Odwiedziłem w sobotni wieczór kilka warszawskich galerii handlowych, żeby sprawdzić jak ich personel radzi sobie z naporem klientów, wyposzczonych po kilku tygodniach ograniczenia handlu. Co zobaczyłem? Nic wesołego. Można odnieść wrażenie, że Polak do galerii handlowej w czasie pandemii się po prostu nie nadaje. Jak można go nauczyć rozsądnego zachowania na zakupach?
Rząd dał się namówić na przywrócenie normalnego handlu, nie czekając na wygaszenie drugiej fali epidemii. Na dodatek dał też branży handlowej aż trzy niedziele z otwartymi sklepami w grudniu. Wszystko pod warunkiem, że w dużych sklepach nie będzie tłoku i że zakupy nie przekształcą się w koronaparty.
- Kiedy warto zmienić sprzedawcę energii? Komu to się może opłacić? I czy teraz – mimo zamrożenia cen – może być na to dobry moment? Licytacja rusza [POWERED BY RESPECT ENERGY]
- Gdy domowy budżet się nie spina, trzeba nad nim popracować. Oto pięć sposobów na zwiększenie dochodów i pięć na ograniczenie wydatków! [POWERED BY RAIFFEISEN DIGITAL BANK]
- Świat stał się wyjątkowo niestabilny. Czy to powinno wpłynąć na nasze plany… emerytalne? Jak powinna wyglądać Twoja globalna emerytura? [POWERED BY SAXO BANK]
Właściciele centrów handlowych obiecali, że wprowadzą odpowiednie oznaczenia dotyczące utrzymywania przez ludzi dystansu, że na każdym kroku będzie sprzęt do dezynfekcji, że powierzchnie wspólne będą bardzo często odkażane, że limity ludzi w sklepach będą ściśle egzekwowane. No i że noszenie maseczek przez wszystkich klientów to świętość nad świętościami.
Czytaj więcej: Galerie handlowe znów otwarte. Ale jakie zmiany nas w nich czekają? Czego się spodziewać i jak bezpiecznie zrobić zakupy?
Kłopot w tym, że handlowcy nie są w stanie przestrzegać reguł bez współpracy z klientami. A klienci – jak przekonałem się na własne oczy odwiedzając w sobotni wieczór centra handlowe – nie są przesadnie zdyscyplinowani.
W galerii Polak obowiązek noszenia maseczki ma w nosie. A nawet pod nosem
Zaczynając od podstawy: noszenie maseczek może i jest obowiązkowe, ale mniej więcej 20% ludzi, których spotkałem w galeriach handlowych w sobotę, nosiło te maseczki pod nosem. Czyli tak, jakby ich w ogóle nie nosili. Jeśli któryś z nich jest chory na Covid-19, to roznosi wirusa cztery razy „efektywniej”, niż gdyby miał maseczkę prawidłowo założoną.
To, że ludzie mają problem z dyscypliną to jedno. A to, że centra handlowe nie są naszpikowane dobrze oznaczonymi pracownikami, którzy zwracaliby uwagę niesfornym klientom – to drugie. Wiem, że niewiele by to pomogło, bo tu sprawę wcześniej zawalił rząd. Gdyby nie było wielomiesięcznej luki w przepisach, a policja w drakoński sposób egzekwowała obowiązek prawidłowego noszenia maseczek – byłoby inaczej.
A jest tak, jak w całym naszym kraju z kartonu. Prawo teoretycznie powinno obowiązywać, ale co z tego, skoro ten, kto uważa, że jest głupie lub niepotrzebne, nie jest sprowadzany na dobrą drogę przez odpowiednie służby państwowe?
Była więc w galeriach handlowych cała fura ludzi bez maseczek. Były też przed niektórymi sklepami kolejki. Limity liczby klientów, wprowadzone przez rząd, nie są co prawda zbyt restrykcyjne, ale najbardziej popularne sklepy w centrach handlowych i tak musiały limitować wejścia klientów.
Czytaj też: Jakie nowe technologie mogłyby pomóc w utrzymywaniu dystansu w galeriach handlowych?
Polaka sport narodowy: stanie w kolejce. Im dłuższa tym lepiej. Im gęściej, tym fajniej
I co się w tych kolejkach dzieje? Człowiek na człowieku, o dwumetrowym dystansie zapomnij. Bo jak się ustawę za daleko tego człowieka przede mną, to ktoś się wciśnie. Polak ma bowiem dwa sporty narodowe. Pierwszy to stanie w kolejkach, a drugi – wciskanie się do kolejek.
Dlaczego Polak, zobaczywszy, że gdzieś jest tłok i kolejka, nie pójdzie dalej i nie przyjdzie kiedyś indziej, gdy tłoku i kolejki nie będzie? Bo Polak pomyśli, że skoro jest kolejka, to pewnie coś atrakcyjnego „rzucili”. I też się ustawi w kolejce. Bo skoro inni stoją, to znaczy, że warto. Dla Polaka nie ma pojęcia „czasu straconego w kolejce”. Teraz dodatkowo taka kolejka to koronaparty.
Tylko w jednym sklepie zauważyłem nowoczesne ekrany, które informują, ilu klientów może znajdować się w środku, a ilu aktualnie się tam znajduje. Bardzo to przydatne, szkoda że niepowszechne.
Widziałem też w galeriach mnóstwo osób, które nie robiły zakupów, nie miały w rękach żadnych toreb świadczących o tym, że cokolwiek kupili. Sporo ludzi przyszło do galerii handlowej, w samym środku pandemii, po to, żeby miło spędzić tam czas, skoro nie mogą pójść do restauracji, kina lub teatru. W zaistniałych okolicznościach Polak przychodzi do galerii handlowej jeszcze bardziej, niż zwykle w celach rozrywkowych.
Zwłaszcza, że w centrach handlowych co prawda są zamknięte tzw. food-courty, czyli części restauracyjne, ale restauracje działają w wersji na wynos. Ludzie więc przychodzą do galerii, biorą jakieś żarcie na wynos i z bułą w ręku stoją dwie godziny, żeby wejść do sklepu. Albo jeden ustawia się w dwugodzinnej kolejce do sklepu, a drugi idzie po catering. Normalnie jak na pikniku.
Wejściówka do galerii za… 100 zł? Chyba, że zrobisz zakupy
Co można zrobić z Polakiem, który ma w nosie (a właściwie pod nosem) wszelkie zasady? I który ma wielkie umiłowanie do kolejek, najlepiej długich i gęstych? I który przychodzi do galerii nie tyle po to, żeby zrobić zakupy, co po to, żeby poszwendać się bez celu?
Jeśli Polak się nie opamięta, to za dwa tygodnie – w takich interwałach rząd decyduje o założeniu lub zdejmowaniu obostrzeń – duże sklepy i galerie mogą zostać znów zamknięte. W połowie grudnia, tuż przed największym runem na gwiazdkowe prezenty. To może być nieuniknione, bo jeśli w tę sobotę było, jak było, to dlaczego w następne ma być lepiej? Przecież kupujących prezenty będzie coraz więcej, a nie coraz mniej.
Czy wydłużenie godzin otwarcia dużych sklepów i galerii handlowych (np. od 6.00 rano do 24.00) cokolwiek by pomogło? Mam wątpliwości, choć być może warto spróbować. Czy bardziej aktywna postawa pracowników centrów handlowych mogłaby pomóc w egzekwowaniu bezpiecznego zachowania? Być może, ale równie dobrze może wzrosnąć liczba spektakularnych awantur, owocujących zbiegowiskami.
Co by pomogło? Jeden z wicepremierów w rządzie Mateusza Morawieckiego zaproponował pomysł na pozór idiotyczny, ale jeśli przyjrzeć mu się bliżej z pandemicznego punktu widzenia – może nie taki głupi? Mianowicie każdy miałby płacić przy wejściu do galerii handlowej 100 zł opłaty i byłaby mu ona zwracana pod warunkiem zrobienia zakupów o jakiejś minimalnej wartości, np. 50 zł. Miałoby to wyeliminować tych, którzy przychodzą do galerii na spacer, a nie na zakupy.
————————–
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy z Bolesławem Witkowskim z platformy goodie – ekspertem od wyciskania – o tym, jak wycisnąć ostatnie soki z Black Friday. Niektórzy obstawiają rabaty przy kasach, inni – kody rabatowe w internecie. Jeszcze inni szykują się na zakupy z kartami płatniczymi, w których znajduje się możliwość zwrotu części pieniędzy za zakupy. Jeszcze inni zakładają konta w platformach cashbackowych. Co się bardziej opłaci? Jak zmaksymalizować zyski? Podcast do odsłuchania tutaj
————————–
Chodzi mi po głowie też „nakładka” na to rozwiązanie. A może by tak – za pomocą jakiejś aplikacji w smartfonach – wprowadzić zasadę, że im dłużej w galerii jesteś, tym większe zakupy musisz zrobić, żeby za to nie płacić? Do aplikacji trzeba by przypiąć kartę płatniczą, a opłata byłaby ściągana automatycznie. Można byłoby wykorzystać do tego aplikację podobną do tej, której używają w Białymstoku do wyceny kosztów przejazdu komunikacją miejską.
Do galerii handlowej wchodzisz… na zapisy
Podobno u naszych południowych sąsiadów – a ja bardzo ich lubię, bo zwykle mają bardzo proste i racjonalne pomysły, a potem idą na piwo – przez chwilę rozważali… wejściówki do galerii handlowej. Czyli: jak chcesz wejść, to – tak, jak do fryzjera w godzinach szczytu – musisz się „zapisać” na określony slot godzinowy, np. od 12.00 do 14.00.
Sklep „na zapisy” to koncepcja podobna do tej, która obowiązuje przy spożywczych zakupach internetowych. Sklep Frisco, bodaj najpopularniejsze w Warszawie delikatesy spożywcze, w czasie lockdownów przeżywają takie oblężenie, że rezerwuje się dostawę zakupów z dwu-, trzytygodniowym wyprzedzeniem.
Od strony technicznej rzecz jest do ogarnięcia – trzeba urzeźbić stronę z rezerwacjami (rezerwacja to QR kod taki, jak przy internetowym zakupie biletów do teatru, czy na koncert w czasach przedpandemicznych), a przy drzwiach ustawić ludzi – lub czytniki – i niech zczytują QR kody, z którymi ludzie będą przychodzili. Idealne byłyby takie bramki, jak na lotniskach, ale to chyba za dużo kosztuje.
A może… ceny dynamiczne w galerii handlowej? Jest gęściej, to jest drożej
Ale tak naprawdę wszystko załatwiłaby prosta rzecz: ceny dynamiczne. Gdyby na poziomie poszczególnych sklepów i – w celach informacyjno-statystycznych również na poziomie samych galerii handlowych – obowiązywał system cen podnoszonych o określony procent w ślad za rosnącą frekwencją (i obniżanych w podobny sposób), to Naród by się szybko nauczył, że kolejka to nie piknik.
System musiałby opierać się na sztucznej inteligencji i działać w czasie rzeczywistym. We wszystkich sklepach musiałyby być elektroniczne „cenówki”, które pozwoliłyby zmieniać się cenom w zależności od sytuacji. Przed galerią handlową musiałaby stać wielka tablica informująca o przelicznikach cenowych w obecnej chwili.
Informacje o przelicznikach byłyby też na stronie galerii w internecie. W sąsiedniej zakładce byłaby wizualizacja prognozowanego poziomu cen (czyli przeliczników) na podstawie historycznych danych o ruchu. A z pewnością szybko powstałyby też strony internetowe i aplikacje pozwalające porównywać przeliczniki cenowe w poszczególnych galeriach o poszczególnych godzinach.
Niestety, stopień informatyzacji polskiego handlu nie pozwala jeszcze na takie wodotryski technologiczne. Ale na Polaka innego sposobu nie ma. Polak nie zna słowa „dyscyplina”, Polak nie ceni czasu, który mógłby spożytkować inaczej, niż stojąc w kolejkach. Dlatego Polaka trzeba zmusić do używania mózgu portfelem.