Szlag mnie trafia, gdy widzę jak dziennikarze telewizyjni – a i duża część prasowych (co konstatuję ze smutkiem jako jeden z nich) – relacjonują sytuację po zeszłotygodniowych nawałnicach. Wiadomo, ze telewizja to środek przekazu bazujący na emocjach i jeśli odbiorca programu się nie wzruszy, to weźmie do ręki pilota i pójdzie tam, gdzie lepiej go wzruszą. Ale – do jasnej cholery – dziennikarze są też po to, żeby edukować, podpowiadać, namawiać do rozsądku, uświadamiać.
Tymczasem „w temacie” burzy wszystkie materiały są na jedno kopyto – roztrząsanie co z tą pomocą. Pytanie o to kto, kiedy, ile pieniędzy przekaże poszkodowanym. Narzekania, że procedury za wolne, że pieniądze jeszcze nie dotarły, a ludzie są pozostawieni sami sobie. Obawy co będzie, gdy znowu przyjdą burze. Z serwisów telewizyjnych biją żarliwe obietnice, że rząd pokryje koszty odbudowy domów do wartości co najmniej 200.000 zł.
- Szwecja radośnie (prawie) pozbyła się gotówki, przeszła na transakcje elektroniczne i… ma poważny problem. Wcale nie chodzi o dostępność pieniędzy [POWERED BY EURONET]
- Kiedy bank będzie umiał „czytać w myślach”? Sztuczna inteligencja zaczyna zmieniać nasze relacje z bankami. I chyba wiem, co będzie dalej [POWERED BY BNP PARIBAS]
- ESG w inwestowaniu: po fali entuzjazmu przyszła weryfikacja. BlackRock mówi „pas”. Jak teraz będzie wyglądało inwestowanie ESG-style? [POWERED BY UNIQA TFI]
Nie zauważyłem natomiast nawet najmniejszego zająknięcia się o tym, że łatwiej mają ci, którzy byli rozsądni i po prostu ubezpieczyli swój majątek. Że ich straty zostaną pokryte przez ubezpieczycieli i że gdyby każdy miał ubezpieczony dobytek, to usuwanie skutków takich katastrof byłoby łatwiejsze.
O tym dziennikarze nie mówią. Przeciwnie – na okrągło utrwalają wśród widzów przekonanie, że jeśli zdarzy się coś złego, to trzeba oczekiwać pomocy od rządu. Że rząd ma naprawić dom, wstawić nową bramę, posadzić nowe drzewa. Jeśli poniesiemy straty z dowolnego niezależnego od siebie powodu: powodzi, pożaru, tornada, burzy, to kto ma natychmiast przyjść i naprawić? Urzędnik. Najlepiej zaś cały rząd kolegialnie.
Dlaczego urzędnik jeszcze nie naprawił płotu?
Podam tylko jeden przykład. Materiał w głównym wydaniu programu informacyjnego Polsatu. Na ekranie pani Monika z Gniezna, który mówi, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że „coś takiego” może się zdarzyć. Dziennikarz dodaje, że pani Moniki nikt nie ostrzegł przed nawałnicą, która dokonała na jej posesji zniszczeń. Pokazuje, że „te mosiężne bramy wiatr wyginał jakby były z papieru”. I oburza się, że „do dziś nie dotarł tu urzędnik, żeby oszacować straty”.
Ponieważ mają być emocje, jest cytat z pani Moniki: „Nie umiem powiedzieć ile będzie potrzebnych pieniędzy, żeby wyremontować to, co stworzyliśmy przez sześć lat. Bo ten dom to było sześć lat wyrzeczeń”. Co z tego wszystkiego może zapamiętać widz? Że przez dom pani Moniki przeszło tornado, że dach, płot i brama są do naprawy i że rząd ma zapłacić. Ale rząd najwyraźniej się opieprza, bo jeszcze nie przyszedł żaden urzędnik i nie wycenił. A tymczasem sześć lat wyrzeczeń czeka na rekompensatę.
Na ekranie widzę nowiutki dom, który musiał kosztować kilkaset tysięcy złotych. I się zastanawiam – czy naprawdę to ja zapłacę z moich podatków za naprawę dachu i bramy pani Moniki? Czy złożą się na to pracownicy budżetówki, nauczyciele i pielęgniarki, którym na podatki i parapodatki i tak zabiera się już jedną trzecią pensji?
Nie wiem czy to prawdziwy obraz rzeczywistości. Być może pani Monika była rozsądna i skoro poświęciła sześć lat, by zbudować dom, który jest dorobkiem całego jej życia, to go ubezpieczyła od pożaru, powodzi, burz, tornad i złodziei. I że go dobrze ubezpieczyła (na „prawdziwą” wartość, a nie tylko po to, żeby zapłacić jak najniższą składkę w firmie-krzak). Szczerze pisząc: nie mieści mi się w głowie, że mogłoby być inaczej (zwłaszcza jeśli dom jest na kredyt). Składka ubezpieczenia domu wynosi najwyżej kilkaset złotych rocznie. Jeśli kogoś stać na dom, to stać go również na ubezpieczenie tego domu. Ale nie o to chodzi.
Zły los, czyli tego nie dowiesz się od dziennikarza
Sęk w tym, że w dziennikarskim materiale nie było o kwestiach ubezpieczeniowych i przezorności obywatela ani słowa. Zobaczyłem tylko piękny dom nadwątlony przez siły natury i biegającego z rozwichrzonym włosem reportera narzekającego, że jeszcze nie przyszedł urzędnik i nic nie naprawił. Takich materiałów w telewizji jest mnóstwo. Podałem tylko jeden przykład ze stacji telewizyjnej, której serwisy informacyjne generalnie oceniam najwyżej ze wszystkich. Może po prostu mam pecha, że trafiam tylko na takie materiały?
Mam przeto pytanie do ludzi z ludzi z telewizji. Czy wyście się z jakimś, tfu… jakąś kurą na łby pozamieniali? Od tygodnia wmawiacie ludziom, że jeśli przyjdzie deszcz, wiatr albo pożar, to pokrycie strat jest wyłącznym problemem i obowiązkiem rządu, ewentualnie jakichś enigmatycznych „urzędników”.
Ani słowa o tym, że żyjemy w takim klimacie, że od zaburzeń pogodowych trzeba się ubezpieczać. Że jeśli zgromadziłeś – drogi widzu – przez całe życie majątek, to powinieneś wykupić polisę, która zabezpieczy go przed anihilacją w jednej chwili. Że tylko mniej niż połowa właścicieli domów i mieszkań je ubezpiecza. I że reszta najpewniej liczy na to, że „w razie czego” przyjdzie rząd i zapłaci. I że to źle tak myśleć, bo rząd nie ma żadnych swoich pieniędzy, tylko te, na które wszyscy się składamy. Składają się także ci, którzy są rozsądni i swój majątek ubezpieczyli. I ci, którzy mało zarabiają.
——————————————————————-
Czytaj sekcję “Bez znieczulenia o ubezpieczeniach”. W niej m.in. o tym ile naprawdę kosztuje chorowanie, jaka jest cena świętego spokoju i iczy opłaca się grać z życiem w ruletkę. Wejdź na stronę “Bez znieczulenia o ubezpieczeniach”
———————————————————————
Nie oczekuję rozsądku od polityków. U władzy jest obecnie ekipa mająca zabarwienie populistyczne (w negatywnym znaczeniu tego słowa, bo znajduję też pozytywne ;-)), która „żyje” z tego, że poszerza do możliwie największych rozmiarów liczbę ludzi uzależnionych od różnego rodzaju świadczeń społecznych. Podwyższa podatki (na razie pośrednio, poprzez płacone przez nas wyższe rachunki za wodę, prąd, konta bankowe) i finansuje z nich swoją „klientelę”.
30% Polaków żyje głównie z transferów socjalnych, więc nie jest to mały elektorat. Nie dziwi mnie więc, że rząd chce odbudować wszystkim poszkodowanym domy za moje i Wasze podatki. Cudze pieniądze wydaje się bardzo łatwo, zwłaszcza jeśli zdarzyło się nieszczęście. Dlatego do rządu nie mam pretensji, a przynajmniej nie mam złudzeń, że ten rząd będzie gadał i postępował rozsądnie ;-). Lecz od dziennikarzy oczekuję czegoś więcej, niż od polityków.
Czytaj też: Ubezpieczenie mieszkania. Kiesy nie dostaniesz odszkodowania?
Ubezpieczenie domu: to powinien być najważniejszy wniosek z tej katastrofy
Oczywiście: rząd i samorząd w takich katastrofalnych sytuacjach muszą działać, wspierać ludzi, pomagać. Do 3300 poszkodowanych rodzin dotarło już 24 mln zł pomocy doraźnej (czyli nieco ponad 5000 zł na rodzinę) i to jest dobra wiadomość. Jeśli ktoś nie ma dachu nad głową, to trzeba mu pomóc. Jeśli stracił wszystko i nie ma za co kupić sobie jedzenia i ubrań – trzeba mu pomóc. Jeśli kogoś nie stać na odbudowanie mieszkania lub domu za własne pieniądze lub z ubezpieczenia – warto rozważyć preferencyjne kredyty „klęskowe”.
Ale z tej katastrofy powinien płynąć dla nas wszystkich przede wszystkim taki wniosek: nasze domy są przeważnie całym naszym dobytkiem. Nie ubezpieczając tego majątku zachowujemy się jak ktoś, kto wszedł do kasyna i postawił w grze w ruletkę cały majątek. Przez bity tydzień w telewizji nie widziałem zbyt wielu reporterów, dziennikarzy, ani komentatorów, którzy by takie spojrzenie promowali i wkładali nam do głów. A jest okazja, bo temat jest z gatunku angażujących.
Dziennikarze (także telewizyjni, „wysokozasięgowi”) – jako wpływowi, niezależni obserwatorzy, mający wpływ na opinie i poczynania milionów – mogliby delikatnie i taktownie dać tym milionom do zrozumienia, że w dojrzałym państwie rząd tak naprawdę nie powinien się zajmować odbudowywaniem mieszkań i domów ludziom, którzy ich nie ubezpieczyli od zdarzeń losowych. Rząd jest przez nas „wynajęty” przede wszystkim od naprawy dróg, mostów, szpitali i szkół.
Niestety, w telewizji widzę głównie wychowywanie politykom-populistom nowych, coraz bardziej roszczeniowych wyborców. To zwiastuje zaś płacenie coraz wyższych podatków przez przezornych, zaradnych i rozsądnych na rzecz całej reszty.
Czytaj też: Ubezpieczenie czyli cena świętego spokoju. Ile warto zapłacić, żeby mieć spokojny sen? Sprawdzam!