Czekają nas narodowe korepetycje z oszczędzania i ekologii. Rzesze Polaków zyskają dostęp do czystego, nowoczesnego i taniego ogrzewania, do którego dorzuci się państwo. Firmy energetyczne już szyją oferty. Ile można zaoszczędzić?
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
W ubiegłym roku widziałem na ulicach więcej osób w masce antysmogowej, niż we wszystkich poprzednich latach razem wziętych. W końcu dotarło do nas, że oddychamy najbardziej zanieczyszczonym powietrzem w Europie i fundujemy sobie powolną dewastację naszego zdrowia i portfela. Koszty smogu w Polsce firma Deloitte szacuje na 111 mld zł (inne szacunki mówią o ok. 30 mld zł) – to koszty bezpośrednie i pośrednie, leczenia, zgonów, kupowania węgla, ale też obniżonej produktywności i nieobecności w pracy.
Walka ze smogiem w teorii jest do bólu prosta – trzeba przestać palić węglem i ograniczyć jazdę samochodem spalinowym na rzecz komunikacji miejskiej lub auta elektrycznego (to wciąż awangarda) albo chociaż zamienić auta spalinowe na hybrydy. Państwo zaczęło mocniej sprzyjać tej transformacji. Pojawiły się ulgi, dopłaty i dotacje.
W cyklu „Żyj EKOnomicznie” podpowiadamy, z jakich dostępnych tu i teraz rozwiązań skorzystać, żeby oszczędzać pieniądze i jednocześnie swoimi wyborami wpływać pozytywnie na klimat (albo chociaż mu nie szkodzić).
Smarfton w dłoni, węgiel w piecu
„Polacy mają depresję totalną, dlatego, że nie ma słońca” – śpiewał Kazik. Ja bym dodał, że nie tylko nie ma słońca, ale że jest po prostu zimno. W styczniu średnia temperatura w Polsce (mimo widocznego gołym okiem ocieplenia) to ciągle -3,1 stopnia. „Jest zima, to musi być zimno” – mawiał inny klasyk. Tak, ale nie w naszych mieszkaniach.
W naszych domach hula internet, mamy ciekłokrystaliczne ekrany w telewizorach, smartfony, wypasione aparaty cyfrowe, ale jeśli chodzi o ogrzewanie, to większość z nas robi to tak samo, jak dziadowie i pradziadowie – spalamy w kopciuchach węgiel. Ostatnio byłem w Sopocie żeby powdychać jodu i świeżego powietrza. Nie udało się. Kamienica obok ogrzewana była kopciuchami, z których dzień i noc sączył się czarny jak smoła dym.
Węgiel to główne źródło ciepła dla 5,7 mln z 13,4 mln gospodarstw domowych w Polsce. Czym go zastąpić?
Dlaczego ludzie się trują i jak to zmienić?
To wcale nie prąd, ani nawet nie woda pożerają największą część naszego budżetu. Według danych GUS trzy czwarte wydatków na energię w gospodarstwach domowych jest przeznaczana właśnie na ogrzewanie. Cała reszta to prąd i podgrzewanie wody. O ile na energię elektryczną wydajemy rocznie ok. 1500 zł, to na ogrzewanie średnio ok. 2.700 zł rocznie.
Średnio, bo tym więcej, im bardziej nasze lokum jest niedocieplone, tym straty energii większe i wyższe rachunki. Według najnowszego raportu GUS na ogrzewanie pomieszczeń zużywamy 65,1% energii, ogrzewanie wody 16,6%, gotowanie 8,5%, a na oświetlenie i korzystanie z elektryczności 9,8%.
Finalna kwota na rachunku za ogrzewanie zależy od tego, gdzie mieszkamy, jak i czym się ogrzewamy i jak dobrze docieplony jest nasz budynek. Może być tak, że ktoś, kto ma ogrzewanie gazowe (a więc teoretycznie droższe), ale dobrze ocieplony budynek, płaci mniej, niż ktoś, kto korzysta z węgla, ale ma nieszczelne okna i niedocieplone gołe mury.
Od 2019 r. obowiązuje podatkowa ulga termomodernizacyjna wynosząca do 53.000 zł. To pieniądze, które można odpisać od podatku. Jednorazowo, albo w kolejnych latach, w miarę postępu ekologicznej inwestycji: może być to docieplenie domu, ale też wymiana źródła ciepła na bezsmogowe, np. kocioł gazowy kondensacyjny (ma dodatkową „moc”, bo odzyskuje część energii ze spalin), który zapewni nie tylko ciepłą wodę w kranie, też ciepłe kaloryfery. To tzw. pełna automatyka – nie trzeba trzymać już w komórce węgla, ani dosypywać paliwa. Wszystko działa bez brudu, pyłu i bez smogu na czyste, gazowe paliwo.
Dlaczego wspomniałem akurat o gazie? Na naszych oczach trwa właśnie wielka gazowa rewolucja i za kilka lat zamiast rosyjskim węglem, będziemy powszechnie ogrzewać mieszkania amerykańskim gazem. Dzięki rozwojowi sieci gazowej do 2022 r. aż 90% Polaków będzie miało dostęp do gazu. Tzw. błękitne paliwo będzie tym surowcem, które wyprze z naszych domów węgiel.
Na razie gaz jest na marginesie – takie ogrzewanie ma 13% gospodarstw w 2018 r.
Co ma wspólnego domowe ogrzewanie z elektrownią atomową?
Mimo rozwoju sieci gazowej nie wszyscy będą mogli, albo chcieli korzystać z tego paliwa. Jak pogodzić wygodę i troskę o środowisko? Odpowiedzią jest technologia rodem z XXI wieku, czyli urządzenie wielkości średniej szafki, które działa na zasadzie odwrotnej niż nasza domowa lodówka.
Pompa ciepła, bo o niej mowa, zasilana jest tylko prądem, a energię wytwarza dzięki prostym prawom fizyki. W środku napełniona jest schłodzoną cieczą, która to ciecz odbiera ciepło z otoczenia domu. Dla niej „ciepło” to znaczy już 1-2 stopnie Celsjusza – tyle wystarczy, by „ogrzać” dom zarówno wodę jak i pomieszczenia. To sprzęt wysokiej klasy – koszt takiego urządzenia wraz z montażem to kilkadziesiąt tysięcy złotych.
To dużo, dlatego wiele osób wzdryga się na samą myśl o takiej inwestycji. Ale może niepotrzebnie? W poprzednim odcinku cyklu „Żyj EKOnomicznie” opisaliśmy zalety korzystania z instalacji fotowoltaicznej, wśród których prym wiedzie obniżenie rachunków za prąd o 90%. Pompa ciepła działa w doskonałej symbiozie z fotowoltaiką – prąd do zasilania pobierany jest na bieżąco ze słońca, przez co rachunki nie rosną, a my mamy nowoczesne, bezobsługowe urządzenie na lata.
To szczególne istotne, bo takie urządzenie nie potrzebuje w cyklu swojego kilkudziesięcioletniego życia dostarczenia żadnego surowca: węgla, gazu, oleju opałowego, czy peletu. Jesteśmy uzależnieni (ale tylko trochę) od cen prądu, ale to nie problem, bo mamy na dachu własną elektrownię – jednym słowem: jesteśmy samowystarczalni energetycznie!
Pod tym względem pompa ciepła ma coś wspólnego z elektrownią atomową – nie chodzi oczywiście o reakcje łańcuchowe, ale to, że choć to inwestycja nieco droższa na starcie, to potem przez dziesiątki lat nie potrzebuje do działania surowców, więc jest tania w utrzymaniu.
Wydatki na zakup i montaż pompy ciepła można jednak znacząco obniżyć, dzięki dofinansowaniom oraz uldze termomodernizacyjnej. W zależności od lokalnego programu wsparcia oraz uldze podatkowej koszt takiej instalacji może być nawet o połowę niższy.
Znam osoby, które dzięki takiemu rozwiązaniu ograniczyły wydatki na ogrzewanie (w tym ciepłą wodę) z kilkuset złotych miesięcznie do 100-200 zł, w zależności od tego, jaka jest temperatura – im mroźniej, tym zużycie energii rośnie.
Montaż takiego cudu techniki wymaga sporej wiedzy i doświadczenia (pieniądze z pomocą państwa się znajdą). Pamiętajmy tylko, żeby formalnościami i doradztwem zajęły się wyspecjalizowane i doświadczone firmy. Może dzięki takim inwestycjom już za 5-10 lat smog zostanie już tylko złym wspomnieniem? Ech… pomarzyć zawsze można.
Partnerem cyklu artykułów „Żyj EKOnomicznie” jest innogy Polska, dostawca innowacyjnych usług i technologii ułatwiających życie ekologiczne i oszczędne, takich jak: systemy fotowoltaiczne, elektryczny car-sharing innogy go! czy oferta sprzedaży energii elektrycznej z gwarancjami pochodzenia ze źródeł odnawialnych