Ekonomia współdzielenia zatacza coraz szersze kręgi. Zaczęło się od aplikacji pozwalających zabierać „autostopowiczów” i przy okazji trochę na tym dorobić (BlaBlaCar) oraz aplikacji, dzięki którym można wynająć komuś pokój lub mieszkanie w czasie, gdy go nie potrzebujemy. Ale na podróżowaniu się nie kończy – niedawno opisywałem aplikację Quertes, dzięki której każdy może prowadzić domową restaurację – gotować i wystawiać na sprzedaż swoje dania.
Czytaj też: Pięć aplikacji do jedzenia, które przetestowałem na własnej skórze. Wśród nich Quertes
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Jedyną słabością tego konceptu jest konieczność samodzielnego ogarnięcia dostawy jedzenia. Ale przecież można dogadywać się z ludźmi z tego samego osiedla i wtedy ten problem odpada. Kilka dni temu sieć supermarketów Carrefour wystawiła podobną usługę dotyczącą… zakupów. Polega ona na tym, że jeśli masz aplikację mobilną Carrefoura, to możesz zrobić listę zakupową i wystawić ją na widok publiczny razem ze swoją lokalizacją. Jeśli ktoś będzie chciał dla ciebie te zakupy zrobić i ci je dostarczyć – nie będziesz musiał iść do sklepu.
Czytaj też: Czy karty płatnicze w XXI wieku wciąż będą miały sens? Jak będziemy płacili za zakupy?
SąSiatki, czyli zajrzyj do smartfona i zrób zakupy nie tylko dla siebie. Dycha do wzięcia
Na razie usługa – o uroczej nazwie SąSiatki – działa tylko w dwóch sklepach Carrefour w Warszawie (przy ul. Targowej i Głębockiej), ale na dniach ma objąć całą stolicę, a potem – w ciągu kilku tygodni – wszystkie większe miasta. Miło. Mam tylko jedno pytanie. Czym to się różni od zakupów przez internet, które dziś umożliwia większość sieci handlowych (w tym również Carrefour)? Ba, są też przecież stricte internetowe sklepy spożywcze (jak np. Frisco), które wręcz specjalizują się w robieniu za nas zakupów i dostarczaniu ich do domu.
Odpowiedź nie jest prosta. SąSiatki nie są na pewno pomysłem takim jak Uber, który też niby miał opierać się na ekonomii współdzielenia, a stał się zwykłą korporacją. Kierowcy mieli przewozić innych w wolnym czasie, a jeżdżą na okrągło w ramach finansowego wyzysku (pomiędzy nich a aplikację wbili się jeszcze pośrednicy „flotowi”). W usłudze Carrefour jest co prawda opcja wynagrodzenia robiącego zakupy, ale na zasadzie kuponu zniżkowego na zakupy, a nie żywej gotówki. Ten który robi zakupy dla kogoś innego dostaje kupon wart 10 zł, a ten kto wystawi swoją listę zakupów do aplikacji – 5 zł.
Raczej nie pojawią się więc w sklepach „zawodowi zakupowicze”, którzy chcieliby zarobkowo robić zakupy za innych. To by była przecież konkurencja dla zakupów internetowych. Raczej nie chodzi tu też o wspieranie ekonomii współdzielenia, bo Carrefour – jak Uber – jest korporacją i ekonomię współdzielenia w najlepszym razie ma w nosie. O co więc chodzi?
Czytaj też: Na zakupy wreszcie bez stresu? Pierwsze banki wycofują się z wyjątkowo głupiej praktyki!
Czytaj też: Koniec ery money-backów? A mBank zapłaci punktami Payback za zakupy. Czy to się opłaca?
Carrefour i pomysły na zakupy XXI wieku
Na moje oko po pierwsze o zwiększenie zasięgu. Zauważcie, że jeśli ktoś nie będący e-klientem Carrefoura zamówi w ten sposób zakupy i dostanie 5 zł rabatu na kolejne zakupy – tym razem w sklepie internetowym – to może się przekonać do kupowania w sieci. I tu jest pies pogrzebany. Ekonomia współdzielenia ekonomią współdzielenia, ale Carrefour walczy o coś zupełnie innego – żeby jego klienci robiący zakupy dla innych klientów jednocześnie promowali sklep internetowy Carrefoura.
Proces rejestracji w SąSiatkach nie jest szczególnie skomplikowany, aczkolwiek wymaga nieco więcej zachodu, niż zwykła rejestracja w aplikacji mobilnej (gdzie wystarczy adres e-mail i hasło). Tutaj było potrzebne imię i nazwisko, zgoda na geolokalizację oraz numer telefonu wraz z potwierdzeniem SMS-owym (kod jednorazowy wysłany na podany numer).
Druga sprawa, w której SąSiatki mogą być pomocne, to oczywiście promocja marki Carrefour jako nowoczesnej i przyjaznej dla millennialsów i tych wszystkich grup konsumentów, które nie potrafią już odessać się od smartfonów. Pod tym względem Carrefour rzeczywiście daje radę. Co prawda smartfonowa wersja programu rabatowego Carrefoura niespecjalnie wstrząsa, ale za to niedługo będzecie mogli robić zakupy w ogóle nie płacąc przy kasie.
Czytaj też: Pochwal się zakupami i… odbierz rabat. Tak w XXI wieku będą nam płacili za lojalność
Scan&Go, czyli zakupy, kasa w smartfonie
Carrefour testuje bowiem system Scan&Go, który polega na tym, że kasą sklepową jest de facto… smartfon z aplikacją Carrefoura. Wchodzisz do sklepu, uruchamiasz aplikację i wkładasz towary z półek do torby, jednocześnie skanując ich kody paskowe. Aplikacja zlicza wartość zakupów, a jak już wszystko jest w torbie, to zamykasz „kasę”, potwierdzsz PIN-em i… zapłacone. Teoretycznie można byłóby w ogóle nie przechodzić przez kasy.
Teoretycznie, bo praktyka wygląda dużo gorzej. Podjąłem bohaterską próbę zapłacenia Scan&Go i zakończyła się ona porażką. Po zeskanowaniu kodów paskowych i „zamknięciu kasy” system poinformował mnie, żebym… skierował się do kasy. Tak, grzecznie stanął w kolejce razem z tymi, którzy płacą za zakupy tradycyjnie. No to stanąłem (pięć minut „w plecy”).
Kiedy już przy kasie byłem to najpierw doszło do nieporozumienia (jak się okazuje sformułowanie „chciałem zapłacić telefonem” niejedno ma imię, bo pani zaproponowała mi płatność zbliżeniową), a potem – gdy już doszliśmy do konsensusu, że należy wybrać formę płatności mPayment 0 okazało się, że kod paskowy z rachunkiem za zakupy nie został rozpoznany. Pani kasjarka sugerowała, że to dlatego, iż nie mam karty Rodzyinka (carrefourowy program lojalnościowy) i że może ten kod paskowy w moim smartfonie trzeba przyłożyć do terminala płatniczego ;-). Koniec końców zapłaciłem za zakupy kartą zbliżeniową.
Kto chce zobaczyć osobiście jak to (nie) działa musi się udać do sklepu Carrefour przy ul. Światowida w Warszawie, bo tam testują Scan&Go. Oczywiście żeby (spróbować) zapłacić smartfonem trzeba najpierw „zapisać” swoją kartę płatniczą w aplikacji „Mój Carrefour”. Francuska sieć korzysta w tym przedsięwzięciu z usług organizacji płatniczej MasterCard (a konkretnie z portfela MasterPass). Aktywując Scan&Go trzeba podać wszystkie dane karty i zdefiniować PIN, który będziemy podawali potwierdzając zakupy. Później MasterPass przy płatności (podobno) zestawia PIN z podanymi wcześniej danymi karty i rozlicza transakcję.
I to byłby moim zdaniem, nawet większy show, niż w przypadku usługi SąSiatki. Już od pewnego czasu przy każdych mniejszych zakupach wybieram kasy automatyczne, w których sam skanuję towary i płacę kartą. W Scan&Go teoretycznie jest jeszcze lepiej – zamiast kasy automatycznej kest smartfon, a zamiast karty płatniczej… też smartfon. O ile w „zwykłej” kasie automatycznej nie mam jeszcze nawyku płacenia zbliżeniowego telefonem (karta wydaje mi się wciąż wygodniejsza), o tyle możliwość przejęcia roli kasy przez smartfona byłaby dla mnie silnym argumentem, by nie brać w ogóle pod uwagę opcji płacenia kartą.
Czytaj też: 4 pytania o płacenie telefonem. I 6 sposobów na to
Marzenie handlowców: smartfon przy zamawianiu, kupowaniu, kasowaniu i płaceniu
A to już zwiastun rewolucji, bo przecież taki przysłowiowy Carrefour – od momentu, w którym zacznę używać jego aplikacji i smartfona do płacenia za zakupy – zyskuje świetne narzędzie, by wpływać na moje zwyczaje zakupowe. Geolokalizacja, spersonalizowane programy lojalnościowe, możliwość obserwowania jak często klient bywa w sklepach konkurencyjnych sieci i ewentualnie ile czasu w nich spędza, możliwość „przechwytywania” poruszającego się po mieście klienta promocjami…
Ten sklep, który zdoła „włożyć się” do głowy klienta i to nie tylko z zamawianiem zakupów przez smartfona, ale i z robieniem tych zakupów przez smartfona i płaceniem za nie bez kolejki, też z poziomu smartfona – będzie miał instrumenty, by zmiażdżyć konkurencję. Tyle, że to musi zadziałać. Bo klient spróbuje tylko raz. Jeśli się zniechęci, trzeba będzie wylać dużo potu, by chciał spróbować jeszcze raz.