9 kwietnia 2021

Ceny mieszkań rosną, marzenie o własnym kącie się oddala. Rząd: a może gwarancje kredytowe dla młodych? Oto przegląd pomysłów na pomoc ludziom bez mieszkania

Ceny mieszkań rosną, marzenie o własnym kącie się oddala. Rząd: a może gwarancje kredytowe dla młodych? Oto przegląd pomysłów na pomoc ludziom bez mieszkania

„Polską rządzą deweloperzy” – mówi miejski aktywista Jan Śpiewak. A Lewica dorzuca postulat: „niech powstanie państwowy deweloper, który będzie budował mieszkania, to będą tańsze”. Tyle, że „państwowe mieszkania” już mieliśmy w poprzednim ustroju i też nie można powiedzieć, żeby to był pomysł na sukces. Rząd z kolei (podobno) planuje wprowadzenie gwarancji kredytowych, czyli „żyrowanie” spłaty części kredytu młodym kredytobiorcom. Czy to dobry pomysł? I jakie jeszcze krążą koncepcje, żeby ceny mieszkań przestały rosnąć? 

Nic nie jest w stanie zatrzymać wzrostu cen mieszkań. Ani pandemia, ani wzrost bezrobocia. W tej chwili nie ma na rynku odważnego, który by prognozował spadek cen. Banki, które w ubiegłym roku spodziewały korekty, np. PKO BP, czy Bank Pekao, przestrzeliły się z prognozami. Zamiast kilkuprocentowej przeceny mieszkań mamy wzrost o kolejne ok. 8-10% w skali roku. Aby ceny spadły, musi zaistnieć kilka czynników, przede wszystkim – duży wzrost bezrobocia. Na to się nie zanosi.

Zobacz również:

Rynek mieszkań: gdzie jesteśmy i dokąd idziemy? Państwowy deweloper wejdzie do gry?

Nowy rok nie przyniósł ochłodzenia na rynku nieruchomości. W lutym 2021 r. padł rekord liczby wniosków o kredyt hipoteczny – w sumie to 47.100 wniosków. Tak dobrego wyniku nie było od początku publikowania takich danych przez BIK. Może być to objaw tego, że wiele osób rezygnowało z zakupów w 2020 r., bo nie było wiadomo, jakie skutki gospodarcze będzie mieć pandemia. Albo tego, że jedna osoba składa kilka wniosków, bo obawia się ich odrzucenia. Równie optymistyczne dane pojawiły się w marcu: wartość wnioskowanych kredytów jest najwyższa w historii, a liczba wniosków największa od 2011 r.

Rośnie też liczba wniosków o pozwolenie na budowę. W lutym takich decyzji było ponad 18.100. Jest to wynik o ponad połowę lepszy, niż przed rokiem. I drugi najlepszy wynik w historii. To nie muszą być oznaki optymizmu i powrotu do normalności – być może dopiero teraz nadrabiamy zaległości z 2020 r.

Analitycy bankowi – choć po tym, jak pomylili się w ubiegłorocznych prognozach, może lepiej pytać wróżkę – spodziewają się stabilizacji cen. W dużych miastach i w dobrych lokalizacjach nadal ceny będą rosły, ale na rynek trafi sporo mieszkań, których budowa zaczęła się w ostatnich 2-3 latach. I każdy spadek nastrojów konsumenckich może oznaczać efekt nadpodaży mieszkań. A to musi odbić się na cenach. 

Państwo stoi z boku i nie interweniuje. Program Mieszkanie+ nie spełnił pokładanych w nim nadziei, a realizowane w jego ramach inwestycje w małych miejscowościach i na dalekich peryferiach to przykłady kiepskich decyzji.

Czytaj też: Polskie miasta w czołówce tych miejsc w Europie, w których metr mieszkania coraz bardziej oddala się od mieszkańców. Kiedy był najlepszy moment na zakup?

Czytaj też: Rynek nieruchomości rok po pandemii. Czy spełniły się kryteria załamania cen?

Kto w Polsce kupuje mieszkania?

Czy państwo powinno interweniować na rynku mieszkaniowym? Czy jest taka potrzeba? Czy rzeczywiście jest? Odpowiedź kryje się w danych na temat tego, kto i po co kupuje mieszkanie. Wiele osób kupuje je z myślą o inwestycjach. Tak było i jest na całym świecie. Generalnie nie ma w tym nic złego –  problem zaczyna się wtedy, gdy takich osób jest za dużo. Wtedy tworzy się bańka spekulacyjna, która prędzej czy później pęka.

Nie wiemy ile osób kupuje mieszkania z realnej potrzeby (i jak ją zdefiniować?). Ministerstwo Rozwoju szacuje deficyt mieszkań na 641.000. Tyle też osób, ponad 600.000 czeka „w kolejce” na mieszkanie komunalne lub socjalne.  Czy te liczby się zazębiają i mowa o tych samych osobach? Nie wiadomo. Dla porównania: rocznie buduje się w Polsce 150.000-220.000 mieszkań (tyle oddano do użytku w ubiegłym roku – najwięcej od epoki Edwarda Gierka).

Gdyby utrzymać tę dynamikę (ona w nadchodzących 2-3 latach będzie jeszcze duża, bo oddawane do użytku będą mieszkania, których budowa zaczęła się w trakcie boomu), to dość szybko zaspokoilibyśmy deficyt mieszkań. Ale jest i drugi punkt widzenia: ile osób nie może sobie kupić mieszkania ze względu na barierę finansową? 

Pewne wskazówki daje badanie firmy Firma CBRE, która sprawdziła w ubiegłym roku, że 61% wynajmujących mieszkania przyznaje, że nie stać ich na zakup własnego lokum. Zabrakło pytania dodatkowego – czy w ogóle tego chcą.

Okazuje się, że 13% ludzi w wieku 18-24 lat nie chce brać kredytu, a 12% osób w wieku 25-34-lat przyznaje, że odpowiada im wygoda związana z wynajmem. Co piąty człowiek do 34. roku życia przyznaje, że decyzja o wynajmie to nie kwestia braku środków na zakup mieszkania, a pochodna wygody, z jaką się to wiąże oraz braku konieczności zaciągania kredytu.

To dużo, ale z drugiej strony, ciągle to jednak bariera finansowa jest kwestią, która zniechęca do zakupu własnego mieszkania. Ówczesne Ministerstwo Budownictwa przy okazji startu programu Mieszkanie+ cytowało wyniki badań, z których miało wynikać, że 40% polskiego społeczeństwa nie jest w stanie ani kupić, ani wynająć mieszkania na wolnym rynku.

Z danych NBP wynika, że Polacy chcą własnych mieszkań. W krajach bogatych jest odwrotnie – tam najczęściej żyje i mieszka się w mieszkaniach wynajmowanych. W Polsce prawie 85% gospodarstw domowych zajmuje dom lub mieszkanie, którego jest właścicielem, a tylko 15% wynajmuje lokal. W UE wynajmowanych jest średnio 31% nieruchomości. 

Niezależnie od tych sporów nie ulega wątpliwości, że wynagrodzenia w Polsce nie nadążały w ostatnich latach za wzrostem cen nieruchomości. To oznacza, że mieszkania są coraz trudniej dostępne. Czy można coś w tej sprawie zrobić? Jakie recepty suflować tym i przyszłym rządzącym? 

1. Nowy Ład i gwarancje kredytowe dla młodych?

W nowym programie gospodarczym rządu, który w chwili tworzenia tego miniraportu jest jeszcze top secret, podobno mają się też znaleźć punkty dotyczące wspierania marzeń obywateli o własnym mieszkaniu. Według źródeł „Dziennika Gazety Prawnej” jest możliwe, że państwo będzie gwarantowało wkład własny dla osób biorących kredyt hipoteczny. A więc kupując mieszkanie za 300.000 zł nie trzeba będzie mieć 20% wkładu własnego, czyli 60.000 zł (lub 30.000 zł i akonto reszty płacić składkę ubezpieczeniową), bo np. część kwoty kredytu rząd objąłby gwarancją.

Gdyby gwarancja wynosiła np. 100.000 zł, to by oznaczało, że klient w banku musiałby pokazać, że ma tylko 10.000 zł własnych oszczędności i że będzie płacił składkę ubezpieczeniową akonto kolejnych 10.000 zł wkładu własnego (bo z punktu widzenia banku klient musi zagwarantować zdolność generowania nadwyżek finansowych tylko na 10% kwoty 200.000 zł, a nie na całość kredytu). To może pomóc ludziom, którzy mają niewielkie oszczędności albo te oszczędności rosną im wolniej, niż ceny mieszkań.

Z przecieków, którego docierają do „Dziennika Gazety Prawnej” wynika, że program byłby skierowany do rodzin wielodzietnych i osób, które mają zbyt wysokie dochody, by skorzystać ze wsparcia społecznego, a jednocześnie mają problem z wkładem własnym przy zaciąganiu kredytu. Wysokość wsparcia uzależniona byłaby od liczby dzieci. Adresatami programu mają być osoby w wieku 24-40 lat.

Wady? Są dwie. Po pierwsze takie postawienie sprawy może otworzyć drogę do kredytu ludziom, którzy nie mają nawyku oszczędzania i z tego powodu podejmowanie długoterminowych zobowiązań jest dla nich ryzykowne. Po drugie gwarancje kredytowe od rządu nie rozwiązują problemu zdolności kredytowej. Jeśli ceny mieszkań rosną, to i wartość raty kredytu na mieszkanie jest coraz wyższa. I jeśli ktoś nie ma odpowiednio wysokich zarobków, to z wkładem własnym czy bez niego, z gwarancją kredytową lub bez – nic w banku nie wskóra. Może to być więc pomysł wycelowany tylko w część potrzebujących. A co z pozostałymi?

Czytaj też: Kredyt na mieszkanie ze stałym oprocentowaniem to nie taki zły pomysł? Coraz więcej banków go ma. Jakie scenariusze przemawiają za tym, że jednak się opłaci?

2. Limit czynszów najmu, czyli jeśli cię nie stać na własne, to nie przepłacaj za cudze

Pamiętam jaką burzę wywołał artykuł mojego kolegi po piórze z „Wyborczej”, który zaproponował: „Wprowadźmy limit cen najmu”. Podniosło się larum, że to nierynkowe. Minęło kilka lat i co? Berlin zamroził czynsze. Efekt?  Czynsze na berlińskim rynku regulowanym gwałtownie spadły, ale popyt się przekierował na rynek najnowszych mieszkań, w których czynsze zaczęły rosnąć znacznie szybciej, niż średnia krajowa. I nowo wybudowane apartamenty stały się jeszcze bardziej nieprzystępne dla większości ludzi.

Jeszcze „ciekawsze” rzeczy działy się w San Francisco w połowie lat 90. Tam też ograniczono wysokość czynszów, ale tylko w starszych blokach i to takich, w których były co najmniej cztery lokale. Efekt? Część właścicieli takich lokali po 1994 r. sprzedała je albo zaczęła wykorzystywać na własny użytek. Czasem bardziej opłacało się wyburzyć stary blok i postawić nowy, nieobjęty limitem. Efekt tych zabiegów był taki, że liczba mieszkań z regulowanym czynszem na terenie San Francisco przez 20 lat spadła o około jedną czwartą.

Te przykłady pokazują, że regulowanie czynszów nie będzie remedium na problem wynikających z brak możliwości zakupu lub wynajęcia mieszkania. A limity cen transakcyjnych i ofertowych u deweloperów? To już nawet nie byłby socjalizm, ale marksizm. Są na to inne sposoby. Na przykład…

Czytaj też: Tak pan Michał na kredyt mieszkanie remontował. Bank pyta: „A gdzie faktury?”. Klient na to: „dłubałem sam”. Czy tak wolno?

3. Wyższe podatki dla „kamieczników”, żeby ostudzić popyt inwestycyjny

Polskie państwo zachęca do posiadania jak największej liczby nieruchomości. Podatku spadkowego praktycznie nie ma (a jest w innych krajach). Można to tłumaczyć tym, że jesteśmy na dorobku, ale efekt jest taki, że rynek nieruchomości jest rozgrzany, bo nieruchomość po zmarłej babci często jest jak wygrana w Lotto. Czy można coś z tym zrobić?

Ceny dziś są napędzane przez zakupy mieszkań w celach inwestycyjnych. Mieszkania ciągle dają zarobić. A gdyby tak schłodzić zapędy inwestorów i wprowadzić coś na kształt podatku katastralnego, albo podatku od posiadania drugiej albo trzeciej nieruchomości?

Podatek katastralny to forma podatku od nieruchomości, który oblicza się na podstawie jej wartości. Np. dziś gminy pobierają symboliczny podatek od nieruchomości, zwykle kilkaset złotych. Podatek katastralny np. w wysokości 1% oznaczałby, że właściciel mieszkania w Śródmieściu, czy na Mokotowie zapłaciłby 8.000-10.000 zł dodatkowego podatku rocznie. Taka konstrukcja mocno obciążyłaby emerytów-właścicieli mieszkań, którzy mieszkają w centrach miast od dziesięcioleci.

Państwo ma mechanizmy, by zachęcać do posiadania jednej nieruchomości, albo zniechęcać do posiadania dwóch albo trzech nieruchomości. Im masz więcej nieruchomości, tym wyższe ponosisz koszty podatkowe. Ale czy to mogłoby być skuteczne? Są duże wątpliwości. Można sobie wyobrazić podatek od posiadania dwóch, trzech, a może nawet czterech nieruchomości. Jest ryzyko, że mieszkania byłyby przepisywane na członków rodziny, czy kuzynów, a nawet na „słupy”.

Czytaj też: Ekipa Samcika kupuje mieszkanie. „Dzień dobry, słyszałem, że dają państwo rabaty na dzień dobry”? Jak dziś reagują deweloperzy, gdy klient chce się targować?

4. Państwowy deweloper, czyli jak zbudować mieszkania po 2.500 zł za metr

„Uważamy, że problemem mieszkaniowym powinien zająć się państwowy deweloper. Dzisiaj ogromną władzę nad rynkiem mieszkaniowym mają komercyjni deweloperzy. I ceny mieszkań są poza zasięgiem młodych ludzi” – mówią posłowie Lewicy.

Na pierwszy rzut oka pomysł brzmi absurdalnie. Państwo ma budować mieszkania? Cóż, państwo już teraz (via Polski Holding Nieruchomości) buduje biurowce, czy hotele (Polski Holding Hotelowy), a nawet wydaje gazety (Orlen). Problemem nie jest to, że deweloper byłby państwowy, tylko czy byłby w stanie tanio i efektywnie budować mieszkania.

Przecież ani PHH, a nie PHN nie działają charytatywnie – to całkiem sprawne, nastawione na zysk firmy. Państwowy deweloper też chyba nie byłby organizacją charytatywną. W 2015 r. PiS obiecywał, że będzie sprzedawał mieszkania po 2.500 zł za metr.  „Sam koszt wybudowania metra mieszkania w stanie surowym to 4.200 zł” – odpowiadał związek deweloperów. Ówczesny poseł, przyszły minister Andrzej Adamczyk, odpowiadał, że to możliwe, ale bez kosztu zakupu gruntu. Minęło sześć lat, a państwowy deweloper nadal jest w sferze marzeń. Nie ma też obiecanych (ani nie było wcześniej) mieszkań za 2.500 zł za metr.

Czytaj też: „Piątka Kaczyńskiego” to pewny jak w banku wzrost zadłużenia Polski i… szansa na spory przelew z OFE, z „prowizją” dla rządu?

5. „Mieszkanie+++”, czyli dużo czynszówek z opcją wykupu na własność

Zamiast programów typu „państwowy deweloper” rozwijał różne odnogi programu „Mieszkanie+”. To mógł być hit – gdyby tanich mieszkań na wynajem z opcją dojścia do własności (bo na tym zależy Polakom) był prawdziwy wysyp i to w rozsądnych lokalizacjach – takich, które konkurują z ofertami deweloperów, czyli w nowych dzielnicach mieszkaniowych – mogłoby to wpłynąć na ceny na całym rynku.

Ale tak się nie stało. Pierwsze w Polsce osiedle, wybudowane w ramach rządowego programu „Mieszkanie+”, powstało w Siedleminie – wsi położonej cztery kilometry od Jarocina. Poza tym inwestycje tego typu były realizowane w Kępnie, Białej Podlaskiej, Wałbrzychu. Wpływ tych inwestycji na rynek i ceny był minimalny albo żaden. Gdyby państwo wybudowało wielkie i tanie osiedle na warszawskich Odolanach, Ursynowie, to kto wie…

W teorii tego typu programy wyglądają prosto. Budujemy mieszkania „po kosztach”, pozwalamy tam mieszkać ludziom w zamian za czynsz, który nie zabija, ci ludzie – dzięki temu, że nie przepłacają za wynajem – gromadzą oszczędności i po jakimś czasie stać ich na wykupienie mieszkania na własność. Pieniądze z tego wykupu państwo (lub operator programu wyznaczony przez państwo) przeznacza na budowę nowych czynszówek w tym samym modelu.

W praktyce – jak zresztą widać i przed czym ostrzegali rządzących eksperci – ani budowanie nie jest takie tanie, żeby można było zaoferować mieszkańcom niski czynsz, ani gruntów nie ma tyle (i nie są w atrakcyjnych miejscach), żeby program mógł się rozpędzić.

Kluczowe jest, żeby dzięki tego typu programom nabywcy mieli realną alternatywę – obok najmu komercyjnego i kupowania mieszkań na kredyt bankowy. W praktyce jej nie mają.

6. „Rodzina na Swoim”, „Mieszkanie dla Młodych”… czy da się mądrze dopłacać do kredytów?

Pomysł na dopłaty do mieszkań, kredytów, wkładu własnego, odsetek i do czego jeszcze tam chcecie można streścić do hasła: pomoc – tak, wypaczenia – nie. Dlaczego? „Rodzina na Swoim” i „Mieszkanie dla Młodych” to programy, które miały sprawić, że mieszkanie będzie łatwiej dostępne dla tych grup społecznych, które najbardziej potrzebują własnego dachu nad głową i związanego z nim poczucia bezpieczeństwa (rodziny z dziećmi lub mające w planach posiadanie dzieci) oraz tych, które są najczęściej wyrzucane przez banki.

Ocena skuteczności tych programów jest mieszana – prawdopodobnie ich skutkiem był jeszcze szybszy w czasie ich funkcjonowania wzrost cen mieszkań. „Rodzina na Swoim” polegała na dopłacaniu przez państwo do kredytu przez kilka pierwszych lat jego spłacania. Program trwał do 2012 r. Mogło z niego skorzystać nawet 200.000 rodzin. „Mieszkania dla Młodych” wprowadzone w 2013 r. miało już nieco inną konstrukcję – państwo finansowało wkład własny. Efekt: kolejne 110.000 mieszkań.

Programy były niedopracowane, zawierały wiele kryteriów – wiekowych, zarobkowych, metrażu mieszkań. Szczególnie MdM – który początkowo wspierał zakup mieszkań z rynku pierwotnego, co tylko podkręciło wzrost cen – to był strzał kulą w płot. Dopiero w 2015 r. dopuszczono do zakupów mieszkań z drugiej ręki w ramach MdM.

Efekt był taki, że deweloperzy budowali mieszkania skrojone pod programy: dzielono niesprzedane lokale na kilka mniejszych, by zmieścić się w kryteriach pomocy, a ekonomiści są zdania, że rodziny, które skorzystały z programów i tak by kupiły sobie mieszkanie. Dlatego dominuje opinia, że głównym wygranym dopłat do kredytów byli deweloperzy, którym sprzedaż mocno przyspieszyła. Dlatego dziś jeśli taki program miałby być wdrażany, musiałby objąć tych najbardziej potrzebujących i zawierać sporo kryteriów – dochodowych, dotyczących liczby dzieci. No i trzeba by się skutecznie zmierzyć z problemem polegającym na tym, że część ludzi ma po prostu zbyt niskie dochody, żeby aplikować o kredyt: czy to z dopłatą czy bez.

Czytaj też: Rząd szykuje rewolucję na rynku nieruchomości. Kupowanie mieszkania ma być bezpieczniejsze. Ale niektórzy mówią, że będzie też droższe. Co się zmienia?

7. Podwyżka stóp procentowych, czyli żeby na mieszkaniu się mniej zarabiało

To być może najprostszy sposób na obniżkę cen mieszkań (lub na zatrzymanie ich wzrostu). Na rynku wśród analityków panuje konsensus, że z powodu niskich, a realnie ujemnych stóp procentowych osoby, które mają nadwyżki gotówki, lokują je w nieruchomości. A co druga transakcja jest dopinana przy finansowaniu gotówkowym.

Nawet jeśli nie ma już tak dużego popytu inwestycyjnego z myślą o najmie krótkoterminowym, to w ubiegłym roku pieniądze z naszych kont płynęły szerokim strumieniem na rynek nieruchomości. Mogłaby to zmienić polityka Narodowego Banku Polskiego, który trzyma stopy procentowe na rekordowo niskim poziomie, pomimo wysokiej inflacji. To się jednak prędko nie stanie, a podwyżka stóp może nastąpić dopiero w 2022 r. (prędzej będzie obniżka), bo NBP chce pomagać rządowi w walce z kryzysem pandemicznym i ceni tę walkę wyżej, niż dbanie o wartość pieniądza.

Inna sprawa, że podwyżka stóp procentowych podrożyłaby kredyty hipoteczne, ograniczając pozytywny wpływ wynikający ze schłodzenia popytu inwestycyjnego na mieszkania.

Adam Glapiński, niczym biblijny Piłat, umywa od tego problemu ręce. Na początku marca stwierdził, że polityka stopy procentowej nie jest właściwym instrumentem, który powinien być używany do wpływania na sytuację na rynku nieruchomości. Wydaje się, że to zamyka temat.

8. Państwowy deweloper tu nie pomoże. Pomoże uwolnienie gruntów i zaspokojenie popytu

Być może – zamiast liczyć na państwową interwencję – trzeba przyjąć do wiadomości, że dopóki w Polsce jest deficyt mieszkań, to ceny muszą rosnąć. To, co możemy zrobić, to stworzyć możliwie przyjazne środowisko do pozyskiwania przez deweloperów gruntów pod budowę nowych osiedli – w wielu regionach to właśnie deficyt gruntów sprawia, że buduje się mniej mieszkań, niż potrzeba – oraz dbać o to, żeby rynek najmu nie miał przybierał patologicznych form.

źródło zdjęcia: mat. prasowe/wPolityce

Subscribe
Powiadom o
37 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Dominik
3 lat temu

Problemami są grunty. Nie ma ich, albo są w takich cenach ze deweloper nie zarobi. Dodatkowo trudno zakontraktować ekipę budowlana często trzeba szukać np. 2 czy 3 miesiące żeby oferta się spinała.
Ostatni problem biurokracja długo się czeka na decyzje niestety.

Szybsze decyzje po stronie urzędów, zachęcanie osób z zagranicy do pracy dla nas.

Belbeniusz
3 lat temu

„Pomoże uwolnienie gruntów”
To nie jest dobre rozwiązanie, a na dodatek jednorazowa akcja, bo grutów, w przeciwieństwie do innych zasobów nie przybywa. Na teraz to uwolnienie poskutkowałoby ich wykupem inwestycyjnym/spekulacyjnym.
Zakup ziemi, chociaż nie tak popularny jak mieszkań też jest ostatnio sposobem na ucieczkę przed inflacją (nie mam statystyk, dowód anegdotyczny, na podstawie zachowania znajomych, ale to nie są jacyś wizjonerzy, więc zakładam że jest taki trend).

Stef
3 lat temu

Ad 2 zawsze jak państwo się miesza to wychodzi na odwr) lót niż były jego intencje.
Ad3 posłowie mają po 3 mieszkania więc sami siebie nie opodatkują.
Ad3 nawet jeśli to doliczone to zostanie przynajmniej częściowo do czynszu albo mieszkania trafią na rynek.

Radek
3 lat temu

Najlepszą opcją jest podatek katastralny. Uwolnił by niewykorzystane zasoby (mieszkania i działki). Co w tym złego, że ktoś przepisałby swoje mieszkanie na dorosłe dziecko. Na babcie nie da rady, bo pewnie jedno ma, na żonę, trzeba by się rozwiść, nie wiem czy wielu by się chciało kombinować. Na słupa? Ktoś by z was zaryzykował? Podwyżka stóp procentowych w końcu nastąpi i zrobi problem wszystkim tym co teraz biorą kreskę w okresie rekordowych stóp procentowych. Znowu będzie,że banki nas oszukały. Reszty dzieła zniszczenia dokończy demogradia. Już za 3 lata zasypiemy dziurę mieszkaniową, parcie na kupowanie kolejnych mieszkań będzie mniejsze, a podaż… Czytaj więcej »

Cerw
3 lat temu
Reply to  Radek

Dlaczego nie wprowadzą podatku katastralnego:
1) Sami sobie nie będą szkodzić, politycy mają fortuny w nieruchomościach (Obajtek, Morawiecki itp.)
2) Łatwe do obejścia pozbycie się kilku nieruchomości z majątku osobistego do Sp. z o.o. (oddzielna osobowość prawna)
3) Koszt podatkowy zostanie przeniesiony na wynajmujących ponieważ wszystkie drugie i kolejne mieszkania, czyli te wynajmowane (inwestor mieszka w pierwszym) będą obarczone podatkiem, brak możliwości wynajęcia mieszkania pierwszego bez podatku.

Admin
3 lat temu
Reply to  Cerw

Daniel Obajtek się nie zgodzi 😉

ANDRZEJ
3 lat temu
Reply to  Cerw

Ad. 1 – prawda.
Ad. 2 – niekoniecznie. Jeśli mieszkanie jest na osobę fizyczną, to często wszystko jest pod stołem, bez opodatkowania. Konieczność założenia spółki, która posiada mieszkanie na wynajem już nie jest taka prosta do ogarnięcia „pod stołem”. Przynajmniej część osób się zniechęci.
Ad. 3 – tak, ale jeśli koszt zostanie przerzucony na wynajmującego to dla części osób wynajem stanie się nieopłacalny i przejdą na swoje (mówię o tych na granicy wynajem / kupno). A to nas choć trochę przybliża do większego udziału własności w stosunku do flipperów i januszy wynajmu.

Radek
3 lat temu
Reply to  Radek

Bzdury, podatek katastralny to kolejna forma ucisku obywateli, którzy wcześniej już odprowadzili podatek od dochodów za które kupili mieszkania.

Poza tym opodatkowanie wszystkich mieszkań na rynku najmu spowoduje podniesienie cen najmu i znów problem nie zniknie a państwo się spasie

Konowal
3 lat temu
Reply to  Radek

w idealnym świecie tak. W naszym przypadku, gdy ludzie dysponują lewa nieopodatkowana gotówka płacona pod stołem to nie głupie rozwiazanie

Jarosław
3 lat temu

Wow autor jest jak Dr Jekyll i pan Hyde socjal rynkowy komunista. Każdy program doplat kończył się tym że banki podnosiły opłaty i marżę jak wiadomo jak można sprzedać coś drożej to czemu nie maksymalizacja zysków. Dochodziło do stosowania podwyszonej marży dla kredytów finasowanych częściowe przez państwo przy tym samym ryzyku w stosunku do kredytu bez doplat. Co do podniesienia stóp procentowych to chyba ktoś tunie łapie ze zmniejsza to zdolność kredytową no elo co społeczeństwo ma znać podstawy ekonomi. Pozatym dodatkowe dopłaty spowodować mogą że kredyt weźmie osoba która na to nie stać a mamy najniższe stopy procentowe w… Czytaj więcej »

Magda
3 lat temu

Do pomysłów dorzuciłabym wysoki podatek od sprzedaży mieszkania w ciągu roku od jego kupna. Tak dla osób fizycznych, jak i prawnych. Ostudziłoby to rynek „fliperski”

Stef
3 lat temu
Reply to  Magda

Uświadomie ciebie, że taki podatek jest, rozlicza się go w PIT 39. Nie powstrzymuj to fliperów, jedni go płacą, inni bardzo prosto obchodzą.

Dominik
3 lat temu
Reply to  Magda

Zakup mieszkania do remontu.
Wyremontowanie oraz umeblowanie.
To jest usługa za którą się płaci.
Remont zajmuje sporo czasu, pilnowanie ekip, załatwianie zezwoleń np. jak jest konserwator.
Jakoś ludzie sprzedają mieszkanie do remontu sami nie chcą się tym zajać to jest grupa osób co obsługuje ten temat.

To jest zwykły handel. Tylko na wyższych kwotach.

oitoiu
3 lat temu

„Wady? Są dwie. Po pierwsze takie postawienie sprawy może otworzyć drogę do kredytu ludziom, którzy nie mają nawyku oszczędzania i z tego powodu podejmowanie długoterminowych zobowiązań jest dla nich ryzykowne.” – nie do końca. Takie osoby dzisiaj płacą co miesiąc czynsz najmu właścicielowi mieszkania i są przyzwyczajone do takich cyklicznych płatności. W końcu gdzieś trzeba mieszkać. Ratę kredytu też będą traktować jako taką cykliczną płatność, przy czym najpewniej będzie ona niższa od czynszu najmu. Natomiast kwestia wkładu własnego – jeśli ktoś ma motywację, żeby kupić mieszkanie na kredyt, to nauczy się oszczędzać na zebranie wymaganego wkładu własnego. Uprzedzając pytanie –… Czytaj więcej »

Admin
3 lat temu
Reply to  oitoiu

No w sumie tak, problem zdolności płatniczej dotyczy też zdolności do zapłaty czynszu

Andrzej
3 lat temu

Trzeba wreszcie to głośno i wyraźnie powiedzieć że z punktu widzenia gospodarki jako całości to inwestowanie w nieruchomości jest złem wcielonym ;). Jest to leniwe inwestowanie obarczone bardzo niskimi ryzykiem. Przy rentierskim kapitale naprawdę trzeba się postarać aby nie wyjść na swoje. Niestety wkład w gospodarkę jest znikomy mimo, że na pierwszy rzut oka wolumen środków obracanych w tej gałęzi jest oszałamiający. Jako przedsiębiorca wolałbym aby zamiast zamrażać kapitał w nieruchomościach i odcinać kupony, to inwestować go w opracowywanie leków, samochód elektrycznych, nawozów, dronów wojskowych, it itd. Czyli działać na płaszczyznach które podnoszą naszą konkurencyjność na arenie międzynarodowej. Inwestycji które… Czytaj więcej »

Admin
3 lat temu
Reply to  Andrzej

Tak, coś w tym jest. Rzeczywiście, mało w tym kreatywności i wartości dodanej

Radek
3 lat temu
Reply to  Andrzej

Obarczone niskim ryzykiem? A jak wyrzucić zgodnie z prawem lokatora, który nie płaci rachunków? Albo co gorsza płaci ułamki kwot symulując chęć uregulowania należności? I który śmiało korzysta z mediów a właściciel nie może ich mu odciąć?

Dominik
3 lat temu
Reply to  Andrzej

Wszystkie wymienione aktywności są bardzo ryzykowne. Osoba np. lekarz specialista, programista, prawnik która odkładała środki przez kilka lat na zakup kawalerki naprawdę wierzy pan ,że podejmie ryzyko inwestowania w startupy próbujące opracować nowy lek czy nawóz ? W wiekszości przypadków kończy się to porażką. Inwestowanie w innowacje to najwyższy poziom ryzyka. Jest to praca na pełen etat wybieranie oraz analiza projektów. Gdzie osoba na etacie specialista ma czas na takie zabawy ? Alternatywą jest budowa spółek dywidendowy. Jest to bardziej skomplikowane od nieruchomości. A lokaty, konta oszczędnościowe i obligacje płacą prawie nic. Polacy wybierają i bedą wybierać nieruchomości. Panowie od… Czytaj więcej »

Antek
3 lat temu

Można sobie wyobrazić podatek od posiadania dwóch, trzech, a może nawet czterech nieruchomości. Jest ryzyko, że mieszkania byłyby przepisywane na członków rodziny, czy kuzynów, a nawet na „słupy”.

Obajtek ma duzą rodzinę, da radę przepisać 30 nieruchów 😛

A tak serio, to straszny idiotyzm, kataster powinien być dla firm skupujących całe inwestycje oraz dla funduszy inwestycyjnych.

Renata Rączkowska
3 lat temu

„Gdyby państwo wybudowało wielkie i tanie osiedle na warszawskich Odolanach, Ursynowie, to kto wie…”

Ja proponuję na Żoliborzu i Bielanach lub Pradze, Odolany to luksusowa dzielnica w tym momencie i nikt nie chce 500+ rodzinek jako sąsiadów

Stef
3 lat temu

Odolany luksusowe? Bua hahaha. Obok węzła betoniarskiego czy z oknami na ul. Prymasa…?

Renata Rączkowska
3 lat temu
Reply to  Stef

No tak. Na Ordona przy planowanej linii tramwajowej, moim zdaniem luksus i spełnienie marzeń. Meterko i tramwajek pod nosem. a Ty gdzie się ulokowałeś? Na Malowniczym Bródnie czy Białołęce? A może Wilanówek płaczący na nową trasę szybkiego ruchu? 😀

bbt
3 lat temu

Tak się zastanawia, problemem jest ze ludzie nie moga znalezc tanich mieszkan na wynajem,
to dlaczego programami wspieramy zakup prywatnych mieszkań,
zamiast wesprzec gminy w budowaniu tanich czynszówek.
Co więcej gminy zamiast robudować bazę mieszkań na wynajem – to sprzedają je z bonifikatą.

Mariusz
3 lat temu

Biorąc tempo wzrostu cen vs. tempo wzrostu mojej pensji oraz inflację to marzenie o własnym mieszkaniu ucieka szybciej niż królik w czasie gonitwy myśliwskiej. Rodziny też nie założę, bo niby jak. 11 lat zajęło mi osiągnięcie poziomu kiedy nie muszę się martwić co włożę do garnka za kilka dni. Ale co to za życie. No ale tak się kończy jak człowiek wkraczając w dorosłe życie zaczyna z miejsca pod kreską. Jednak plebs (prawie) zawsze pozostanie plebsem. Zazdroszczę znajomym, którzy dziedziczą kolejne mieszkania po dziadkach i nie wiedzą już na co wydawać pieniądze.

mko
3 lat temu
Reply to  Mariusz

mieszkania (normalny standard) poza największymi miastami mogą kosztować poniżej 100kPLN. Zaryzykuję tezę, że nie stać Cię na wymarzone mieszkanie, ale na mieszkanie ogólnie rzecz biorąc możesz sobie pozwolić po 11 latach pracy.
Może to nie najlepszy argument za założeniem rodziny, ale życie we dwoje jest tańszej (w przeliczeniu na 1 osobę) niż życie w pojedynkę, i to dosyć znacznie.
Nie ma też co zazdrościć osobnom dziedziczącym po dziadkach, bo to znaczy, że ich dziadkowie już nie żyją, a to przeważnie zła informacja

mko
3 lat temu

takie przemyślenia po lekturze artykułu: po pierwsze młodzi nie powinni kupować mieszkań – ich potrzeby mieszkaniowe zmieniają się dosyć dynamicznie (stosunkowo częsta zmiana pracy, zmiana stanu cywilnego, zmiana liczebności rodziny, zmiana stylu życia), a bariera wejścia/wyjścia z własności mieszkania jest dosyć wysoka (z uwagi na koszty samej transakcji (notariusz, prowizja banku czy pośrednika) oraz na koszty doprowadzenia mieszkania, szczególnie nowego, do stanu używalności) po drugie, mniej istotna jest forma posiadania mieszkania (własność, własność z kredytem, najem na rynku, najem od państwa) niż sam fakt, że posiadanie jest możliwe. po trzecie – oprócz analizy czy danych ilościowych, przy nieruchomościach konieczne jest… Czytaj więcej »

Radek
3 lat temu

Czy proponowane uwolnienie gruntów zmieni sytuację? Jeśli rynek deweloperski na poziomie lokalnym zabetonował się na pewnym poziomie, to udostępnienie gruntów raczej zwiększy ilość inwestycji z 30% marżą. Zwiększenie podaży ziemi mogłoby poprawić sytuacje jedynie przy jednoczesnym zwiększeniu konkurencji – tak uważam.

Radek
3 lat temu

Kierowanie pomocy przy zakupie mieszkania uwarunkowane posiadaniem dzieci jest chybione. Ludzie najpierw chcą kupić własne mieszkanie (choćby na kredyt) a dopiero potem zakładać rodzinę na swoim.

Pan Krzysztof
3 lat temu

„Czy państwo powinno interweniować na rynku mieszkaniowym? Czy jest taka potrzeba?”
No właśnie nie powinno, a mimo to interweniuje od kilkunastu lat. Dopłaty, złodziejskie niskie stopy i inne cuda na kiju. Próby załatwienia problemu to tylko propaganda i kiełbasa wyborcza dla ekonomicznych durni, którzy nie rozumieją, że skutki tych działań będą odwrotne niż propaganda głosi.

Luap
3 lat temu

Bez szerokiej budowy nowych TBS-ów (czy obecnie SIM-ów) rynek mieszkaniowy nadal będzie kompletną patologią z perspektywy osób, które mają około 30 lat i zarabiają poniżej 10 tys. zł netto miesięcznie.

Takie osoby nie mają żadnych szans w „boju” o mieszkania z inwestorami, którzy przychodzą do dewelopera z gotówką i kupują po trzy mieszkania w jednej inwestycji.

Begze
3 lat temu
Reply to  Luap

Mediana zarobków wynosiła w 2019 r. 3000 netto, ktoś kto zarabia lekko poniżej 10k to przecież może sobie mieszkanie spokojnie wynająć. W stosunku do ponad połowy pracujących w Polsce jest bogaty.

Andrzej
3 lat temu
Reply to  Luap

Proszę doprecyzować co Pan rozumie poniżej 10tyś netto.
Bo zestawienie 10tyś netto w kieszeni co miesiąc, 30 lat na karku a tym samym maks 10 lat doświadczenia zawodowego w towarzystwie TBS brzmi jak woda na młyn liberalnej myśli ekonomicznej. Która głosi że rynek sam powinie weryfikować czy kogoś stać na mieszkanie czy nie, że to nie jest żadne prawo które ma gwarantować państwo.
Bo nagle czytając takie wypowiedzi okazuje się że na mieszkanie nie stać młodego, dobrze rokującego człowieka który zarabia ponad dwu krotność średniej krajowej, a to już brzmi jak absurd.

mirekk
3 lat temu

Nawet gdyby państwo wybudowało i rozdało milion mieszkań najbardziej potrzebującym to i tak mu się to opłaci, np. w dzieciach i w VAT-cie za wyposażenie i remont tych mieszkań.

Scott
3 lat temu

Polecam WoW Wola na Odolanach. Luksusowe apartamenty, 15k/m2.

Zapraszamy na Urbanity!

[…] Czytaj też: Ceny mieszkań rosną, marzenie o własnym kącie się oddala. Rząd: a może gwarancje … […]

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu