Pierwszy dzień miesiąca. Weź do ręki kartkę i długopis i zapisuj każdy wydatek. Gdy minie miesiąc, podlicz wszystkie pozycje. Być może doznasz szoku, bo nie miałeś pojęcia, ile wydajesz na jedzenie, a ile na przyjemności. Jeśli twierdzisz, że nie oszczędzasz, bo nic ci nie zostaje, analiza domowych finansów pozwoli obalić ten mit. To naprawdę działa!
Byłem kilkuletnim dzieciakiem. W dniu, kiedy mój ojciec dostawał wypłatę, otwierał duży zeszyt, w którym zapisywał wszystkie wydatki czekające naszą rodzinę w najbliższym miesiącu: na jedzenie, rachunki, środki czystości, ubrania, komunikację, na czarną godzinę itd. Pozycją w tabelkach, która była najbliższa memu sercu, było kieszonkowe, a w grudniu w zeszycie pojawiały się „prezenty”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Najpierw tata na papierze dzielił pensję na poszczególne wydatki, a następnie wkładał określoną kwotę do kopert. I tak przez wiele lat.
Przeczytaj też: Pensja raz w tygodniu i czterodniowy tydzień pracy: czy tak powinno wyglądać życie pracownika? Ekonomiści tłumaczą dlaczego
Przeczytaj też: Miała być rewolucja i darmowe konta za zero dla milionów Polaków. Minął rok i… sprawdziłem w bankach efekty. Rzeczywiście, jest prawie zero
Dziś wypłatę dostajemy na konta bankowe. W każdej chwili możemy wejść do banku przez internet i sprawdzić, jakie mieliśmy przychody, a jakie wydatki w danym okresie. Niektóre systemy bankowości elektronicznej wyposażone są w specjalne aplikacje pozwalające na wiele sposobów analizować przepływy finansowe. Możemy sprawdzić, na co wydaliśmy pieniądze z podziałem na kategorie. Żeby było przyjemniej, możemy przyglądać się wpływom i wydatkom w formie tabel, na wykresach słupkowych albo kołowych.
Wszystkie finanse pod jednym dachem
Nie uważam jednak tego typu aplikacji za idealny sposób na kontrolę domowego budżetu. Z prostego powodu. Często jest tak, że nasze pieniądze trzymamy w różnych bankach. Jeśli w jednym mamy rachunek podstawowy (wpływy i wydatki), a w drugim kartę kredytową (pozycja: wydatki), to aplikacja pierwszego banku nie uwzględni tego, co się dzieje na rachunkach w innych bankach.
Poza tym aplikacja wychwyci tylko transakcje bezgotówkowe, a przecież większość z nas płaci też gotówką. Oczywiście system pokaże w historii rachunku wypłatę z bankomatu, ale już nie to, na co wydaliśmy papierowe pieniądze. Jeśli chcemy skrupulatnie kontrolować wydatki, zakupy, za które zapłaciliśmy gotówką, musimy wpisać je systemu ręcznie.
To może się już wkrótce zmienić wraz z wejściem w życie dyrektywy o usługach płatniczych (PSD2). Pozwoli ona korzystać zewnętrznym firmom z zasobów bankowych, m.in. z informacji o rachunkach. Dzięki temu firma lub bank będą mogły zaoferować tzw. agregatory finansów, czyli aplikacje, dzięki którym klienci będą mieć podgląd wszystkich swoich rachunków.
Przeczytaj też: Aplikacja, bankomat i… gotówka leci na Wschód. Euronet udostępnił nowy sposób transferu pieniędzy z Polski na Ukrainę. Testowałem!
Przeczytaj też: „Płatność tylko gotówką”. To tradycjonalizm, czy też… rachunek ekonomiczny? Sprawdzamy dlaczego niektórzy nie lubią być cashless
Nest Bank, nie czekając na PSD2, już to zrobił. Trzeba – na razie jeszcze ręcznie – ściągnąć historię rachunku w formacie PDF z innego banku i wgrać ją do systemu Nest Banku. Dzięki temu można analizować nie tylko przepływy finansowe realizowane za pośrednictwem tego banku, ale wszystkich banków, z których przenieśliśmy historię konta.
Jak racjonalnie wydawać pieniądze?
Regularnie sprawdzam historię moich rachunków, ale nie prowadzę szczegółowej analizy wydatków. Po prostu intuicyjnie już wiem, ile i na co muszę i mogę przeznaczyć pieniądze, żeby nie wpaść w „manko”.
Ale kilka lat temu przeprowadziłem eksperyment – do excela wpisywałem każdy, nawet najdrobniejszy wydatek. Po miesiącu podsumowałem wpływy i wydatki. I bardzo się zdziwiłem. Nie chodziło o to, że wydaję więcej, niż mam, ale o to, na co wydaję. Wtedy okazało się np., jak dużo pożerają obiady „na mieście”. Zacząłem więc częściej przygotowywać obiady w domu. Tamten eksperyment, który kontynuowałem jeszcze przez kilka miesięcy, nauczył mnie po prostu racjonalniej wydawać pieniądze.
Podobne analizy staram się też robić podczas urlopowych wyjazdów, zwłaszcza za granicę. Zwykle podróżuję na tzw. własną rękę, czyli transport, noclegi, wyżywienie i inne atrakcje ogarniam sam. A to nie służy kontroli wydatków, bo np. za hotel płacę przelewem albo kartą kredytową, za zakupy w sklepach kartą debetową, zwykle mam też rezerwę w gotówce. Dlatego na każdym wyjeździe skrupulatnie zbieram wszystkie rachunki, a po powrocie wszystko podliczam. Dzięki temu mam gotową odpowiedź, gdy znajomi pytają (a zawsze o pytają), ile kosztowały mnie wakacje.
Przeczytaj też: Wybierasz się za granicę i potrzebujesz pilnie waluty. Widzisz bankomat, który umie wypłacić euro. Ile to kosztuje i jak nie wpaść w pułapkę?
Przeczytaj też: Przelew ekspresowy nie tylko w złotych, ale i w euro? Może już w tym roku! Co warto wiedzieć o „ekspresach”, żeby na pewno dotarły do celu?
Zapisuj dosłownie każdy wydatek
A jak inni trzymają w ryzach domowy budżet? Postanowiłem przejrzeć „internety”. Podstawą wszystkich metod jest „rachunek sumienia”, czyli coś co zrobiłem kilka lat temu, a więc wziąłem zeszyt i zacząłem zapisywać wszystkie wydatki. Wszystkie, czyli nawet coś, za co zapłaciłem 2 zł.
Miesiąc miesiącowi nierówny, dlatego zwykle potrzeba dwóch, trzech miesięcy obserwacji, żeby przekonać się, ile mniej więcej pochłania jedzenie, a ile np. wydatki na kulturę.
Michał Szafrański, autora popularnego bloga o oszczędzaniu, namawia, by co tydzień poświęcić godzinę na przepisaniu wydatków z paragonów do zeszytu bądź programu komputerowego. Przekonuje, że jeśli będziemy to robić rzadziej, szybko się zniechęcimy.
Stanowczo odradza poleganie na pamięci: „nie dostałem paragonu, ale na pewno będę pamiętał, że kupiłem pomidory na bazarze za 5,50 zł”. Z jego doświadczenia wynika, że łatwo o takim zakupie zapomnieć. Michał, jeśli np. nie dostanie paragonu, wysyła do siebie krótkiego maila z informacją, ile i na co wydał. A potem w łatwy sposób implementuje informację z maila do zbiorczego zestawienia.
Przeczytaj też: Oprocentowanie kredytów wkrótce po nowemu. Czym branża bankowa może zastąpić WIBOR? Oni twierdzą, że znaleźli na to patent
Przeczytaj też: Dziwne te automaty? „Płaci się tylko wkładając kartę” – wkurza się czytelnik. I czyta regulamin. „Bo tak działa system” – pisze bank
Zrób rachunek sumienia i zacznij oszczędzać
Drugi krok to diagnoza. Gdy już podliczycie tygodniowe czy miesięczne wydatki, przy niektórych kategoriach zapewne doznacie szoku. Bo czy to możliwe, żeby tylko na samo pieczywo wydawać 200 zł miesięcznie, z czego i tak część ląduje w koszu? Albo jak to się dzieje, że na paliwo idzie 700 zł?
Szok jest tu jak najbardziej wskazany, bo pozwoli zracjonalizować wydatki. Zamiast jeździć wszędzie samochodem, może warto kupić bilet miesięczny i częściej jeździć komunikacją miejską albo przesiąść się na rower. Oszczędność gwarantowana!
Podobny eksperyment przeprowadziła autorka tego bloga. Podaje kilka przykładów zmian, które przyniosły jej realne oszczędności. Zaczęła np. tankować na jednej stacji benzynowej i zbierać punkty. Okazało się, że dzięki punktom lojalnościowym, które wcześniej bagatelizowała, raz na kilka miesięcy może zatankować gratis.
Przeczytaj też: Ten bank zmusi klientów do używania aplikacji mobilnej. Inaczej odetnie im dostęp do pieniędzy! I mówi, że… wszystko przez PSD2
Przeczytaj też: Niecodzienna sytuacja. Bank postanowił… darować klientom dług na kartach kredytowych. Skąd ten niespodziewany akt łaski?
Kiedy umowa z operatorem komórkowym dobiegała końca, przedłużając ją zdecydowała się na tańszy abonament i w ten sposób oszczędza aż 500 zł rocznie. Zaczęła też więcej gotować w domu i zabierać ze sobą jedzenie w pudełku. Oszczędność sięgnęła 500-700 zł miesięcznie. Przestała też kupować wodę w butelkach. Zainwestowała w filtr, dzięki czemu jest do przodu jakieś 400 zł rocznie.
Od diagnozy do planowania
Kiedy wiemy już, ile wydajemy, łatwiej będzie nie tylko oszczędzać, ale też planować wydatki. Jak to robić? Mnie np. uczono zasady trzech kawałków, a więc dzielenia przychodów mniej więcej na trzy równe części: 1) czynsz, rachunki, kredyty, 2) bieżące wydatki, 3) oszczędności, inwestycje, rezerwa na nieprzewidziane wydatki.
Autorka wspomnianego bloga zapisuje miesięczny przychód i odejmuje od niego koszty stałe. Następnie ustala miesięczną kwotę na jedzenie, załóżmy 1500 zł, co daje 50 zł dziennie.
„Jeśli robię większe zakupy raz w tygodniu, wydaję na przykład 5×50 zł=250 zł i zostawiam sobie 100 zł na codzienne wydatki, np. „zapomniałam mleka” lub świeże pieczywo. Proste? Reszta, która zostaje, to pieniądze na spłatę długów, jeśli takie są, na niespodziewane wydatki (np. zepsute auto) lub właśnie upragnione oszczędności. Może ich zostać całkiem sporo, ale może to być też 50 zł. Dla mnie każda suma się liczy, każda jest ważna, bo 50 zł miesięcznie to 600 zł w skali roku, a za to moja droga polecisz na weekend do Rzymu, jeśli dobrze pokombinujesz”
– zachęca blogerka. Ktoś inny proponuje metodę kopertową. To propozycja dla osób, które zwykle połowę lub więcej pensji wydają w ciągu pierwszych dni od wypłaty. Od miesięcznego dochodu odejmujemy 10% na czarną godzinę, a następnie kwotę na opłaty stałe. Resztę dzielimy na cztery koperty, w każdej środki na przeżycie jednego tygodnia. Zasada jest taka, że nie można wydać w tygodniu więcej, niż jest w kopercie. Jeśli zabraknie pieniędzy, można sięgnąć do rezerwy „na czarną godzinę”, a jeśli zostanie, zasilić fundusz rezerwowy.
Metoda kopertowa była z powodzeniem stosowana przez pokolenie naszych babć, a i dzisiaj ma wielu zwolenników. Zarządzaniu budżetem poprzez trzymanie gotówki w kopertach, także w kontekście rosnącej popularności płatności kartami, przyjrzało się również Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologiczne. Efekty badania powinny zainteresować zwłaszcza osoby, które mają problem z kontrolą wydatków, bo choć płacenie kartą jest bezsprzecznie wygodne, sprzyja większemu wydawaniu pieniędzy.
Według badaczy, płacenie za zakupy gotówką powoduje, że kupujemy tańsze produkty i wydajemy mniej. Może warto samemu przeprowadzić eksperyment i spróbować przez tydzień płacić w sklepie za zakupy tylko gotówką? Ciekawe czy jeszcze tak potraficie (to po pierwsze) oraz o ile mniej byście wydali? Jeśli ma się na zakupy banknoty za 30 zł, to nie da się zrobić zakupów za więcej. A mając kartę płatniczą, nie mówiąc już o kredytowej… A może ktoś z czytelników jest chętny do takiego testu? Czekamy na zgłoszenia ;-).
Jak pogodzić ręczne zapisywanie i planowanie z faktem, że coraz częściej obracamy pieniędzmi, które są elektronicznym zapisem i trudno je rozdzielić na koperty czy słoiki? Ale i na to są sposoby. Np. w Nest Banku postanowili pogodzić przeszłość z teraźniejszością. Klienci tego banku w systemie bankowości elektronicznej mogą korzystać z tzw. saszetek.
Przeczytaj też: Ten drobiazg sprawił, że Orlen „odbił” mnie z rąk BP. Ale rewolucja zatrzymała się w połowie. I zupełnie nie rozumiem dlaczego
Przeczytaj też: Grecja czy Bałtyk? Wakacje mogą być ekologiczną zbrodnią. Liczę klimatyczny koszt twojego urlopu. I wymierzam pokutę!
W każdej chwili dowolną kwotę z rachunku osobistego mogą wrzucić do elektronicznej saszetki i odpowiednio ją nazwać, np. czynsz, telefon, jedzenie 1 tydzień, jedzenie 2 tydzień itd. Pieniądze można łatwo wyciągnąć z saszetek, ale do czasu, gdy są tam schowane, nie da się ich wydać, np. płacąc kartą debetową (źródłem pieniądza dla karty debetowej są środki niezablokowane w saszetkach).
Ciekaw jestem z jakich metod kontroli i planowania wydatków korzystają Czytelnicy „Subiektywnie o finansach”. Zachęcam do dzielenia się Waszymi „patentami” w komentarzach.
Źródło zdjęcia: Pixabay.com