienie, jest już nierealny.
Nie poszedłeś jeszcze do sądu ze swoim kredytem? Być może nic nie straciłeś!
Z drugiej jednak strony część prawników czyta w orzeczeniu – choć chyba trochę między wierszami – że roszczenia kredytobiorców o zwrot wpłaconych rat też stają się wymagalne dopiero od momentu zakwestionowania umowy kredytowej. Dotychczas sądy raczej uważały, że roszczenia te przedawniają się z upływem 10 lat od spłaty poszczególnych rat. Gdyby było inaczej, oznaczałoby to, że klienci, którzy do tej pory nie poszli do sądu, w zasadzie… nic nie stracili. Nie ma ryzyka, że część ich roszczeń mogłaby ulec przedawnieniu.
Prawnicy taką interpretację sprawy wywodzą z innego, niż ten cytowany powyżej, fragmentu orzeczenia. Siedmioro sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego orzekło w piątek, że…
„Niedozwolone postanowienie umowne (art. 3851 § 1 k.c.) jest od początku, z mocy samego prawa, dotknięte bezskutecznością na korzyść konsumenta, który może udzielić następczo świadomej i wolnej zgody na to postanowienie i w ten sposób przywrócić mu skuteczność z mocą wsteczną”
Prawnicy mówią tak: skoro moment definitywnej bezskuteczności nastąpi dopiero po jednoznacznej deklaracji konsumenta, że tego właśnie chce i godzi się na skutki tej nieważności, to i przedawnienie roszczeń klientów o zwrot rat kredytowych zaczyna się dopiero od momentu zakwestionowania umowy (czyli najpewniej od momentu złożenia pierwszej reklamacji w banku lub od momentu złożenia pozwu w sądzie). Gdyby tak interpretować orzeczenie Najwyższego, to frankowicze-leniuszki, którzy z popcornem w ręku czekają na rozwój wydarzeń, wciąż są w grze.
Frankowy stan gry, czyli czego jeszcze NIE wiemy?
Jaki dziś jest stan gry? I co może wydarzyć się dalej? Pierwsza połowa maja chyba jednak będzie kluczowym czasem dla frankowiczów, walczących w sądach o unieważnienie swoich umów kredytowych. Jak również dla tych, którzy dopiero zastanawiają się nad skierowaniem pozwów sądowych przeciwko bankom (bo na razie w sądach jest jakieś 7-8% wszystkich kredytobiorców). No i wreszcie dla banków, które wciąż zastanawiają się (poza jednym, który już to wie) czy zaproponować frankowiczom masowe ugody, czy też walczyć z nimi w sądach do upadłego.
Za kilka dni (posiedzenie jest planowane na najbliższy wtorek) Sąd Najwyższy raz na zawsze ustali, czy po wykreśleniu klauzuli przeliczeniowej z umowy kredytowej (jeśli jest ona nieprecyzyjna) sąd może szukać innego sposobu określenia „sprawiedliwego” kursu przeliczania rat. I czy po wyrzuceniu klauzuli przeliczeniowej umowa – z której wycięto kluczowe zapisy – może nadal wiązać strony, czy też trzeba ją unieważnić.
Wskazówki europejskiego sądu TSUE są dość jednoznaczne. Nic w klauzulach nie gmeramy, wycinamy z umowy wszystko co nieprecyzyjne albo bezprawne, a jeśli umowa zaczyna wtedy dziwnie wyglądać – to ją unieważniamy, o ile nie można wykorzystać tzw. „przepisu dyspozytywnego”, czyli jakiejś ustawy. Zapewne będziemy mieli jedynie potwierdzenie tej wykładni, które wezmą sobie do serca ci sędziowie, którzy wciąż jeszcze nie są chętni unieważnianiu umów zawierających „krzywe” klauzule. I taki może być „uzysk” frankowiczów. Zapewne powoli zanikną orzeczenia niezgodne z głównym nurtem „niegmerania przy klauzulach”.
Coraz mniej wątpliwości jest też wokół kwestii co należy robić po unieważnieniu umowy. Do tej pory sądy stosowały dwa rozwiązania. W wariancie pierwszym porównywały to, co klient zapłacił w ratach oraz to, co bank mu na początku wypłacił i proponował rozliczenie saldami. To nie było dobre dla klienta, bowiem przeważnie to on musiał dopłacać bankowi (choć jednocześnie anihilowany był jego dług wobec banku). W drugim wariancie najpierw bank zwraca klientowi wszystkie raty, a dopiero potem – w ramach odrębnego roszczenia – domaga się zwrotu tego, co sam wypłaci.
Już w lutym Sąd Najwyższy opowiedział się za drugą opcją – czyli rozdzieleniem roszczeń. A w piątek siedmioro sędziów Izby Cywilnej ten tok myślenia potwierdziło. I wygląda na to, że od tej pory sędziowie rozstrzygający spory frankowiczów z bankami będą raczej stosowali tę wykładnię.
Wynagrodzenie za korzystanie z kapitału. Czy orzeczenie Sądu Najwyższego coś wyjaśni?
Poważne wątpliwości były do tej pory wokół pytania czy roszczenia banku wobec klienta (np. o zwrot pierwotnej kwoty kredytu) mogłoby ulec przedawnieniu. Wypłata kredytu w większości przypadków miała miejsce kilkanaście lat temu. A jeśli przyjmiemy, że roszczenia klienta wobec banku i banku wobec klienta to dwie odrębne kwestie (patrz dylemat rozkminiany powyżej), to teoretycznie można sobie wyobrazić, że bank nie byłby w stanie wyegzekwować od klienta kwoty przekazanego mu kapitału. Wygląda na to, że ta sprawa została już przesądzona na korzyść bankowców.
Druga wciąż sporna kwestia to hipotetyczna możliwość, by bank mógł żądać od klienta nie tylko zwrotu kapitału, ale również jakiegoś wynagrodzenia z tytułu korzystania przez tego klienta z kapitału – w ramach nieuprawnionego wzbogacenia. Obawa przed długim, bolesnym (i kosztownym) procesem sądowym, zakończonym koniecznością obrony przed roszczeniami banku w drugim procesie to ważny argument tych, którzy do sądu z bankami na razie nie idą.
W piątek Sąd Najwyższy nie powiedział o tym ani słowa – choć mógłby – co wydaje się jaskółką nadziei dla bankowców. Już drugą, bo niedawne orzeczenie europejskiego sądu TSUE też było dla frankowiczów lekko rozczarowujące. Z drugiej strony jednak Najwyższy, pisząc o przedawnieniu ewentualnych roszczeń banków, wspomniał tylko o „zwrocie świadczenia” (a nie np. „zwrocie świadczenia wraz z należnym wynagrodzeniem”). Bardzo ciekawe czy parę w tej sprawie puści Sąd Najwyższy – już w pełnym składzie – w najbliższy wtorek.
—————————
POSŁUCHAJ NOWEGO PODCASTU „EKIPY SAMCIKA”!
W tym odcinku „Finansowych Sensacji Tygodnia” mamy gościa specjalnego. Mariusz Piotrowski z serwisu Fly4Free.pl odpowiada na nasze pytania dotyczące nadchodzących wakacji. Rezerwować wycieczki i miejsca w samolocie już teraz, czy czekać do czerwca? Jak będą wyglądały podróże lotnicze tego lata? Co z covidowym paszportem? A ceny biletów? Zapraszamy do posłuchania!
—————————
Ilustracja tytułowa: kadr z filmu „Straszny film”