Część bankowców to już doskonale wie, inni prędzej czy później się dowiedzą: Jestem istotą złośliwą, szukającą wszędzie dziury w całym. Grasuję po okolicy, wypytuję, prześwietlam, odwiedzam i wydzwaniam.
Czasem czynię to bez ważnego powodu (ot, taka oddolna inicjatywa „audytu społecznego” – wpaść do placówki z pytaniem co słychać), a czasem z konkretną intencją – np. sprawdzenia jak działa ogłoszona ostatnio promocja i czy nowa oferta jest klientom przedstawiana w odpowiedni sposób. Gdy prześwietlam reklamę, potrzebuję z pierwszej ręki dowiedzieć się czy uczciwie pokazuje najważniejsze cechy produktu.
- Zastanawialiście się kiedyś, ile śladu węglowego generuje Wasza firma? Warto wiedzieć, bo coraz częściej mogą Was o to pytać. Jak policzyć swój ślad? [POWERED BY BANK PEKAO]
- Na jaki procent założyć lokatę, żeby ochronić swoje pieniądze przed inflacją? Trzy kroki [POWERED BY RAISIN]
- Polska na ścieżce inwestycji, Europa na ścieżce konfrontacji. Dr Ernest Pytlarczyk o deglobalizacji [POWERED BY BANK PEKAO]
Zwykle działam z otwartą przyłbicą, więc nietrudno się zorientować, że to nadchodzę ja, Maciej Samcik, legitymujący się numerem PESEL… Nie wykluczam jednak, że są banki, w których dorobiłem się tablicy: „tego klienta nie obsługujemy”.
Czytaj też: Alior Bank reklamuje rewolucyjne konto, które można „złożyć” sobie z klocków. Prześwietlam!
Czytaj też: Alior Bank zaprasza parami po kredyt do Cafe Pożyczka. Warto się z kimś związać i wpaść?
Było tak: zadzwoniłem – jako osoba z ulicy, nie klient – na infolinię Alior Banku. Miałem konkretne pytanie o jeden z parametrów konkretnego produktu, będącego w ofercie banku. Nieistotne w tym miejscu o który produkt chodziło. Połączenie z infolinią przebiegło błyskawicznie, już po kilku sekundach odezwał się pracownik banku z pytaniem czym może służyć.
Zadałem pytanie – proste, na które odpowiedź średnio rozgarnięty pracownik infolinii powinien znaleźć w ciągu sekund – ale zamiast informacji usłyszałem prośbę o… imię, nazwisko i PESEL. Dzwoni człowiek z ulicy po to, żeby zadać proste pytanie, a tu od razu w grze dane osobowe?
Nie byłem zachwycony, ale poddałem się nie znoszącej sprzeciwu woli pracownika i podałem wszystkie literki i cyferki. Potem pracownik zadał dwa pytania kontrolne, które zadaje się zwykle klientowi banku, gdy już nie można zapytać go o nazwisko panieńskie matki. Były to pytania o to czy posiadam w Alior Banku dwa produkty finansowe (konto maklerskie i jeszcze jeden – nie pamiętam w tej chwili który).
Odpowiedziałem zgodnie z prawdą dwa razy „nie” i już miałem nadzieję, że – brutalnie obdarty z resztek anonimowości – uzyskam informacje o które prosiłem. Zamiast tego usłyszałem metaliczny głos pracownika infolinii: „weryfikacja przebiegła nieprawidłowo, nie mogę kontynuować tej rozmowy”.
„Ale weryfikacja czego? Kogo?” – zapytałem trochę rozbawiony, bo zwykle weryfikuje się jakiś „podmiot liryczny”, a nie nicość. To weryfikacja tożsamości? Odpowedniości produktu? Przyjazności głosu? Pracownik chwilę pomilczał, a potem potwórzył, że niestety weryfikacja wypadła nieprawidłowo i nie może ze mną dłużej rozmawiać. Zapytałem go jeszcze raz co było przedmiotem weryfikacji, ale nie doczekałem się odpowiedzi.
Potem bank przestał odbierać ode mnie telefony. W sumie trudno się dziwić, skoro pacan Samcik nie rozumie co się do niego mówi, to sztuczna inteligencja musi jakoś chronić pracowników banku przed koniecznością powtarzania mu tego na okrągło.
Zaintrygowany ruszyłem do najbliższej placówki Alior Banku: po pierwsze po to, by uzyskać odpowiedź na moje pytanie, a po drugie – by spróbować ustalić weryfikacja czego przebiegła nieprawidłowo. Czy bank uznał, że nie jestem tym, za kogo się podaję? A może doszedł do wniosku, że produkt, o który pytałem (bez intencji jego zakupu) się dla mnie nie nadaje, więc nie ma powodu, by ze mną w ogóle gadać? Może wreszcie bank – a w zasadzie jego infolinia – ma zapisane w regułach działania zasadę: „nie rozmawiać z Samcikiem, jeśli zadzwoni – natychmiast się rozłączyć”.
W placówce przyjął mnie sympatyczny, bezpośredni i życzliwy pracownik, który odpowiedział na moje pytanie (mimo, że nie pokazałem dowodu), a kiedy zwierzyłem mu się z mojej „negatywnej weryfikacji” zaofiarował się, że sprawdzi w systemie o co może chodzić.
Potwierdził, że moja relacja z Alior Bankiem ogranicza się do umowy ramowej, żadnych aktywnych produktów nie posiadam (co wykluczyło hipotezę, że „nieprawidłowa weryfikacja” była efektem błędnej odpowiedzi na jakieś pytanie), a oczywistych powodów, dla których Alior Bank mógłby nie chcieć ze mną gadać – brak. Przynajmniej patrząc z poziomu zwykłej, szeregowej placówki.
Czytaj również: Pracownik banku zeznaje pod przysięgą: „klienci nie mieli prawa rozumieć tego, co im sprzedawaliśmy”
Czytaj też: Alior hoduje konta-zombie? Naliczyli mi prowizję za ROR założony podobno przeze mnie… 20 lat temu!
Być może procedury bezpieczeństwa zabraniają precyzyjnie informować negatywnie zweryfikowanego klienta o powodach takiej decyzji banku. Ale, do jasnej cholery, ja się o żadną weryfikację nie prosiłem. Zadzwoniłem na infolinię jako człowiek z ulicy chcący zadać proste pytanie. Poza tym odpowiedź na kwestię „czego dotyczyła weryfikacja” nie jest chyba objęta tajemnicą bankową. Jako klient „negatywnie zweryfikowany” dostałem od pracownika infolinii wiadomość „nie chce mi się z tobą gadać”. Nie wiem czy taka była intencja banku, ale tak wyszło.
Dobra wiadomość jest taka, że sytuacja zmusiła mnie do odwiedzenia placówki Alior Banku i przetestowania jakości obsługi w tejże. Test wypadł nader pozytywnie, „jakość” pracownika, który mnie obsługiwał, dalece przekroczyła średnią z moich spotkań osobistych z „bankowcami odddziałowymi”.
Aż dziwne, że „zweryfikowanego nieprawidłowo” Samcika pracownik nie wziął za kołnierz i nie wywalił na zbity pysk. A jednak. Weryfikacja negatywna może więc zakończyć się pozytywnym doświadczeniem.
ilustracja tytułowa: Kadr z filmu „Psy” i Franz Maurer mówiący „nie chce mi się z tobą gadać” oraz „Wyższa kultura. Bank nowości”