Revolut, najbardziej znana w Polsce niebankowa aplikacja finansowa, pochwaliła się dziś, że po półtora roku od startu ma już pół miliona klientów nad Wisłą. Co dziesiąty globalny klient platformy to Polak. Ale wciąż jest miejsce, by zajść Revoluta z flanki i pokonać. Najprawdopodobniej jesienią bitwę stoczy z nim Twisto, czeska aplikacja, która dziś finansuje zakupy internetowe
Polska stała się dla Revoluta prawdziwą mekką, ale nie mogło być inaczej, bo z jednej strony Polacy to nowocześni klienci (lubimy płacić bezgotówkowo i nie boimy się aplikacji mobilnych), a z drugiej strony – nowoczesna polska bankowość niestety nie zauważyła, że część jej klientów to ludzie, którzy czasem wystawiają nos poza własną gminę lub nawet poza kraj.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Revolut zaproponował tej grupie kartę wielowalutową z niskimi spreadami, możliwość wymiany walut jednym klikiem, w smartfonie i to po kursie międzybankowym oraz wypłaty waluty z zagranicznych bankomatów bez prowizji. Czego chcieć więcej?
Czy pół miliona polskich klientów będzie używać go po powrocie z wakacji? A może jednak wybiorą karty od banków?
Dziś przed Revolutem są dwa wyzwania. Pierwsze to próba spowodowania, by ludzie zaczęli go używać do codziennych płatności, a nie tylko na zagranicznych wyjazdach. Klient, który rocznie wykona pięć płatności generuje zupełnie inne przychody, niż ten, który wykona ich 150 albo 500. Aby to było możliwe, Revolut musi być o krok przed większością „przemysłu” bankowego – czyli oferować usługi, których jeszcze nie ma w przynajmniej części banków.
Wyścig to trudny, ale… Revolut stara się biec coraz szybciej. Można już „włożyć” jego karty do Apple Pay i Google Pay (czyli płacić smartfonem nawet wtedy, gdy nasz bank „zaspał” i jeszcze tego nie oferuje), pojawiło się oszczędzanie na resztówkach (to też nie jest standard w branży bankowej), możliwość zakupu kryptowalut, systematyczne wspieranie organizacji charytatywnych…
Karty wirtualne ze zmiennym numerem służące do bezpiecznych zakupów w internecie, możliwość czasowego blokowania kart za pomocą aplikacji (by nie trzeba było ich od razu nieodwołalnie zastrzegać), możliwość zablokowania transakcji kartą dokonywanych w innym miejscu, niż znajduje się jej smartfon posiadacza, albo ubezpieczenie podróżne, które samo się „włącza” po przekroczeniu granicy – to innowacje, które banki tylko częściowo zdołały zastosować. Jeszcze w tym roku ma się pojawić opcja taniego inwestowania w akcje przez aplikację mobilną oraz karty dla dzieci.
Czytaj też: Revolut wprowadza funkcję oszczędzania na końcówkach transakcji
Konkurenci wciąż mają szansę, by pokonać Revoluta, jeśli znajdą lepsze „dojście” do klientów
Drugie wyzwanie to pozabankowa konkurencja. O innych tego typu aplikacjach już działających w Polsce napisałem osobny tekst, uważam że potencjalnie największym zagrożeniem jest aplikacja Curve, pozwalająca każdą kartę płatniczą „przerobić” na wielowalutową. Ale trochę powietrza może Revolutowi zabrać np. czeskie Twisto, które dziś w Polsce działa jako pośrednik ułatwiający zakupy internetowe (finansuje je w taki sposób, że klient może kupować bez płacenia, na jeden klik).
Na jesieni Twisto chce wejść do Polski z kartą wielowalutową i aplikacją do codziennych płatności oraz funkcjami takimi jak opłacanie faktury zdjęciem czy podział rachunku między znajomych jednym kliknięciem. Jeśli Twisto – czy inny konkurent – zaproponuje ergonomiczną, łatwą w obsłudze aplikację, mającą wiele funkcji usprawniających zarządzanie domowymi finansami, to może napsuć Revolutowi sporo krwi.
Choćby dlatego, że będzie „rekrutował” klientów podczas internetowych zakupów. A to może być skuteczniejsza metoda, niż czekanie na tych (chyba jednak nieco mniej licznych), którzy wyjeżdżają za granicę i przy tej okazji mają potrzebę przetestowania nowej karty wielowalutowej. Tyle, że w tej wojnie liczy się każdy miesiąc – im dłużej Revolut nie ma w Polsce aktywnie promującej się konkurencji, tym dłużej umacnia tu swoją pozycję. To trochę tak, jak z aplikacjami taksówkowymi. Jest ich na rynku multum, ale ludzie korzystają z dwóch-trzech.
Banki gonią Revoluta, ale się go obawiają
Z badań Revoluta wynika, że użytkownicy wciąż identyfikują aplikację z płatnościami za zakupy za granicą, ale coraz częściej apka przydaje im się do zakupów internetowych, transferów wewnątrzrodzinnych i oszczędzania. Chciałbym poznać konkretne liczby
„Z badań przeprowadzonych w maju wśród 2000 użytkowników Revolut w wieku 18-38 lat wynika, że korzystają z aplikacji przede wszystkim podczas wakacji (82%), do bezpiecznych zakupów online (69%), w trakcie wyjazdów służbowych (26%) i realizując przelewy do rodziny (16%). Revolut ułatwia też codzienne rozliczenia, jak dzielenie rachunku w restauracji (17%) i oszczędzanie na konkretne cele, z pomocą sejfów Vault (7%)”
– czytam w komunikacie Revoluta. Z całą pewnością jego menedżerowie mają rację jeśli mówią, że dzięki Revolutowi zdemokratyzował się dostęp do wielowalutowych kart płatniczych w Polsce. Choć de facto Revolut traci w tym miejscu przewagę konkurencyjną. Kilka lat temu karty wielowalutowe były tylko dla VIP-ów, teraz wprowadza je dla klientów detalicznych prawie każdy bank.
Czytaj więcej o tym trendzie: Coś się zmienia? Po raz pierwszy w ogóle nie potrzebowałem Revoluta na wakacjach. Wystarczyły mi dwie karty bankowe. Ale to dlatego, że nie byłem w Rumunii
Mają rację jeśli traktują jak komplement fakt, że niektóre banki wymyślają specjalne „Revolut Lex”, żeby klienci nie mieli zbyt łatwego dostępu do konkurencyjnej aplikacji. To, że potężny Citibank poszedł na wojnę z użytkownikami Revoluta, oznacza, że aplikacja wyrządza zauważalne szkody branży bankowej.
Czytaj więcej o tej awanturze: Banki zaczynają tępić konkurenta? „10 zł prowizji za doładowanie Revoluta?”
Czytaj też: Kto ma rację w sporze użytkowników Revoluta z Citibankiem?
Ciemne strony Revoluta. Ktoś powie „sprawdzam”?
Ale Revolut ma też ciemne strony – opisywaliśmy je nieraz na „Subiektywnie o finansach”. Kursy walut bywają czasem mniej korzystne, niż zwykle (dzieje się tak zwłaszcza w weekendy), reklamacje często próbują rozpatrywać anglojęzyczne boty, a przelewy potrafią ginąć na całe tygodnie. Klienci mają też wątpliwości czy Revolut nie łamie regulacji RODO, zaś w tle pojawiają się spiskowe teorie dotyczące „wschodniego” pochodzenia części współtwórców firmy (prezes jest Rosjaninem z brytyjskim paszportem).
Dziś Revolut niewątpliwie jest na fali, a rosnąca liczba użytkowników pokazuje, że biegnie wystarczająco szybko, by umknąć peletonowi bankowemu oraz niebankowej konkurencji. Ale być może za rok już takim dominatorem nie będzie. W końcu też ktoś powie „sprawdzam” i policzy jaka część klientów Revoluta używa go do codziennego bankowania, a jaka to „wakacyjni” klienci.
Niewykluczone, że Revolut w końcu będzie musiał się zmierzyć z kryzysem zaufania, który może mu grozić, o ile nie będzie w stanie wypełniać standardów bezpieczeństwa transakcji, ochrony danych i przejrzystości postępowania oraz taryf prowizji, które obowiązują w branży bankowej. Im więcej ma klientów, tym więcej oczu będzie nań patrzeć.
Litewski nadzór bankowy już wyrażał wątpliwości czy Revolutowi można pozwolić na tworzenie na Litwie banku i prowadzenie stamtąd działalności paneuropejskiej gwarantowanej przez litweski system ochrony depozytów
Jeśli w momencie ewentualnego potknięcia – realizacji któregokolwiek z opisanych tu ryzyk – za plecami Revoluta będzie już dobrze rozpoznawalny, bardziej wiarygodny w oczach klientów konkurent (czy to bankowy czy pozabankowy), to zmiana lidera w obsłudze klientów-podróżników może nie być scenariuszem niemożliwym do realizacji.