Pan Grzegorz napisał do nas, że znalazł promocję konta oszczędnościowego z oprocentowaniem 2,7% i to do 100.00 zł włącznie! Ale gdy promocja się skończyła i czytelnik chciał wycofać kasę, to pojawiły się kłopoty. Bo to był depozyt „dziecięcy”
Historia pana Grzegorza zaczyna się od chęci chronienia pieniędzy przed rosnącą inflacją. Nasz czytelnik jest klientem Banku Millennium, ale i tatą. Więc oprócz swojego, „dorosłego” konta założył synowi w Banku Millennium „Konto 360 Junior”. I ten fakt nie jest bez znaczenia w całej historii.
- Słońce tego lata daje popalić. I zaoszczędzić kasę. Ile prądu ze słońca da się wykorzystać na własne potrzeby dzięki panelom? Sprawdziłem, policzyłem
- Dla niezbyt doświadczonych inwestorów najbezpieczniejszą strategią są zakupy w częściach. Dotyczy to akcji, obligacji i… złota też. Zwłaszcza teraz. Jak robić to wygodnie?
- Comiesięczne rachunki (po)może płacić aplikacja mobilna. Wszystkie faktury w jednym miejscu, powiadomienia, przypomnienia i płatności w telefonie?
W ramach tego konta Junior można otworzyć konto oszczędnościowe Profit. Hitem jest tu oprocentowanie – dla nowych środków wynosi 2,7% w skali roku i to do 100.000 zł włącznie. Na tle konkurencji to oferta godna uwagi. Jest tylko jeden mały „kruczek” – promocyjne oprocentowanie trwa przez 92 dni. Potem (w widełkach 50.000-100.000 zł) oprocentowanie spada do 0,7%. Czyli do takiego samego mizernego poziomu, co wszędzie.
Pan Grzegorz chciał być jak junior. I nadział się na pułapkę
Pan Grzegorz chciał być sprytny i wpłacić – w imieniu syna, ma się rozumieć – na to konto oszczędnościowe swoje pieniądze, by choć przez te 92 dni dobrze na tym zarabiać. Ale wszystko co dobre, szybko się kończy. Skończyła się też promocja, więc pan Grzegorz chciał zabrać swoje „zabawki” z konta dziecka i być może przerzucić je do drugiego banku, gdzie też jest promocja dla nowych środków. Ale odbił się od ściany.
„Okazuje się, że wycofanie tych środków jest możliwe tylko do kwoty tzw. zarządu zwykłego czyli nieco ponad 5000 zł miesięcznie. O losie większych kwot musi zdecydować sąd rodzinny. Moim zdaniem w ten sposób rodzice wpadają w pułapkę, a bank – po zakończeniu okresu promocyjnego – korzysta z nisko oprocentowanych środków klientów, którzy mają związane ręce. Komu chce się biegać po sądach, żeby wycofać pieniądze z konta?”
– pisze czytelnik. I dodaje, że banki to instytucje zaufania publicznego i „oczekuje się od nich czegoś więcej, niż tylko suchych, zdawkowych informacji i odsyłania w umowie do regulaminu, a w regulaminie do stawek publikowanych przez prezesa GUS”. Krótko pisząc: pan Grzegorz ma pretensję o to, że Bank Millennium nie uprzedził go, iż wpłacić pieniądze na konto juniora jest łatwo, ale wypłacić – już niekoniecznie.
O co chodzi z tym „zwykłym zarządem”, który ogranicza możliwość wypłaty pieniędzy z konta juniorskiego do 5000 zł miesięcznie? Zarząd zwykły to pojęcie, które funkcjonuje w kodeksie cywilnym – ma chronić dzieci przed zachłannymi rodzicami, którzy chcieliby wypłacić np. dużą sumkę, którą odziedziczyło – dajmy na to, po zmarłej babci – dziecko. Żeby się dobrać do większych kwot, trzeba uzyskac zgodę sądu. Koszt postępowania sądowego to 40 zł, a we wniosku do sądu trzeba się wytłumaczyć, na co chcemy przeznaczyć pieniądze.
Pieniądze, można wypłacić, ale sąd zgodzi się na to wtedy, gdy będą przeznaczone na cele związane z dobrem dzieci – np. obóz językowy, sfinansowanie prywatnej szkoły itp. Zarząd zwykły to wartość równowartość średniej pensji.
Właśnie dlatego często produkty finansowe dedykowane dzieciom mają świetne warunki na zachętę, ale tylko do ograniczonej kwoty – np. 2.500 zł. Chodzi właśnie po to by, by zniechęcić rodziców do „jazdy na gapę” i deponowania na rachunku dziecka znacznie większych kwot.
Ale w Banku Millennium tego ograniczenia nie było. A pan Grzegorz był przekonany, że jest sprytny i że „oszukał system”. Albo po prostu nie wpadł na to, że dla banku ma znaczenie czy 2,7% w skali roku płaci przez 92 dni dziecku czy jego rodzicowi. To w końcu i tak krótki czas. Jest i trzeci scenariusz: że pan Grzegorz chciał ufundować swojej latorośli dobry start w dorosłość i wpłacił pieniądze jako „zarządzający aktywami” swojego syna.
Czytaj też: Lokata w tym banku bywa jak bilet w jedną stronę. Zakładasz ją przez internet, ale gdy przychodzi do zwrotu pieniędzy…
Czytaj też: Masz w piwnicy nieużywany wózek dziecięcy? Albo łóżeczko? Możesz na nim zarabiać. „AirBnB do obsługi dzieci”
Czytaj też: W tych bankach nie trzeba mieć konta, żeby założyć niezłą lokatę. Kto płaci najwięcej? Policzyliśmy!
Co bank to obyczaj? Nie powiedziałbym
Nie po to banki tworzą produkty dla dzieci, żeby rodzice wykorzystywali promocje dla swoich, „dorosłych” celów. Sprawdziłem na stronie banku, że „nota prawna” na temat ograniczeń w dysponowaniu środkami jest umieszczona w widocznym miejscu (oprócz tego zaszyta jest w kilkudziesięciostronicowym regulaminie, do którego zapewne zajrzy jeden klient na stu).
Jak jest w innych dużych bankach w przypadku dobrze oprocentowanych kont juniorskich? Różnie. Zerknąłem w regulaminy PKO BP, ING i Pekao i czytam tam, że w przypadku większych sum (ponad zarząd zwykły) opiekun musi mieć zgodę sądu opiekuńczego na transakcje (w tym oczywiście na wycofanie pieniędzy z depozytu).
Za to w mBanku i w Santanderze nie ma mowy o zgodach żadnego sądu. Osoby małoletnie mogą dysponować swoimi środkami, o ile nie sprzeciwi się na piśmie opiekun. Ale może to dla autorów regulaminu kwestia „zarządu zwykłego” jest tak oczywista, że bank przerzuca tę kwestię na rozwiązania ustawowe? A może rodzic może wpłacać i wypłacać każdą sumę należącą do dziecka.
źródło zdjęcia: PixaBay