Od kilku tygodni trwa ofensywa reklamowa firm pożyczkowych. Początek roku szkolnego to od lat jeden z kilku szczytów zainteresowania pożyczkami. Pojawia się też wtedy mnóstwo ofert typu „pożyczka bez BIK”. Tradycyjnie przestrzegam Was też przed bezkrytycznym korzystaniem z ofert „pierwsza pożyczka gratis”. One przeważnie rzeczywiście są gratis, ale trzeba oddać pieniądze już po 30 dniach (choć widziałem już pożyczki z cyklu „pierwsza gratis” z okresem spłaty 45 dni). Po zrolowaniu takiej pożyczki na kolejny miesiąc staje się już bardzo droga.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Pierwsza pożyczka gratis pod warunkiem, że kupisz za nią… fotelik dla swojego dziecka
Czytaj też: Pierwsza pożyczka gratis była wymysłem diabła, ale to… To jest zło w najczystszej postaci
Korzystanie z tego typu ofert ma sens – jeśli w ogóle – tylko przy małych, kilkusetzłotowych pożyczkach, które rzeczywiście będziemy w stanie spłacić w ciągu miesiąca-półtora. Jeśli rzeczywiście nie dacie rady wyprawić dziecka/dzieci do szkoły bez pożyczania pieniędzy na dłużej, niż miesiąc-dwa, to bezpieczniejszą ofertę mają niektóre banki. Nie jest tak łatwo, jak w przypadku firm pożyczkowych (więcej pytań i formalności), ale spłatę można rozłożyć np. na 6-9 miesięcy.
Do porównywania ze sobą pożyczek warto używać nie tylko stopera (czyli brać tę, która jest wypłacana szybciej) i nie wyróżnika typu „pożyczka bez BIK” (czyli łatwa, hurra!), ale też wskaźnika RRSO, który szacuje „prawdziwe” oprocentowanie pożyczki. Prawo nakazuje wyliczać RRSO według tego samego wzoru, więc z dwóch pożyczek o tej samej wartości i na ten sam okres prawie zawsze tańsza będzie ta o niższym RRSO. Pod warunkiem, że nie bierzemy żadnych produktów dodatkowych (konto, karta, ubezpieczenie).
Czytaj też: Jak nie zbankrutować od wydatków szkolnych? 10 rad dla rodziców
Czytaj też: Ubezpieczenie szkolne. Jak uniknąć zakupu taniego badziewia?
Tanie pożyczka? W Raiffeisenie za 4000 zł pożyczki na rok zapłacisz tylko 120 zł kosztów
Szczególnie rzuciły mi się w oczy pożyczki trzech banków. W każdym z nich oferta wygląda przyjaźnie i dość tanio – przynajmniej na pierwszy rzut oka. Postanowiłem sprawdzić czy tak jest naprawdę. W Raiffeisenie od kilku dni promują ofertę „Pierwsza pożyczka 2,99%”, która dostępna jest dla osób, które nie mają w tym banku żadnego produktu kredytowego (nawet debetu i karty kredytowej). Maksymalna kwota to 4000 zł, a najdłuższy możliwy okres spłaty – dwa lata. Oprocentowanie wynosi zero procent, a prowizja za udzielenie pożyczki – 2,99%.
Pożyczając 4000 zł spłacamy miesięcznie po 172 zł, zaś łącznie oddamy więcej o 120 zł, niż pożyczyliśmy. Podejrzanie tanio? Odwiedziłem jeden z oddziałów Raiffeisen Banku i sprawdziłem czy przypadkiem nie ma pułapek. Wygląda, że poza tym, iż bank może odrzucić klientów słabo rokujących i żąda podpisania kompletu zgód marketingowych, to innych haczyków nie ma.
Ceną pożyczki w głównej mierze jest to, że od chwili jej zaciągnięcia do momentu spłaty będą wydzwaniać, pisać i SMS-ować z banku z różnymi ofertami. Nie udało mi się dowiedzieć na jakim poziomie miesięcznych dochodów klienta bank ustawił poprzeczkę dla przyjmowania wniosków o pożyczkę, ale sądzę, że promocja jest tak ustawiona, żeby odrzucać osoby o niskich dochodach. Choć w banku zapewniają, że większość wniosków (i to zdecydowana) jest przyjmowna. Choć tu akurat nie ma opcji, by była to „pożyczka bez BIK”.
Credit Agricole nie owija w bawełnę. 10 zł kosztów miesięcznych od każdego tysiąca. Pozorna taniocha
Drugą ofertą kredytów „szkolnych”, na którą zwróciłem uwagę, jest „Kredyt gotówkowy bez owijania w bawełnę” w Credit Agricole. To nic innego, jak stary „Kredyt Prostoliczony” z nowym opakowaniem marketingowym. Tym razem jest nie tylko prostoliczony, ale i prostodawany i prostospłacany – tak przynajmniej twierdzą w reklamie. Prostota polega na tym, że miesięczny koszt pożyczki to 10 zł od każdego pożyczonego 1000 zł. Kredyt trzeba spłacić najdalej w ciągu roku.
Czy to jest tanio? Nie bardzo. Porównując cenę pożyczki w Credit Agricole z kosztami promocji w Raiffeisen Banku można się załamać. Pożyczając te same 4000 zł płacę 40 zł kosztów miesięcznie, czyli… 480 zł rocznie. RRSO grubo przekracza 20%. To cztery razy drożej, niż w Raiffeisenie (chociaż – jak rzekłem – niewykluczone, że Raiffeisen będzie odrzucał więcej wniosków).
Eurobank: 100 zł kosztów za każdy pożyczony 1000 zł rocznie. Nietanio, ale przejrzyście
Na podobnym założeniu – prezentowaniu stałej kwoty kosztów, co zwiększa przejrzystość oferty – opiera się pożyczka Eurobanku. Ona co prawda teraz trochę zeszła z ekranów telewizyjnych, ale intensywnie syciła nasze oczy przez całe wakacje (zapewne odbiorcą miał być raczej urlopowicz niż przygotowujący się do września rodzic).
W „Wypożyczce” w Eurobanku jest – jak przekonuje Piotr Adamczyk – prosto i uczciwie. Płacisz więc 1000 zł kosztó rocznie za każde pożyczone 10.000 zł. Czyli – jak sądzę – 400 zł za pożyczone 4000 zł. Wśród dodatkowych bonusów jest możliwość jednomiesięcznej przerwy w spłacie rat po pół roku terminowego spłacania. W ramach „Wypożyczki” można pożyczyć od 1000 zł w górę, więc nadaje się ona również do finansowania wydatków szkolnych. Jest nieco tańsza, niż ta w Credit Agricole (RRSO w okolicach 19%), ale też bez szału.
W zasadzie należałoby się cieszyć, że banki coraz częściej promują przejrzyste, proste i uczciwe zasady – prezentują koszty tak, żeby klient dokładnie wiedział o ile więcej musi oddać. Inna sprawa, że nasza naiwność finansowa sprawia, że jeśli słyszymy komunikat „tylko 10 zł za każdy pożyczony 1000 zł miesięcznie”, to wydaje nam się, że to jest mało. Owszem, 10 zł to jest mało, ale po przemnożeniu przez liczbę miesięcy robi się z tego kwota porównywalna do pożyczki oprocentowanej na 20% rocznie.