Setki tysięcy, a może miliony Polaków zaczną przyzwyczajać się do nowego sposobu płacenia – przy użyciu smartfona. Banki o tym marzą od dawna, ale dopiero ostatnio dostały do ręki technologię, która pozwala te marzenia zrealizować bez konieczności robienia dużego kłopotu klientowi, który dałby się na to namówić.
Jeszcze do niedawna ktoś, kto chciał płacić za zakupy smartfonem (a dokładniej wirtualną kartą płatniczą, „zapisaną” w aplikacji bankowej), musiał się nieźle natrudzić. Jedyną dostępną technologią, która umożliwiała płacenie telefonem, było zapisanie takiej opcji na karcie SIM telefonu. Bank musiał mieć podpisaną specjalną umowę z operatorem telekomunikacyjnym (i płacić mu zyliony złotych za tę łaskę). Klient też musiał mieć telefon działający w sieci tego konkretnego operatora. I musiał pofatygować się do punktu obsługi i wymienić kartę SIM.
- Bezpieczna szkoła i bezpieczne dziecko w sieci, czyli czego nie robić, by nie „sprzedawać” swoich dzieci w internecie? [POWERED BY BNP PARIBAS]
- Wybory w USA: branża krypto wstrzymała oddech. W świecie finansów to ona ma najwięcej do ugrania. Po wyborach nowe otwarcie? [POWERED BY QUARK]
- Pieniądze w rodzinie, jak o nich rozmawiać, żeby nie było niemiło? Natalia Tur i Maciej Samcik [POWERED BY BNP PARIBAS / MISJA OSZCZĘDZANIE]
Od kilku miesięcy jest dostępna technologia HCE, która nie wymaga współpracy z operatorem telekomunikacyjnym, ani dostępu do jego karty SIM. Tę kartę i wbudowany w nią element służący do płacenia zastępuje chmura obliczeniowa, w której odbywa się wymiana informacji między kartą „zaklętą” w smartfonie, a terminalem do płacenia zainstalowanym w sklepie.
Wadą technologii HCE jest to, że działa tylko na jeden – choć bardzo popularny – system operacyjny używany w telefonach, czyli Android (i to tylko na jego najnowsze wersje). Na razie nie jest dostępny na urządzenia Apple’a oraz na smartfony korzystające z systemu operacyjnego Windows. No i oczywiście trzeba mieć telefon wyposażony w technologię zbliżeniową (NFC)
PRZEWAGA KARTY NAD SMARTFONEM.
Powstaje podstawowe pytanie – po jakiego grzyba miałbyś zmienić kartę płatniczą na smartfona? Ja też zadaję sobie to pytanie. Odkąd wynaleziono karty zbliżeniowe płacenie jest tak proste, że trudno sobie wyobrazić, żeby ze smartfonem mogło być łatwiejsze. Po prostu zbliżam kartę do czytnika (przy transakcji poniżej 50 zł nie muszę nawet podawać PIN-u) i zapłacone. Dlaczego miałbym się „przesiadać” na smartfona?
Smartfon ma baterię, która lubi się rozładować w najmniej odpowiednim momencie. Zanim skorzystam ze smartfona muszę wpisać PIN, a karty nie trzeba w żaden sposób aktywować. No i kartę mogę włożyć do terminala tam, gdzie nie działają płatności zbliżeniowe. A telefon? Najoględniej mówiąc – nie bardzo. Ale z drugiej strony – już 80% terminali płatniczych w Polsce to te zbliżeniowe. Za dwa lata wszystkie będą działały na zbliżenia. Więc nie będzie powodu, by cokolwiek do nich wkładać.
DLACZEGO SMARTFON WYGRYZIE KARTĘ?
Jaka siła miałaby sprawić, że – jak przepowiadają bankowcy i spece od płatności z Visy i MasterCarda – w tym roku kilka milionów osób zacznie namiętnie płacić telefonem? Na razie jeszcze argumentów za używaniem smartfona na zakupach jest niewiele i mają charakter głównie marketingowy. O czym myślę? Otóż mając w ręku smartfona, a nie kartę, mogę bardziej intensywnie komunikować się z bankiem (albo raczej on ze mną).
To oznacza, że bank może mi wysyłać rabaty i nagrody za zakupy, które właśnie zrobiłem, bądź przypominać ile mam do ugrania kupując w sklepach w najbliższej okolicy. Jeśli płacę kartą, taka „zabawa w rabaty” z bankiem jest utrudniona. Jeśli więc bank będzie w stanie mnie wynagradzać częściej i w bardziej dopasowany sposób, to mógłbym ewentualnie spróbować płacenia smartfonem.
Drugim argumentem są sytuacje, w których nie mam przy sobie portfela. Np. jestem na spacerze, na rowerze, w sklepiku osiedlowym – wiem, że raczej nie będę potrzebował dowodu osobistego, ani prawa jazdy, więc mogę sobie pozwolić, żeby nie wziąć portfela. Jedna rzecz mniej do upychania w kieszeni spodni.
Okazji do płacenia smartfonem będzie coraz więcej. Dlaczego? Bo to urządzenie już dziś jest centrum życia wielu z nas (zwłaszcza młodzieży). Po co nosimy przy sobie portfel? Bo mamy tam dokumenty – dowód osobisty, legitymację szkolną, bilet miesięczny, prawo jazdy – gotówkę, karty lojalnościowe do różnych sklepów oraz karty płatnicze. Te ostatnie możemy już „włożyć” do smartfona. A wkrótce to samo spotka wszystkie nasze dokumenty.
Coraz więcej bankowych aplikacji mobilnych daje możliwość załadowania do nich kart lojalnościowych. Poprzez aplikację (niekoniecznie bankową) można też kupować i przechowywać bilety. Z rzeczy, których jeszcze nie da się „zwirtualizować” pozostaje dowód osobisty, paszport, czy prawo jazdy. Ale to też jest już tylko kwestia czasu. Jeśli jedynym powodem do posiadania portfela stanie się przechowywanie w nim drobnych pieniędzy, to… nie będzie już żaden powód, żeby w ogóle mieć jeszcze portfel i dźwigać go ze sobą.
CZY PŁACENIE SMARTFONEM JEST BEZPIECZNE?
Karty na zakupach są bezpieczne: mają PIN, a transakcji zbliżeniowych o małej wartości – tych, które można przeprowadzić bez podawania PIN-u – można dziennie zrobić tylko kilka. No i karty mają ubezpieczenie (w przypadku transakcji zbliżeniowych klient odpowiada tylko do równowartości 50 euro). Czy smartfon może być bezpieczniejszy?
Nie jest z tym najgorzej. Żeby go „odpalić” musimy wpisać PIN, a żeby uruchomić aplikację bankową – trzeba podać kolejny (na szczęście żeby zapłacić przeważnie nie trzeba być zalogowanym do aplikacji mobilnej). W przyszłości będzie jeszcze lepiej. Są już w Polsce banki, które w bankowaniu przez smartfona wykorzystują logowanie głosem oraz poprzez przyłożenie palca do specjalnego czytnika.
Im więcej banków będzie stosowało takie zabezpieczenia (i im więcej smartfonów będzie miało odpowiednie czytniki), tym częściej będziemy mogli autoryzować transakcje za pomocą biometrii. I zapomnieć o PIN-ach. Wtedy smartfony staną się znacznie bezpieczniejszym instrumentem do płacenia, niż tradycyjne karty.
CZY BANK W SMARTFONIE JEST BEZPIECZNY?
Część ekspertów ostrzega przed „przypinaniem” banku do smartfona. Powód? Smartfon jest bardziej od komputera domowego podatny na wirusy. Poza tym wykonując jakąkolwiek operację za pomocą smartfona, autoryzujemy ją… tym samym smarfonem. W bankowości internetowej jest inaczej: tu autoryzujemy transakcję zleconą za pomocą serwisu internetowego banku podając jednorazowy kod przesłany na smartfona, czyli drugie urządzenie.
Złodziej, żeby ukraść nam pieniądze, musi kontrolować jednocześnie nasz komputer i smartfona. A w przypadku, gdy korzystamy z bankowości mobilnej, wystarczy, że złodziej przejmie kontrolę nad smartfonem. Nie jest to zagrożenie związane bezpośrednio z płaceniem telefonem – sama płatność jest bezpieczna – ale z faktem, że aby płacić smartfonem, często podpinamy aplikację mobilną banku do swojego konta. I to, a nie samo płacenie smartfonem, może się wiązać z pewnym ryzykiem.
Jakie jest lekarstwo na te obawy?
1. Staramy się na bieżąco kontrolować zawartość smartfona, nie instalujemy na nim niepotrzebnych aplikacji (i żadnych spoza oficjalnego sklepu mobilnego) i trzy razy zastanawiamy się, zanim zgodzimy się na jakąś aktualizację. To właśnie za pomocą fikcyjnych aktualizacji.
2. Do bankowania – czy to do sprawdzania salda, czy do mobilnego płacenia – używamy konta i karty, na których nie ma zbyt dużo pieniędzy, możemy w tym celu założyć konto rezerwowe, albo przypiąć do aplikacji mobilnej kartę pre-paid.
3. Nie rezygnujemy z zabezpieczenia smartfona hasłem – nawet jeśli nas denerwuje ciągłe jego wklepywanie, gdy zgubimy telefon będziemy bezpieczniejsi.
4. Nie korzystamy z aplikacji mobilnej jeśli login lub hasło do niej jest takie samo, jak do bankowości internetowej.
5. Nie korzystamy z aplikacji mobilnej jeśli nie daje ona możliwości ograniczenia wartości transakcji realizowanych za pomocą smartfona.
6. Korzystając z bankowości mobilnej wyłączamy w smartfonie opcję pozwalającą korzystać z otwartej sieci wi-fi. Wpisując loginy, hasła i PIN-y – zarówno z komputera, jak i smartfona – zawsze korzystamy tylko z zamkniętej, domowej sieci wi-fi lub z internetu mobilnego w smartfonie.
SZEŚĆ SPOSOBÓW NA PŁACENIE SMARTFONEM.
Jeśli chcesz wypróbować możliwość płacenia za zakupy smartfonem, to masz do dyspozycji cztery możliwości.
Pierwsza to system BLIK, który oferuje sześć polskich banków (w tym mBank, Millennium, PKO BP). Nie jest on oparty na technologii zbliżeniowej, lecz na kodach jednorazowych, które wyświetlają się na ekranie smartfonu i które trzeba wpisać do terminala płatniczego. Minusem BLIK-u jest mniejsza wygoda, niż płacenie przez zbliżanie, a plusem – to, że system zadziała praktycznie na każdym w miarę nowoczesnym telefonie.
Druga opcja to skorzystanie ze współpracy twojego banku z twoim operatorem telekomunikacyjnym. Aby „zapisać” w telefonie kartę, będziesz musiał wymienić na nową kartę SIM.
Trzecia opcja to HCE, czyli zainstalowanie w smartfonie aplikacji mobilnej banku i „włożenie” do niej karty płatniczej.
Czwarta to półśrodek, czyli naklejka zbliżeniowa. Czyli taka karta płatnicza zatopiona w samoprzylepnej folii, którą naklejasz na smartfona. Działa ona tak samo, jak karta, ale nie musisz mieć przy sobie portfela, żeby zapłacić.
Piąta – najnowsza – opcja to Android Pay, czyli specjalna aplikacja, którą ściągasz na smartfona. Jeśli Twój bank dogadał się z Google’m, który jest operatorem tego przedsięwzięcia, to możesz przypiąć swoją kartę debetową lub kredytową do portfela Android Pay. Ta technologia, identycznie jak HCE, działa na zbliżenia.
Szósta opcja to system PeoPay, dostępny dla klientów Banku Pekao. Mając tę aplikację mobilną i aktywowaną kartę można w sklepach płacić smartfonem w sposób zbliżeniowy.
CZEGO SIĘ BOJĘ W PŁACENIU SMARTFONEM?
Najbardziej boję się tego, że bankowcy – jak już przyzwyczają nas do płacenia telefonem – będą nas prowadzać na naprawdę krótkiej smyczy. Od promocji do promocji. Od zniżki do zniżki. Od kredytu online, do drugiego. Jeśli ktoś nie ma w głowie imperatywu, żeby kontrolować wydatki, a jego bank będzie doskonale „czytał” jego profil konsumencki, to taki klient może być jeszcze łatwiej „ukredytowany”, niż dziś.
Płacenie telefonem powinno być zarezerwowane tylko dla najbardziej rozsądnych konsumentów, którzy nie idą na lep reklam, promocji, rabatów. Tyle, że to moje gadanie niczego nie zmieni. Mamy XXI wiek, a banki i organizacje płatnicze nie po to władowały miliardy złotych w promowanie technologii zbliżeniowej, żeby nie zrobić kolejnego, najważniejszego kroku – przeflancować nas na płacenie smartfonem. To się stanie, bo musi. I wszystko wskazuje na to, że rewolucja właśnie ruszyła. Jakieś pomysły na to, żebyśmy płacili smartfonem w rozsądny sposób? 🙂