To dobrze, że Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów działa z większą determinacją, niż kiedyś, wymuszając na bankach zmianę różnych nieetycznych praktyk. Źle, że nie dba przy okazji o wygodę tych, których straty mają być wyrównane – czyli klientów
Jestem ostatnim człowiekiem, który narzekałby na działalność UOKiK. Przy całej swojej urzędniczej nieruchawości i przeroście formy nad treścią jest to organizacja o niebo skuteczniejsza, niż pięć, czy dziesięć lat temu. Fakt, że ma znacznie więcej instrumentów prawnych i w tym sensie jest w lepszej sytuacji, niż kiedyś. Ale dobrze, że sprzyjające okoliczności wykorzystuje, co i rusz wytykając bankom złe praktyki.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Drażni mnie jednak, że na samym końcu procesu przywracania sprawiedliwości pojawiają się rysy. Czasem są tak poważne, że aż się zastanawiam, czy oskarżone przez urzędników firmy koniec końców przypadkiem nie ogrywają UOKiK-u. Tak myślałem, gdy jeden z operatorów kablówek zobowiązał się, że będzie zwracał klientom pieniądze, a potem wymagał od klientów zgadywania który druk mają w tym celu wypełnić. Jeśli klient się pomylił – przegrywał.
Czytaj więcej o tej sprawie: Cwane gapy? Wykorzystali błą klientki i zapomnieli jej o tym powiedzieć. Przy okazji wyrolowali też UOKiK
Czytaj też: Co zrobić z polisą, której nie objęła ugoda ubezpieczycieli z UOKiK-iem?
W ostatnich dniach bank ING dostał od UOKiK po głowie za niewłaściwe informowanie o podwyżkach prowizji. Bank wstawiał informacje o zmianach do systemu transakcyjnego, wysyłając klientom e-mail, by się zalogowali i sprawdzili co się zmienia. Swego czasu była to powszechna wśród banków praktyka. Dziś już wiemy, że taki sposób informowania o jakichkolwiek zmianach nie spełnia kryterium tzw. trwałego nośnika. Bank musi informować w taki sposób, by nie było możliwości modyfikacji zapisu po jego publikacji.
Jak banki mogą rozwiązać sprawę trwałego nośnika? Są trzy sposoby. W tym jeden rewolucyjny, oparty na sieci technologii blockchain
UOKiK uznał, że ING naruszył zbiorowe interesy konsumentów. I nakazał pomarańczowym zwrócić klientom pieniądze. Rekompensaty mają dotyczyć osób, które miały konto w ING jeszcze przed 1 marca 2017 r. Zostały one błędnie poinformowane o zmianach cen w banku wchodzących w życie na początku 2014 r. Pobrane od tego czasu opłaty mają być zwrócone klientom. Każdy dostanie list z informacją, że przysługują mu pieniądze.
Bank już zdołał poirytować swoich klientów. Przynajmniej tę ich część, które ceni sobie swój czas. Napisał do mnie pan Piotr, który jest jedynym z poszkodowanych przez niewłaściwie zakomunikowane podwyżki:
„UOKiK nakazał bankowi zwrot części opłat. Tenże oczywiście – niezwykle innowacyjny, internetowy i komunikujący, że „liczą się ludzie” – zrealizuje ten obowiązek pod warunkiem, że fizycznie klient przyjdzie do oddziału i podpisze kwity w tej sprawie. Oczywiście dla ułatwienia oddziały są czynne w dni powszednie od godz. 10-11 do godz. 17-18. No, niektóre do 19.00, a jeden gdzieś daleko od szosy nawet dłużej. Dla mojej żony, pracującej w korporacji na obrzeżach miasta, która jest głównym posiadaczem rachunku, dotarcie do placówki na 17.00, 18.00 jest praktycznie nie do wykonania”
– pisze pan Piotr. I zastanawia się, czy nie można by tego zrobić innowacyjnie, bo „liczy się czas ludzi”, elektronicznie albo chociaż korespondencyjnie? Rzuca też tezę, że nie można. Bo jak trzeba przyjść do banku osobiście, to jest szansa, że wielu klientów machnie ręką i się nie zgłosi,, a bank przyoszczędzi trochę z budżetu na rekompensaty.
Rzeczywiście, to wygląda jakoś krzywo. Gdy bank chce namówić klienta do wydawania pieniędzy, a najchętnie do pożyczania ich, wtedy potrafi pokazać się z najbardziej innowacyjnej strony. A jeśli chodzi o wypłatę jakichś odszkodowań – przechodzi do XIX wieku.
Na usprawiedliwienie banku można powiedzieć, że kara dotyczy właśnie tego, że bank swego czasu stosował zbyt nowoczesne – a może tylko „zbyt wygodne dla siebie” – metody powiadamiania klientów. No to teraz, żeby nikt mu nie zarzucił jakichkolwiek uchybień, wraca do zasad z czasów tradycyjnej bankowości.
Szkoda, że UOKiK, oprócz tego, że wymusza na instytucjch finansowych wypłaty rekompensat dla klientów, nie zobowiązuje ich do automatycznego ustalenia komu i ile się należy i równie automatycznego zwrotu pieniędzy. Nie rozumiem dlaczego klient, który został pokrzywdzony bezprawnym działaniem banku – czy też innej firmy – musi jeszcze prosić, żeby mu to zrekompensowano. Jak tak dalej pójdzie to wnioski w sprawie rekompensat będą przyjmowali tylko w ostatni wtorek miesiąca między godz. 14.15 a godz. 15.00.
Inny mój czytelnik zastanawia się – i chyba słusznie – nad bankową retoryką. Przeczytałem on w gazecie artykuł mówiący, że jgo bank został ukarany za pobieranie opłat za kartę w sposób niezgodny z umową i w niektórych sytuacjach klient może domagać się zwrotu.
„Po zalogowaniu się do mojej bankowości elektronicznej czekała tam już na mnie wiadomość od banku. >>Wychodząc naprzeciw Państwa oczekiwaniom, oferujemy zwrot opłaty…<< Bardzo zaintrygował mnie ten zwrot. Ale w sensie językowym, a nie finansowym”
„Wychodząc naprzeciw Państwa oczekiwaniom”? Mogliby zamiast tego powiedzieć prawdę, czyli „Zostaliśmy zmuszeni do zwortu opłaty, gdyż nasze postępowanie uznane zostało za niezgodne z prawem”. Skutek ten sam ale wydźwięk znacznie inny.
autor zdjęcia tytułowego: Aykapog/Pixabay