Koniec eldorado pracowników? Coraz trudniej znaleźć nową, lepszą pracę i coraz większy odsetek pracowników woli się trzymać obecnego pracodawcy, niż aktywnie szukać nowego – wynika z najnowszego raportu o rynku pracy firmy Randstad. Jeśli ktoś straci pracę, to musi się nastawić na nawet pół roku szukania kolejnej. W tym czasie bardzo przyda się poduszka finansowa. Co się dzieje z polskim rynkiem pracy?
Publikowany co pół roku raport o rynku pracy autorstwa ośrodka badawczego Randstad nie zostawia wątpliwości – poszukiwanie pracy jest coraz trudniejsze. Co prawda to zjawisko jest obserwowane na polskim rynku pracy od mniej więcej dwóch lat, ale – to nowość – obejmuje coraz większe kategorie pracowników. Wydłuża się czas poszukiwania nowej pracy, a mniejsza dostępność ofert nowego zatrudnienia objęła także osoby należące do grona tzw. talentów, czyli wykonujące zadania specjalistyczne, wymagające szczególnego przygotowania merytorycznego.
- Jak zacząć inwestować? Jak kupić swój pierwszy ETF? Gdzie go znaleźć i na co uważać? Przewodnik krok po kroku dla debiutantów [POWERED BY XTB]
- Prawdziwym królestwem gotówki nie są Niemcy. Jest nim dalekowschodni gigant znany z nowych technologii. Ludzie wolą tam banknoty. Dlaczego? [POWERED BY EURONET]
- Ile kosztuje nas drogowa brawura? Podliczyli koszty zbyt szybkiej jazdy w skali kraju. Jak „zaoszczędzić” życie i pieniądze? Technologia na pomoc [POWERED BY PZU]
Jaka jest szansa na nową pracę? Jeszcze kilka lat temu była w Polsce duża liczba pracowników, którzy aktywnie szukali nowej pracy i mogli łatwo zmienić zatrudnienie. Dziś wciąż są zawody deficytowe na rynku pracy (np. poszukuje się inżynierów i kierowców i pracownicy z tych branż częściej rozglądają się za nowym zatrudnieniem i wyższą pensją). Ogólnie jednak już tylko 10% pracowników aktywnie szuka pracy, a tylko 45% przegląda oferty, co jest najniższym wskaźnikiem od 2022 r.
Natomiast aż 45% pracowników w ogóle nie szuka nowej pracy i nie czeka na nową pracę. I to z kolei najwyższy poziom od popandemicznego 2022 roku. Może to oznaczać, że mniej pewnie czujemy się na rynku pracy i przyjmujemy założenie, że „lepszy wróbel w garści…”. Nowa praca to przynajmniej na początku mniejsza stabilność i większe ryzyko. Na nową pracę decydują się tylko najbardziej zdeterminowani poszukiwacze wyzwań.

Pracy warto „pilnować”, bo nowej szybko nie znajdziesz
Z raportu Randstad wynika, że utrata pracy jest większą komplikacją w życiu pracownika niż jeszcze kilka lat temu. Przeciętny okres poszukiwania nowej pracy wydłużył się bowiem ostatnio aż do niemal 4,5 miesiąca. Tyle czasu szukamy pracy „przeciętnie”, a to znaczy, że wiele osób może poszukiwać pracy znacznie dłużej. A to już może być dla nich istotnym problemem i finansowym, i psychicznym. Zwłaszcza że z innych badań wynika, iż 30–35% Polaków nie ma żadnych oszczędności.
Właśnie na taką okoliczność, np. utratę pracy, przyda się słynna poduszka finansowa, którą każdy powinien mieć i która powinna pozwolić na sześć miesięcy przeżycia w oczekiwaniu na nową pracę. Poduszka finansowa może dziś bardziej niż kiedykolwiek „ratować życie” albo przynajmniej finanse. Okres poszukiwania pracy, jak podkreślają autorzy raportu, „jeszcze nigdy w historii nie był tak długi”.

Z czego wynika to wydłużenie? Przede wszystkim z mniejszej dostępności ofert pracy. Dłużej muszą szukać pracy kobiety, aż 4,8 miesiąca, podczas gdy mężczyznom wystarcza tylko 4,2 miesiąca. Najkrócej szukają pracy osoby z przedziału wiekowego 30-39 lat, nieco tylko dłużej osoby młodsze i nieco starsze, ale tylko do pięćdziesiątych urodzin. Potem sytuacja się pogarsza i pracownicy po 50-tce muszą czekać przeciętnie na znalezienie nowego zatrudnienia aż 7,2 miesiąca.
Co ciekawe, w tym przypadku wykształcenie podstawowe i średnie nie przeszkadza w stosunkowo szybkim znalezieniu pracy. Jest to przeciętnie 3,4 miesiąca dla wykształcenia podstawowego i 3,8 miesiąca dla średniego. Dłużej muszą poszukiwać, ale może to się wiązać z większymi wymaganiami, pracownicy z wykształceniem wyższym. W tym przypadku okres poszukiwania pracy rośnie do 5,6 miesiąca. Najszybciej znajdują za to pracę mieszkańcy miast powyżej 200 000 mieszkańców. Im większe miasto, tym więcej pracy.
Najszybciej można znaleźć nową pracę w województwie mazowieckim, dużą rolę odgrywa tu warszawski rynek pracy. Przeciętnie na Mazowszu poszukuje się pracy przez 3,8 miesiąca. Natomiast ciekawe, że niewiele dłuższy okres poszukiwania pracy (3,9 miesiąca) można przypisać regionom tzw. ściany wschodniej i Mazur, czyli tym obszarom, na których jest stosunkowo wyższy poziom bezrobocia.

Natomiast nie zmieniło się zasadniczo ryzyko utraty zatrudnienia. Pomimo pogorszenia się wskaźników poziomu bezrobocia i sygnałów o redukcjach zatrudnienia w niektórych firmach i branżach, ryzyko utraty pracy jest oceniane przez samych pracowników jako umiarkowane. Większe obawy pojawiają się wśród kobiet, młodych pracowników i pracowników z wykształceniem podstawowym. Oni nieco bardziej niż zwykle obawiają się utraty pracy.
Kto chce znaleźć nową pracę? I ile chce zarabiać?
Najwięcej pracowników aktywnie poszukujących nowej pracy ma od 18 do 39 lat. Takich osób w grupie aktywnie szukających nowej pracy jest ponad 50%, przy czym najwięcej takich pracowników jest w wieku 30-39 lat. To przedział wiekowy, w którym pracownicy mają największe oczekiwania co do wynagrodzenia i perspektyw rozwoju zawodowego. Natomiast w stosunkowo niedużym stopniu nowej pracy poszukują osoby w wieku ponad 50 lat.
Co ciekawe, według badania ośrodka Randstad, nie ma właściwie różnic w aktywnym poszukiwaniu pracy przez kobiety i mężczyzn. Osoby z wykształceniem podstawowym w najmniejszym zakresie poszukują nowej pracy, a im wyższe wykształcenie, tym aktywność w poszukiwaniu pracy wśród pracowników jest większa. Ciekawe dane dotyczą natomiast zawodów, w których poszukujemy aktywnie pracy i tych, w których nowej pracy nie szukamy. Nowej pracy szukają w największym stopniu inżynierzy, pracownicy sektora finansowego, technologicznego oraz edukacyjnego.

Skala podwyżek płac w 2025 roku jest wyraźnie mniejsza niż w poprzednich dwóch latach. W tym roku podwyżki najczęściej wynosiły tylko 5-10%, ale więcej niż w poprzednich latach było pracowników, którzy otrzymali podwyżki tylko do 5% wynagrodzenia. Niewielu pracowników spodziewa się natomiast podwyżek płac w 2026 roku. Jeśli już ktoś oczekuje wyższego wynagrodzenia, to gotowy jest sam zainicjować rozmowy o podwyżce ze swoim pracodawcą niż czekać na ofertę z jego strony. Zatem, drodzy pracodawcy, spodziewajcie się wizyt pracowników w swoich gabinetach.

Jakie są oczekiwania ankietowanych osób w sprawie podwyżki w kolejnym roku pracy? Znacznie spadła inflacja, więc presja na wzrost wynagrodzeń musi być również znacznie mniejsza. W projekcie budżetu państwa na 2026 rok rząd zapisał wzrost płac w sferze budżetowej tylko o 3%, czyli na poziomie inflacji. Realnie jest to właściwie „zamrożenie” poziomu płac. Albo nawet realnego ich obniżenia, biorąc pod uwagę, że ceny usług czy żywności rosły ostatnio szybciej, niż ogólny wskaźnik inflacji. A jak widzą to sami pracownicy?
W największym stopniu podwyżek oczekują kierownicy średniego szczebla i top menedżment. Zaskakujące, ale na trzecim miejscu w tym zestawieniu są pracownicy fizyczni niewykwalifikowani. Dopiero potem inżynierzy, kierowcy, sprzedawcy, na końcu zestawienia są mistrzowie i brygadziści, czyli ci, którzy należą do grupy najaktywniej szukających nowej pracy. Jeśli chodzi o poszczególne branże, to na pierwszym miejscu wśród oczekujących podwyżek jest sektor finanse i ubezpieczenia, handel oraz transport i logistyka. Ale spore ambicje mają też pracownicy w administracji publicznej, budownictwie i telekomunikacji oraz IT (czyli sektorach technologicznych).

Dlaczego (nie) przyjdziemy sami po podwyżkę?
Domaganie się podwyżki przez pracowników jest jednym z najtrudniejszych wyzwań. Z różnych powodów mamy opory przed pójściem do szefa czy pracodawcy i wyłożenia jasno, czego byśmy oczekiwali i dlaczego. Niektórzy wolą nawet zmienić pracę, jeśli tylko mają taką okazję i dopiero w nowej pracy zarabiać więcej niż poprosić o podwyżkę dotychczasowego pracodawcę. Zwłaszcza że nie wszystkie argumenty pracowników muszą przemówić do pracodawcy.
Te czysto osobiste, związane np. z tym, że komuś powiększyła się rodzina, wziął kredyt, chce jechać na zagraniczne wakacje – zasadniczo nie mają związku z pracą, więc mogą być uznane za bezprzedmiotowe. A te związane z pracą, a więc np. że jestem coraz lepszy w pracy (rośnie moja wydajność), podwyższyłem kwalifikacje, są jak najbardziej merytoryczne, ale pracodawca może uznać, że i tak to on ostatecznie decyduje.
Czytaj też to:
Okazuje się, że najczęściej pracownicy podają jako argument przemawiający za podwyżką wysoką jakość swojej pracy. Inna sprawa, że ich opinia na temat ich własnej pracy może zostać uznana za subiektywną. Kolejny argument, szczególnie ważny od kilku lat to rosnące ceny żywności i usług. To argument bardzo trafny, a poziom inflacji powinien być jak najbardziej minimalnym poziomem podwyżki, żeby nasze wynagrodzenie przynajmniej realnie nie spadło.
A dlaczego pracownicy nie decydują się wystąpić o podwyżkę? Pierwszym powodem jest to, że nie byłoby to dobrze widziane przez pracodawcę. Na drugim miejscu jest argument, że pracownik nie lubi rozmów o podwyżkach i stara się ich unikać, co realnie może być modyfikacją tego pierwszego argumentu – obawy przed występowaniem o podwyżkę. Na trzecim miejscu jest bardzo podobny argument – obawa przed reakcją szefa lub szefowej.

Na wszelki wypadek podpowiadamy dobry sposób na trudne pytanie o podwyżkę. Co miesiąc Główny Urząd Statystyczny podaje dane o zatrudnieniu i wynagrodzeniach w sektorze przedsiębiorstw. We wrześniu wynagrodzenia w tej grupie pracowników wzrosły o 7,5%, licząc w skali roku. Jeśli jesteśmy bardzo zdeterminowani, ale obawiamy się reakcji szefa, to ten minimalny poziom wzrostu wynagrodzenia podpowiadają obiektywne dane GUS.
Wrześniowe dane GUS mówią o przeciętnej wysokości wynagrodzenia na poziomie 8750,34 zł brutto. Przy czym w sektorze przedsiębiorstw, czyli w firmach zatrudniających co najmniej 10 osób, średnie wynagrodzenie brutto w sięgnęło 8 769,08 zł. Przy standardowej umowie o pracę, bez uwzględnienia ulg podatkowych i z podstawowymi kosztami uzyskania przychodu, średnie wynagrodzenie w Polsce to ok. 6 294 zł netto, czyli na rękę.
Ale ta „średnia” to nie średnia dla całej gospodarki, tylko tej części, która obejmuje etatowych pracowników dużych firm. Mediana wynagrodzenia w Polsce, czyli kwota, którą zarabia „środkowy” Polak, jest znacznie niższa. A dokładnie o jakieś 25% niższa. A dokładnie wynosi 7262 zł brutto, czyli 5280 zł na rękę. 10% najmniej zarabiających w Polsce osób otrzymuje płacę minimalną 4666 zł brutto, zaś 10% najwięcej zarabiających – 14 172,41 zł brutto.
Zatem uzbrojeni w smartfon z otwartą stroną raportu GUS o wynagrodzeniach idziemy do pracodawcy, grzecznie się kłaniamy i pokazujemy dane. I mamy szansę na wyższą płacę albo… nową pracę. Dajcie znać w komentarzach, czy zadziałało!
——————————–
WIĘCEJ O PRACY I WYPOCZYNKU:

———————————-
ZAPISZ SIĘ NA NASZE NEWSLETTERY:
>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.
>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.
———————————-
ZOBACZ EXPRESS FINANSOWY I ROZMOWY:
„Subiektywnie o Finansach” jest też na Youtubie. Raz w tygodniu duża rozmowa, a poza tym komentarze i wideofelietony poświęcone Twoim pieniądzom oraz poradniki i zapisy edukacyjnych webinarów. Koniecznie subskrybuj kanał „Subiektywnie o Finansach” na platformie Youtube
————————–
CZYTAJ TEŻ O EMERYTURZE:
Źródło zdjęcia: SLNC/Unsplash










