Zniszczona reputacja i nieumiejętność przystosowania się do nowych, bardziej uczciwych czasów? Czy to główne przyczyny rynkowej klęski Open Finance? Niegdysiejszy hegemon na rynku pośrednictwa finansowego i lider we wciskaniu klientom wątpliwej jakości produktów ogłosił właśnie gigantyczne straty za zeszły rok – aż 138,5 mln zł. To trzeci rok z rzędu, gdy Open Finance jest „pod wodą”. Ale tak głęboko jeszcze nie nurkował. Czy i kiedy się wynurzy?
Tracenie pieniędzy to dla głównych akcjonariuszy Open Finance – a najważniejszym jest Getin Bank (43% akcji) – żadna nowość. W 2016 r. Open Finance zaraportował niemal 24 mln zł straty netto, w 2017 r. firma znalazła się ponad 18 mln zł „pod wodą”. Ale to wszystko były pieszczoty w porównaniu z nokautem, który spotkał Open Finance w zeszłym roku. Spółka ogłosiła właśnie… 138,5 mln zł strat.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Całe szczęście, że notowania giełdowe – zresztą na prośbę samej spółki – zostały kilka tygodni temu zawieszone, bo być może po raz pierwszy w historii giełdy mielibyśmy na parkiecie gromadne odtwarzanie a capella przeboju „są tacy, to nie żart, dla których jesteś wart mniej niż zeerooooo, mniej niż zeeeroooo!”.
Przed zawieszeniem akcje Open Finance były notowane po cenie ok. 50 gr. za akcję, co i tak było sukcesem, bo na początku 2019 r. kurs nie przekraczał 25 gr. Owe ćwierć złotego to było tylko trochę więcej, niż 1% wartości rynkowej spółki z czasów jej świetności (historyczny maks to mniej więcej 19 zł za akcję).
Historii upadku Open Finance przyglądam się z perwersyjną niemal uwagą, bowiem jest to dla mnie jeden z symboli surowej kary za grzechy nieetycznej sprzedaży. Polska nie jest krajem, w którym kitowciskacze zaludniają areszty i więzienia lub przynajmniej płacą wielomilionowe odszkodowania naciągniętym przez siebie ofiarom. Instytucjonalne tortury, które spotykają pośrednika w pewnym sensie uosabiającego to, co było złe w polskiej branży pośrednictwa finansowego, są jedyną dostępną dla nas „rozrywką” w tym zakresie.
Czytaj też: UOKiK o sprzedaży obligacji Getback. Wprowadzanie klientów w błąd, misselling, zakazane klauzule w umowach
Czytaj też: Zbliża się czas zapłaty za nieetyczną sprzedaż? Bank musi oddać klientom 3 mln zł, bo wprowadził ich w błąd
W Open Finance działa tylko jeden z trzech silników
Podobnie jak w poprzednich latach Open Finance przekonuje w raporcie rocznym, że jego tragiczne wyniki finansowe nie mają wiele wspólnego z bieżącą działalnością, która jest pod kontrolą, lecz wynikają z jednorazowych odpisów i operacji księgowych. Jeśli chodzi o przychody, to w 2018 r. wyniosły w Open Finance 375,3 mln zł, czyli o 24 mln zł więcej, niż w 2017 r.
Z czego wynikają więc gigantyczne straty? W ostatnich tygodniach Open Finance obniżył wartość księgową posiadanego przez siebie majątku – o 91 mln zł, czyli o połowę spadła wartość należącego do Open Finance pośrednika nieruchomościowego Home Broker, zaś o 62,5 mln zł – firmy inwestycyjnej Noble Funds TFI. Spadająca wartość majątku kontrolowanego przez Open Finance to może nie jest taki koniec świata, jakim byłyby dla Open Finance straty z bieżącej działalności, ale nie ulega wątpliwości, że Open Finance zwija się w zastraszającym tempie.
Podstawowa działalność może jeszcze nie stoi nad przepaścią, ale gdyby Open Finance był samolotem, to leciałby na jednym z trzech silników. W zeszłym roku rosła tylko sprzedaż produktów kredytowych (z 8,4 mld zł do z 10,7 mld zł), przy czym jest to zasługa przede wszystkim boomu hipotecznego. Sprzedaż kredytów firmowych lekko spadła, a kredytów gotówkowych co prawda wzrosła, ale bez szaleństw – o 15%.
Pozostałe dwa silniki to dramat. Sprzedaż produktów inwestycyjnych (obligacji, funduszy, ubezpieczeń inwestycyjnych) spadła o jedną czwartą, do niecałych 280 mln zł. Wyrzucenie z rynku polis inwestycyjnych, a ostatnio krach obligacji korporacyjnych po aferze Getback przyniósł krwawe żniwo w cyferkach Open Finance.
A trzeci silnik, czyli pośrednictwo nieruchomościowe? Doradcy Home Brokera maczali palce przy transakcjach o wartości 2,6 mld zł, czyli o prawie miliard złotych mniej, niż w 2017 r. – w czasie boomu nieruchomościowego wygenerowali spadek wartości transakcji o jedną czwartą!
Czytaj też: Wiedziałem, że zapłacą za grzechy. Ale nie sądziłem, że los obejdzie się z nimi tak surowo
Lekka struktura, ciężkie prowizje
Na jednym silniku też da się lecieć. Przy przychodach ze sprzedaży na poziomie 375 mln zł i kosztach operacyjnych wynoszących 366 mln zł Open Finance wciąż notuje okruchy rentowności, przynajmniej na najbardziej przyziemnym poziomie. Chociaż patrząc na wzrost kosztów wypłacanych zewnętrznym współpracownikom prowizji (o 10% w skali roku) oraz spadek kosztów czynszów płaconych przez własne placówki (o 10%) wygląda na to, że Open Finance przekształca się powoli w coś na kształt niskokosztowej działalności mobilno-franczyzowej.
Liczba własnych placówek samego Open Finance w 2016 r. wynosiła mniej więcej 70 (a osobną sieć miał przecież wtedy Homer Broker), a teraz liczy 40 ledwie placówek, w tym 36 łączonych z Home Broker. Spółka ma za to 80 mobilnych doradców Open Direct i 16 oddziałów franczyzowych. To, że prowizje wypłacane współpracownikom rosną szybciej, niż przychody firmy świadczy, że sprzedaż jest bardzo „kapitałochłonna”.
Jak to wszystko poskładać? Zarząd (od roku w Open Finance rządzi nowa pani prezes) pisze o „reorientacji celów sprzedażowych”, „zmianie struktury przychodów” i „multiproduktowości”. Ładnie pisze. Przekonująco brzmi także to: „dostarczymy unikatową strukturę produktów, wysoką jakość obsługi i przyjazne dla klienta procedury”. I to wszystko pod „znaną i lubianą” marką Open Finance? Duże wyzwanie.
Czytaj coś optymistycznego: Wywiad z szefową Open Finance na Inwestorzy.tv
Mają mało czasu na zarobienie szmalu
Spadająca wartość majątku, słaba sprzedaż produktów inwestycyjnych i jeszcze gorsze wyniki pośrednictwa nieruchomościowego – aż strach pomyśleć co będzie jak zacznie się na dobre ochłodzenie na rynku nieruchomości. Trzeba pamiętać, że Open Finance potrzebuje żywej gotówki na spłatę zadłużenia z tytułu obligacji. Na koniec 2018 r. firma miała w ciągu trzech miesięcy wykupić obligacje za 76 mln zł, a w ciągu 6-12 miesięcy – za 35 mln zł.
Niby nie są to kwoty zaporowe, ale z raportu rocznego wynika, że o ile jeszcze w 2017 r. firma wygenerowała 23 mln zł dodatnich przepływów pieniężnych, o tyle w zeszłym roku miała już ujemne saldo gotówki w wysokości 18,5 mln zł. Czyli więcej gotówki z firmy wypłynęło, niż do niej wpłynęło. Z takim saldem ciężko spłaca się długi, co by tłumaczyło zawartą w połowie kwietnia z Getin Bankiem (głównym akcjonariuszem) umowę kredytową na 25 mln zł „na poprawę bieżącej płynności”.
Z raportu rocznego wynika, że płynne aktywa Open Finance są warte 70 mln zł, zaś zobowiązania (choć przecież nie płatne natychmiastowo, więc bez paniki) – 238 mln zł. Lukę płynności firma oszacowała na 168 mln zł. Ta liczba pokazuje pod jak dużą presją są szefowie Open Finance, chcący zwiększyć przychody i ograniczyć koszty.
Z raportu wynika też, że w tym roku Open Finance spodziewa się następujących „atrakcji” (złośliwie wybrałem tylko te negatywne): możliwy spadek popytu na kredyty mieszkaniowe, zmiany w apetytach na ryzyko kredytowe banków, negatywny PR, jeśli chodzi o produkty UFK (ubezpieczenia inwestycyjne), nowe uprawnienia UOKIK odnośnie kontroli dystrybutorów w zakresie sprzedawanych produktów kredytowych i inwestycyjnych, uruchomienie PPK, które mogą spowodować obniżenie popytu na komercyjne produkty oszczędnościowe, negatywny PR dotyczący niepublicznych funduszy inwestycyjnych oraz niepublicznych obligacji, planowane przez KNF regulacje ograniczające dystrybucję tych produktów.
Udawali doradców finansowych, więc zostali pośrednikami kredytowymi
I tak właśnie nad przepaścią znalazła się największa sieć „niezależnych doradców finansowych”, której pracownicy najchętniej pakowali klientów w kredyty walutowe, polisy inwestycyjne i inne „superoferty” – taki pośrednik za nic przecież nie odpowiada, bierze prowizję i znika. W latach 2010-2011 zyski Open Finance wynosiły 80-90 mln zł rocznie, w rekordowym 2012 r. sięgnęły nawet 123 mln zł. A teraz? 138,5 mln zł pod wodą. Wystarczyło zaledwie sześć lat…
Ale czasy się zmieniły. Skończyła się era wciskania klientom przymusowych ubezpieczeń w pakiecie z kredytami. Nie ma kredytów frankowych, tanich jak barszcz i wysoko wynagradzanych przez banki. Zabronione też zostały polisy inwestycyjne z wysokimi opłatami likwidacyjnymi (dzięki którym sprzedawcy zarabiali krocie na prowizjach). I co? Gdy najbardziej toksyczne produkty zostały zakazane – jest jakby trudniej.
Czytaj też: Będzie fuzja banków Leszka Czarneckiego! Czy to pomoże uratować imperium przed katastrofą?
Open Finance dziś stał się w zasadzie firmą pośrednictwa kredytowego. To smutny los, biorąc pod uwagę, że pozował przez lata na ekskluzywną firmę doradców finansowych, którzy potrafią wszechstronnie zająć się portfelami swoich klientów. Nie potrafił albo nie chciał. I dziś ci klienci są skłonni przyjść do Open Finance co najwyżej po kredyt, bo to nie wymaga powierzenia firmie ani pieniędzy, ani zaufania. Bul, bul, bul…
Zdjęcie tytułowe: Pixabay.com