Coraz częściej rozmawiamy w Polsce o tym, czy już czas, żeby skrócić wymiar czasu pracy np. do 4 dni w tygodniu. Dyskutują o tym też w najbardziej rozwiniętych krajach – nawet w tych, gdzie i tak pracuje się znacznie krócej niż u nas – w Niemczech, Francji, czy Wielkiej Brytanii. Tymczasem Grecy – jeden z najbardziej pracowitych krajów w Europie – właśnie wprowadzają 6-dniowy tydzień pracy. Kto ma rację? A może wszyscy?
Jak to się stało, że Grecy tak mocno idą pod prąd trendom, które od ponad stu lat obowiązują w zachodnich państwach Europy? Wzrost wydajności pracy, coraz większa robotyzacja i automatyzacja oraz presja związków zawodowych to główne powody, dla których w Europie już nie pracujemy po 12 lub więcej godzin dziennie przez 6 dni w tygodniu, jak jeszcze na początku XX w.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
W Polsce 8-godzinny dzień pracy to co prawda prawo sprzed ponad 100 lat (a dokładniej z 1918 r.), ale z kolei w rozliczeniu tygodniowym pracujemy teraz krócej niż wtedy, bo wszystkie soboty wolne mamy dopiero od 1989 r., czyli od 35 lat. W kierunku dalszego skrócenia czasu pracy idą najnowsze propozycje resortu pracy. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zapowiada zmiany, które miałyby wejść w życie do 2027 r.
Nie wiadomo jeszcze, czy będzie to bardziej kwestia skrócenia każdego z 5 dni pracy o jedną godzinę, czy po prostu wprowadzenie 4-dniowego tygodnia pracy. Resort zapowiada, że zgłosi projekt ustawy po wakacjach, żeby jesienią sejmowe komisje mogły już przystąpić do jego analizy.
Czy jednak to nie będzie trochę tak jak z płacą minimalną? Rząd w szlachetnym porywie co roku zwiększa minimalne wynagrodzenia, które następnie muszą wypłacać swoim pracownikom prywatni przedsiębiorcy. Za 4-dniowy tydzień pracy również w dużym stopniu zapłacą firmy, dla których może to się okazać bardzo dużym obciążeniem.
Dłuższy tydzień pracy: Grecy chcą czy muszą?
Tymczasem w Grecji czas pracy się właśnie wydłuża. Grecy w pewnym sensie zostali do tego zmuszeni wskutek kryzysu finansowego, który dotknął ten kraj kilkanaście lat temu (w latach 2009-2012), a także na skutek zmian demograficznych. Gigantyczne zadłużenie zmusiło greckie państwo do przeprowadzenia drastycznych oszczędności i cięć w budżecie. Alternatywą miało być usunięcie Grecji ze strefy euro lub ewentualne ogłoszenie bankructwa kraju z powodu niemożności spłaty zadłużenia. To mocno odbiło się na greckim Kowalskim.
Grecy wciąż odczuwają skutki tej polityki oszczędności, na co nałożyły się efekty pandemii i inflacja w ostatnich 3 latach. Przeciętny Grek musi więc dorabiać, żeby zapewnić sobie i rodzinie podstawowy poziom życia. Zdarza się, że to nie tylko godziny nadliczbowe, ale wręcz praca na 2 etaty.
Płaca minimalna jest w Grecji niższa od tej, którą otrzymują Polacy, mimo dużo wyższych kosztów utrzymania. W III kw. 2023 r. minimalne wynagrodzenie wzrosło w Grecji do 910 euro na miesiąc, czyli mniej więcej 3950 zł. Dla porównania: polska stawka minimalna od 1 lipca 2024 r. wynosi 4300 zł. Na wykresie poniżej widać, że dopiero w 2023 r. grecka płaca minimalna powróciła do poziomu z 2012 r.
Drugą często podawaną przyczyną wydłużenia czasu pracy są niekorzystne zmiany demograficzne. W wyniku trudnej sytuacji ekonomicznej zwiększyła się emigracja zarobkowa Greków, spada też systematycznie liczba urodzeń, a rośnie liczba zgonów. Greków z roku na rok jest mniej. I muszą pracować więcej.
Obecnie Greków jest ok. 10,4 mln, ale jeszcze kilkanaście lat temu, w przededniu kryzysu finansowego, populacja Grecji przekraczała 11,1 mln mieszkańców. Niekorzystnie zmienia się też struktura wiekowa. Coraz mniejszy udział w społeczeństwie stanowią ludzie młodzi i w wieku tzw. produkcyjnym. Np. udział osób w wieku 25-49 lat spadł z 37% w 2010 r. do 32% w 2023 r. Natomiast rośnie udział w populacji osób starszych, mających ponad 65 lat.
Dłuższy tydzień pracy już w Grecji jest, wymaga tego turystyka
Grecy pracują już teraz najdłużej w Unii Europejskiej, ale również wśród kilkudziesięciu krajów OECD. Nieco tylko krócej pracują Polacy. Kiedy spojrzymy na zestawienie najwięcej pracujących narodów, widać, że nie ma wśród nich najbogatszych europejskich krajów, czyli tych, które mogą pochwalić się najwyższą wydajnością pracy i produktywnością. Wyjątkiem wśród najbogatszych państw w zestawieniu OECD są Stany Zjednoczone.
Poniżej zestawienie czasu pracy w kilku największych i najbardziej rozwiniętych gospodarkach świata według danych OECD za 2022 r. Na tym tle Polska i Grecja. Wielkości podawane jako liczba godzin pracy w ciągu roku:
Z kolei dane Eurostatu za 2023 r. pokazują, że grecki pracownik na etacie przepracowuje najwięcej godzin w tygodniu w UE. W 2023 r. faktyczny tygodniowy czas pracy osób w wieku 20–64 lata w UE w ich głównej pracy wynosił, według danych Eurostatu, średnio 36,1 godziny. Najdłuższe tygodnie pracy odnotowano w Grecji (39,8 godzin), Rumunii (39,5), Polsce (39,3) i Bułgarii (39,0). Z kolei najkrótszy tydzień pracy miała Holandia (32,2 godziny), a za nią – Austria (33,6) i Niemcy (34,0).
Dla Greków 6-dniowy tydzień pracy nie jest nowością. Niektórzy z nich już pracują w takim wymiarze od ubiegłego roku. Chodzi o pracowników kluczowych dla tego kraju sektorów – hotelarstwa i gastronomii. Natomiast od 1 lipca mają do nich dołączyć osoby pracujące w kolejnych, choć nie wszystkich sektorach.
Grecja ma jeden z najwyższych w UE udział branży hotelarsko-gastronomicznej w PKB. W 2023 r. ten sektor odpowiadał za ok. 18,5% PKB kraju. Ta branża potrzebuje coraz więcej pracowników. Z badania Światowej Rady ds. Podróży i Turystyki (WTTC) wynika, że w 2023 r. turystyka wniosła do greckiej gospodarki 39,2 mld euro, czyli tylko 4% mniej w porównaniu z najwyższą wartością przed pandemią w 2019 r., wynoszącą 40,8 mld euro.
WTTC prognozuje również, że w tym roku w turystyce powstanie ponad 17 000 nowych miejsc pracy. I zostanie pobity rekord z 2019 r., kiedy liczba pracowników zatrudnionych w sektorze turystycznym wyniosła 820 000 osób. Liczba wszystkich pracowników obecnie wynosi w Grecji ok. 4,3 mln osób, czyli w turystyce pracuje co piąty mieszkaniec kraju.
Jak będzie wyglądać następna dekada? Otóż według danych WTTC do 2033 r. wkład tego sektora w PKB wzrośnie do 57,2 mld euro, co będzie stanowić prawie jedną czwartą (23,6%) greckiej gospodarki. A zatrudnionych może być w tym sektorze ponad 1 mln osób. Z prognoz wynika, że co czwarte miejsce pracy w Grecji będzie powiązane z turystyką. Nic dziwnego, że ta branża wymaga rzucenia wszystkich sił, a wobec słabej demografii trzeba dłużej pracować.
Tak znaczący wzrost udziału turystyki w gospodarce jest oczywiście generatorem znacznych wpływów do budżetu państwa i do kieszeni Greków. Ale cierpi na tym jeden z ważniejszych wskaźników związanych ze wzrostem PKB i zamożnością społeczeństw. Chodzi o produktywność, czyli efekty pracy w określonym przedziale czasowym. W państwach najwyżej rozwiniętych ten wskaźnik systematycznie rośnie, możemy to również obserwować w Polsce w ciągu ostatnich 30 lat.
Ale Grecja tutaj wygląda bardzo słabo. Częściowo winą obciążyć można skoncentrowanie się na turystyce, ponieważ tradycyjnie jest to sektor o niskiej dynamice wzrostu produktywności i dużym udziale bezpośredniej pracy zatrudnionych osób. Hotelarstwo i gastronomia słabiej reagują na robotyzację czy automatyzację, a innowacje technologiczne typu generatywna sztuczna inteligencja nie mają na efekty pracy w hotelach i restauracjach zbyt dużego wpływu. Wydajność pracy zatrzymała się w Grecji na poziomie mniej więcej sprzed… 25 lat.
Od 1 lipca dłuższy tydzień pracy? Jakie korzyści, jakie wady?
Praca w dłuższym wymiarze ma mieć oczywiście dla pracowników plusy. Za pracę w sobotę ma przysługiwać płaca o 40% wyższa niż w normalny dzień tygodnia, natomiast praca w niedzielę ma być lepiej wynagradzana aż o 115%. A więc w niedzielę będzie można zarobić więcej niż w dwa dni powszednie. Jeśli zachęci to Greków do pozostawania u jednego pracodawcy i zwiększania tam właśnie aktywności, to wiele firm na tym skorzysta.
Pracownicy za to nie będą musieli gorączkowo szukać możliwości pracy w nadgodzinach czy okazji do dorobienia w innej firmie. Takie łapanie wielu srok za ogon może mieć też negatywny wpływ na produktywność. Na pewno lepiej i wydajniej pracuje pracownik, który koncentruje się na jednej pracy, ma w niej zapewnione odpowiednie warunki i stabilnie wyższe wynagrodzenie.
Od 1 lipca na 6-dniowy tydzień pracy będą mogły przejść firmy w niektórych sektorach przemysłowych i produkcyjnych, a także firmy świadczące usługi 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Dla pracowników oznaczałoby to 48-godzinny tydzień pracy, ale za to wyższe zarobki i stabilność pracy u jednego pracodawcy. Nowe zasady dotyczą sektora użyteczności publicznej, placówek handlowych, opieki zdrowotnej i produkcji ciągłej.
Zmiana ma na celu rozwiązanie problemów z harmonogramem pracy w przypadku firm prowadzących działalność ciągłą lub całodobową. Jednak na ten rodzaj pracy będą mogli zdecydować się także pracodawcy nieprowadzący działalności ciągłej, z tym że muszą zgłosić takie zmiany do inspekcji pracy. Z sześciodniowego tygodnia pracy są wyłączeni m.in. pracownicy administracji rządowej, nauczyciele, wykładowcy i pracownicy banków.
Grecki rząd tłumaczy, że nowe zasady mogą pomóc w uporządkowaniu rynku pracy, w którym coraz większą rolę w ostatnich latach zaczęły odgrywać godziny nadliczbowe, w tym nierejestrowane. Dzięki zmianie może zmniejszyć się szara strefa na rynku pracy, która rośnie w Grecji po kryzysie finansowym. Regulacje mogą również pomóc wypełnić luki osobowe na rynku pracy. Ważne jest to, że zmiany nie dotyczą wszystkich pracowników, a wciąż będą to niektóre sektory gospodarki.
Rząd ma też nadzieję, że silniejsze związanie pracowników z podstawowym pracodawcą będzie zachętą dla firm do wspierania rozwoju zawodowego pracowników, a dla pracowników szansą na udział w podnoszeniu kwalifikacji i w szkoleniach. Dzięki temu pracownicy lepiej mają się dostosowywać do zmieniających się wymagań rynku.
Jednak zanim to się stanie, pracownicy staną przed dylematem wyboru dłuższej lub krótszej pracy, bo teoretycznie będą mogli o tym zdecydować sami. Komentatorzy wskazują na specyfikę greckiego sektora produkcyjnego, w którym dominują lokalne małe i średnie firmy, w których bardzo mała jest reprezentacja związków zawodowych. Pracownik będzie więc najczęściej w słabej pozycji negocjacyjnej.
Nawet jednak ewentualny wzrost wynagrodzeń uzyskany w ten ekstensywny sposób, czyli poprzez wydłużenie czasu pracy, nie spowoduje, że pensje powrócą do poziomu sprzed kilkunastu lat, z okresu sprzed kryzysu. Tym bardziej że po drodze Grecja, podobnie jak inne kraje europejskie, doświadczyła wysokiej inflacji i wzrostu kosztów życia. W 2024 r. średnie wynagrodzenie w Grecji wynosi ok. 1400 euro brutto i ok. 1100 euro netto. To jeden z najniższych poziomów w UE.
Czy taki ruch zwrotny w stosunku do ponadstuletniego europejskiego trendu zmniejszania czasu pracy wyjdzie Grekom na dobre. Niektórzy ekonomiści twierdzą, że jest to tylko usankcjonowanie prawne obecnego stanu rzeczy. Wielu Greków i tak realnie pracuje 6 dni w tygodniu. Czy nowe regulacje pomogą Grecji w wychodzeniu z kłopotów finansowych i strukturalnych problemów gospodarki?
Jeśli problemem jest brak wykwalifikowanych pracowników, to zmuszenie tych aktywnych zawodowo do dłuższej pracy jest chyba rozwiązaniem obliczonym na krótkotrwały efekt. Pracowników nie przybędzie, a zrażeni regulacjami młodzi Grecy mogą jeszcze częściej decydować się na wyjazd z kraju. Tym bardziej, jeśli podstawową ścieżką wyboru dla ludzi wchodzących w wiek planowania kariery zawodowej będzie tylko praca w hotelarstwie i restauracjach.
W Polsce plany 4-dniowego tygodnia pracy. Nie za wcześnie?
W Polsce na razie dłuższy tydzień pracy nam nie grozi. Wprost przeciwnie, coraz częściej w dyskusji publicznej pojawia się temat 4-dniowego tygodnia pracy, a raczej – skrócenia czasu pracy w tygodniu do 35 godzin. W jaki sposób to osiągnąć, czy poprzez skrócenie każdego z pięciu dni o jedną godzinę, czy poprzez wprowadzenie wolnych piątków, na razie nie wiadomo. Resort pracy pracuje nad regulacjami i – zgodnie z zapowiedziami – prawdopodobnie po wakacjach do Sejmu trafi ministerialny projekt zmian w prawie pracy.
Czy to już ten czas w Polsce, żeby skracać czas pracy tak radykalnie? I – czego się mamy spodziewać po takich regulacjach? Na papierze to ładnie brzmi – skrócenie czasu pracy jako prezent dla pracownika. Jednak, podobnie jak w przypadku corocznego podwyższania wysokości płacy minimalnej ponad poziom inflacji, decyzje podejmie rząd a potem parlament, a płacić będą musiały firmy. Trudno sobie wyobrazić, żeby tak rewolucyjna zmiana zaszła w krótkim terminie i bez długich testów przygotowawczych przeprowadzanych w wybranych firmach czy sektorach. Tak robią od wielu lat najbardziej zaawansowanie europejskie gospodarki, które sprawdzają efektywność skrócenia czasu pracy w szerokich programach.
O takich programach pisałem tu: Na świecie coraz więcej eksperymentów z 4-dniowym tygodniem pracy. Jak to może wyglądać w praktyce? Jakie są doświadczenia zamożnych krajów? I co my na to?
Pamiętajmy, że 50 lat temu skracanie 6-dniowego tygodnia pracy w Polsce rozpoczęło się od dwóch sobót w 1973 r., rok potem było to 6 sobót, a jedna sobota w miesiącu została wprowadzona w 1975 r. Jednak całkowite przejście na 5-dniowy tydzień pracy trwało do 1989 r., czyli 16 lat. Teraz może ten okres przejściowy byłby krótszy, ponieważ gospodarka jest bardziej efektywna a firmy mogą wspierać się automatyzacją i robotyzacją, ale powinien to być czas liczony raczej w latach niż w miesiącach.
Trzeba pomyśleć o podstawowym mierniku koniecznym do rozmów o skracaniu czasu pracy w gospodarce rynkowej, opartej na rachunku zysków i strat. Co z produktywnością? Co z ostatecznym efektem produkcyjnym? Obecnie nasza produktywność nie jest najwyższa w skali UE i nie mamy co się porównywać do gospodarek zachodnich, choć ten wskaźnik systematycznie rośnie. Przed nami jednak długie lata pracy w tym zakresie, głównie dla sektora małych i średnich firm.
Jednak nie jesteśmy na końcu peletonu. Za nami jest Grecja. Najnowsze dane Eurostatu pokazują wydajność pracy na godzinę przepracowaną we wszystkich krajach UE. Zasadniczo w okresie od 1999 r. do 2008 r. wzrost wydajności był znacznie wyższy w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, które skorzystały na procesie nadrabiania zaległości i konwergencji zapoczątkowanym przejściem do gospodarki rynkowej i przystąpieniem do UE w latach 2004–2007.
W prawie wszystkich krajach europejskich wydajność pracy na godzinę gwałtownie spadła podczas kryzysu finansowego w 2009 r. Co ciekawe w tym czasie Polska była jednym z nielicznych krajów (2. miejsce po Irlandii), które odnotowały wzrost wydajności. Po kryzysie finansowym średnia produktywność znacznie wzrosła we wszystkich krajach. Wyjątkiem była Grecja, w której odnotowano duży spadek produktywności w związku z kryzysem zadłużeniowym i spadkiem PKB.
W 2020 r. produktywność w UE zależała od tego, jak poszczególne kraje uporają się z kryzysem pandemicznym i skutkami inflacji. Większość krajów odnotowała dodatni wzrost wydajności pracy na godzinę ze względu na stosunkowo większy spadek liczby przepracowanych godzin niż odnotowany spadek PKB spowodowany lockdownami. Polska była akurat wśród 4 krajów, w których produktywność w 2020 r. spadła.
Natomiast w ostatnich 3 latach Polska była już cały czas na plusie, choć dynamika wzrostu produktywności nie była bardzo wysoka i trzeba pamiętać, że jej poziom w relacji do krajów centrum UE wciąż nie jest wysoki.
Czy skrócenie czasu pracy automatycznie podniesie produktywność? Nie. To długi proces, który musi być wsparty systematycznym inwestowaniem przez firmy produkcyjne i usługowe w usprawnianie organizacji pracy, lepszą logistykę, nowoczesne narzędzia i systematyczne wspieranie kwalifikacji pracowników.
Produktywność liczona jako efekty pracy w przeliczeniu na godzinę może pozostać na tym samym poziomie po skróceniu wymiaru godzinowego. Gorzej będzie, jeśli zbadamy efekty pracy w przeliczeniu na miesiąc czy cały rok. Bo utrzymanie produktywności na tym samym poziomie, ale w krótszym czasie, będzie oznaczało realny spadek wypracowanego PKB.
Odwołanie pracowników od biurek i warsztatów pracy na dłuższy odpoczynek może uwolnić w nich dodatkową energię, którą potem wykorzystają na swoich stanowiskach, ale – nie musi to być automatyczne, a i tak w większości może zależeć od organizacji pracy w firmie, czyli od pracodawców. Zbyt szybkie działanie w tym zakresie może jednak okazać się dla pracowników niekorzystne, jeśli firma nie wytrzyma takiego ciężaru.
Pracodawcy więc powinni mieć w tej sprawie bardzo dużo do powiedzenia. Bez konsultacji z nimi i bez odpowiednich testów przygotowawczych i okresów przejściowych taka operacja nie powinna się odbywać.
Źródło zdjęcia: Tommy Krombacher/Unsplash