7 lipca 2025

Według danych MFW właśnie wkraczamy do grona 20 największych gospodarek świata. Co będziemy z tego mieli? I dlaczego nie chcą nas wpuścić do G20?

Według danych MFW właśnie wkraczamy do grona 20 największych gospodarek świata. Co będziemy z tego mieli? I dlaczego nie chcą nas wpuścić do G20?

Duma! Według danych Międzynarodowego Funduszu Walutowego nasza gospodarka właśnie wkroczyła do elitarnego grona 20 największych gospodarek świata. Na razie tylko do „grona”, a nie do „klubu”, bo formalnie w tej dwudziestce największych potęg, które spotykają się pod hasłem G20, nas jeszcze nie ma. Co będziemy z tego mieli? Czy to tylko sprawa prestiżu? Czy wejście do elity 20 największych gospodarek świata oznacza jakieś zmiany w naszych portfelach?

Jeśli spojrzymy na główną stronę portalu informacyjnego MFW, to najważniejszym newsem są tam prognozy wzrostu gospodarczego dla wszystkich krajów pokazane na wspólnej mapce. W naszym regionie wyróżnia się pozytywnie – na ciemnozielono – tylko jeden kraj. To Polska. Nasz prognozowany poziom wzrostu na ten rok 3,2% jest nie do osiągnięcia dla większości innych krajów, w tym naszych bezpośrednich sąsiadów. To, co dla innych gospodarek jest nieziszczalnym marzeniem, dla naszego kraju jest właściwie od długiego czasu standardową dynamiką rozwoju.

Zobacz również:

W latach 1995–2025 polska gospodarka rozwijała się w średnim rocznym tempie aż… 3,94% rocznie. To ten systematyczny i szybki marsz w górę zapewnił nam wysoką obecną pozycję jednej z największych gospodarek. (Nie)oczekiwanie staliśmy się właśnie 20. największym organizmem ekonomicznym globu. Czy Polska zostanie formalnie włączona do światowej dwudziestki, czyli do elitarnej grupy G-20? Czy czekają nas na tej drodze jakieś przeszkody? Co nam da taki awans? Czy urosną nasze portfele? Zapraszam do przeczytania.

Czytaj też: Niemieckie firmy utrudnią polskie plany wielkiego skoku inwestycji? Analitycy zza Odry zapowiadają wielkie „ssanie” na pracowników z Polski

Polska 20. gospodarką świata. Pokonaliśmy Szwajcarię, ale czy na długo?

Na razie zajęliśmy 20. miejsce wśród największych gospodarek świata w… prognozach na 2025 r. Pokazuje to poniższa grafika firmy Statista, w której uszeregowanych zostało 20 krajów o największej wartości PKB w 2025 r. Liderami są oczywiście USA i Chiny. Widać też, że azjatyckie potęgi depczą po piętach potężnym – jeszcze nie tak dawno – gospodarkom europejskim. Jest pewnie kwestią krótkiego czasu, kiedy Indie wyprzedzą gospodarkę niemiecką, tak jak rok wcześniej wyprzedziły japońską. Za kilka lat na podium nie będzie więc nikogo z Europy.

Dane o PKB podawane są w miliardach dolarów amerykańskich. Przy słabnącym dolarze wielkość naszego PKB podawana w tej walucie jest oczywiście relatywnie większa niż przy mocniejszym dolarze jeszcze sprzed 2-3 lat. Ale ta zasada dotyczy w podobnym wymiarze większości pozostałych krajów. Dolar osłabił się również wobec euro, co powinno podnieść pozycję Niemiec w rankingu. Pomogło, ale równocześnie negatywnie oddziałał inny czynnik – ujemny wzrost PKB za Odrą. Ma to się jednak poprawić w związku z ogromnym pakietem fiskalnym wdrażanym przez Berlin. Pisałem o tym tu.

Zdobyta przez Polskę pozycja nie oznacza, że możemy spać spokojnie, jeśli chcemy być na dłużej 20. największą gospodarką świata. Po piętach depcze nam Szwajcaria, nasz najgroźniejszy i jedyny rywal o to samo miejsce. Szwajcaria jest krajem mniejszym niż Polska, ale ma niezwykle zaawansowaną gospodarkę, która wciąż dosyć przyzwoicie, jak na tak dojrzały organizm, rośnie (w tempie ok. 1% rocznie). Również Szwajcaria korzysta w rankingu na tym, że dolar mocno osłabił się w relacji do franka, który tradycyjnie jest jedną z najsilniejszych walut świata, jedną z bezpiecznych przystani dla inwestorów.

Szwajcaria nie może jednak liczyć na to, że jej PKB urośnie tylko w wyniku jakiegoś silniejszego wzrostu inflacji, co jest stałym czynnikiem wzrostu nominalnego PKB w Polsce, zwłaszcza w ostatnich latach. Inflacja w naszym kraju jest zazwyczaj dużo wyższa niż w Szwajcarii. Niedawno ten alpejski kraj wszedł wręcz w okres deflacji, czyli spadku cen, podczas kiedy w Polsce zanotowaliśmy inflację na poziomie 4%.

Szwajcarska gospodarka nie musi nadrabiać zapóźnień i zaległości rozwojowych jak Polska. Szwajcaria nie korzysta też ze szczodrych funduszy europejskich, wsparcia instytucji finansowych, relatywnie mało się zadłuża. Jej PKB nie jest więc wzmacniany bezpłatnym kapitałem z zewnątrz, co Polsce systematycznie dodaje trochę punktów do dynamiki wzrostu. Nasi konkurencji mogą liczyć tylko na siebie, na atrakcyjność swojej gospodarki, siłę przyciągania kapitału i popyt z zagranicy na swoje wysokiej jakości i zaawansowane technologicznie towary i usługi.

Przewagi Szwajcarii są bardzo duże – np. jeden z najwyższych na świecie wskaźników dochodu per capita. Na razie nasze gospodarki mają zbliżona wartość, więc dopiero kolejne lata pokażą tak naprawdę, czy potrafimy utrzymać zdobyte miejsce. W ostatnich latach Szwajcaria nas wyprzedzała, i to ona zamykała światową dwudziestkę, co pokazuje tabelka z szacunkami wartości PKB (wartości w dolarach). Trzy kolumny to odpowiednio szacunki MFW, Banku Światowego i ONZ.

O gospodarce szwajcarskiej pisałem ostatnio tu: Deflacja w Szwajcarii. My się użeramy z wysoką inflacją, a oni mają pieniądz zyskujący na wartości! Frank: idealna inwestycja i… kłopot dla Szwajcarów?

Investopedia wciąż woli Szwajcarię

Nie do wszystkich przebił się news o tym, że to Polska dzierży teraz zaszczytne miano 20. największej gospodarki świata. Np. platforma Investopedia wciąż jako 20. podaje gospodarkę szwajcarską. Polski nominalny PKB w bieżących dolarach amerykańskich został oszacowany na 915,45 mld dolarów, a PKB skorygowany o PPP (parytet siły nabywczej w bieżących dolarach międzynarodowych) na 1,99 bln dolarów. Investopedia szacuje nasz wzrost PKB w tym roku na 3,5%. Nasz nominalny PKB na mieszkańca w bieżących dolarach amerykańskich to 25 040 dolarów. Co jeszcze?

„Polska jest 21. co do wielkości gospodarką na świecie. Ciężki przemysł, w tym produkcja żelaza i stali, produkcja maszyn, budownictwo okrętowe i wydobycie węgla, stanowią ważną część gospodarki Polski”.

Oprócz tych atutów, które – przyznajmy – z punktu widzenia nowoczesnej gospodarki nie powinny być najważniejszym składnikiem wzrostu gospodarczego, bo należą raczej do epoki przemysłowej połowy XX w., są i ryzyka. Na plus można zaliczyć jeszcze „przyjazny biznesowi klimat i rozsądną politykę makroekonomiczną, co pozwoliło Polsce być jedynym krajem UE, który uniknął recesji w następstwie kryzysu finansowego z 2008 r.”. Jednak „nieefektywne struktury prawne i regulacyjne oraz starzejące się społeczeństwo” to wyzwania dla dalszego wzrostu gospodarczego Polski w przyszłości.

A co widzimy po stronie naszego konkurenta do 20. pozycji? Nominalny PKB w bieżących dolarach amerykańskich to aż 999,60 mld dolarów. PKB skorygowany o PPP w bieżących dolarach międzynarodowych to 878,17 mld dolarów. Zdecydowanie niższa niż dla Polski jest prognoza wzrostu PKB na ten rok, to zaledwie 1,3%. Nominalny PKB na mieszkańca w bieżących dolarach amerykańskich to 111 720 dolarów, czyli ponad czterokrotnie więcej niż w Polsce.

„Szwajcaria jest 20. co do wielkości gospodarką na świecie. Ma duży sektor usług, w tym usługi finansowe oraz sektor produkcji high-tech obsługiwany przez wysoko wykwalifikowaną siłę roboczą. Wysokiej jakości instytucje prawne, polityczne i gospodarcze oraz solidna infrastruktura tworzą podwaliny pod wydajną gospodarkę z jednym z najwyższych PKB na mieszkańca na świecie”.

Obraz tych dwóch krajów jest zdecydowanie odmienny. Można jednak powiedzieć, że skoro Szwajcaria ma już niemal wszystko, to jej potencjał rozwojowy w kolejnych latach może być słabszy niż potencjał wciąż nadrabiającej zaległości Polski. Szwajcaria z łatwością zachowa swój gigantyczny poziom zamożności, ale będzie się posuwać raczej w żółwim tempie, jeśli chodzi o dalszy wzrost. To sprzyjałoby Polsce.

Czy Polska ma się czego obawiać, jeśli chodzi o konkurencję ze Szwajcarią? Na razie wielkości gospodarek są zbliżone, ale Polska ma zdecydowaną przewagę, w związku ze swoim wyższym tempem rozwoju, który według prognoz powinien pozostać stabilny w kolejnych latach. Żeby Szwajcaria zdecydowanie przegoniła Polskę, musiałaby włączyć jakiś drugi bieg w swoim rozwoju, a na to się nie zanosi. Polska powinna powiększać więc swoją przewagę, jeśli chodzi o wielkość PKB.

Czy oznacza to jednocześnie nadrabianie przez Polskę zaległości w innych wskaźnikach, w których Szwajcaria jest lepsza i lepsza pozostanie przez jeszcze wiele, wiele lat? Z tym będzie nam trudniej. Szwajcarzy pozostaną społeczeństwem o znacznie wyższym poziomie życia niż Polacy, choć nasza siła nabywcza rośnie, co oznacza zmniejszanie dystansu do najbogatszych.

Średnie zarobki w Szwajcarii w tym roku to ok. 7000 franków, przy czym wzrost wynagrodzeń jest tu bardzo nieznaczny z uwagi na bardzo niską inflację, a ostatnio nawet deflację. W przeliczeniu na naszą walutę to niemal 32 000 zł miesięcznie brutto. Nominalnie to ok. 3,5 razy więcej niż przeciętne wynagrodzenie w Polsce. To bardzo duża różnica, ale też zarobki w Szwajcarii należą do najwyższych na świecie. Natomiast różnica w poziomie życia jest znacznie mniejsza, niż wynikałoby to z różnicy w zarobkach.

W bardziej porównywalnym wskaźniku, PKB per capita liczonym w parytecie siły nabywczej, różnica między dwoma krajami jest więc już mniejsza, ale wciąż jest spora, niemal dwukrotna. Według danych MFW w Polsce jest to obecnie 55 200 dolarów, a w Szwajcarii to aż 97 600 dolarów. Ta mniejsza różnica niż w przypadku nominalnych wynagrodzeń wynika z tego, że ceny w Szwajcarii należą do najwyższych na świecie. Możliwości konsumpcyjne Szwajcarów są oczywiście większe niż Polaków, ale nie aż tak, jakby to wynikało z nominalnego poziomu zarobków.

Czytaj też: Epickie! Polacy w Wielkiej Brytanii zaczęli właśnie zarabiać… więcej niż rodowici Brytyjczycy! Jak to możliwe, jak to się robi? Co potrafią Polacy w UK?

Rośniemy wśród krajów świata, czy urosną nasze portfele?

Sporo można by się rozpisywać na temat tego, czemu zawdzięczamy naszą coraz lepszą pozycję gospodarczą. Na pewno nieprzerwanemu i systematycznemu wzrostowi gospodarczemu przez ostatnie ponad 30 lat. Pewnie na początku trzeba by wspomnieć o reformach gospodarczych z przełomu lat 80. i 90. XX w., kiedy Polska przechodziła od gospodarki socjalistycznej do gospodarki kapitalistycznej. Niektóre reformy były bolesne dla części Polaków. To była długa droga, szczęśliwie widzimy coraz mniej jej ujemnych skutków, bo takie też były, zwłaszcza na poziomie społecznym.

Ale jeśli już jesteśmy w zupełnie innym miejscu po 35 latach od rozpoczęcia transformacji naszej gospodarki, to warto spytać, co może nam dać jako krajowi i jako obywatelom taka czysto statystyczna sprawa jak osiągnięcie 20. miejsca w rankingu największych gospodarek wśród ogólnej liczby uznawanych na świecie 195 państw. Dla naszego kraju to pewnie dobra okazja marketingowa do prezentowania się na zewnątrz jako jedna z największych i najstabilniejszych gospodarek.

To może się przydawać zwłaszcza wtedy, gdy chcemy zachęcić zagranicznych inwestorów do zainwestowania dużych pieniędzy w naszym kraju. I chodzi zarówno o potencjalne inwestycje produkcyjne czy logistyczne, jak i np. o rozwój badań naukowych i nowych technologii. Dla Ministerstwa Finansów pozycja 20. największej gospodarki na pewno może być atutem przy oferowaniu zagranicznym inwestorom finansowym zakupu polskich obligacji przy niższych rentownościach. Może w średnim okresie jest możliwy spadek kosztów obsługi naszego długu?

Na razie jednak rentowności naszego długu publicznego trzymają się mocno dosyć wysokiego poziomu i nie chcą słyszeć o spadku tylko dlatego, że Polska gospodarka jako całość urosła. Jeśli porównamy ten nasz wskaźnik z analogicznym poziomem długu Szwajcarii, to zobaczymy, że – tak jak w wielu innych parametrach – czeka nas jeszcze długa droga, żeby nadgonić Helwetów. A zapewne w wielu wskaźnikach nigdy nie osiągniemy ich poziomu. Ten nieprzytomnie bogaty kraj notuje obecnie rentowność 10-letnich obligacji na poziomie poniżej 0,4%… Polska płaci za obligacje ok. 5,4% rocznie.

Wyższa pozycja w rankingach nie jest na pewno cudownym sposobem na wzrost zamożności i pomyślności narodowej. Jest raczej odwrotnie. To mozolny trud wszystkich obywateli i firm składa się na wyższą pozycję, np. w takim rankingu jak lista największych gospodarek świata. Ale jeśli już jakiś kraj osiągnie taką lepszą pozycję, to warto to podkreślać. Duża gospodarka, która rośnie stabilnie i bez gwałtownych wewnętrznych załamań to dla inwestorów ze świata ważny sygnał, że kraj jest przewidywalny i można lokować w nim pieniądz bez dużego ryzyka ich utraty.

Ta coraz lepsza opinia o gospodarce z czasem przekłada się też na opinię, że kraj jest w mniejszym stopniu narażony na potencjalne poważne kryzysy finansowe, a to w jeszcze większym stopniu działa na korzyść silniejszego wzrostu. Stabilny jest rynek pracy, niższa stopa bezrobocia, a dochody obywateli i firm są przewidywalne i stale rosną. Takie warunki powinny sprzyjać lepszemu dostępowi kraju do kapitału z zewnątrz, a akurat Polsce – z powodu wciąż niskiej stopy oszczędności krajowych – taki kapitał z zewnątrz bardzo jest wciąż potrzebny do realizowania wielu inwestycji.

Kolejne inwestycje infrastrukturalne, energetyczne, w sektorach produkcyjnych czy usługowych tworzą z kolei nowe miejsca pracy, wpływają na wzrost wynagrodzeń i możliwości konsumpcyjnych. Jeśli obywatele i firmy mają więcej pieniędzy, gospodarka ma kolejny powód, żeby rosnąć. Taki impuls finansowy zawsze sprzyja powiększaniu potencjału PKB. Efektem tego mechanizmu jest na jakimś etapie rozwoju tańszy kredyt dla firm i obywateli, bo ryzyko inwestycji finansowych w takim obszarze gospodarczym maleje.

Jeśli w Polsce wciąż narzekamy – i osoby indywidualne, i firmy – na zbyt drogi koszt pożyczek i kredytów, to przy rosnącej stabilnie gospodarce z czasem powinien on się trwale obniżyć. Oczywiście są dużo mniejsze od nas kraje, w których banki i instytucje finansowe oferują niższe oprocentowanie długu, ale w naszym przypadku, kraju z niedługą historią gospodarki rynkowej, wielkość gospodarki powinna mieć większe znaczenie. Tą wielkością możemy zneutralizować niektóre nasze słabości jak np. wskazywane przez Investopedię niedostatki w zakresie regulacji prawnych czy kłopoty z demografią.

Koszty kredytu spadłyby, gdyby nasz kraj wszedł do unii walutowej i przyjął wspólną walutę euro. To się jednak w najbliższym czasie nie stanie, bo nie ma na to zgody banku centralnego ani większości polityków w Polsce. W zamian za to, przy stabilnej i rosnącej gospodarce nasza własna waluta powinna się umacniać. Pozycja złotego powinna rosnąć, co może dać nam korzyści w postaci tańszego importu, np. paliw i wielu surowców potrzebnych do rozwoju gospodarki.

Nie mamy szans na to, żeby nasz złoty stał się jedną z ważniejszych walut globu, jak to ma miejsce w przypadku franka szwajcarskiego – do tego nigdy nie dojdzie. Jednak możemy powalczyć o to, żeby złoty był stabilną, przewidywalną i poważaną walutą, jak np. waluty krajów skandynawskich, które nie przyjęły euro, a mimo to cieszą się bardzo dobrą opinią na rynkach. Duża gospodarka na pewno wzmacnia walutę, dzięki temu my wszyscy, którzy zarabiamy w złotym, możemy mieć w kieszeni „cenniejsze” pieniądze. To ważne w okresie wakacji!

Czytaj też: Spieszmy się jechać do Bułgarii, zanim lewy zostaną tam zastąpione przez euro. Za rok może być drożej? Co Bułgaria zyska na wejściu do strefy euro?

Polska 20. gospodarką świata. Czy wejdziemy do G-20?

No i na koniec – bycie 20. największą gospodarką świata to dużo większa siła przetargowa całego kraju. Nawet jeśli nie od razu zostaniemy formalnie członkiem Grupy G-20 największych potęg świata – a może jeszcze bardzo długo to się nie stanie, mimo skali naszej gospodarki, bo na udział w tej grupie wpływ mają też czynniki związane z proporcjonalną reprezentacją kontynentów i regionów świata – to nasza siła argumentacji może być coraz większa, a nasz głos może lepiej przebijać się w międzynarodowych dyskusjach i ostatecznie, może ważyć w ważnych decyzjach w skali świat czy Europy.

Formalnie do grupy 20 największych gospodarek należy 19 krajów i jako 20. uczestnik – Unia Europejska jako całość. Ta dziewiętnastka to Arabia Saudyjska, Argentyna, Australia, Brazylia, Chiny, Francja, Indie, Indonezja, Japonia, Kanada, Korea Południowa, Meksyk, Niemcy, Rosja, Republika Południowej Afryki (RPA), Turcja, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania, Włochy. Naszego rywala w rankingu Szwajcarii również tu nie ma. Grupa rządzi się swoim prawami geopolitycznymi, nie zawsze siłą gospodarki. Ale ta siła nie jest bez znaczenia, nawet poza G-20.

Coraz silniejsi możemy np. lepiej negocjować warunki handlowe czy mieć wpływ na regulacje prawne w skali świata, tak jak mają więksi od nas. Nie staniemy się nigdy Stanami Zjednoczonymi, ale w naszej regionalnej skali rosnąca wciąż gospodarka to coraz większa siła przekonywania do naszych opinii czy interesów. Z czasem powinno się to przekładać na korzyści na poziomie naszych firm czy nawet na nasze osobiste finanse. O ile bycie 20. gospodarką nie przekłada się może automatycznie na poprawę naszej zamożności, o tyle pośrednio jako kraj możemy na tym coraz więcej korzystać.

To może być ważne np. w czasie, kiedy kraje europejskie walczą o inwestycje zbrojeniowe na swoim obszarze. Polska powinna być rzecznikiem swoich interesów w tym zakresie, bo to również wzmocni stabilność kraju i gospodarki. O tym pisze Jakub Samcik tu: Szczyt NATO zdecydował: aż 5% PKB na zbrojenia. Jaką więc rolę w długoterminowym portfelu inwestycji powinna stanowić „zbrojeniówka”?

Na temat wpływu zbrojeń na gospodarkę warto przeczytać zapis podcastu nagranego przez „Subiektywnie o Finansach” we współpracy z ośrodkiem naukowym GRAPE: Produkować armaty czy masło? Jak wydatki na zbrojenia wpłyną na nasze portfele? Czy możemy się spodziewać gospodarczego boomu? A całej rozmowy w wersji audio można odsłuchać na naszym kanale podcastowym.

Czytaj też: Europa ogłosiła, że wyda 800 mld euro na zbrojenia. Czy jeszcze nie za późno, by zainwestować w sektor obronny? Co kupić, by zarobić na zbrojeniowej hossie?

Czytaj też: Kto będzie rządził Polską przez kolejne lata? Niezależnie od tego, kto weźmie władzę, będzie musiał rozwiązać ten poważny problem finansowy

Źródło zdjęcia: Jakub Żerdzicki/Unsplash

Subscribe
Powiadom o
11 komentarzy
Oldest
Newest Most Voted
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze
Mateusz
3 miesięcy temu

Przypominam, że nad III RP latają już sępy.

Stef
3 miesięcy temu

Ciężko sie zgodzić, ze im kraj wyżej na liście tym mniejsza szansa na kryzys. Może być kraj uzależniony od jednego źródła dochodu (ropa). Może być kraj uzależniony od eksportu albo miec problemy z populacją. Może być taki co sie dy amicznke rozwijał ale dzięki niskim podatkom i jak je pod kisiel to będzie kryzys.

Japonia i Chiny są wysoko na liście nigdy nie bylo tam kryzysu? Arabia Saudyjska? Co sie działo jak spadły ceny ropy? A w USA nie było kryzysu?

RafałX
3 miesięcy temu
Reply to  Stef

Argentyna ponad 100lat temu była bogatsza niż większość krajów europejskich. W między czasie zbankrutowala chyba z 5-6 razy.

Aleks
3 miesięcy temu

Szwajcaria to pralnia brudnych pieniędzy od lat – dlatego jest tak bogata mimo ze ma 8 mln mieszkańców…no i od czasów reformacji nie było przecież tam wojny A przypomnę że przez Polskę przeszedł Napoleon przeszedł trzy razy Front w czasie I Wojny Światowej i dwa razy front w czasie II wojny światowej

Mateusz
3 miesięcy temu

ale już w liczbie o połowie mniejszej, z migrantami którzy pomogą nam wejść może nawet do G7

Mirek
3 miesięcy temu
Reply to  Aleks

Polskie pier..lenie

Jacus
3 miesięcy temu

Jesteśmy w 15% najbogatszych i do tego najbezpieczniejszych państw świata. W dodatku w sojuszu ekonomicznym tworzącym jedną z 3 największych gospodarek świata oraz najmocniejszym sojuszu militarnym. Ale klikają sie najlepiej złe wiadomości, ludzie są tak nakręceni negatywnie że nie doceniają tego co mamy. A stracić to wcale nie jest tak trudno.

Admin
3 miesięcy temu
Reply to  Jacus

Tak, słusznie. Trzeba to na każdym kroku podkreślać.

Aleks
3 miesięcy temu
Reply to  Jacus

Ludzie nie zdaja sobie sprawy jak wygladala Polska przed II wojna swiatowa – ta biede, ten syf mozna porownac do prowincji w krajach afrykanskich: masa dzieci, analfabetyzm = slaba oswiata, slaba sluzba zdrowia, itd…W PRL-u juz bylo lepiej, ale nie tak jak na Zachodzie… co ma zwiazek rowniez ze zniszczeniami wojennymi. Obecnie mentalnosc prowincji przypomina scenariusz filmu pt.”Konopielka”.

RafałX
3 miesięcy temu
Reply to  Jacus

Niewątpliwie przez 35lat Polska zrobiła wielki skok i jak ktoś jeździ trochę po świecie to widzi. Wiadomo lubimy narzekać, wiadomo nie wszystko jest super to taka nasza narodowa przywara.

Subiektywny newsletter

Bądźmy w kontakcie! Zapisz się na newsletter, a raz na jakiś czas wyślę ci powiadomienie o najważniejszych tematach dla twojego portfela. Otrzymasz też zestaw pożytecznych e-booków. Dla subskrybentów newslettera przygotowuję też specjalne wydarzenia (np. webinaria) oraz rankingi. Nie pożałujesz!

Kontrast

Rozmiar tekstu