Do rangi narodowego dramatu urosła ostatnio wiadomość, że Zbigniew Grycan zapowiedział zamknięcie swoich lodziarni w centrach handlowych. Wszystko przez niedzielny zakaz handlu. Czy naprawdę jest tak źle. Bodaj najbardziej dokładny obraz skutków ograniczenia handlu w niedzielę narysował państwowy bank PKO BP. Co z niego wynika? Czy z tym raportem w ręku premier Morawiecki będzie mógł podjąć decyzję o poluzowaniu handlowych cugli?
Od marca ubiegłego roku rząd zamknął przed nosem zakupowiczom sklepy w niedzielę – na początek co drugą, a od tego roku wszystkie z wyjątkiem ostatniej. Koniec świata nie nastąpił – konsumenci jakąś to przełknęli, gospodarka nie tąpnęła. Dopiero teraz, gdy media obiegła informacja, że lody Grycan znikną z galerii handlowych, wiele osób zatęskniło za starymi, dobrymi czasami, gdy zakupów nie trzeba było planować z kalendarzem w ręku.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
„W najbliższym czasie zapadną decyzje związane z zakazem handlu” – powiedział ostatnio – nie tylko do miłośników lodów – premier Mateusz Morawiecki. Od wypowiedzenia tych słów minął miesiąc, a premier wciąż milczy. Może czeka na więcej informacji? To dziwne, bo te najbardziej dokładne – prosto z terminali płatniczych – już są. Państwowy bank PKO BP, właściciel spółki operującej terminalami płatniczymi w polskich sklepach, opublikował niedawno raport, który pokazuje jakie skutki ma zakaz handlu dla supermarketów, dyskontów, stacji paliw i sklepów osiedlowych.
Czytaj też: O ile więcej musisz wydać w sobotę, żeby mieć czyste sumienie w niedzielę?
Zakaz handlu i krynica mądrości PKO BP
Do tej pory pokazywały się już raporty, które sugerowały, że zakaz handlu odbija się czkawką nie tam, gdzie powinien – ciosy, które miały trafić zagraniczne sieci handlowe, trafiły raczej polskich sklepikarzy. Np. firma Nielsen sprawdziła, że od stycznia do lipca ub.r. w małych sklepach sprzedaż zmalała o 1,1%, a w dyskontach wzrosła o 8,1% A bank Credit Agricole stwierdził – na podstawie danych GUS – że każda niedziela z zakazem handlu obniża realny wzrost sprzedaży branży detalicznej w Polsce o ok. 1 pkt%.
Ale z tymi danymi jest pewien problem – sporządziły go należące do zagranicznych grup kapitałowych firmy. Dla jednych kapitał ma narodowość, dla innych nie – dla obecnie rządzących ma, stąd moda na repolonizację. Dane są też niepełne – np. Credit Agricole nie mógł sprawdzić jakie skutki miał zakaz handlu dla najmniejszych, sklepów, takich, które zatrudniają do 9 osób, bo takich danych GUS w ogóle nie publikował.
Z pomocą wkroczyła nasza narodowa „skarbonka”, czyli PKO Bank Polski, który uznał, że po roku od wprowadzeniu zakazu handlu należy zrobić gruntowne podsumowanie skutków ustawy. Co jak co, ale głos kontrolowanego przez skarb państwa czempiona nie może chyba zostać pominięty. Zatem wsłuchajmy się, co wyszło analitykom PKO BP.
Gorączka sobotnich zakupów nieustannie nas rozpala
Sam raport był opublikowany w pierwszej dekadzie marca, ale – ku mojemu zaskoczeniu – media newsowe w ogóle się w niego nie wgryzły. A tymczasem ten pdf jest kopalnią wiedzy o skutkach zakazu handlu. PKO BP prowadzi ponad 7,7 mln ROR-ów i jest wystawcą blisko 8,9 mln kart bankowych. Ma więc możliwości, by – korzystając z cyfrowych narzędzi przeznaczonych do zaawansowanej analityki danych – stworzyć obraz miarodajny i w miarę kompletny. Przecież 24% transakcji bezgotówkowych na terenie Polski jest dokonywanych kartami debetowymi lub kredytowymi PKO Banku Polskiego.
Co więc ustalili analitycy PKO? A np. to, że obecnie najbardziej „gorącymi” dniami tygodnia dla handlu są sobota (obroty na poziomie ok 120% przeciętnego dnia handlowego) i piątek (obroty na poziomie ok 114% przeciętnego dnia handlowego). Najmniej „cennym” dniem dla handlu detalicznego jest niedziela handlowa, kiedy sprzedaż (odwzorowywana obrotami na kartach) jest średnio o 30% niższa niż w przeciętny dzień handlowy.
Jakie są skutki zakazu handlu dla gospodarki?
Okazało się, że wprowadzenie zakazu nie doprowadziło do istotnych zmian w preferencjach Polaków, co do tego kiedy robić zakupy. W efekcie ograniczeń minimalnie zwiększyła się popularność zakupów dokonywanych w soboty i poniedziałki, a marginalnie spadło handlowe znaczenie czwartków i piątków.
Samo znaczenie niedzieli nie zmieniło się, tzn. zarówno przed jak i po wprowadzeniu handlu dokonywane w handlowe niedziele transakcje stanowiły zaledwie około 70% przeciętnych transakcji z wszystkich handlowych dni tygodnia. Czy to oznacza, że problemu nie ma? Nic z tych rzeczy. Zdaniem PKO BP jedna niedziela niehandlowa ogranicza miesięczny wolumen sprzedaży detalicznej o 1,1% – czyli niemal tyle samo, a nawet ciut więcej niż skutek zakazu handlu dla sprzedaży detalicznej oszacował Credit Agricole.
Czy dla gospodarki w ujęciu makro to jest w ogóle jakiś problem? Okazuje się, że tak. Przeciętnie w miesiącu po wprowadzeniu ograniczeń handlu w niedzielę (w okresie marzec 2018 – styczeń 2019) sprzedaż była niższa o 2,3%. PKO szacuje, że w całym roku wprowadzenie zakazu handlu w niedziele mogło ograniczyć wzrost sprzedaży o ok. 2,0 pkt. proc..
Zakładając, że „zaoszczędzone” przez zakaz handlu środki nie zostały wydane przez gospodarstwa domowe na inne cele (np. usługi; założenie mało realistyczne) oznaczałoby to potencjalne ograniczenie dynamiki PKB w 2018 o 0,3 pkt. proc. Idąc tym samym tropem rozszerzenie zakazu handlu na kolejne niedziele w 2019 r. może skutkować sprzedażą detaliczną o 3,3% niższą niż w przypadku braku regulacji, i dynamiką PKB obniżoną o około 0,5 pkt. proc.
Czyli, że w tym roku nie dość, że idzie spowolnienie, to jeszcze sami sobie dorzucimy ciężaru w postaci uszczelnionego zakazu handlu. Ale czy te 0,5 pkt proc. to duży spadek? A może nie ma co się przejmować PKB, bo wskaźnik ten nie świadczy o poziomie życia, o czym przekonywał niedawno Polski Instytut Ekonomiczny? Tak czy siak dane PKB za pierwszy kwartał mogą nas niemile zaskoczyć. Niestety, przyjdzie nam czekać na nie do połowy maja.
Czytaj: Carrefour jak multimedialne centrum rozrywki. Coś dla tych, których męczą zakupy
Czytaj też: Bez handlu w niedzielę: zakupy internetowe też „wyłączone”? Ale tych innowacji nikt nie ukatrupi!
Zakaz handlu, czyli gdzie po zmianach robimy zakupy?
Skoro wiemy już (mamy dwa raporty CA i PKO BP), że zakaz handlu wpływa na kondycję gospodarki, to czas przyjrzeć się, czy może chociaż na zakazie zyskują ci, którzy – zdaniem ustawy – powinni, czyli małe, polskie sklepy. Rząd zaakceptowałby mniejsze PKB w zamian za lepszy byt wybranej grupy polskich przedsiębiorców, soli naszej ziemi.
Gdzie po roku zakazu handlu robimy zakupy? Analitycy PKO BP sprawdzili jak zmieniła się sprzedaż w trzech kategoriach sklepów (z towarami pierwszej potrzeby, na stacjach benzynowych i w dyskontach) pomiędzy dwoma okresami. Pierwszy to marzec 2018 – styczeń 2019, a drugi to marzec 2017-styczeń 2018.
W przypadku sieci sklepów „pierwszej potrzeby” (wg banku to wybrane podmioty nieobjęte zakazem handlu) łączna wartość transakcji dokonanych kartami PKO BP w okresie marzec 2018-styczeń 2019 była o ponad 36% wyższa niż w analogicznym okresie rok wcześniej (vs benchmark 20% wzrostu dla wszystkich podmiotów). W przypadku tej grupy podmiotów przyspieszenie liczby (oraz wartości) transakcji odnotowano we wszystkie dni tygodnia, nie tylko w niedziele. Na wykresie zaznaczyłem dodatkową, czerwoną kreską wartości transakcji przed i po wprowadzeniu zakazu handlu.
Dane o transakcjach kartami PKO na stacjach benzynowych należących do pięciu największych sieci (Orlen, Lotos, Shell, BP, Circle K) również pokazują wyraźny wzrost obrotów w niedziele oraz w pozostałe dni tygodnia po wprowadzeniu ograniczeń w handlu w niedziele.
„Całkowita wartość transakcji dokonywanych przez naszych klientów na stacjach benzynowych wzrosła po wprowadzeniu zakazu handlu w niedziele o 26% r/r (vs benchmark 20%). Przeciętna wartość transakcji dokonywanej w niedziele niehandlowe, jest wyraźnie niższa niż w niedziele bez ograniczenia handlu, co potwierdza, że wśród klientów stacji zdecydowanie częściej niż przeciętnie pojawiają się w niehandlowe niedziele tacy, którzy przyjeżdżają na stację po zakupy, a nie po paliwo”
Czytaj też: Życie w Szwecji już (przymusowo) prawie bez gotówki. Co na to obywatele?
Jak z zakazem handlu poradziły sobie dyskonty?
Trzecią grupą podmiotów, którą poddaliśmy analizie są sieci dyskontów (Lidl, Biedronka, Netto, Aldi), które nie mogą być otwarte w niedziele niehandlowe.
„W ich przypadku średnia wartość transakcji dokonywanych kartami PKO Banku Polskiego w niedziele spadła po ograniczeniu handlu o 43%. Odnotowano wyraźny wzrost wartości transakcji w soboty (o 41,3%), ale nie skompensował on w pełni „strat” z niedziel. W efekcie łączna wartość transakcji dokonywanych we wszystkie dni tygodnia wzrosła w analizowanym okresie o 16,6% r/r.”
Co z tego wynika? W ubiegłym roku, mimo zakazu handlu. we wszystkich kategoriach analizowanych przez PKO BP sklepów wzrosła rosła sprzedaż (średnio o 20%), a w małych sklepach wzrosła nawet o 36%. I o to zapewne rządzącym chodziło. Problem w tym, że nasza subiektywna potrzeba zakupów szukała ciągle ujścia i znalazła je – w większych zakupach weekendowych w dyskontach (słynna sobota w Lidlu) i podróżach na stacje benzynowe.
A to oznacza, że w czasie spowolnienia (gdy sprzedaż detaliczna zacznie spadać), gdy ludzie będą szukać oszczędności chętniej wybiorą się do taniego dyskontu, niż droższego, ale wygodniejszego sklepu osiedlowego. A to chyba nie o to chodziło. Dane są niejednoznaczne i zapewne to nie wszystko czym dysponuje PKO BP. Są jednak wystarczająco pesymistyczne żeby być argumentem w dyskusji nad poluzowaniem zakazu.
źródło zdjęcia: PixaBay/mat. prasowe Grycan