Premier i obligacje: tajemnica wyjaśniona? Szef rządu ujawnił, w jakich obligacjach ulokował oszczędności. Policzyłem, ile na nich zarobi oraz… czy mógł zainwestować pieniądze lepiej. I radzę, co można zrobić, aby zarabiać na swoich oszczędnościach więcej niż sam Mateusz Morawiecki, bankier nad bankierami
Pod koniec maja w mediach zawrzało, bo okazało się, że premier Mateusz Morawiecki ulokował większość swoich oszczędności w obligacjach skarbowych. Od razu pojawiły się głosy, że spodziewał się, że inflacja wzrośnie albo – co gorsza – że nie przeszkadza mu jej wzrost. Było też sporo pretensji o to, że premier nie powiedział Polakom, żeby ratowali się przed inflacją, lecz zadbał wyłącznie o własne oszczędności.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Ten ostatni zarzut jest przesadzony – my na „Subiektywnie o Finansach” od lat promujemy inwestowanie w obligacje i ci czytelnicy, którzy uważnie czytają nasze subiektywne opinie, mogli zawczasu zabezpieczyć się przed inflacją podobnie jak premier. No chyba że uwierzyli bardziej prezesowi NBP, który przekonywał, że żadnej inflacji nie ma albo że jest chwilowa.
Maciek Samcik wyciągnął z poczynań inwestycyjnych premiera trzy wnioski: po pierwsze, premier sądzi, że inflacja nie wróci szybko do niskich poziomów. Po drugie, premier wierzy, że Polska nie zbankrutuje. Po trzecie, premier wierzy w moc złotego. Oby się nie zawiódł, bo Polskę czeka twarda rywalizacja z gospodarczymi potęgami o kapitał. I wcale nie musimy jej wygrać.
Wiadomo, jakie obligacje kupił premier
Dotychczas internet i stacje telewizyjne huczały od spekulacji, jakie obligacje kupił premier. O stałej stopie procentowej? Z oprocentowaniem uzależnionym od WIBOR? Antyinflacyjne? We wtorek premier uchylił jednak rąbka tajemnicy. W wywiadzie dla kanału „Przygody Przedsiębiorców na YouTubie zdradził, że oszczędności podzielił na dwie części.
2,3 mln zł przeznaczył na 4-letnie obligacje indeksowane inflacją, na których zarabiało się wtedy 1,30% w pierwszym roku oraz tyle, ile inflacja plus marża 0,75% w kolejnych latach. Pozostałe 2,3 mln zł premier ulokował natomiast w 3-letnich obligacjach opartych o wskaźnik WIBOR 6M (oprocentowanie 1,10% w pierwszym sześciomiesięcznym okresie odsetkowym oraz WIBOR 6M w kolejnych okresach odsetkowych).
W środę dowiedzieliśmy się też, że premier kupił obligacje w grudniu 2021 r. (powiedział o tym rzecznik rządu. Piotr Müller w wywiadzie dla RMF FM). Wtedy inflacja i stopy procentowe były już zdecydowanie w trendzie wzrostowym, a więc premier nie musi się bronić, że nie jest jasnowidzem, bo rosnąca inflacja była już faktem. Raczej za dziwaków uważano wtedy osoby, które mówiły o deflacji.
Niektórzy – na przykład już w styczniu 2021 r. Maciek Samcik – przewidywali to dużo wcześniej. Osobiście większy problem widzę w tym, że premier ma pośredni wpływ na poziom inflacji. Mimo wszystko nie przesadzałbym z atakami na premiera, bo to jedna z najbardziej oczywistych form trzymania oszczędności, w tym przez osoby publiczne. Skoro lokaty bankowe były oprocentowane bardzo mizernie, to trudno się dziwić, że polityk kupił obligacje. Gdybym był premierem, to pewnie też bym tak zrobił.
Moim zdaniem premier nie ma się czego wstydzić w tym, że przewidział wzrost cen. Większy problem widzę w tym, że nie zauważył tego prezes NBP Adam Glapiński, który twierdził, że wzrost inflacji będzie przejściowy, a nawet, że spodziewa się jej spadku. Gdyby okazało się, że i on posiada obligacje indeksowane inflacją (np. kupione w czerwcu), to już byłby większy skandal.
Czy premier mógł wybrać lepsze obligacje?
Zostawmy jednak skandale i zastanówmy się, czy premier wybrał dobre obligacje, bo może się okazać, że wcale nie jest aż taki dobry z matematyki, jak wielu sądzi. Obligacje 3-letnie zostawmy w spokoju, bo nie miały alternatywy, to jedyna dostępna forma inwestowania w obligacje skarbowe z dochodem uzależnionym od stawki WIBOR. Sprawdźmy jednak, czy premier nie skusił, kupując obligacje 4-letnie, choć miał do wyboru także „dziesięciolatki”.
Nie można policzyć, ile zarobi premier, bo nie znamy przyszłej inflacji. Natomiast obligacje 10-letnie są znacznie lepiej oprocentowane od obligacji 4-letnich (gdy premier je kupował, to oprocentowanie wynosiło 1,70% w pierwszym okresie odsetkowym oraz sumę inflacji i marży 1% w kolejnych okresach odsetkowych).
Oczywiście z 10-latkami wiąże się też wyższa opłata za wcześniejsze zakończenie oszczędzania (2 zł od każdej obligacji w porównaniu do 0,70 zł przy obligacjach 4-letnich, do wysokości narosłych odsetek), ale w większości scenariuszy ta opłata jest rekompensowana przez wyższe odsetki.
Ponadto, w przypadku obligacji 4-letnich będziemy otrzymywać odsetki co roku, a w przypadku obligacji 10-letnich te odsetki będą kapitalizowane. Czyli im dłuższy okres inwestycji i im wyższa inflacja, tym bardziej opłacają się obligacje 10-letnie.
Na poniższym wykresie zobrazowałem poziom zysku z inwestycji w 100 szt. obligacji (kwota 10 000 zł, żeby nie było za dużo zer, nie każdy ma takie miliony jak premier) w 2021 r. Założyłem inflację w kolejnych okresach odsetkowych na poziomie 5%. Wiem, to ostrożne, pewnie będzie wyższa.
Na początku delikatną przewagę mają obligacje 4-letnie, ale mało kto myśli o tak szybkim ich wykupie. Z czasem zyski obligacji 10-letnich są coraz wyższe. Jeżeli premier planował zakończyć inwestycję równo po czterech latach, to opłacalność obligacji zależy od przyszłej inflacji. Jeżeli będzie ona na poziomie 4,07% lub wyższa, to większy zysk można otrzymać z obligacji 10-letnich. Czyżby premier wierzył w niższą inflację? A może coś źle policzył?
W przypadku niższej inflacji lepszym rozwiązaniem będą obligacje 4-letnie, ale nie można zapomnieć, że z obligacji 10-letnich nie musimy rezygnować po 4 latach. Możemy z nich zrezygnować w satysfakcjonującym nas momencie, a więc są bardziej elastyczne. Jednocześnie, dzięki kapitalizacji odsetek, po kilku latach mamy możliwość utrzymania inwestycji (jeżeli inflacja będzie wysoka) lub jej zamknięcia (jeżeli inflacja będzie niska).
Oczywiście wiem, że są scenariusze, w których więcej będzie można zarobić na obligacjach 4-letnich (szybki wykup lub niska inflacja), ale zakładam, że premier nie kupił obligacji indeksowanych inflacją, aby wcześniej wycofać się z inwestycji. Raczej nie spodziewał się też niskiej inflacji. A to oznacza, że bardziej opłacalne wydają się obligacje 10-letnie.
Jakie obligacje lepiej kupić 4-letnie czy 10-letnie?
Podobny wykres można przygotować do obligacji, które są obecnie dostępne w ofercie. Zysk będzie dużo wyższy, bo znacznie wzrosło ich oprocentowanie od czasu, kiedy kupował je premier (tutaj trochę wyliczeń). Obecnie obligacje 4-letnie są oprocentowane na 5,50% w pierwszym roku oraz 1% + inflacja w kolejnych latach, a obligacje 10-letnie odpowiednio 5,75% i 1,25% + inflacja.
Ponownie daje się zauważyć, że 10-letnie obligacje skarbowe dosyć szybko stają się bardziej opłacalną inwestycją. Ponadto, zapewniają nam pełen komfort wyboru, czy po 4 latach chcemy dalej je trzymać (mając już zapewniony okres odsetkowy oparty o inflację i wyższa marżę), czy wcześniej zrezygnować z inwestycji (ponosząc opłatę, ale najczęściej jednak z większym zyskiem niż w przypadku obligacji 4-letnich).
W tym przypadku inflacja by musiała wynosić poniżej 2,84%, aby równo po czterech latach bardziej opłacalne były obligacje 4-letnie. Na pewno zwrócicie jednak uwagę, że po wykupie obligacji 4-letnich można je ponownie kupić. Sprawdźmy opłacalność takiej inwestycji (zakładając, że oprocentowanie obligacji się nie zmieni w 2026 r. i 2030 r.), a dla pełnego obrazu dodajmy też konto oszczędnościowe z oprocentowaniem 4% i miesięczną kapitalizacją odsetek. Co się okazuje?
Ponownie najbardziej opłacalne są obligacje 10-letnie. których zyski na początku są podobne do zysków z obligacji 4-letnich, a od pewnego momentu (zależnego od wysokości inflacji) pozwolą nam zarobić znacznie więcej odsetek.
Konto oszczędnościowe jest najgorszą inwestycją (poza początkowymi miesiącami). Dopiero gdyby udało nam się znaleźć konto oszczędnościowe oprocentowane na niemal 7% przez całe 10 lat, to wtedy bardziej opłacałoby się trzymać pieniądze w banku. Oczywiście cały czas mówimy o zakładanym poziomie inflacji. W tym przypadku w wysokości 6%.
Jakie obligacje kupić za 500+?
Podobną analizę (już zostawiając premiera w spokoju) można przeprowadzić w przypadku obligacji rodzinnych indeksowanych inflacją, a więc tych, które możemy kupić za kwotę otrzymaną z programu 500+. Załóżmy, że kupujemy 120 obligacji (a więc cały zeszłoroczny dodatek na dwoje dzieci). Tym razem przyszłą inflację przyjmijmy na poziomie 3%.
Obecnie do wyboru mamy 6-letnie obligacje (z oprocentowaniem w wysokości 5,70% w pierwszym okresie odsetkowym i 1,50% + inflacja w kolejnych okresach odsetkowych) oraz 12-letnie obligacje (z oprocentowaniem 6% w pierwszym okresie odsetkowym i 1,75% + inflacja w kolejnych okresach odsetkowych). W tym wypadku obie opcję są z roczną kapitalizacją odsetek. Czy to coś zmienia?
Założyłem, że po sześciu latach całą kwotę z odsetkami reinwestujemy w te same obligacje (czyli kupujemy ich 150). Dla porównania na wykresie umieściłem konto oszczędnościowe oprocentowane na 3% w skali roku z miesięczną kapitalizacją odsetek.
W tym wypadku różnica jest mniejsza, ale ciągle zysk z obu inwestycji jest na podobnym poziomie przez większość czasu, a wraz z kolejnymi miesiącami wygrywają obligacje 12-letnie. Warto jednak zwrócić uwagę, że w ten typ obligacji możemy zainwestować tylko ograniczony kapitał otrzymany z programu 500+. To oznacza, że reinwestując zysk z obligacji 6-letnich na drugi taki sam okres niejako tracimy jedną możliwość ponownej inwestycji.
Podsumowując, premier kupił obligacje 4-letnie i bardzo prawdopodobne, że nie wykorzystał ich maksymalnego potencjału. W większości scenariuszy lepszą opcją wydają się obligacje z większą liczbą okresów odsetkowych (czyli obligacje EDO 10-letnie indeksowane inflacją lub obligacje ROD 12-letnie rodzinne). Panie Premierze, nie ma za co!
Zdjęcie główne: screen z kanału Przygody Przedsiębiorców z naniesioną inflacją