24 maja 2019

Hulajnogi na minuty biją rekordy popularności. Jest tylko jeden problem. Są drogie! Policzyłem komu opłaci się… powrót do przeszłości

Hulajnogi na minuty biją rekordy popularności. Jest tylko jeden problem. Są drogie! Policzyłem komu opłaci się… powrót do przeszłości

W Warszawie jest już 3650 elektrycznych hulajnóg należących do 4 różnych operatorów. Niestety, konkurencja nie zaowocowała do tej pory spadkiem cen – jeśli ktoś wpadł w elektryczny nałóg, to obcowanie z elektryczną przyjemnością  może mocno uszczuplić jego portfel. Dlatego sprawdzam czy i kiedy warto przesiąść się na własną hulajnogę

Elektryczne hulajnogi to nie tylko nowa usługa ekonomii współdzielenia. To styl życia, który definiują trzy słowa: wolność (hulajnogi są wszędzie i można je zostawić gdziekolwiek), szybkość (mogę sprawnie przemieszczać się po mieście bez korków i nie tłocząc się w autobusach) i ekologia – są elektryczne, więc nie zanieczyszczamy powietrza spalinami.

Zobacz również:

Kiedy pierwsze elektryczne hulajnogi pod marką Lime pojawiły się znienacka ubiegłorocznego październikowego weekendu, nie sądziłem że usługa odniesie taki sukces mierzony tym, że dziś hulajnogi są niemal na każdym skrzyżowaniu. Po mniej więcej pół roku do wyboru mamy 4 różne firmy od elektrycznych hulajnóg. Są to: Lime, Hive, Bird i CityBee.

W sumie, jak sprawdziła aplikacja  Vooom, która pozwala lokalizować samochody i hulajnogi różnych operatorów (zainwestował w nią twórca CD Projektu) w Warszawie jest już 3650 elektrycznych „skuterów”. Dla porównania w całych Stanach Zjednoczonych, gdzie usługa jest najbardziej powszechna na koniec ubiegłego roku było 85.000 hulajnóg na minuty, o połowę więcej niż rowerów w miejskich systemach ze stacjami dokującymi.

Ja sam byłem entuzjastą krótkich, dających frajdę przejażdżek, ale ostatnio ograniczyłem liczbę wypożyczeń gdy spojrzałem na koszty. Średnio jeden kurs kosztuje mnie prawie 10 zł!  To zadziałało jak impuls – postanowiłem sprawdzić czy nie lepiej kupić własną e-hulajnogę i prześwietliłem cały ten elektryczny biznes od strony kosztowej.

Czytaj też: Najem samochodu na krótki, czy długi termin? Wybrać car-sharing czy wsiąść do auta na miesiące? A może wybrać Ubera? Liczymy!

Czytaj też: W co gra Uber, gdy wystawia cenę przejazdu? Ta odpowiedź firmy na reklamację klienta zwala z nóg

Krociowe zyski na hulajnogach. Może czas obniżyć ceny?

Światowi liderzy w tej branży, czyli amerykańskie firmy Lime i Bird zebrały od inwestorów po ponad 400 mln dolarów, a same stały się star-upami, które w rekordowo krótkim czasie (mniej niż półtora roku) zostały wycenione na 1 mld dolarów. Ta pierwsza finansowana jest głównie przez: Alphabet (czyli Google), Ubera i fundusz Andreessen Horowitz. A Bird – m.in. przez fundusz Sequoia. Co ciekawe, w USA na elektryczną modę bardziej przychylnie patrzą osoby o niższych rocznych przychodach niż krezusi, co pokazuje ten wykres. Ciekawe czy podobne wyniki byłyby w Polsce?

Ile można zarobić na jednej hulajnodze? Obliczył to portal Medium.com m.in. na podstawie własnych szacunków i danych od firmy Bird. W skrócie: hulajnoga kosztuje 400 dol.  Na jednym cyklu od ładowania do ładowania przejeżdża 60 minut i jest wypożyczana 3 razy, czyli średni czas trwania przejażdżki to 20 minut. Przychód wynosi 12 dolarów (1 dol. x 3 wypożyczenia + 0,15 dol. x 60 minut). Od tego trzeba odjąć 5 dolarów kosztów ładowania (kasa trafia do ekipy, która zbiera hulajnogi wieczorem i rozkłada rano, koszty prądu są pomijane, bo bierze je na siebie owa brygada). Żeby to lepiej wyjaśnić wklejam ramkę z dokładnym opisem w języku angielskim:

Wychodzi, że na jednym cyklu hulajnoga daje zarobić na czysto 7 dolarów. Cyklów w życiu przeciętnej hulajnogi na minuty  jest 100, wychodzi z tego równo 700 dolarów. Od tego trzeba odjąć 400 dol. kosztów zakupu i 200 dolarów kosztów utrzymania i serwisowania.

700 dol. przychodu – 600 dol. kosztów = 100 dol.,  zysku, czyli 14% marży na jednej hulajnodze. To świetny rezultat, nie do osiągnięcia w przypadku wielu innych, tradycyjnych inwestycji. 

Czytaj też: Dojeżdżasz do pracy elektryczną hulajnogą? Narażasz się na ryzyko zapłaty dużych odszkodowań. Czy można się ubezpieczyć od jazdy na czymś takim?

Czytaj też: Startuje innogy GO!, czyli prawdziwe auta na minuty, bez opłaty za kilometr. Można jeździć bus-pasem! Sprawdzamy ceny i warunki

Warszawa stawia na LBHC, czyli Lime, Bird, Hibe i CitiBee. Gdzie zapłacę najmniej?

Dziś w stolicy możemy wybierać spośród 4 marek, które oferują hulajnogi na minuty. Która jest najtańsza? I czy nie lepiej kupić sobie własną hulajnogę? Ceny 4 różnych operatorów wyglądają tak:

  • Lime – 3 zł na start/ 0,5 zł za minutę
  • Bird – 3 zł na start/ 0,5 zł za minutę
  • Hive – 2,5 zł na start/ 0,45 za minutę
  • CitiBee – 2,5 zł na start/0,45 zł za minutę

Jak wypadamy na tle innych krajów? Ceny są niższe niż na Zachodzie, ale i nasza siła nabywcza jest mniejsza. Wszędzie na start płaci się albo 1 euro albo 1 dolara. Ceny za minutę w Europie to 15 eurocentów, a w USA ceny za minutę różnią się w zależności od miasta – od 10 do 33 centów za minutę.

Wracając na nasze podwórko, widać, że najdroższe są amerykańskie marki Lime i Bird, a najtańsze Hive i CitiBee. Hive kontrolowana jest przez spółkę założoną przez koncerny Daimler i BMW, firma obiecuje, że jeszcze w tym roku wpuści aplikację, która umożliwi zamawianie taksówek i hulajnóg w jednym. CitiBee to z kolei litewski start-up, który oferuje przede wszystkim auta dostawcze na minuty, dla tych, którzy nie chcą przepłacać za taksówkę-bagażówkę, a muszą przewieźć raz na jakiś czas większy „gabaryt”.

Czytaj też: Wielka bitwa elektrycznych hulajnóg? Na ulice wjeżdża Hive, a wkrótce wjedzie CityBee. Na horyzoncie majaczy… wspólna apka do sharingu

3 zł na start nie jest zawieszone w próżni. Co możemy za to mieć?

Czy 2,5-3 zł na start i 45-50 groszy za minutę to wysoka cena? Czy zaszyta w stawce  wygoda, czyli możliwość korzystania bez posiadania jest adekwatna do tych kosztów?

Jeśli chcemy się przejechać raz, czy dwa na spróbowanie, to zapewne nawet nie odczujemy obciążenia karty taką kwotą. Ale jeśli hulajnoga miałby się stać opcją transportu pierwszego wyboru, to czy nie wyjdzie za drogo? Do czego porównać koszty śmigania na hulajnodze? Do roweru? Do autobusu? Samochodu? Motocykla?

Obawiam się, że takie porównania spełzną na niczym – elektryczna hulajnoga to transport jedyny w swoim rodzaju, nie dający się porównać z żadnym innym. Rower? Pedałowanie bywa męczące, bicykl zajmuje dużo miejsca, jest ciężki i nieporęczny jeśli by go znosić i wnosić do mieszkania. W miastach funkcjonują wypożyczalnie rowerów (w Warszawie bijące z sezonu na sezon rekordy popularności Veturilo), ale ich główna wada, to konieczność wypożyczenia i zdania roweru w konkretnym punkcie.

Skuter elektryczny? Jest duża rzesza zapalonych motocyklistów, którzy śmigają między samochodami z gracją baletnicy. Zazdroszczę, bo ja w polskich warunkach nie mam tyle odwagi, ani doświadczenia żeby bezpieczenie dla siebie i innych użytkowników dróg przemieszczać się po ulicy na na skuterze czy motocyklu. Trochę żałuję, bo skuter może być tańszy niż hulajnoga. W sieci Blinkee płacimy 69 groszy za minutę, bez opłaty na start, czyli 10 minut jazdy to 6,9 zł. Gdyby przez taki sam czas jeździć na hulajnodze to zapłacimy 7-8 zł.

Skuter jest bardziej ekonomiczny na krótkich dystansach – 5 minut jazdy to tylko 3,4 zł. Hulajnogą nawet 5,5 zł. W konkurencyjnym Jednym Śladzie można wykupić abonament za 59 zł z pakietem 100 minut do wykorzystania (wychodzi 59 groszy za minutę, bez opłat na start).

Sprawdziłem swoje przejazdy hulajnogą – było ich kilkanaście, średnio za każdy z nich zapłaciłem 7 zł, co oznacza, że jechałem dość krótko 8 minut + 3 zł na start. Oznacza to, że już po 15 przejażdżkach, czyli po 7 dniach (np. dojazdy dwa razy dziennie z domu do pracy, z pracy do domu) wydałbym na elektryczną hulajnogę 105 zł – tyle, co za bilet miesięczny w Warszawie!

Nie ma większego sensu porównywać elektryczną hulajnogę do innych środków transportu – każdy służy do czego innego, a hulajnoga łączy w sobie zalety roweru (możliwość poruszania się po ścieżkach i chodnikach, mniejsza z tym, czy jest to obecnie legalne, czy nie) z wygodą motocykla – nie muszę używać mięśni. Czy  zatem warto skasować aplikacje i kupić własny sprzęt? Idę o zakład, że przed takim wyborem staje coraz więcej osób, które „uzależniły” się od elektrycznych hulajnóg, ale mają już dość wydatków związanych z nowym nałogiem.

Czytaj też: Nowość w popularnej aplikacji taksówkowej. MyTaxi wprowadza opcję Lite. Pojedziesz taniej i z gwarancją. Uber i Taxify mają problem?

Czytaj też: Taksówkarze protestują, chcą żeby było tak, jak dawniej. Ale z XXI wiekiem nie wygrają. Co czeka branżę taksówkową?

Czytaj też: Ten koncern samochodowy stawia na wynajmowanie aut, a nie na ich sprzedawanie. Ale czy to się opłaca? Liczę!

Własna, nowa hulajnoga elektryczna. Pół sezonu i jest już spłacona

Ile kosztuje takie cacko gdyby chcieć je mieć na własność? Na rynku są różne modele – te z najniższej półki kosztują mniej niż 1000 zł – ale te modele w niczym nie przystają do tych, które można wypożyczyć na minuty. Najtańsze dostępne hulajnogi to opcja dla osób bardzo szczupłych, których waga nie przekracza 70 kg (o 30 kg mniej niż w hulajnogach na minuty), mniejszy jest też zasięg w porównaniu do odpowiedników dostępnych przez aplikację (10 km zamiast 25 km-40 km) i mniejsza jest prędkość maksymalna –  12 km/h zamiast 30 km/h.

Hulajnoga o  porównywalnym zasięgu, „udźwigu” i jakości wykonania do tych stojących na ulicy kosztuje co najmniej 2500 zł (choć są i modele za 3800 zł). Czy warto wydać taką kwotę i odpuścić sobie najem? Policzmy na ile przejażdżek starczyłaby tak duża kwota.

Najprościej byłoby przeliczyć kwotę zakupu na minuty (wyszłoby 83 godziny), ale problem w tym, że operatorzy hulajnóg inkasują przecież 3 zł na start, musimy więc przyjąć jakieś założenia, np. że wynajmujemy hulajnogę dwa razy dziennie i jedziemy nią w sumie przez 20 minut (dwa razy po 10 minut). Do obliczeń przyjąłem stawki firmy Lime, bo tych hulajnóg jest najwięcej.

W takiej opcji koszt użytkowania wyniesie 3 zł + 5 zł (0,5 zł x10 min)= 8 zł za jedną przejażdżkę. A że musimy jeszcze wrócić do domu, to koszt wzrośnie o kolejne 8 zł, czyli w sumie będzie to 16 zł dziennie.

Czy to dużo? Okazuje się, że sporo! Jeśli założyć, że koszt własnej hulajnogi to 2500 zł, to gdy podzielimy tę kwotę przez 16 zł to wyjdzie nam, że już po 156 dniach (ponad 5 miesiącach) takiej średnio intensywnej jazdy dwa razy dziennie, zwróci nam się koszt zakupu. 

A co jeśli jeździmy nie tak regularnie? W tym celu warto wprowadzić benchmark, czyli jak to wygląda w przeliczeniu na godziny. W Limę godzina jazdy kosztuje 33 zł (3 zł+ 60×0,5 zł). Gdybyśmy oddawali się codziennie godzinnej jeździe to własna hulajnoga zwraca się nam już po 76 dniach, czyli po 2,5 miesiącach. (2500 zł/33zł=75,7 dni).

Czyli jeśli jeździmy wypożyczamy hulajnogę dwa razy dziennie po 10 minut to zakup własnej zwróci się nam już po połowie sezonu, czyli po 156 dniach. Jeśli liczylibyśmy wydatek w przeliczeniu na godzinę jazdy dziennie, to zwrot następuje już niecałych 76 dniach.

Dodatkową wskazówką do odpowiedzi na pytanie czy warto kupić własną hulajnogę mogą być miesięczne wydatki. Jeśli założyć, że sezon trwa od marca do listopada, czyli 8 miesięcy można podzielić kwotę 2500 zł na 8 „okresów rozliczeniowych”, wyjdzie nam z tego 313 zł. Jeśli okaże się, że na hulajnogi wydajemy miesięcznie więcej niż owe 313 zł, to koniecznie powinniśmy kupić sobie własny sprzęt.

Zastrzeżenia do wyliczeń?  Po pierwsze: ostatnio zimy są coraz mniej śnieżne, więc teoretycznie sezon możnaby wydłużyć do 12 miesięcy jazdy – wtedy własna hulajnoga zaczyna się opłacać już przy 210 zł miesięcznych wydatków, które dziś zostawialibyśmy na kontach Lime, Bird, czy pozostałych firm.

Po drugie – opłacalność będzie zależeć w głównej mierze od ceny zakupu własnej hulajnogi – jeśli nie zależy nam na zasięgu, ani dużym udźwigu, możemy kupić model tańszy, wtedy zwrot z inwestycji nastąpi jeszcze szybciej.

Czytaj też: Startuje dostawczy carsharing IKEA. Ale auta nie zostawisz gdzie chcesz. Kto na to pójdzie?

Czytaj też: Furgonetka na minuty? Dość ekstrawaganckie. Citybee zalewa miasta dużymi autami. Tylko po co? Liczę komu opłaci się je wynająć

Elektryczna hulajnoga – lepiej posiadać, czy użytkować?

Jeśli chcemy bez limitu oddawać się elektrycznym przejażdżkom powinniśmy w te pędy pobiec do sklepu. Im więcej będziemy jeździć, tym szybciej zwróci się nam wydatek. Ale są i wady posiadania własnego sprzętu? Te są dwojakie. Przede wszystkim na niekorzyść posiadania własnej hulajnogi przemawiają te same okoliczności, które towarzyszą nam przy posiadaniu własnego samochodu, a nie auta na minuty.

W przypadku hulajnogi musimy zatroszczyć się o parking i zabezpieczenie przed kradzieżą (niektóre modele mają blokadę uruchamianą bluetoothem, inny sposób to dodatkowy wydatek 200 zł na mechaniczną blokadę zakładaną na koło).

Jeśli nie mieszkamy na parterze, ani nie mamy schowka na rowery, to musimy naszą hulajnogę tak jak rower znieść po schodach. Choć jest to poręczniejsze niż dwuślad, to jednak taka hulajnoga też waży dobrych kilkanaście kilogramów. Zresztą wiele osób ma rowery, a i tak korzysta z miejskich wypożyczalni – bo to nieraz prostsze, wygodniejsze i szybsze niż własny bicykl.

No i pozostaje kwestia kosztów utrzymania, bo wydatek na zakup hulajnogi to nie koniec. Musimy pamiętać o ładowaniu, kosztach prądu i ubezpieczeniu.

Jak obliczyliśmy niedawno naładowanie do pełna jednego pojazdu zasilaczem o mocy 71 W (ta moc wynika to ze specyfikacji hulajnogi) to koszt 32 groszy przy cenie 65 groszy za kilowatogodzinę. Jaki będzie koszt ładowania hulajnogi w skali roku? Załóżmy, że – co mało prawdopodobne – musielibyśmy hulajnogę ładować 270 razy w roku (czyli przez 9 miesięcy). Zapłacimy za to w rachunkach ok. 86,4 zł (0,32 zł x 270 dni =86,4 zł).

Co z ubezpieczeniem? Pojazd rozwijający ok. 30 km na godz., a który nierzadko pomyka między przechodniami aż się prosi o wypadek. W takiej sytuacji lepiej mieć ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej i to niezależnie od tego czy jedziemy swoją, czy wypożyczoną hulajnogą. Poza tym można też pomyśleć o ubezpieczeniu swojej hulajnogi na wypadek kradzieży. Koszt takiego OC i hulaj-casco nie powinien przekroczyć w sumie 150-200 zł rocznie, czyli niecałe 17 zł miesięcznie

Warto jednak pamiętać o dwóch rzeczach. Po pierwsze ubezpieczenie OC jest często w pakiecie z ubezpieczeniem mieszkania. Po drugie – na rynku nie ma dedykowanych hulajnogom ubezpieczeń, a ochrona w razie wypadków podpada najczęściej pod polisy rowerowe, albo po prostu od  Następstw Nieszczęśliwych Wypadków (NNW).

Zalety posiadania na własność hulajnogi? Ma się swoją jedyną, nie dotykaną przez dziesiątki innych rąk hulajnogę. Dodatkowe oszczędności będą rosnąć im więcej będziemy jeździć no i hulajnoga jest dostępna 24 godziny na dobę. To nie takie oczywiste, bo hulajnogi na minuty są zabierane na noc żeby uzupełnić baterię, a Hive, czy Bird w ogóle są niedostępne w nocy. 

Z drugiej strony, to chyba nie byłaby już taka frajda z tą całą troską o ładowanie, wnoszenie, znoszenie. No i hulajnogi sprzedawane w sklepach nie mają takiego okazałego malowania.

źródło zdjęcia: PixaBay

Subscribe
Powiadom o
7 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Michał
5 lat temu

Też uważałem, że są drogie. Aż zmieniłem punkt odniesienia. W porównaniu z autobusem czy pójściem pieszo są drogie. Ale jeśli potraktować je jako konkurencję dla Ubera, to cenowo wychodzą tak samo (przynajmniej na moich stałych trasach). Nie taniej, nie drożej (z dokładnością do kilkudziesięciu groszy), ale w tej cenie dostajemy coś innego: kierujemy sami zamiast jechać z niemym obcokrajowcem, który nie wiadomo czy w ogóle zrobił prawo jazdy, nie musimy znać dokładnego adresu celu naszej podróży, za to możemy dotrzeć pod same drzwi, mając w dodatku frajdę z jazdy na świeżym powietrzu.

Admin
5 lat temu
Reply to  Michał

No tak, wszystko zależy od punktu odniesienia… 🙂

wojciech
5 lat temu

Spróbowałem, zakochałem się, sprawdziłem historię portfela i stwierdziłem – DROGO! Pomyślałem więc że chyba lepiej kupić własną ale od razu na myśl nasuneło mi się to że te do wypożyczania są takie fajne bo mogę ją wziąć gdzie chce, zostawić gdzie chcę, nie martwię się o ładowanie, o to czy ją ktoś ukradnie i nie musze jej nosić z sobą. Ta refleksja szybko odwiodła mnie od zakupu i pozostania przy wypożyczalni. Jeżeli ktoś używa takiego środka transportu niemal codziennie (np.dojazdy do pracy) to owszem, zakup własnej ma sens ale jeżeli ktoś traktuje to jako alternatywny środek transportu to nie ma… Czytaj więcej »

Legia Mistrz
5 lat temu

Pytanie na ile awaryjne są te hulajnogi, czyli innymi słowy, na ile wystarczy taki sprzęt jeśli chciałoby się zainwestować we własny pojazd. Jeśli coś tam się zepsuje, to może być ciężko o naprawę czy części zamienne.

Piast Mistrz
5 lat temu
Reply to  Legia Mistrz

Legia wicemistrz

Tom
5 lat temu
Reply to  Legia Mistrz

Mam Xiaomi. Części to nie problem, ale po prostu koszt. Jeśli liczymy Lime ze zwrotem + serwis to i zwrot własnej hulajnogi musi to uwzględnić.

Zbigniew
5 lat temu

.. wypożyczający zejdą na ziemię-1-rwsze SMS-y kosztowały ponad 2,00zł….:D.

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu