W szufladach ciągle trzymamy ponad 1 mln książeczek mieszkaniowych. Ich wartość wcale nie jest tylko sentymentalna, bo jeśli chcemy mieć z nich jeszcze jakieś profity, lepiej ich nie wyrzucać. Zgłosił się do nas czytelnik, który książeczki nie ma i jest w kropce. Co może zrobić? A może… to dobry czas żeby wejść z „archiwalnymi” książeczkami w erę cyfrową?
Dziś nikt już nie oferuje książeczek mieszkaniowych, a przecież ich koncepcja nie była taka zła. Dziecko krótko po narodzinach mogło dostać dokument, dzięki któremu rodzina zyskiwała motywację, by zacząć zbierać kapitał potrzebny do zakupu mieszkania. Na zachętę można było liczyć na premię, gdy pociecha dorośnie. Intencje były szczytne: zapewnienie łatwiejszego startu w dorosłe życie.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Dziś wielu posiadaczy książeczek czuje się wyrolowanych. Problemy zaczęły się już w wyniku kryzysu gospodarczego z lat 80., ale wtedy system książeczkowy jeszcze sunął siłą rozpędu. Załamanie przyszło na początku lat 90. gdy pojawiła się inflacja, które pożarła zaoszczędzone kwoty. Dodatkowo Sejm zdecydował, że przestały być one waloryzowane, czyli ich realna wartość z roku na rok drastycznie malała.
Czytaj też: Czy wybrać kredyt z niskim wkładem własnym, czy z wysokim?
Na szali 120 mld zł wkładów. Kwota nie do odzyskania
Efekt? Wkłady na książeczkach zyskały wartość symboliczną, a poczucia klęski dopełniła denominacja w 1995 r. czyli ten moment, w którym stare 10.000 zł stało się nowym, jednym, polskim złotym – 1 PLN. Ktoś, kto miał 50.000 zł i wydawało mu się, że jest bogaty – został z pięcioma złotymi.
Oczywiście: denominacja nie miała wpływu na realną wartość oszczędności na książeczkach, ale ukazała w całej rozciągłości straty, które ponieśli Polacy w wyniku hiperinflacji. Wiele osób czuje się oszukanych przez „system” (trudno jednak wskazać winnego), jesienią ubiegłego roku niektórzy protestowali nawet przed Sejmem domagając się zwiększenia wypłat z uwagi na to, że nie została przecież przerwana ciągłość państwa – III RP odpowiada za zobowiązania PRL.
Jeszcze przed wyborami 2015 r. opozycja z PiS złożyła wniosek do Trybunału Konstytucyjnego ws. uznania, za niezgodne z ustawą zasadniczą przepisy, które wyłączały waloryzację wkładów na książeczkach. „To było nie zgodne z poczuciem sprawiedliwości społecznej” – podnosili. Trybunał umorzył jednak postępowanie. Dużo wcześniej, bo już w 1993 r. Sąd Najwyższy uznał, że wkład zgromadzony na mieszkaniowej książeczce oszczędnościowej, jak i premia gwarancyjna należna posiadaczowi książeczki, nie podlegają waloryzacji.
Książeczki posiada ponad 1 mln osób, a wkłady tam zapisane mają wartość ponad 600 mln zł. Niewiele. Tymczasem wg wyliczeń Krajowego Stowarzyszenia Posiadaczy Książeczek Mieszkaniowych gdyby TK orzekł na ich korzyść, państwo musiałoby właścicielom wypłacić 120 mld zł. Dziś już wiadomo, że taki scenariusz się nie spełni. W ubiegłym roku sprawę książeczek podnosił Rzecznik Praw Obywatelskich, m.in. w liście do premiera Mateusza Morawieckiego, ale pismo przeszło raczej bez echa, co oznacza, że zasady likwidacji książeczek raczej nie ulegną zmianie.
Premia gwarancyjna to dobra wola władcy
Państwo poczuło się w obowiązku chociaż częściowo zrekompensować obywatelom skutki przemian gospodarczych i dziś posiadacze książeczek założonych przed 24 października 1990 r. mogą liczyć na premię gwarancyjną wypłacaną z budżetu państwa. Ale ponieważ premia to „dobra wola” rządzących, narzucili oni restrykcje co do przyznania premii. Można ją dostać tylko na zakup domu, mieszkania, uzyskanie prawa do mieszkania spółdzielczego, wykup mieszkania czy na remont (wymianę okien).
Sam też mam taką książeczkę, którą kilka lat temu wygrzebałem z szuflady. Z czystej ciekawości poszedłem do oddziału PKO BP sprawdzić, co na niej jest. Sprawdzanie trwało dobrych kilka tygodni, bo – jak się okazało – można oczywiście udać się do „najbliższego oddziału”, ale ten i tak wysyła wszystkie książeczki do jednego wyspecjalizowanego departamentu banku, więc musiałem czekać aż korespondencja przewędruje z i do mojej placówki. Inflacja jednak zrobiła swoje – książeczka warta jest tylko kilka tysięcy złotych.
Dziś tych milion osób jest w takiej oto sytuacji: odłożyli na książeczkach 200.000 starych złotych, mają 20 zł nowych złotych plus np. 8000 zł premii od państwa, ale tylko na określone cele. Czy to dobry interes? Dla wiele osób tak, problem w tym, że wiele osób ma problem by wyciągnąć nawet tych kilka tysięcy złotych.
Czytaj też: Inwestowanie w mieszkania na wynajem: czy nadchodzi koniec eldorado? Niektóre liczby mogą niepokoić
Książeczka mieszkaniowa jak papier… wartościowy
O tym, że są problemy poinformował nas pan Adam, który w mailu do naszej redakcji pisze tak:
„Moja babcia założyła ok. 27 lat temu książeczkę mieszkaniowa w Sokołowie Podlaskim. Teraz kupuję mieszkanie i bank powiedział, że jak im nie przedstawię książeczki fizycznie (pomimo że w systemie banku jest wszystko zapisane bo się dowiadywałem) nie mam szans na premię przy zakupie mieszkania”
To prawda – bez książeczki ani rusz. Jeśli chcemy wyciągnąć tych kilka tysięcy złotych, które należą nam się jak psu buda, to musimy iść do banku z tą kilkustronnicową książeczką. Oznacza, to, że takie książeczki to (jeszcze) nie są przedwojenne, akcje polskich spółek i nie mają wartości jedynie kolekcjonerskiej, ale są w pewnym sensie pełnoprawnymi papierami wartościowymi, za którymi stoi realna wartość. Co jeśli ten papier zgubimy? Spokojnie – nie wszystko stracone.
PKO BP wyjaśnia, że w przypadku utraty książeczki, jej właściciel powinien zgłosić się do oddziału banku i złożyć wniosek o zastrzeżenie oraz umorzenie dotychczasowej książeczki, na podstawie którego zostanie wystawiona nowa książeczka. W sytuacji, gdy właściciel nie pamięta numeru książeczki, zastrzeżenie oraz umorzenie musi być poprzedzone złożeniem wniosku o poszukiwanie numeru rachunku książeczki – każdą z ww. dyspozycji można złożyć w dowolnym oddziale banku.
Czyli jednak informacje są gdzieś na bankowych serwerach zdublowane i na dobrą sprawę nie trzeba by było robić takiego ambarasu z wydawaniem duplikatów. Nie mam książeczki, a chce ją zlikwidować? Proszę bardzo – proszę tylko pokwitować odpowiednie dokumenty. Póki jednak tak nie jest, a trzymamy książeczki licząc na lepsze czasy, pilnujmy ich jak w oka w głowie.
źródło zdjęcia:PixaBay