Często jesteśmy namawiani – czy to przez telefon, czy to w ramach wizyty akwizytora firmy energetycznej – do zmiany dostawcy prądu. Powód: u tego nowego będzie taniej. Czasem to prawda, czasem ściema. Czasem okazja, a czasem pułapka. Jak się w tym wszystkim odnaleźć? Na co uważać przy rozmowie z wysłannikiem sprzedawcy prądu?
Zmiana sprzedawcy prądu sama w sobie nie jest niczym złym. Zdecydowało się na to prawie 574.000 gospodarstw domowych w Polsce i większość z nich chyba nie żałuje. Ale nie zmienia to faktu, że negocjowanie zmiany dostawcy energii przypomina jazdę samochodem w okolicy przejścia dla pieszych – trzeba zachować szczególną ostrożność. A konkretnie? Zamieniam się w instruktora.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Czytaj też: Wielka ściema w oświetleniu LED? 14 lat pracy, ale gwarancja tylko na 2. Demaskujemy półprawdy o LED-ach
Po co zmieniać sprzedawcę prądu? Nie może być tak jak dawniej?
Kiedyś wszystko było prostsze – państwowe firmy produkowały, dostarczały i sprzedawały prąd. Dziś teoretycznie za każdy z tych elementów może odpowiadać inna firma – prąd produkuje np. elektrownia Zygmunta Solorza (ZE PAK), dostarcza go poznańska Enea, a kupujemy go choćby od Orange.
Zgodnie z duchem gospodarczego liberalizmu (pierwsza w jego krzewieniu była Wielka Brytania) jeden energetyczny organizm podzielono na kilka odcinków: inne firmy produkują, inne dostarczają, a inne sprzedają. Wszystko po to żeby nam, konsumentom było lepiej.
Czytaj też: Prąd z pomocą lekarza, psychologa, a nawet pranie, gotowanie i sprzątanie. Awangardowa oferta Energi
Kto jest producentem „naszego” prądu przeważnie nawet nie wiemy i nie ma to dla nas znaczenia. Kto nam go dostarcza za pośrednictwem infrastruktury oplatającej miasta i wsie – zwykle już wiemy, ale też nie mamy tu prawa wyboru. W zależności od tego gdzie mieszkamy prąd dostarczają nam: PGE, Tauron, Enea, Energa lub Innogy po liniach energetycznych i przyłączach do naszych domów.
Nie mogą one ustalać swobodnie stawek za dystrybucję, muszą je przedkładać do zatwierdzenia Urzędowi Regulacji Energetyki (najczęściej w grudniu, choć czasem próbują zmienić taryfy w połowie roku).
Już od 11 lat możemy natomiast zmienić sprzedawcę prądu. Zatem mogą istnieć firmy, które kupią gdzieś „paczkę” prądu (np. na giełdzie energii albo od jakiejś elektrowni) i nam go zaoferują, po drodze doliczając niewielką marżę. Firma-dystrybutor ma obowiązek przesłać ten prąd do nas.
Czytaj też: Energetyczne Centrum z cofniętą koncesją na handel gazem. Akwizytorzy firmy robili klientów w bambuko
Tam gdzie jest wolny rynek pojawia się konkurencja. Jak na każdym rynku – nie zawsze uczciwa. W pogoni za nowym klientem (w końcu w Polsce jest 15 mln indywidualnych odbiorców prądu) do akcji wkroczyły nie tylko rzetelne firmy handlujące prądem, ale też i takie, które chcą pozyskać klientów na skróty. Zamiast konkurować ofertą, takie gagatki uciekają się do forteli polegających na tym, że akwizytorzy podszywają się pod kogoś innego. Na przykład pod:
- pracowników fikcyjnego „Urzędu Energii”, którzy przyszli tylko poinformować o zmianach w umowie,
- pracowników firmy dystrybucyjnej, którzy proszą o podpisanie aneksu do umowy,
- pracowników „elektrowni”, którzy mają do przekazania ważny komunikat,
- sprzedawców, którzy fałszywie informują, że dotychczasowa firma kończy działalność,
- sprzedawców, którzy przekonują, że zmiana umowy wynika ze zmiany prawa.
Jeśli klient da się nabrać i podpisze kwity, to nieświadom niczego zmienia sprzedawcę energii na innego. Niekoniecznie tańszego. Nieuczciwy akwizytor zaś idzie do kasy po prowizję. Tym większą, im droższy prąd „wcisnął” nieuważnemu klientowi, który podpisał umowy nie czytając.
Podpisałeś, podpisałaś umowę poza siedzibą sprzedawcy prądu? Spokojnie, masz 14 dni na analizę i ewentualną rezygnację
Powtórzmy: nie każdy sprzedawca prądu jest zły. Może być uczciwy i mieć dobrą ofertę (głęboko wierzę, ze większość przedstawicieli firm sprzedających prąd tak właśnie pracuje). Ale wśród domokrążnych sprzedawców zdarzają się też oczywiście klasyczni wyłudzacze, oszuści i łowcy prowizji.
Z drugiej strony duże, renomowane firmy energetyczne też mogą stosować nieuczciwe triki, żeby odbić klienta konkurencji. Ich wysłannicy – w odróżnieniu od mniejszych, tzw. niezależnych firm – raczej nie pukają do drzwi, ale np. mogą zadzwonić i namówić klienta na zmianę sprzedawcy prądu. Kuszą np. tańszym prądem, ale z lojalką na długi okres i wysokimi opłatami handlowymi.
Niezależnie od tego czy oferent tańszego prądu przyjdzie do nas osobiście, czy też zadzwoni i niezależnie od tego czy jest przedstawicielem dużej firmy czy małej – warto być zawsze czujnym i poznać swoje prawa. Nie ma sensu zamykać się z góry na nowości (przeważnie prąd od firmy, która nam go dostarcza od 20 lat nie bywa najtańszy na rynku), ale warto umieć odróżnić dobrego sprzedawcę od naciągacza. I dobrą ofertę od ściemy.
Czujność musi być iście rewolucyjna. Spotkałem się z przypadkiem, w którym jeden z klientów nie był zainteresowany ofertą, ale i tak złożył podpis, bo akwizytor poprosił go o podpisanie listy obecności, którą mógłby pokazać kierownikowi na dowód odbycia spotkania. Potem się okazało, że klient podpisał się… na umowie.
Czytaj też: PGNiG pozazdrościł sprzedawcom prądu i kusi darmowym gazem. No, prawie. Gazek pod lupą
Czytaj też: Czy opłaca się wziąć nocną taryfę na prąd? Case study
Oczywiście wiemy, że każdy odpowiedzialny konsument trzy razy czyta to, co podpisuje. W praktyce często idziemy na skróty. Ale nawet jeśli podpisaliśmy się pod niechcianą umową, to nie jest jeszcze nie koniec świata. Takie decyzje są odwracalne. Jeśli zrobiliśmy to w domu, czyli poza siedzibą firmy, mamy 14 dni kalendarzowych na wypowiedzenie umowy bez ponoszenia żadnych kosztów.
Nie musimy nawet się tłumaczyć, dlaczego się rozmyśliliśmy. Jedyne co będziemy musieli zrobić, to pofatygować się na pocztę i wysłać list polecony. Wzór pisma z odstąpieniem od umowy można pobrać ze strony UOKiK.
Odstąpić można też telefonicznie i e-mailowo – gwarantuje nam to prawo konsumeckie. Jednak jeżeli zdecydujemy się wysłać pismo – wysyłajmy je najlepiej za potwierdzeniem odbioru, aby mieć pewność, że dotarło do celu i w przypadku nieuczciwych firm posiadać dowód rzeczowy, iż prawidłowo i w terminie odstąpiliśmy od umowy.
Po tym przydługim wstępie poznajmy podstawowe zasady, które pozwolą nam z jednej strony zweryfikować czy dana oferta jest dla nas dobra (różnice między cenami prądu u różnych sprzedawców są duże i sumują się do kilkuset złotych w skali roku w wartości rachunków), a z drugiej strony ustalić czy przedstawiająca nam ją osoba – czy to przez telefon czy osobiście – jest uczciwa.
Na co uważać gdy podpisujemy nową umowę?
- Na jej długość i kary za wcześniejsze zerwanie. Zwykle umowy zawierane są na 24 lub 36 miesięcy. Jeśli z jakiś powodów będziemy chcieli zrezygnować z usług nowego sprzedawcy, całkiem możliwe, że słono zapłacimy. W niektórych przypadkach kary umowne są wręcz zaporowe (to te najbardziej nieuczciwe, w których chodzi tylko o złowienie klienta), w innych sięgają kilkadziesiąt złotych za każdy miesiąc, który został do końca umowy.
- Stosowany okres rozliczeniowy. Możliwe, że nowy sprzedawca będzie chciał zmienić okres rozliczeniowy na krótszy, na przykład miesięczny. Będzie wtedy mówił o zaletach: że będziemy płacić tylko za faktycznie zużyty prąd, bez prognoz. I to się jak najbardziej zgadza. Wady? Takie rozliczenia są zwykle droższe. Jeśli aktualnie odczyt licznika jest raz na rok, albo dwa razy na rok, a przeskoczymy na comiesięczny, to zapłacimy więcej.
- Forma i czas wypowiedzenia umowy. Zazwyczaj obowiązuje jednakowy dla rynku standard, czyli pisemne wypowiedzenie. Warto jednak sprawdzić – podobnie jak w przypadku telefonii komórkowej – na jakie warunki przechodzi oferta po zakończeniu trwania umowy. Być może wtedy kończy się promocja, a cena skacze do wartości znacznie powyżej rynkowych. Gdy się zapomnimy i nie skorzystamy z nowej umowy, może upłynąć kilka miesięcy zanim zorientujemy się, że płacimy zawyżone rachunki.
- Terminy wypowiedzeń. Umowy miewają zapisy mówiące, że wypowiedzenie można złożyć nie wcześniej niż na miesiąc przed, ale z zachowaniem trzech miesięcy wypowiedzenia. Czyli: jeśli umowa kończy się w 31 grudnia, wypowiedzenie powinniśmy złożyć już we wrześniu. Ale uwaga: to jest praktyka niedozwolona. Pomimo takich zapisów każdy kosument ma prawo wypowiedzieć umowę z miesięcznym okresem wypowiedzenia ze skutkiem na koniec miesiąca następującego po miesiącu wpływu wypowiedzenia np. wypowiadamy umowę w lipcu, a jej zakończenie następuje w sierpniu.
Czytaj też: Oni odetną prąd car-sharingowi? Warszawę i kraj zaleją… skutery na minuty. Ja już jeździłem
- Umowa zwykła, czy kompleksowa. Dostarczanie prądu i jego sprzedaż to dwie zupełnie różne działalności. Ci, którzy nie zmienili sprzedawcy prądu, nawet tego nie są świadomi, bo dostają jeden rachunek. W praktyce powinny być to dwie faktury. Po zmianie sprzedawcy prądu będziemy otrzymywać dwa dokumenty, chyba że podpiszemy umowę kompleksową, czyli innymi słowy całościową. Zmieniamy sprzedawcę i to na jego barki zrzucamy pobieranie od nas opłat za dystrybucję, które on przekaże odpowiedniej firmie. Zalety? Mniej papierologii.
- Ceny energii to nie wszystko. Konsumenci powinni sobie wpoić, że koszty energii nie kończą się na stawce za kilowatogodzinę. W przypadku sprzedawców mamy jeszcze co miesięczną opłatę handlową, albo stawkę za ubezpieczenie assistance, jeśli takowe jest w ofercie (czasami koszt ubezpieczenia jest zaszyty w opłacie handlowej). Jeśli ktoś zużywa dużo prądu, czyli np. ponad 3000 kWh rocznie, to może nawet nie zauważyć wyższej opaty handlowej, bo stanowi ona niewielki ułamek jego rachunków. Ale jeśli nasz pobór prądu jest skromny, to niewiele zaoszczędzimy, jeśli będziemy mieć tańszą energię, ale wyższą opłatę handlową.
- Uwaga na limity. URE opisywał taki niebezpieczny wariant: samotny emeryt zużywa w swoim niedużym mieszkaniu 1200 kWh. Dostał ofertę, w której płaci mniej za zużycie energii, więc postanowił sobie pofolgować i kupił nowy grzejnik elektryczny, bo policzył, że rachunki nie powinny bardzo wzrosnąć. No i jest ugotowany, bo przez to, że zwiększył roczne zużycie, zapłaci większą stawkę za tzw. opłatę przejściową (to zaszłość z okresu przemian wolnorynkowych i wstępowania Polski do UE). W Warszawie dla odbiorców, którzy zużywają od 500 do 1200 kWh opłata ta wynosi 2,33 zł brutto. Powyżej 1200 kWh to już 8 zł miesięcznie.
Radzi nasz ekspert, Sylwia Walterska z Fortum (fiński sprzedawca prądu i gazu m.in. na polskim rynku)
Jak nie dać się „ubrać” w nieuczciwą umowę? Radzę od razu szukać zapisu mówiącego o tym co jest jej integralną częścią. Najłatwiej i najszybciej jest poprosić konsultanta o wskazanie punktu z taką informacją w umowie i następnie zweryfikować otrzymaną liczbę dokumentów. W większości przypadków szczegóły oferty – także te „wstydliwe”, o których sprzedawca niekoniecznie chciałby mówić – opisane są w Regulaminie Oferty. Tam są wskazane ceny (sprawdźmy czy są podane z podatkiem VAT). Warto zapytać jaka będzie końcowa cena energii, razem z opłatą za przesył i porównać z tym, co dziś płacimy. No i oczywiście warto zawsze zapytać o opłaty dodatkowe, np. handlowe.
Sprzedawca Fortum podczas spotkania z klientem ma obowiązek przestrzegać szeregu reguł. Musi się wyraźnie przedstawić, powiedzieć, że reprezentuje Fortum, wyjaśnić wszystkie wątpliwości, zostawić klientowi kopię umowy i załączników. Następnie dzwonimy do klienta i wszystko weryfikujemy. Jeśli klient nie ma świadomości, że podpisał umowę z Fortum, albo stwierdzi, ze jednak się rozmyślił – umowa nie jest zawarta. Sprzedawca ma więc interes w tym, by klient był dobrze poinformowany i żeby podjął decyzję świadomie i z namysłem.
—————————————————————————–
Partnerem porad dla czytelników „Subiektywnie o finansach” w sferze oszczędzania na domowych rachunkach jest fiński dostawca prądu i gazu Fortum, który oferuje m.in. prąd w stałym abonamencie (tutaj szczegóły, a tutaj nasze prześwietlenie tej oferty) oraz „Włącz prąd zawsze 20% taniej”, czyli taryfę z gwarancją ceny o 20% niższej od najtańszej na rynku (tutaj szczegóły, a tutaj nasze prześwietlenie tej oferty). Masz pytanie o domowe rachunki? Pisz na e-mail: ireneusz.sudak@subiektywnieofinansach.pl, skonsultujemy odpowiedź z ekspertem i damy znać albo opublikujemy odpowiedź na www.subiektywnieofinansach.pl