Biuro maklerskie mBanku zawsze wyróżniało się nowoczesną, tanią i porządną ofertą. Kto chce inwestować oszczędności na całym świecie – ma tu spory wybór i narzędzia ułatwiające znalezienie odpowiedniego ETF-a lub spółki. A wszystko z poziomu konta osobistego dzięki usłudze eMakler. mBank zebrał mnóstwo klientów, namawiał ich intensywnie do inwestowania na całym świecie, a teraz… wprowadza bolesną prowizję. „To skandal!” – mówią klienci. Mają rację?
DM mBanku oferował niskie koszty przy szerokim dostępie do zagranicznych instrumentów. Ale teraz, jednym ruchem, szefowie brokera w kolorowe paski pokazali, jak się monetyzuje długoterminowe zaufanie klientów. O co chodzi? O opłatę za depozyt zagranicznych instrumentów.
- Open Payment System: karta płatnicza jako bilet na tramwaj lub autobus. A w przyszłości dynamiczne taryfy i opłata w zależności od tego, jak korzystamy z komunikacji miejskiej [WIĘCEJ NIŻ PŁATNOŚCI]
- Kiedy zwróci się inwestycja we własną energię z fotowoltaiki? Prędzej lub później. Ale jak wybrać dostawcę i technologię, żeby w tym czasie nie stracić nerwów? [Z NOWĄ ENERGIĄ]
- Samochód elektryczny czy spalinowy: który tańszy w eksploatacji? Czy w Polsce auto elektryczne już się opłaca? [ODPOWIEDZIALNE FINANSE - PODCAST]
Rankingu nie prowadziłem, ale chyba nie ma (a właściwie nie było) wątpliwości co do faktu, że oferta biura maklerskiego mBanku należała do jednych z najwyżej ocenianych na rynku. Jest to też lider rynku, jeśli chodzi o liczbę prowadzonych rachunków maklerskich – prowadzi ich ok. 400 000, ponad dwa razy więcej niż drugi w zestawieniu DM Pekao.
Inwestujesz za granicą? Będzie kara finansowa!
mBank ma też od jakiegoś czasu świetną usługę – eMakler. Pozwala ona kupować akcje, ETF-y i obligacje na polskiej oraz zagranicznych giełdach w uproszczony sposób – niemal bezpośrednio z konta bankowego. Dzięki temu inwestowanie w kultowe światowe przedsiębiorstwa oraz ETF-y mocno przybliżyło się do każdego szarego konsumenta usług bankowych.
Byliście z tego zadowoleni, ale coś się zmieniło. W ostatnich godzinach zaczęliście wysyłać nam pełne oburzenia wiadomości, że w mBanku zwariowali i że robią sobie z klientów jaja. W czym problem? Biuro maklerskie mBanku wprowadziło do tabeli opłat pewną, z pozoru drobną, zmianę. Obniżyli z 500 000 zł do 10 000 zł poziom aktywów klienta, od którego zaczynają pobierać opłatę za depozyt zagranicznych instrumentów finansowych.
To oznacza, że każdy, kto ma na rachunku w biurze maklerskim mBanku zagraniczne akcje, obligacje czy ETF-y za więcej niż 10 000 zł, będzie musiał dodatkowo zapłacić brokerowi 0,15% ich wartości w skali roku. Czyli opłata, która dotychczas dotyczyła jedynie nielicznych, najzamożniejszych klientów, teraz znacznie się upowszechni.
Ale to nie wszystko! Bo wcale na tych 0,15% nie musi się skończyć. Maklerzy mBanku zastrzegają sobie, że opłata nie może być mniejsza „niż koszty poniesione przez Biuro Maklerskie na rzecz depozytariusza”. Ile wynoszą te koszty? Jak różnią się dla poszczególnych instrumentów? Nie wiadomo! Uwierzycie?
„Proszę porozmawiać z kolegami z mBanku, bo chyba im się coś poprzestawiało w głowach. Ten fragment, <<jednak nie mniej niż koszty poniesione przez BM na rzecz Depozytariusza>> to chyba jakaś kpina. Mam się godzić na niczym nieograniczone ryzyko, że mBank naliczy opłaty z kosmosu? Mało im procesów frankowych i szukają kolejnych?”
– wkurza się jeden z czytelników. mBank przez ostatnie lata zachęcał – i słusznie! – do tego, by klienci nie ograniczali się do polskiego rynku kapitałowego, notowanych tutaj akcji i obligacji. Wprawdzie na parkiecie w Warszawie jest notowanych kilka ETF-ów, ale to żałośnie marny wybór w porównaniu z liczbą ETF-ów zagranicznych, do których zakupu bank namawiał, oferując ciekawe narzędzia pomagające wybrać najfajniejsze pomysły inwestycyjne.
Biuro maklerskie mBanku pokazuje jak się strzyże owce
Nowa opłata będzie pobierana od lipca. Będzie dotyczyła nie tylko rachunków maklerskich w biurze maklerskim mBanku, ale też usługi eMakler, czyli tej „maklersko-bankowej” hybrydy, która pozwala kupować zagraniczne ETF-y z poziomu zwykłego konta osobistego w mBanku. Najprawdopodobniej opłata będzie też dotyczyła zagranicznych aktywów, które klienci biura maklerskiego mBanku przechowują w ramach kont eMakler IKE oraz eMakler IKZE.
Można powiedzieć, że klienci wpadli w nie lada pułapkę. Przez lata biuro maklerskie mBanku zbierało bazę klientów, karmiło ich łatwym dostępem do rynków zagranicznych. Czekało, aż poczują się bezpiecznie, aż nazbierają środków na rachunkach, aż zbudują sobie strategie oparte na ETF-ach, akcjach z USA i Londynu. A teraz postanowił, że zacznie ich podskubywać.
W wielu przypadkach nowa prowizja biura maklerskiego mBanku w wysokości 0,15% rocznie może drastycznie podnieść koszt inwestowania w ETF-y, bowiem większość z zagranicznych funduszy indeksowych ma opłaty za zarządzanie właśnie rzędu 0,15-0,3% w skali roku. Do tego dochodzi niewielka prowizja biura maklerskiego przy zakupie.
Jeśli zainwestowałem w jakiś ETF kwotę np. 50 000 zł, to 0,15% od tej kwoty będzie oznaczało aż 75 zł dodatkowej rocznej opłaty. Darmowy dotychczas rachunek maklerski nagle zaczyna mnie kosztować ponad 6 zł miesięcznie. Czy warto z tego powodu rozdzierać szaty?
Wielu inwestorów-klientów mBanku uznało, że trzeba coś z tym zrobić. I zasypaliście nas mejlami pełnymi nienawistnych stwierdzeń pod adresem brokera. Czyżby w ten sposób mBank, tworzący ogromne rezerwy na sądowe spory z frankowiczami, zbierał pieniądze na przyszłe płatności dla kredytobiorców?
Ucieczka do innego biura maklerskiego? Możliwa, ale nie za darmo
„No dobra” – pomyślałem. „Skoro będzie nowa opłata, to najwyżej duża liczba klientów będzie chętna, by zmienić dom maklerski”. Podnoszenie opłat to zawsze ryzykowne posunięcie, a na polskim rynku jest sporo domów maklerskich, które opłaty za przechowywanie zagranicznych papierów wartościowych nie pobierają.
Czy więc klienci zaczną uciekać do innych biur maklerskich? Okazuje się, że o tym biuro maklerskie mBanku pomyślało. Bo w tabeli opłat czeka jeszcze jedna niespodzianka!
Ta niespodzianka to opłata za przeniesienie instrumentów na rachunek papierów wartościowych prowadzony przez inny podmiot – wynosi ona 0,95% ich wartości (ale nie mniej niż 50 zł za każdy rodzaj instrumentu). Klienci biura maklerskiego mBanku mają więc wybór: płacić 0,15% rocznie od wszystkich instrumentów zagranicznych albo 0,95% za całość i przenieść się do innego brokera. I liczyć na to, że tamten nie wykręci za chwilę podobnego numeru.
Nie wchodzę już teraz w szczegóły całej procedury przenoszenia rachunku (szczególnie jak się ma IKE lub IKZE nie musi to być ani proste, ani szybkie), bo to dodatkowa zabawa. Jest jeszcze opcja sprzedaży wszystkich posiadanych instrumentów, zapłaty prowizji (podstawowa w biurze maklerskim mBanku to 0,39%), ewentualnie podatku Belki (jeśli to nie jest inwestycja w IKE lub IKZE), przeniesienia gotówki i ponownego zakupu tych samych instrumentów (znowu prowizja od transakcji u nowego brokera).
Biuro maklerskie mBanku gra va banque?
Sporo jest jeszcze niewiadomych w tej sprawie, będziemy się dowiadywać, dlaczego DM mBanku zdecydował się na taki ruch i jakie będą jego konsekwencje. Ale na razie wygląda to na akcję spektakularnego golenia owiec. Oficjalne tłumaczenie banku jest takie, że koszty ponoszone przez biuro maklerskie na rzecz zagranicznych instytucji przechowujących papiery wartościowe (odpowiedników naszego KDPW) są kilkanaście razy większe niż w Polsce. A mBank nie zamierza dłużej tego dotować.
Czy to przekonujące? Nie bardzo. Dlaczego polskie biuro maklerskie twierdzi, że koszty przechowywania zagranicznych ETF-ów wynoszą drugie tyle, co opłata za zarządzanie pobierana przez same ETF-y? Czy takie same podwyżki wprowadzają zagraniczne biura maklerskie?
Nie mam pewności, czy wprowadzenie opłaty nie powinno zobowiązywać biura maklerskiego mBanku do umożliwienia klientom rozwiązania umowy i „odejścia za darmo” (przecież taką możliwość musi dać każdy bank, gdy podnosi prowizję).
Dochodzą mnie słuchy, że to nie jedyne zmiany, jakie dla klientów szykuje ta instytucja. Na razie badamy sprawę czytelniczki, która dostała nieoczekiwaną „propozycję nie do odrzucenia” od tego samego biura maklerskiego. Propozycja miała treść: „proszę już sobie iść, nie chcemy pani obsługiwać”. To może wskazywać, że u największego brokera trwają wiosenne porządki.
Czy biuro maklerskie mBanku na tym zarobi? Z pewnością. Przy takiej bazie klientów zysk brokera z nowych opłat na pewno będzie w tym roku przyjemny dla oka. Czy po takiej akcji klienci będą jeszcze ufali tej instytucji? Nie wiem. Ale jak na to wszystko patrzę przez mój monokl, cmokam z uznaniem cygarem i uchylam cylindra przed bankierami z krwi i kości.
——————-
ZAPROSZENIE: Weź darmową akcję i inwestuj z Wealthseed
Załóż konto w aplikacji do inwestowania Wealthseed i dostań darmową akcję jednego z największych światowych koncernów! Każdy, kto przez ten specjalny link zarejestruje się w aplikacji, otrzyma jedną akcję wybranej zagranicznej firmy (do wartości 500 zł). Wealthseed przekaże klientowi pieniądze na zakup tej akcji i wystarczy sfinalizować transakcję. To idealny sposób, żeby przetestować aplikację Wealthseed w „warunkach bojowych”, czyli przy realnym zakupie, ale bez angażowania własnych pieniędzy. Szczerze polecam, przekonajcie się, jak proste może być inwestowanie.
Aplikacja Wealthseed to „smartfonowe” biuro maklerskie, weszła na rynek zaledwie kilka miesięcy temu, a jej recenzję przeczytasz tutaj. Oferuje możliwość inwestowania z poziomu smartfonu w akcje, fundusze inwestycyjne i ETF-y z całego świata. Jak wygląda? Możesz sprawdzić pod tym linkiem.
Wszystkie inwestycje można mieć „pod ręką”. Wealthseed oferuje ponad 450 ETF-ów z całego świata i – o ile mi wiadomo – jest to najszersza oferta tych instrumentów w Polsce. W tych setkach ETF-ów zawierają się te, które są dla mnie najważniejsze, te od najważniejszych emitentów: BlackRock, Vanguard, State Street, Invesco, DWS. A pod tym linkiem piszę więcej o tym czy inwestowanie przez aplikację jest bezpieczne.
——————–
Źródło zdjęcia: Skitterphoto/Pixabay