3 kwietnia 2017

Czy warto wziąć auto na minuty? Porównuję car-sharing w 4Mobility i Traficar

Czy warto wziąć auto na minuty? Porównuję car-sharing w 4Mobility i Traficar

Firma Traficar udostępniła mieszkańcom Krakowa kilkadziesiąt samochodów do wypożyczania na minuty. A podobna firma – 4Mobility – zaczęła działalność w Warszawie. Porównuję i testuję! Auta w tym modelu stoją zaparkowane w wyznaczonych „stacjach”, można je zarezerwować na bieżąco lub wcześniej przez smartfona, a zostawić albo na innej „stacji” albo w dowolnym miejscu w ścisłym centrum.

ILE KOSZTUJE WYNAJEM AUTA NA MINUTY?

Zobacz również:

Jeśli więc mam niedaleko postój samochodów na wynajem, to zamiast własnym autem mogę pojechać do centrum wynajętym, a potem je tam zostawić, bądź wrócić na miejsce startu. Przy założeniu, że stacje są gęsto rozsiane nie tylko w ścisłym centrum – to może być sensowny pomysł na tanie, wspólne podróżowanie ze znajomymi np. do pracy. No właśnie, ale czy tanie? Stawki za najem samochodu na minuty wyglądają dość atrakcyjnie.

W krakowskim Traficar płacę 80 gr. za każdy kilometr jazdy oraz 50 gr. za każdą minutę (przy założeniu, że jeżdżę ze średnią prędkością 60 km na godzinę wychodzi, że jazda traficarem kosztuje mniej jakieś 1,3 zł za kilometr (czyli prawie dwa razy taniej, niż najtańszą taksówką). W warszawskim 4Mobility ceny są podobne, bo każdy przejechany kilometr kosztuje 80 gr., zaś każda minuta spędzona w aucie – dodatkowo 40-60 gr., w zależności od standardu samochodu. Aha, druga godzina jest prawie gratis (1 grosz). Też wychodzi jakieś 1,3 zł za kilometr (w opcji dwugodzinnej – nawet mniej).

JAK SIĘ ZAPISAĆ DO CARSHARINGU?

Jako miłośnik aut na minuty zarejestrowałem się na stronie 4Mobility.pl już pierwszego dnia. Było trochę dłubania, bo musiałem podać trochę danych o sobie – imię, nazwisko, PESEL, numer telefonu oraz dane z posiadanego prawa jazdy. Musiałem też to prawo jazdy zeskanować i załączyć skany obu stron do wniosku o zarejestrowanie. A potem poczekać na zielone światło od firmy. W drugim rzucie musiałem przypiąć do systemu (niestety, odpowiada za to druga aplikacja, co rodzi wrażenie chaosu) kartę płatniczą, z której firma będzie potrącać pieniądze.

Link do aplikacji, w której można zarejestrować kartę, dostałem e-mailem. Niestety, nie zadziałał na mojej przeglądarce Chrome, musiałem go przekleić do Firefoksa. Potem poszło z górki – podałem numer karty, datę ważności, kod CVC z odwrotu, a firma pobrała z karty 1 zł, sprawdzając przy okazji z danym przelewu, że ja to ja.

Ściągnąłem sobie na smartfona aplikację 4Mobility.pl i z duszą na ramieniu zarezerwowałem auto. Na początku nie bardzo ogarniałem opartą na osiach czasu koncepcję tej części serwisu, która odpowiada za rezerwację, ale po czasie stwierdzam, że to raczej ja jestem niegramotny, niż serwis skomplikowany. Najpierw trzeba wybrać bazę, z której chcę „pobrać” auto, samochód (może to być auto klasy ekonomicznej lub limuzyna typu BMW serii 1-3), a potem określić czas najmu oraz dystans kilometrowy, który zamierzam pokonać. Te dane są tylko orientacyjne, ja jeździłem autem o pół godziny dłużej, niż zadeklarowałem i jedyną niedogodnością była konieczność formalnego przedłużenia najmu (czego dokonałem przy tzw. check-oucie, czyli zakończeniu najmu).

JAK MI SIĘ JEŹDZIŁO?

Wybrałem jedną z baz na północy Warszawy i stawiłem się w określonym miejscu o zadelarowanej godzinie (do auta „doprowadziła” mnie aplikacja 4Mobility.pl w smartfonie). Auto otworzyłem… smartfonem. Kliknąłem ikonkę z otwartą kłódką, a smartfon połączył się z samochodem i go otworzył. Po zajęciu fotela kierowcy zobaczyłem karteczkę z instrukcją gdzie znajdę kluczyki i jak się „odpala” auto (chwilę mi to zajęło, bo na codzień używam samochodu z manualną skrzynią biegów, a moja „beemwica” była wyposażona w automatyczną).

Jak już opanowałem jak „to” uruchomić i co zrobić, żeby jechało do przodu lub do tyłu, poszło z górki. Jazda takim autem jest o tyle beztroska, że w zasadzie nic cię nie interesuje (no, może poza przepisami, bo koszty mandatów ponosisz sam). Auto jest czyste, zatankowane (gdyby paliwa jakimś cudem zabrakło, to w schowku jest specjalna karta paliwowa), ubezpieczone (w razie stłuczki dzwoni się na infolinię i czeka na assistance), wygodne.

Pojeździłem sobie i poparkowałem w różnych miejscach – w centrum za darmo! – bitą godzinkę, a mógłbym i dłużej, bo druga byłaby prawie za friko, by ostatecznie wylądować w „mojej” bazie na północy Warszawy (choć mógłbym zaparkować auto gdziekolwiek w ścisłym centrum). Zaparkowałem auto, wyłączyłem silnik i wyszedłem beztrosko z auta. Drzwi się zablokowały, ale… rezerwacji nie można było zakończyć.

Po konsultacji z call-center okazało się (potem zauważyłem, że sygnalizował to także komunikat wyświetlany przez apkę na smartfonie) niedokładnie zamocowałem kluczyk w schowku. Musiałem znów otworzyć auto smartfonem, naprawić błąd, zamknąć auto i dopiero wtedy zakończyłem rezerwację. Za godzinę jeżdżenia z karty zeszło mi mniej więcej 50 zł. Sporo, zwłaszcza, że to mój prywatny test, a nie „ustawka”, więc i koszty prywatne. Choć gdybym chciał przejechać ten sam dystans taksówką, to wyszłoby nieco drożej.

JAKIE SĄ SŁABE STRONY CARSHARINGU?

Czy będę stałym klientem tego typu usług? Na razie raczej nie. I to z kilku powodów. Po pierwsze: cena. Fakt, że wybrałem sobie najdroższą limuzynę, ale tańszych – odnoszę wrażenie – nie ma w ofercie (albo są stale zarezerwowane). Gdybym chciał przejechać 20 km i wynająć najtańsze auto na godzinę, to zapłaciłbym 24 zł za wynajem i 12 zł za dystans. Te 36 zł to mniej, niż „moje” 50 zł, ale też nie można powiedzieć, że car-sharing będzie „za półdarmo”. Inna sprawa, że przejażdżka Uberem kosztowałaby 1,5 zł za kilometr i 30 gr. za minutę plus jeszcze opłata startowa, a więc drożej. Gdybym był studentem i poruszał się w większej grupie tylko po centrum (wynajętym autem parkuję w płatnej strefie za free) – to być może rachunek zysków i strat byłby dla mnie bardziej pozytywny.

Po drugie: liczba baz, z których mogę pobrać auto. Taka usługa może mieć sens, o ile z każdego miejsca w mieście mogę dotrzeć do bazy z autem w ciągu kilkunastu minut, ale spacerkiem. Trzeci kłopot z wynajmem auta na minuty polega na tym, że obszar, w którym można to auto bezpłatnie zostawić, jest bardzo ograniczony i w zasadzie pokrywa się z obszarem, w którym potencjalny klient ma do dyspozycji metro i dużą sieć autobusowo-tramwajową.

Zaletą tego sposobu poruszania się po mieście byłaby możliwość „zassania” samochodu z jednej z wielu baz (położonych tak, żeby można było do nich łatwo dotrzeć z każdego miejsca w mieście, nie będącego totalnym zadupiem) i „porzucenia” gdziekolwiek na terenie miasta. W przypadku usługi 4Mobility jest to niestety niemożliwe, pozostawienie auta poza ścisłym centrum oznacza, że operator usługi pobierze opłatę za odholowanie auta do bazy.

3 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

[…] Czytaj też: Limuzyną na spotkanie czyli testuję wynajem samochodów na minuty! 4mobility kontra Traficar […]

[…] Czytaj też: Testuję i porównuję oferty car sharingu. Ile to kosztuje i jak się tym jeździ? Miałem pewien p… […]

[…] Czytaj też: Testuję i porównuję oferty car sharingu. Ile to kosztuje i jak się tym jeździ? Miałem pewien p… […]

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu