„Polski ład” – jeśli wejdzie w życie – może oznaczać kolejne tysiące złotych dla polskich rodzin. Na przykład para, która postara się dla swojego pierworodnego o braciszka lub siostrzyczkę, może dostać w sumie 2.000 zł miesięcznie przez rok. A jeśli w rodzinie pojawi się trzecie dziecko – nawet 3.500 zł miesięcznie. Do tego 100.000 zł żywej gotówki w postaci bonu na zakup mieszkania. Albo gwarancja kredytowa. Albo 20.000 zł na spłatę kredytu. Grubo. Na wieść o tych „konfiturach” dla rodzin single mogą być wkurzeni. I nie dziwie im się – średnio każdy z nich zapłaci kilka tysięcy złotych nieformalnego „bykowego”. Czy to ma sens?
„Dobry pomysł złej władzy” – napisał o kolejnych transferach dla rodzin dziennikarz „Gazety Wyborczej” Wojciech Czuchnowski. Jak sam dodaje, ocenę przedstawia z perspektywy rodzica, który wychowywał troje dzieci latach 90. gdy ubogie państwo polskie nie dawało żadnego socjalu. Wesoło ciągle nie jest, bo – jak pisaliśmy – 40% z nas żyje na poziomie minimum socjalnego. Niekoniecznie w biedzie, lecz bez komfortu. Lecz na transfery socjalne już nas stać – także na te prorodzinne. Ale czy rzeczywiście kolejny pakiet pomocowy dla rodzin jest potrzebny? Ile warte będą finansowe prezenty dla rodziców i jaki rachunek dostaną za nie single? Liczę!
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
„Polski ład”, czyli operacja-prokreacja? Czy pieniądze zachęcają do posiadania dzieci?
Z powodu zmian demograficznych i społecznych liczba Polaków maleje. Pal licho, że już niedługo będziemy mniejszym, już nie „prawie 40-milionowym krajem”, tylko 33-milionowym. Gorzej, że według prognoz ZUS będziemy krajem ubogich staruszków. Dziś mamy ok. 8 mln emerytów i ponad 16 mln osób pracujących. Za 30 lat proporcje się odwrócą – będziemy mieć 9,7 mln pracowników i aż 12 mln emerytów. A ponieważ to, co obecnie odkładamy na emerytury, jest od razu wydawane, w przyszłości może zabraknąć aktywnych zawodowo Polaków na finansowanie emerytur dla pokolenia obecnych 20-, 30- czy 40- latków.
Recepty? Z grubsza są dwie: niektórzy widzą szansę we wzroście liczby aktywnych zawodowo imigrantów. Druga opcja to zwiększenie dzietności. Tylko jak zachęcić pary do bycia rodzicami? I to najlepiej nie jednego dziecka, ale co najmniej dwojga, a najlepiej trojga? Pod tym względem program 500+, czy 300+ na wyprawkę szkolną okazały się klapą.
Od 30 lat utrzymuje się w Polsce zjawisko depresji urodzeniowej – liczba dzieci jest zbyt mała, by zapewnić zastępowalność pokoleń. Co prawda po wprowadzeniu programu 500+ nieco wzrosła, ale ostatnio znów zaczęła spadać. Na przykład w 2019 r. współczynnik dzietności wyniósł 1,42, co oznacza, że na 100 kobiet w wieku rozrodczym (15-49 lat), przypadło 142 urodzeń. Zdaniem demografów, żeby było dobrze, ten wskaźnik powinien wynosić co najmniej 2,1.
Większa liczba darmowych żłobków, czy przedszkoli, ułatwienia dla kobiet powracających z urlopu macierzyńskiego na rynek pracy, wysokie standardy opieki położniczej – kto by się tym przejmował? W ramach „Polskiego Ładu” postanowiono zwiększyć dzietność za pieniądze (choć trzeba uczciwie napisać, że w planach jest też program „żłobek w każdej gminie”). Jakie to będą pieniądze i ile będzie można wyciągnąć? I ile to będzie kosztować? I jaki rachunek państwo wystawi bezdzietnym?
Im więcej, tym lepiej. Czyli pieniądz idzie za potomstwem
Po pierwsze, jeśli para ma jedno dziecko, ale zdecyduje się na drugie, to dostanie 12.000 zł w ramach programu „Kapitał Opiekuńczy”, ale nie od razu. Do wyboru będą dwa warianty: 1.000 zł miesięcznie przez rok, albo 500 zł miesięcznie przez dwa lata. Do tego nie można zapominać o regularnym 500+.
Oznacza to, że rodzina z dwójką dzieci, będzie dostawać po 500 zł miesięcznie na każdego berbecia, do tego 1.000 zł na drugiego – ale tylko przez rok. Razem to 2.000 zł przez 12 miesięcy na dobry początek. Potem zostaje „tylko” 1.000 zł miesięcznie w postaci 500+.
To nie koniec, bo jeśli w ciągu trzech lat w rodzinie przyjdzie na świat trzecie dziecko, to rodzice – zamiast 12.000 zł – dostaną podwojoną kwotę, czyli 24.000 zł. W ciągu roku będą dostawać 1.500 zł miesięcznie z tytułu 500+ na troje dzieci i 2.000 zł z tytułu nowego zasiłku przez rok. Razem uzbiera się całkiem solidna suma 3.500 zł miesięcznie.
Pieniądze będą do dowolnego wykorzystania, ale ze wskazaniem. Rząd zapowiada, że te pieniądze mają pomóc w opiece nad dziećmi, „gdy mama po okresie rodzicielskim podejmuje decyzję, czy chce wrócić do pracy, czy chce pozostać w domu”. Czyli na przykład na prywatną opiekunkę, albo żłobek. Ale zapisy są tak nieprecyzyjne, że niewykluczone, że nikt tego nie będzie kontrolował.
Po drugie: państwo, dzięki pieniądzom podatników, spłaci część kredytu hipotecznego. Rząd chce za pośrednictwem BGK udzielać gwarancji rodzinom, które zamierzają kupić mieszkanie bez wkładu własnego. Nie wiadomo jaki to przyniesie skutek – czy mieszkania będą łatwiej dostępne, czy wprost przeciwnie Nie będą to pieniądze dawane do ręki. Rząd spodziewa się, że rocznie z gwarancji skorzysta 80.000 rodzin.
Realną finansową zachętą do posiadania potomstwa jest pomoc w spłacie już zaciągniętych kredytów. Rząd zapowiada, że rodzina, w której urodzi się drugie dziecko dostanie 20.000 zł na nadpłacenie kredytu. Jeśli urodzi się trzecie – będzie to już 60.000 zł. A za każde kolejne 20.000 zł.
Bon mieszkaniowy jak bon turystyczny. Przelew z ZUS-u do dewelopera
Jest jeszcze trzecia forma wsparcia, czyli bon mieszkaniowy. To będą już realne pieniądze, które będzie można przelać na rachunek dewelopera jako wkład własny. Będzie działać na podobnej zasadzie jak bon turystyczny – wypłacać go będzie ZUS, a beneficjent nie będzie widział pieniędzy – trafią od razu do miejsca docelowego, jak czytam na rządowej stronie – na rachunek spółdzielni mieszkaniowej, albo dewelopera. Gdzie dokładnie będzie można wykorzystać bon mieszkaniowy?
Bon społeczny – dla osób bez zdolności kredytowej, na partycypację w towarzystwie budownictwa społecznego (TBS/SIM), od których wynajmowane będzie mieszkanie, albo na sfinansowanie wkładu mieszkaniowego w spółdzielni mieszkaniowej.
- jednoosobowe gospodarstwa domowe otrzymałyby pomoc w wysokości 5.000 zł
- małżeństwo bez dzieci – 10.000 zł
- małżeństwo z jednym dzieckiem – 25.000 zł
- małżeństwo z dwojgiem dzieci – 40.000 zł
Bon rodzinny – czyli żywa gotówka na zakup mieszkania. Kierowany jest dla osób z co najmniej trójką dzieci, a pieniądze można wykorzystać jako realny wkład własny, albo po prostu przeznaczyć na budowę domu. Kwoty wsparcia wyniosą 55.000 zł jeśli ktoś ma już nieruchomość i 100.000 zł jeśli szykuje się do zakupu pierwszej. Kwoty się zwiększają, jeśli ma się czworo lub więcej dzieci.
Za ten projekt odpowiada minister Jarosław Gowin i jest wokół niego najwięcej pytań – nie wiadomo, czy będzie można finansować mieszkania z rynku wtórnego, czy będą jakieś limity, czy będzie tak, że po prostu osoby z trojgiem dzieci, dostaną od tak 55.000 zł do wydania na nową nieruchomość. Za żadnym z przedstawionych w prezentacji pomysłów nie stoi konkretna ustawa, więc trudno o szczegółową analizę.
Czy instrumenty wsparcia się łączą? To zależy. Jeśli ktoś wybierze kredyt z gwarancją, to nie będzie mógł skorzystać z bonu. Ale jeśli ktoś weźmie gwarancję, to będzie mógł nadpłacić kredyt.
44,8 mld zł rocznie dla polskich rodzin. Single też płacą
Jaki będzie koszt tych wszystkich prezentów? I ile osób może się na nie załapać? W Polsce rodzina to głównie model 2+1. Jedno dziecko na utrzymaniu ma co druga rodzina w Polsce – 52,5%. Dwoje dzieci ma 36,7% rodzin, troje – 8,4%. A czworo i więcej – 2,4%. Jak to wygląda w liczbach? Opierając się na danych Eurostatu, można wyciągnąć wniosek, że 7,7 mln gospodarstw domowych w Polsce żyje z jednym dzieckiem.
Ile z nich zdecyduje się na kolejne dziecko? Połowa? Co drugie? A może co piąte? Rocznie w Polsce rodzi się ok. 350.000-380.000 dzieci i przyznam, że nie znalazłem danych na temat tego, ile dzieci z tej liczby rodzi się jako drugie lub trzecie. Można założyć, że liczba beneficjentów programu może oscylować w okolicy 80.000 (tyle rodzin może chcieć według rządu skorzystać z gwarancji). Załóżmy, że będzie to okrągłe 100.000.
Oznacza, to, że jakieś 1,2 mld zł rocznie popłynie do rodziców z tytułu programu Kapitał Opiekuńczy. A co z bonami mieszkaniowym? Ile osób z trójką dzieci zdecyduje się na zakup mieszkania, w dodatku takich, które już mają dom, albo nie? Obawiam się, że nikt nie jest w stanie tego oszacować. Według informacji z prezentacji „Polskiego Ładu” program „Rodzina i dom w centrum życia” to koszt 3,4 mld zł rocznie.
I to może być jakaś wskazówka co do tego, ile realnie będą kosztować nowe obietnice. Do tego trzeba dodać 40 mld zł wydawanych rocznie w ramach programu 500+ i 1,4 mld zł, które jest przeznaczane na program „Dobry start”, czyli 300 zł wyprawki szkolnej. Razem to już 44,8 mld zł rocznie.
Ten rachunek w przeważającej mierze dostaną do zapłacenia single, czyli osoby samotne, a także bezdzietne pary. Bo oczywiście, do systemu podatkowego „składkują” wszyscy, ale teraz po kolejnych prezentach widać coraz wyraźniej, że niektórzy (posiadający dzieci) nie tylko się dokładają, ale też całkiem sporo z niego wyjmują. Pozostali mogą tylko patrzeć z zazdrością.
Czytaj też: Czy bezdzietni powinni płacić wyższy podatek? Rządzący sondują nowe bykowe, Polacy się wyśmiewają, a ja… ważę argumenty. Poważnie
Jaki rachunek dostaną do zapłacenia single?
W PRL funkcjonowało tzw. bykowe, czyli podwyższona kwota podatku dochodowego, płacona przez osoby bezdzietne, ale też nieżonate i niezamężne. Miało to zniechęcać do nieposiadania dzieci. Czy było skuteczne? Porównywania tamtych i obecnych czasów spalą na panewce, bo rzeczywistość społeczno-ekonomiczna była zuuupełnie inna. Tak przynajmniej czytałem i słyszałem z opowiadań ;-). Jak jest teraz?
Są różne dane, które mówią o liczbie singli w Polsce – zależy czy mowa o ludziach, którzy mieszkają samotnie, a może razem, ale krótko i na kocią łapę. Są dane z poprzedniego spisu powszechnego, prawdopodobnie zupełnie nieaktualne, a na nowe trzeba będzie jeszcze poczekać wiele miesięcy aż wszyscy się spiszemy. Według tamtych danych w Polsce żyje 5,4 mln kawalerów i 4,1 mln panien.
Ale dziś biura matrymonialne szacują, że liczba osób, które żyją samotnie i nie mają dzieci to ok. 6 mln Polaków. I to przede wszystkim oni sfinansują nowe programy. W przeliczeniu na osobę koszt dotychczasowych i nowych programów (których wartość wynosi 44,8 mld zł rocznie) dla rodzin wyniesie dla singla 7.466 zł rocznie! Tyle straci podatnik tylko z tego powodu, że nie ma dzieci. W rzeczywistości pewnie ta kwota jest mniejsza, bo – jak wspomnieliśmy – podatki płacą przecież również ci, którzy mają dzieci. W sumie liczba podatników w Polsce wynosi 26 mln, więc na głowę każdy z nas przeznacza na pomoc rodzinom 1723 zł rocznie. Jeśli miałby chociaż jedno, dostawałby 6.000 zł rocznie w postaci 500+.
Czy w imię zwiększenia dzietności warto ponieść ten wydatek i obciążyć tych, którzy nie mają potomstwa? Czy nowy zastrzyk finansowy przyniesie skutek, czy jest tylko kolejną kiełbasą wyborczą?
Do tej pory widać, że 148 mld zł przeznaczone na program 500+ nijak nie zachęciło do rodzenia dzieci. Być może należało (wystarczyłoby) zmienić kryteria programu i dawać 500 zł nie za posiadane, ale za kolejne dzieci? W tę stronę idą nowe pomysły rządu, który chce dopłacać tylko za dodatkowe potomstwo, a nie to, które jest już na świecie.
Czy to przyniesie skutek i zwiększy się dzietność? Odpowiedź jest banalna – nie wiadomo. Wiadomo, że efektem będzie jeszcze większa prywatyzacja usług – żłobków, przedszkoli, opiekunek, a w przyszłości korepetycji i prywatnych szkół. Rząd woli dawać ludziom pieniądze do ręki, niż za te same pieniądze tworzyć infrastrukturę i dobrej jakości usługi publiczne, za które wszyscy i tak płacimy w podatkach.
źródło zdjęcia: PixaBay