Reaktor atomowy w każdej gminie? Orlen wchodzi w nowy biznes: chce, razem ze spółką rajdowca i biznesmena Michała Sołowowa, budować kompaktowe reaktory atomowe. „Małe reaktory to lepszy pomysł niż jedna wielka elektrownia za dziesiątki miliardów złotych” – mówią jedni eksperci. „Energetyka atomowa w Polsce to sen wariata” – odpowiadają drudzy. Ile Orlen – a my razem z nim – zapłaci za sprawdzenie jak jest naprawdę?
„Małe jest piękne” – czy ta maksyma sprawdza się w przypadku reaktorów atomowych? Orlen poinformował, że podpisał umowę w sprawie „rozwoju i wdrożenia” technologii jądrowych ze spółką Synthos, która należy do Michała Sołowowa. Chodzi o budowę niewielkich, kompaktowych reaktorów atomowych. Gdzie powstaną? Po co? Ile to będzie kosztować? I czy ich budowa w Polsce będzie w ogóle możliwa? Sprawdzam!
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Reaktory atomowe jak meble z IKEA – do samodzielnego montażu? Czy to się może udać?
Polska w sprawie energii atomowej stoi w rozkroku. Rząd w oficjalnych dokumentach przewiduje atom jako źródło energii w Polsce. Wiadomo, że duża elektrownia atomowa, która zaspokoiłaby kilka-kilkanaście procent zapotrzebowania Polski na prąd ma powstać nad morzem, w gminie Choczewo do 2035 r. Budować ma je państwo, które odkupiło udziały w atomowej spółce od firm energetycznych. Budowa składającej się z dwóch bloków po 1,4 GW elektrowni to rachunek rzędu 30-40 mld zł. W rzeczywistości pewnie więcej.
Ostatecznej decyzji o budowie jednak brak. Problemów jest bez liku, zaczynając od tego, że w Polsce więcej jest przeciwników (45%) niż zwolenników (39%) budowy elektrowni atomowej, a kończąc na braku know-how oraz przekonania, że inwestycja się zwróci.
Ale teraz coś się rusza. Nasz narodowy czempion PKN Orlen ogłosił, że wchodzi w nową, atomową gałąź działalności. Ma już gazety, sklepy spożywcze, kioski Ruchu, firmę produkującą i sprzedającą prąd (Energa), chce stawiać paczkomaty. A teraz wchodzi w alians ze spółką Synthos w sprawie budowy kompaktowych (małych, prostych w budowie) reaktorów atomowych zwanych MMR lub SMR (micro lub small modular reactors). O co tu chodzi? Orlen tłumaczy:
„Małe reaktory atomowe osiągają całkowitą moc do ok. 300 MW (duży blok tradycyjnej elektrowni ma moc nawet 15oo MW), są wytwarzane seryjnie i dostarczane w całości na miejsce eksploatacji. Pozwala to wykorzystać efekt ekonomiczny skali produkcji seryjnej oraz uzyskać relatywnie krótki czas budowy. W zależności od potrzeb można tworzyć małe i większe kompleksy energetyczne. Małe reaktory mogą występować pojedynczo lub w grupie kilku modułów oddawanych sukcesywnie do eksploatacji, przez co cała inwestycja jest łatwiejsza do sfinansowania”
Czyli ma to być coś takiego jak domy z prefabrykatów – reaktor atomowy z osprzętem, obudową i innymi elementami byłby budowany w fabryce, po czym transportowany i montowany, trochę jak meble z IKEA.
Synthos ubiegł Orlen w atomowej wizji
Po co to Orlenowi? Bo firma, która teraz głównie przetwarza ropę naftową (w dodatku rosyjską), czuje na plecach oddech europejskiego Zielonego Ładu, czyli wyznaczony na 2050 r. cel neutralności emisyjnej. I musi się zmieniać. Atom, oprócz farm wiatrowych na Bałtyku, to nowy, energetyczny element jego strategii.
A po co Orlenowi Synthos? On już w 2019 r. podpisał list intencyjny z amerykańską firmą General Electric Hitachi Nuclear Energy na budowę „małych reaktorów atomowych” o nazwie BWRX-300. Z listu intencyjnego z wynika, że pierwszy mały reaktor atomowy w Polsce ma powstać za 10 lat, a budowa będzie kosztować 1 mld dolarów, czyli 3,8 mld zł. Elektrownia ma mieć moc 300 MW (dla porównania: samej fotowoltaiki mamy 4800 MW, więc jest to wartość niezauważalna).
Ale gdyby takich reaktorów było 10? 15? 100? Robi się ciekawie. Są spekulacje, które mówią, że pierwszy reaktor ma powstać w Oświęcimiu. Na razie amerykańska firma nie wyprodukowała ani jednego egzemplarza reaktora, od roku trwa proces atestowania, a w Polsce nie ma nawet przepisów, które by sankcjonowały prywatne atomowe inwestycje.
Przy założeniu, że projekt by się udał i powstałoby 10 reaktorów, projekt byłby wart już ok. 40 mld zł. Mielibyśmy z tego 3 GW mocy, ale rozproszonej w różnych rejonach Polski. To ma sens. I zapewne właśnie to sprawiło, że Synthos przyjął uścisk dłoni prezesa Obajtka. Orlen ma możliwość pozyskania wielomiliardowego kapitału na koprodukcję nie jednego, lecz kilkunastu, kilkudziesięciu reaktorów.
Mały reaktor atomowy. Czy to się może udać?
Eksperci chwalą małe reaktory. Łatwiej je chłodzić, a ich zbiorniki łatwiej skonstruować. Zabezpieczenia niezbędne w dużych reaktorach nie są potrzebne w mniejszych. Co więcej, strefa skażenia w przypadku awarii ma być nie większa niż 300 metrów od reaktora – nie wykraczałaby więc poza teren elektrowni. Czyli drugi Czarnobyl, czy Fukushima nam nie grożą.
Z drugiej strony, to nie są proste konstrukcje. O ile stara technologia atomowa ma kilkadziesiąt lat, znane są jej mocne strony i słabości, to małych reaktorków nikt jeszcze w dużej skali nie testował. Na świecie jest obecnie wdrażanych około 50 projektów małych reaktorów jądrowych będących na różnych etapach realizacji, ale żaden kompaktowy reaktor atomowy nie został skomercjalizowany. Polska może być pionierem tej technologii, ale to oczywiście wiąże się z ryzykiem.
Czy to się może udać? Jeśli w Polsce ma powstać jakikolwiek reaktor atomowy, to właśnie taki „mini”. Pomijając kwestię technologiczne (załóżmy, że uda nam się je przeskoczyć), przyszłość rynku energetyki to właśnie więcej mniejszych źródeł energii niż centralizacja wytwarzania. Zwłaszcza w XXI wieku, erze cyberataków. To widać już na przykładzie prosumentów.
Poza tym, mini-elektrownie nie służyłyby tylko do produkcji prądu. Mogą zostać wykorzystane do produkcji wodoru. To może być paliwo przyszłości, ale dziś jest z nim ten problem, że aby wyprodukować 1 kg wodoru, trzeba wyemitować 10 kg CO2. Gdyby wykorzystać prąd z atomu, produkcja wodoru miałaby sens.
Poza tym – i to może być kluczowe – minireaktory produkują też ciepło. To niebagatelna właściwość, może zmienić pejzaż polskich miast – reaktory o mocy 300 MW zastąpią stare i zużyte elektrociepłownie węglowe, które są w każdym większym mieście – dzięki nim mamy ciepłą wodę w kranach i ciepłe kaloryfery bez dużego smogu, ale za to z emisją CO2. Nowe, proste w budowie reaktory zapewniłyby bezemisyjne i czyste ciepło w polskich domach.
Czy Orlen i Synthos mogą na tym zarobić? Dziś szalenie trudno o jakikolwiek konkretny biznesplan. Nie wiemy, ile będzie kosztowało przedsięwzięcie, kto może być nabywcą reaktorów, jaka będzie rola polskich spółek w ich produkcji, sprzedaży i działalności operacyjnej (produkcji prądu), kto będzie nabywcą tego prądu, ile on będzie kosztował.
Wiemy tylko, że państwowy gigant zainteresował się energetyką atomową i chce pomagać prywatnej firmie w tworzeniu w Polsce nowej gałęzi energetyki. Czy na tym da się zarobić pieniądze czy też jest to recepta na miliardy złotych strat – zobaczymy. Na „Subiektywnie o Finansach” będę się temu projektowi przyglądał.
źródło zdjęcia: PKN Orlen, Pixabay