Prezydent Donald Trump ogłosił cła wzajemne na towary importowane z wielu krajów świata i nazwał to „Dniem Wyzwolenia” dla gospodarki amerykańskiej. Nowe taryfy mają zachęcić producentów do otwierania fabryk i do przeniesienia produkcji do Stanów Zjednoczonych. Czy tak się stanie? Ile ryzykuje Ameryka w związku z retorsjami, które niechybnie wprowadzą kraje „zaatakowane” cłami?. Ile ma do stracenia Europa, a ile Polska? Jakie będą dla nas konsekwencje nowego ładu celnego? Czy cła wzajemne pomogą Amerykę czy podtopią jej gospodarkę?
Prezydent USA Donald Trump nie zwalnia. Przeciwnie, wciska gaz do dechy. Świat zamarł, a prezydent USA ogłosił cła wzajemne, czyli mające wyrównać różnice w wymianie handlowej z innymi krajami. Podstawowa stawka celna dla wszystkich krajów handlujących z USA wyniesie 10%. Dla kilkudziesięciu wybranych krajów – tych, zdaniem administracji Trumpa, stawiających dodatkowe bariery przed towarami z USA – będą za kilka dni „włączone” znacznie wyższe stawki.
- Wysoki sezon na grypę. Jak chorować z głową? Czy pracodawca może nam w tym pomóc, a firma (za dużo) na tym nie stracić? [POWERED BY HALEON]
- Spoofing, czyli jak oszust może zadzwonić do Ciebie z numeru osoby bliskiej? Co zrobić, by nie paść ofiarą oszustwa? [POWERED BY BNP PARIBAS BANK POLSKA]
- Jak zdobyć motywację do inwestowania? Jak osiągnąć ten stan, w którym łatwiej nam jest odłożyć pieniądze, niż je wydać? Kluczowe jest… pierwsze 100 000 zł? [POWERED BY UNIQA TFI]
Nie wiadomo skąd wzięły się te stawki, Trump twierdzi, że to połowa stawek, z którymi amerykańskie produkty muszą walczyć, wjeżdżając do innych krajów. Ale jeśli spojrzymy w szczegóły, to nie opierają się one ani na faktycznych taryfach celnych innych państw, ani na barierach pozataryfowych. Np. w przypadku Europy jako barierę celną potraktowano… podatek VAT. Analitycy wyliczają, że urzędnicy Trumpa wzięli deficyt handlowy USA z danym krajem i podzielili go przez wartość eksportu tego kraju do USA.
Cła wzajemne Trumpa na import do USA. Jak zmienią świat?
W przypadku Chin cła wyniosą aż 54% (do tej pory było 20%), co w zasadzie oznacza wyrzucenie wielu chińskich towarów z amerykańskiego rynku (bo nikt nie będzie ich kupował, jeśli producenci wrzucą w ceny dodatkowe cło). W przypadku Unii Europejskiej (która rocznie wysyła do USA towary za pół biliona euro, o czym dalej) cła wyniosą 20%. Gdyby wymiana handlowa z USA miała pozostać bez zmian – europejskie firmy będą musiały wpłacić do budżetu USA mniej więcej 100 mld euro z tytułu ceł.
Administracja Trumpa liczy, że dzięki dochodom z ceł uda się rocznie uzyskać 500-600 mld dolarów do budżetu państwa, który ma wartość ok. 8 bilionów dolarów i w zeszłym roku miał 2 biliony dolarów deficytu. Skumulowane dochody z ceł mają też pomóc obniżyć gigantyczny (36 bilionów dolarów) dług USA na światowych rynkach. I ściągnąć do USA część amerykańskich fabryk, które przeniosły się z produkcją do tańszych krajów.
Do tej pory część analityków uważała, że być może Trump tylko blefuje, mówiąc o wysokich cłach, które zamierza nałożyć na wszystkich. Obstawiano, że to taktyka negocjacyjna, by USA mogły wytargować lepsze warunki wymiany handlowej. Ale ogłoszone przez Trumpa cła wzajemne (choć w wielu przypadkach wcale nie są wzajemne, bo zostały dość dziwnie policzone) oznaczają, że Trump rzeczywiście chce spowodować tektoniczne zmiany w gospodarce.
Cła (w tym wysokie, zaporowe) były stosowane przez silne państwa kilkadziesiąt lub kilkaset lat temu. Ale wówczas gospodarka była mniej złożona, produkty w mniejszym stopniu wymagały współpracy produkcyjnej wielu państw, zaś potrzeby konsumentów mniejsze i „tańsze”. Dziś państwa są w znacznie mniejszym stopniu autonomiczne w zaspokajaniu popytu swoich obywateli, dlatego wpływ ceł na inflacją i wzrost gospodarczy może być większy niż kiedykolwiek. Nawet jeśli wpływy z ceł posłużą Trumpowi do obniżenia obywatelom podatków, to raczej nie zrefunduje to wyższych kosztów życia.
Nie da się w XXI wieku zmusić ludzi, żeby nie chcieli kupować rzeczy wyprodukowanych poza własnym krajem, jeśli z jakichś powodów są produkowane gdzieś indziej. Można przenieść produkcję do USA, ale to oznacza wyższe koszty i spadek konkurencyjności na poziomie firm i całej gospodarki. USA mają wysokie koszty pracy i nie są konkurencyjne, jeśli chodzi o koszty produkcji. Pomóc może strategia wykorzystania własnej ropy naftowej, gazu, metali ziem rzadkich oraz zadzierzgnięcie sojuszy z krajami, które je mają. Trump jeszcze bardziej będzie potrzebował Rosji, Ukrainy i Grenlandii.
Jak wielkie będą konsekwencje w postaci inflacji, a w złym scenariuszu – globalnej stagflacji (czyli połączenia wysokiej inflacji i spadku gospodarki, z czym bardzo trudno walczyć)? To szalenie trudno oszacować, bo nie wiemy, jak na posunięcia Trumpa zareaguje świat. Rynki na razie reagują nerwowo. Kontrakty terminowe na indeksy amerykańskie spadły tuż po ogłoszeniu nowych taryf o 2-3%, wymazując w ciągu kwadransa dwa biliony wartości rynkowej akcji…
… a giełdy w Azji zakończyły w nocy polskiego czasu sesję spadkami o ok. 3%. Dolar osłabia się wobec euro o ponad 1%, co świadczy o obawach inwestorów, że cła uderzą w gospodarkę i wymuszą obniżenie stóp procentowych, by włożyć ludziom do kieszeni więcej pieniędzy. Ceny ropy naftowej spadają o 3%, odzwierciedlając obawy inwestorów o spadek popytu na paliwo.
Natomiast błyskawicznie spadła z 4,2% do 4,05% rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji rządowych na giełdzie długu. To również oznacza, że inwestorzy obstawiają spadek stóp procentowych (uważają, że wystarczy im te 4% przez najbliższych 10 lat, by pobić inflację).
Trump nie żartował. „Trzeba zacząć od wszystkich”
Wszystko idzie zgodnie z tym, co Trump ogłaszał jeszcze przed wyborami, mówiąc, że „cło to najpiękniejsze słowo w słowniku”. Wcześniej USA nałożyły 20% cła na import z Chin i 25% cła na import z Meksyku i Kanady, chociaż energia z Kanady jest objęta niższą stawką 10%, a towary wysyłane na mocy umowy USA-Meksyk-Kanada (USMCA) są zwolnione z cła. Od początku marca obowiązują też 25% cła na cały import stali i aluminium. Od 2 kwietnia obowiązują cła importowe w wysokości 25% na samochody i części samochodowe sprowadzane do Ameryki.
To, co na początku roku po pierwszych decyzjach prezydenta USA wydawało się pełnym determinacji i najmocniejszym możliwym uderzeniem w wolny handel, okazało się tylko początkiem większego planu i weszło w skład rutynowej polityki obecnej administracji. Właśnie ma wejść w życie kolejny etap. Jakie będą skutki nowego amerykańskiego ładu celnego?

Po dekadach w miarę wolnego handlu i globalizacji, teraz cła mają się stać dla USA głównym instrumentem walki o przywrócenie potęgi gospodarczej i odbudowanie mocy produkcyjnych. Diagnoza nowej administracji jest taka, że przemysł produkcyjny Ameryki został zdruzgotany głównie dlatego, że do USA napływają towary ze wszystkich stron świata, niszcząc potencjał lokalnych firm.
Cła mają stać się podstawą ochrony krajowej produkcji i w ogóle ochrony gospodarki przez nieuczciwą konkurencją płynącą ze świata. Mają być też jednocześnie kartą przetargową, która pozwoli Stanom Zjednoczonym uzyskiwać lepsze warunki prowadzenia handlu ze światem. W tym – np. polepszyć warunki działania amerykańskich firm technologicznych na świecie.
Trump i jego współpracownicy uważają, że przemysł samochodowy, tradycyjny motor rozwoju przemysłu amerykańskiego od ponad 100 lat, został zdominowany przez import części do aut i gotowych samochodów. Stany Zjednoczone są od importu coraz bardziej uzależnione. Według danych ośrodka S&P Global Mobility, prawie połowa pojazdów sprzedawanych obecnie w USA jest importowana, a samochody montowane w USA zawierają prawie 60% części pochodzących z zagranicy
Na razie nie wiadomo, czy cła będą trwałym instrumentem gospodarczym, czy też po uzyskaniu lepszych warunków ze strony głównych partnerów handlowych, USA będą stopniowo umarzać, zawieszać, przesuwać czy wręcz wycofywać podwyższone taryfy. Raczej to pierwsze, ale czas pokaże. Poszczególne kraje i obszary gospodarcze, jak np. Unia Europejska, na razie szykują się do negocjacji. Swoje cła na import z USA obniżył np. do zera Izrael.
Wyjątkowo wrażliwe na newsy z Białego Domu są oczywiście akcje producentów samochodów. Dotyczy to przede wszystkim wielkich koncernów europejskich i japońskich. Ich akcje spadają a szczególnie nerwowo zareagowały ostatnio na wypowiedzi prezydenta USA, że cła będą dotyczyć nie tylko wybranych rynków, ale wszystkich krajów. Duże spadki notuje rynek akcji w strefie euro, w której jednym z filarów gospodarki są firmy eksportujące samochody do USA. Jak cła wpłyną na światowe rynki i na gospodarkę USA? Ciekawe spojrzenie analityka Bernstein Daniela Roeski:
Deficyt, który przeważył szalę goryczy
USA przez wiele lat godziły się na zwiększony poziom deficytu w handlu zagranicznym. Ryzyko dysproporcji w wymianie handlowej ze światem Trump dostrzegał już w czasie swojej pierwszej kadencji. To wtedy rozpoczął podwyższanie ceł na towary sprowadzane z Chin. Jednak dopiero teraz wojna celna nabrała rumieńców i objęła niemal cały świat, a także kluczowe dla handlu zagranicznego towary. Drastyczne cła, zwłaszcza cła wzajemne, czyli wyrównujące obciążenia po dwóch stronach wymiany, mają zmusić producentów do produkcji w USA. nawet, jeśli w krótkim terminie, efektem będzie wzrost cen dla konsumentów.
Deficyt handlowy USA w ostatnim czasie po prostu wystrzelił. O ile jeszcze w danych U.S. Census Bureau i U.S. Bureau of Economic Analysis z grudnia 2024 r. deficyt handlowy towarów i usług wynosił 98,1 mld dolarów. W danych za styczeń tego roku widać już deficyt na poziomie 131,4 mld dolarów.
Z jakimi krajami USA zanotowały na początku roku największe deficyty? Tutaj raczej nie ma zaskoczeń. Króluje deficyt z Chinami na poziomie 29,7 mld dolarów, z Unią Europejską na poziomie 25,5 mld dolarów (przy czym za 30% tego deficytu odpowiedzialne są Niemcy) i Szwajcarią na poziomie 22,8 mld dolarów. Bardzo wysokie deficyty USA mają też z Meksykiem, Irlandią, Wietnamem, Kanadą, Tajwanem, Japonią, Koreą Południową, Indiami. Z krajów europejskich poza Irlandią i Niemcami to głównie Włochy, Francja, Wielka Brytania, czyli potentaci w produkcji i eksporcie samochodów.
Całkowita wartość handlu towarami między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską szacowana jest na 975 mld dolarów w 2024 r. Eksport towarów ze Stanów Zjednoczonych do Unii Europejskiej w 2024 r. wyniósł 370,2 mld dolarów, czyli wzrósł o 0,7% w skali roku. Import towarów do Stanów Zjednoczonych z Unii Europejskiej wyniósł łącznie aż 605,8 mld dolarów, czyli wzrósł o 5,1%.
Jak łatwo policzyć, deficyt w handlu towarami między Stanami Zjednoczonymi a Unią Europejską wyniósł w ubiegłym roku 235,6 mld dolarów, czyli wzrósł o 12,9% (w liczbach bezwzględnych 26,9 mld dolarów) w porównaniu z rokiem 2023. Nic dziwnego, że prezydent USA narzekał, że Europa sprzedaje do USA wszystko, a niemal nic nie kupuje. Co prawda nie wziął przy tym pod uwagę nadwyżki w usługach, spowodowanej m.in. dominacją usług gigantów nowych technologii, ale w wymienie towarowej gigantyczna dziura jest faktem.
Wielka machina eksportowa Unii Europejskiej jest nie do utrzymania?
Fakty są bezwzględne. Unia Europejska zbudowała w ostatnich latach wielką machinę eksportową, a jej bilans handlowy stał się tak korzystny, że nic dziwnego, że zaczął przeszkadzać Stanom Zjednoczonym. Właściwie reakcja USA była tylko kwestią czasu. Między 2023 a 2024 rokiem nadwyżka towarów w handlu Unii Europejskiej wzrosła z 34 miliardów euro do rekordowych 147 miliardów euro.
W 2024 roku zdecydowana większość krajów Unii Europejskiej handlowała co prawda więcej w ramach rynku wewnętrznego Unii Europejskiej niż z krajami spoza UE, ale w 2024 r. Stany Zjednoczone były największym odbiorcą eksportu towarów ze Wspólnoty, podczas gdy Chiny były największym źródłem importu towarów z Unii. Ta nierównowaga musiała zostać zauważona za Oceanem.
Dane Eurostatu pokazują, że Stany Zjednoczone były największym odbiorcą towarów eksportowanych z UE w 2024 r. z udziałem aż 20,6%. Na drugim miejscu znalazła się Wielka Brytania (13,2%), a następnie Chiny (8,3%). Chiny były z kolei największym dostawcą towarów do Unii w 2024 r. z udziałem 20,1%. Stany Zjednoczone (12,9%) znalazły się dalej. Wygląda więc tak, jakby kraje UE zarabiające na eksporcie do USA finansowały z tych pieniędzy swój import z Chin.
Co ciekawe, w latach 2023–2024 wśród głównych partnerów handlowych UE najwyższą roczną stopę wzrostu odnotowano w przypadku eksportu do Stanów Zjednoczonych (5,6%) i Japonii (4,5%). USA stały się więc gwarantem europejskiego sukcesu eksportowego i to właśnie może się zmienić. Przy czym wśród producentów z UE liderem są oczywiście Niemcy.
W 2023 r. Stany Zjednoczone odnotowały największy deficyt handlowy w handlu z UE i była to kontynuacja trendu, który trwał nieprzerwanie od dekady. Z kolei największym beneficjentem w handlu z UE były Chiny, które notowały zawsze nadwyżkę handlową. Widać to na grafice poniżej:
Cła wzajemne. Które kraje i producenci stracą najwięcej?
O ile Europa coraz bardziej poddaje się eksportowi aut z Chin, o tyle Stany Zjednoczone pozostają raczej wierne swoim stałym partnerom handlowym, z których największym dostawcą samochodów i części samochodowych jest Meksyk. Stąd cła mogą być szczególnie dotkliwe dla tego kraju, który w dużej części utrzymuje się ze współpracy ze swoim wielkim północnym sąsiadem. W dalszej kolejności to Japonia, Korea Południowa, Kanada i Niemcy. Pokazuje to poniższa grafika The Wall Street Journal.
Jak wyglądała sprzedaż poszczególnych marek samochodów w USA w 2024 r.? Sprzedaż aut osobowych osiągnęła 16 mln sztuk. Z tego ok. 8,7 mln (54%) wyprodukowano w USA, a ok. 46% pochodziło z importu i to właśnie ta część, według szacunków ośrodka S&P Global Mobility, będzie bezpośrednio dotknięta cłami. Jeśli spojrzymy na statystyki pod kątem producentów samochodów, to najbardziej mogą ucierpieć Volvo, Mazda, Volkswagen i Hyundai Motor (w tym Genesis i Kia). Te firmy aż 60% swojej zagranicznej sprzedaży umieściły właśnie w USA.
Z kolei wśród firm, które najwięcej produkowały w 2024 r. na miejscu w USA, wybijają się producenci amerykańscy Ford, General Motors, ale również też producenci zagraniczni mający swoje fabryki w Stanach Zjednoczonych – Toyota, Honda i Stellantis. Tych pięciu producentów samochodów odpowiadało za 67% produkcji lekkich pojazdów w USA w 2024 r.
Jeśli nie zostaną wprowadzone jakieś wyjątki czy wyłączenia w ogłaszanych cłach, S%P Global Mobility oczekuje, ze sprzedaż aut osobowych w USA może się nieco zmniejszyć, do ok. 14,5–15 mln sztuk rocznie w nadchodzących latach.
„Oczekujemy, że obecne taryfy spowodują zresetowanie łańcucha wartości motoryzacyjnej w Ameryce Północnej i na świecie. Pojazdy pochodzące z Kanady i Meksyku mogą podlegać niższej taryfie niż pojazdy importowane z innych krajów, o ile będą zawierać części wyprodukowane w USA i zgodne z zasadami USMCA. Ta różnica może pomóc utrzymać część przepływów handlowych i inwestycji dokonywanych w regionie Ameryki Północnej”.
W powodzi nagłych decyzji politycznych i gospodarczych nowej administracji, co wydaje się nieco chaotyczne, decyzje o cłach na samochody mają być raczej stabilne. To deklarował prezydent Trump, mówiąc, że taryfy samochodowe będą obowiązywać przez cały okres jego prezydentury. W związku z tym, producenci samochodów i dostawcy części samochodowych mogą zacząć podejmować decyzje z uwzględnieniem kosztów nowych ceł. To będzie miało wpływ na sektor i globalne łańcuchy dostaw.
O ile mogą wzrosnąć ceny w USA? Analityk Bernstein Daniel Roeska uważa, że średnio cena auta wzrośnie w USA o ok. 6700 dolarów. Klienci mogą się przygotowywać do wzrostu cen o całe 25%, zgodnie z wysokością ceł. Tak uważa Rick Paterson z Loop Capital, który ostrzegł konsumentów, żeby przygotowali się na „szok cenowy” w przypadku aut z importu. Ferrari już ogłosiło podwyżki cen swoich luksusowych samochodów sportowych o 10%.
Analityk Goldman Sachs Mark Delaney uważa, że 25% taryfa na importowane samochody może podnieść cenę o 5000–15000 dolarów. Ceny lokalnie wyprodukowanych pojazdów również wzrosną z powodu ceł na części samochodowe, co może spowodować wzrost cen aut nawet o 8000 dolarów. Bank of America przewiduje wzrost o co najmniej 4500 dolarów na pojazd.

Na pewno coraz ważniejsze, na co będą zwracać uwagę konsumenci w USA, stanie się to, czy samochód jest produkowany w USA i czy części do niego pochodzą również z USA. Amerykanie nie będą chcieli przepłacać, więc rządowy protekcjonizm może przełożyć się na protekcjonizm konsumentów, co będzie istotne w chwili zakupu auta.
Cła mogą być natomiast neutralne dla cen Tesli Elona Muska. W rywalizacji na „lokalność” produkcji Tesla zdecydowanie wygrywa, choć jej ceny są i tak wywindowane. Jest to jednak auto niemal czysto amerykańskie, według deklaracji producenta. Jakie są różnice w udziale importu w autach sprzedawanych na rynku amerykańskim pokazuje grafika CNN:
Nasz handel z USA niezbyt duży, ale możemy odczuć cła rykoszetem
Czy decyzje Trumpa i cła wzajemne mogą zaszkodzić polskiemu handlowi zagranicznemu? Ekonomiści NBP uważają, że wpływ nie będzie duży, bo udział Stanów Zjednoczonych w naszym eksporcie wynosi tylko 4,5%. Jednak rzeczywisty wpływ relacji z USA na nasz wzrost gospodarczy jest dużo silniejszy. Chodzi o to, w jakim stopniu nasza gospodarka zależy faktycznie od wzrostu gospodarczego w poszczególnych krajach.
W takim ujęciu udział USA jest dwukrotnie większy i przekracza 8%. Dlaczego? Bardzo dużo do Stanów Zjednoczonych eksportujemy za pośrednictwem innych krajów, głównie Niemiec i kilku krajów strefy euro. W sumie udział USA w polskiej wartości dodanej, która jest miernikiem wzrostu PKB, wynosi 3,3%, z tego bezpośredni wpływ sprzedaży z Polski do USA to jest 1,75%, a pozostała część to udział pośredni, największy poprzez eksport podzespołów samochodowych do Niemiec, po czym Niemcy eksportują gotowe wyroby do USA.
Jest też oczywiście szansa, że cła wzajemne ograniczą nieco europejski eksport do USA, ale za to producenci europejscy bardziej skoncentrują się na rynku wewnętrznym. Tym bardziej, ze największa gospodarka w UE, Niemcy, zamierzają zakończyć epokę oszczędności i skąpstwa. W planach nowej koalicji CDU/CSU i SPD jest wielki plan inwestycyjny finansowany z długu, mający w ciągu kolejnej dekady wynieść nawet 500 mld euro, a razem z wydatkami na zbrojenia nawet 1 bln euro.
To wielki impuls fiskalny, który ma popłynąć m.in. do firm samochodowych, a część z nich ma też wziąć udział w programie zbrojeniowym. Można więc oczekiwać, że za ogromnym wsparciem finansowym, pójdzie wzmocnienie sektora produkcyjnego, w tym motoryzacyjnego, w Niemczech, na czym polscy dostawcy mogą skorzystać. Poprawa koniunktury w Niemczech i w UE może wzmocnić popyt konsumentów na auta, a z powodu ceł tańsze mogą stać się samochody europejskie.
Rynek wewnętrzny może stać się dla Europy sporą szansą. Po wielkim kryzysie finansowym nasz kontynent nastawił się na eksport, ale jak widać ta era powoli może się skończyć, chyba że na horyzoncie pojawia się nowe możliwości eksportowe, np. w postaci rynków Mercosur, ale te perspektywy nie są jeszcze oszacowane. Nie będzie to na pewno tak chłonny i bogaty rynek jak amerykański. Ale potencjalnie większą sprzedaż będzie tam możliwa w związku z umową UE-Mercosur (o ile wejdzie w życie).
A JEŚLI TO DOPIERO POCZĄTEK, A NA KOŃCU JEST MAR-A-LAGO-ACCORD?
POSŁUCHAJ PODCASTU O MOŻLIWYCH KONSEKWENCJACH WOJNY CELNEJ:
CHCEMY POKOJU Z AMERYKĄ? SZYKUJMY SIĘ NA WOJNĘ. Cła nakładane na import towarów do Stanów Zjednoczonych mają nie tylko charakter gospodarczy. Nowej administracji prezydenta Donalda Trumpa chodzi często o skłonienie partnerów do lepszej dla USA współpracy politycznej czy o wymuszenie lepszych warunków handlowych. Jednak raz nałożone cła, np. na import samochodów, zostaną na dłużej i mogą trwale zmienić charakter współpracy amerykańsko-europejskiej. To będzie dotyczyło również Polski. Maciej Danielewicz rozmawia z Mateuszem Piotrowskim, koordynatorem Programu Amerykańskiego w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM). Zapraszam do posłuchania!
ZOBACZ TEŻ ROZMOWY Z MĄDRYMI LUDŹMI NA TEMAT STRATEGII AMERYKI I CEŁ:
ZOBACZ ROZMOWY O TYM CO MOŻE CZEKAĆ POLSKĄ GOSPODARKĘ:
Źródło zdjęcia: Fox News