Są dwa sposoby, żeby uniknąć podwyżek cen energii. Pierwszy to budowa wehikułu czasu, żeby cofnąć się o jakieś dwa lata. Drugi to budowa własnego źródła prądu, np. taniej elektrowni słonecznej. O ile znalezienie wykonawcy do budowy wehikułu czasu może być problematyczne, to własna elektrownia słoneczna jest w zasięgu ręki. Dowód? 22 zł miesięcznie, zamiast 250 zł płaci nasz czytelnik, który zdecydował się korzystać z prądu ze słońca.
- Chcą nam zabronić samochodów spalinowych? Nie lubimy tego. Ale może to nie będzie decyzja polityczna tylko… ekonomiczna? [ODPOWIEDZIALNE FINANSE]
- Założyły własne firmy. Jaką mają receptę na biznesowy sukces? [O WYGODNYM PŁACENIU...]
- Ubezpieczenie na wyjazd weekendowy lub wakacyjny: must have. Co powinna zawierać porządna polisa turystyczna? I jak ją najszybciej kupić? [DOCENISZ, GDY WYCENISZ]
Być może w kolejnych latach oszczędniej będziemy korzystać z czajników elektrycznych, płyt indukcyjnych, pralek, a włączenie żelazka, czy odkurzacza będzie przysparzać nam bólu głowy. Wszystko przez zmiany na rynku energii i spodziewane podwyżki. Średnie hurtowe ceny prądu są o połowę wyższe, niż jeszcze półtora roku temu i wynoszą obecnie 230 zł za megawatogodzinę, a w kontraktach na rok przyszły – już 260 zł!
Do tej pory rząd i państwowy regulator amortyzowali te zmiany różnymi urzędowymi zabiegami, ale – tak, jak w piosence – „nic nie może przecież wiecznie trwać”. Kto chce taniego, a w pewnych okolicznościach nawet bezpłatnego (!) prądu, będzie musiał wynaleźć wehikuł czasu i cofnąć się o rok, dwa, a może i dłużej.
O możliwościach podróży w czasie myślał już Albert Einstein, ale jak dotąd nikomu nie udało się teorii zamienić w praktykę. Zamiast tego, można zainteresować się inną „maszyną”, niewiele mniej nowoczesną od maszyny czasu, a czyli instalacją fotowoltaiczną.
W cyklu „Żyj EKOnomicznie” podpowiadamy, z jakich dostępnych „tu i teraz” rozwiązań skorzystać żeby żyć oszczędnie i nie opróżniać portfela, ale też żeby swoimi wyborami wpływać na klimat i ograniczać złe skutki ekologicznego „życia ponad stan”.
Energia ze słońca. To opcja dla Ciebie
Instalacja fotowoltaiczna to taka własna „elektrownia słoneczna”, zasilana na podobnej zasadzie, jak np. znane ze szkoły kalkulatory na „baterię słoneczną”. Tutaj ta „bateria” jest dużo większa, bo ma powierzchnię kilkudziesięciu metrów kwadratowych, a na całą instalację składają się jeszcze urządzenie dodatkowe – falownik, które zamienia prąd stały na zmienny (czyli taki, który może popłynąć do gniazdka w ścianie).
Co nam to daje? Jeśli ktoś ma własną studnię i czerpie z niej wodę, to może sobie obniżyć rachunki za zużycie metrów sześciennych z wodociągu, bo nie potrzebuje czerpać wody z zewnętrznego źródła. Tak samo jest w przypadku elektrowni słonecznej – produkuje ona prąd na nasze własne potrzeby, więc możemy ograniczyć pobór z sieci.
Zapewne wielu z Was zastanawiało się: „czy to opcja dla mnie?”. Cóż, przez lata pies z kulawą nogą nie zainteresował się takimi przedsięwzięciami, jak instalacja paneli słonecznych na własny użytek, bo prąd z sieci był w miarę tani, a instalacja relatywnie droga. Teraz sytuacja zmieniła się. I to radykalnie.
Konsumenci boją się podwyżek cen prądu i od półtora roku na wyścigi montują własne instalacje. W październiku przekroczyliśmy liczbę 100.000 osób, które mają własną elektrownię (na koniec ub.r. było to 50.000 osób, a dwa lata temu – 20.000). Jeśli odpowiesz twierdząco na trzy poniższe pytania to znak, że fotowoltaika jest dla Ciebie:
- chcesz obniżyć rachunki za prąd i zużywasz go sporo
- masz kawałek swojego dachu, albo trochę miejsca w ogrodzie
- chcesz ograniczyć swój wpływ na środowisko i żyć nie tylko ekonomią i ekologią
Zaletą instalacji fotowoltaicznej jest prosty i szybki montaż. Nie potrzeba pozwoleń na budowę, nie trzeba wielomiesięcznych przygotowań. sprawni monterzy uwiną się ze wszystkim w 2-3 dni. Są firmy, które podczas jednej wizyty w domu klienta potrafią (dzięki umowom z bankami) ułatwić zdobycie finansowania. Formalności dotyczące umowy kredytowej załatwia się bez wychodzenia z domu.
—————————————————
ZAPROSZENIE: Myślisz o instalacji fotowoltaicznej? Sprawdź co ma do zaoferowania innogy: nowoczesne instalacje fotowoltaiczne wraz z montażem na korzystnych warunkach, finansowanie ratalne, pomoc w uzyskaniu dofinansowania, doradztwo projektowe i opcja dożywotniego monitoringu pracy instalacji. Więcej szczegółów znajdziesz tutaj
—————————————————
Porcja finansowych konfitur
No dobrze, a ile kosztuje takie cudo? Jest kilka okoliczności, które sprawiają, że instalacja fotowoltaiczna jeszcze nigdy nie opłacała się tak, jak teraz.
Po pierwsze – ceny modułów, czyli serca „elektrowni”, spadają. To główny koszt instalacji.
Po drugie – państwo daje dotacje. Chodzi o program „Mój Prąd” i 5.000 zł bezzwrotnej dotacji, która nie wlicza się do dochodu i nie trzeba rozliczać tego prezentu w PIT-cie. Nabór trwa nieomal permanentnie (w połowie grudnia kończy się jeden, a w styczniu rusza drugi), czyli nie tak, jak w poprzednich programach, gdy trzeba się było załapać na wybrane 2-3 tygodnie w ciągu roku, gdy przyjmowano wnioski.
Po trzecie – równolegle samorządy mają swoje finansowe „dopalacze” i dotacje do budowy instalacji fotowoltaicznych. Co miasto, to kwoty i zasady są inne. Warszawa daje 15.000 zł, czyli trzy razy więcej, niż wynosi rządowa dotacja. Ale uwaga – akurat tego wsparcia nie można łączyć – albo bierzemy to, co rząd da, albo pieniądze od samorządu.
Po czwarte – jeśli się zdecydujemy, zyskamy status prosumenta, czyli producenta i konsumenta energii. To ustawowa definicja, z którą wiąże się otrzymanie energetycznych konfitur. Jeśli producent zielonej energii ze słońca oddaje wyprodukowaną energię do sieci, to po podliczeniu całego roku 80% prądu, który oddał, może pobrać za darmo.
Co z tego wynika? Że jeśli w trakcie słonecznego lata produkowaliśmy za dużo prądu, to w trakcie szaroburego listopada, możemy go odebrać po cenie zawierającej 80-procentowe dyskonto. I to ze wszystkimi opłatami, w tym za dystrybucję, a nie tylko za „sprzedaż”. To niezłą opcja dla tych, którzy myślą o ogrzewaniu elektrycznym.
Po piąte – dzięki nowelizacji podatku dochodowego od osób fizycznych od tego roku można odpisać wartość inwestycji od podstawy opodatkowania. Oznacza to, że ta ulga jest jak dofinansowanie na poziomie 17% lub 32% – w zależności od tego, w którym przedziale skali podatkowej się znajdujemy. Instalacja kosztowała 25.000 zł? Od podatku odpisujemy 17% (po obniżce stawki PIT o 1 pkt proc.), czyli 4250 zł.
Gdy elektrownia stoi, to pracuje bezobsługowo i bezserwisowo – czasem warto przetrzeć panele ściereczką, żeby się nie zakurzyły no i ubezpieczyć na wypadek jakiegoś gradobicia. A nawet jak coś się stanie, to firmy dają gwarancję producenta, własną rękojmię sprzedawcy i przez pierwsze lata darmowy serwis.
Jak się zmienią rachunki i czy mi się to opłaca?
Opłacalność jest związana z ustawowymi zasadami rocznych rozliczeń. Wyobraźmy sobie taką sytuację: jest czerwiec, długość dnia wynosi prawie 17 godzin, a my akurat pojechaliśmy na wczasy do Grecji (wiadomo, przed sezonem była promocja) i prąd z naszej elektrowni idzie w gwizdek (czytaj: nie zużywamy wyprodukowanego prądu, bo nie ma nas w domu).
Ale to, że my go nie zużywamy, nie znaczy, że on się marnuje. Energia trafia do wspólnej sieci i jest zużywana przez innych odbiorców. My w zamian za to możemy te nadwyżki odebrać w późniejszym terminie. Temu służy system rozliczeń, bo przeciętne gospodarstwo domowe zużywa jedynie 30-40% tego, co wyprodukuje instalacja fotowoltaiczna (to tak zwana autokonsumpcja), więc zawsze spora ilość prądu trafi do sieci.
Oznacza to, że nieważne jakie stawki za kilowatogodzinę ustali zakład energetyczny – my mamy swój prąd i dzięki dobrze zaprojektowanej instalacji w skali roku zużycie bilansuje nam się z produkcją z własnej elektrowni. To, co musimy zapłacić, to opłaty stałe (za odczyt liczników, za ustalane urzędowo opłaty stałe) należne firmie, która jest właścicielem infrastruktury, czyli przewodów doprowadzających prąd do domu.
Oto, jak się mogą zmienić rachunki za prąd na przykładzie dobrze zaprojektowanej instalacji. Mamy konkretny przykład od klienta z Pomorza (tam akurat firmą, która dostarcza prąd, jest Energa i na jej wybór nie mamy wpływu). Klient korzysta z całodobowej taryfy G11.
Jeszcze wiosną pan Marcin płacił 250 zł miesięcznie z czego 121,25 zł to zużytą energię (407 kWh, czyli dość dużo, być może ogrzewa się elektrycznie), do tego ponad drugie tyle opłat dystrybucyjnych. W sumie przed założeniem paneli fotowoltaicznych jego miesięczny rachunek za prąd wynosił 253,41 zł.
Po kilku miesiącach od instalacji paneli czytelnikowi zostały już niemal tylko opłaty stałe, niezależne od zużycia. Wszystko dzięki temu, że firma podliczyła ile energii pobrał z sieci, a ile zużył. Efekt? Jego rachunek zmienił się nie do poznania.
Zapłacił głównie za akcyzę od pobranej energii i kilka pozycji obowiązkowych opłat dystrybucyjnych, które płaci się niezależnie od zużycia. Efekt końcowy? Rachunek za dwa miesiące to 22,07 zł. I nie ma tam ani jednej pobranej kilowatogodziny – jedyne opłaty, to opłaty stałe i akcyza za pobrany prąd. Oznacza, to, że zamiast 3.000 zł rocznie, opłaty wyniosą symboliczne 264 zł – oszczędność to ponad 2.700 zł, czyli 90%.
W tym przypadku pobór prądu był duży, ale nawet jeśli zużywamy go mniej, czyli średnio 200 kWh miesięcznie, po prostu wystarczy zainwestować w mniejszą (i tańszą) instalację fotowoltaiczną.
Każdy, kto zamontuje fotowoltaikę (odpowiednio zaprojektowaną) zanotuje spadek rachunków. Przy uśrednionej cenie instalacji wynoszącej ok. 18.000 zł (ta z przykładu była droższa) z rządową dotacją 5.000 zł, koszt inwestycji zwróci nam się po ośmiu latach.
A przecież jest jeszcze odpis podatkowy (liczony już po odjęciu dotacji) – czyli 17% z 13.000 zł, co czyni kolejne 2210 zł. Oznacza to, że realny koszt instalacji dla konsumenta to tylko 10.790 zł, a reszta to subsydia. Dzięki spadkowi miesięcznych rachunków inwestycja zwróci się po 5-6 latach.
„Nigdy w historii nie było takiego poziomu dofinansowania fotowoltaiki. Wspomniane dotacje, odpisy, plus radykalny, sięgający kilkudziesięciu procent w ciągu kilku lat, spadek cen instalacji, nakręcają zainteresowanie Polaków produkcją własnej energii”
– twierdzi Michał Skorupa, prezes firmy Foton Technik, jednej z największych firm w kraju, która zajmuje się doradztwem energetycznym i montażem instalacji fotowoltaicznych.
Foto oszczędności w bloku
Nieco ponad połowa z nas mieszka w domach. Miastowi mogą czuć się pokrzywdzeni: „Bardzo fajnie, chętnie założyłbym sobie taką instalację, ale mieszkam w bloku. Czy muszę obejść się smakiem?” – pytają.
W mieście przeważa zabudowa wielorodzinna, ale i takie budynki nie są wykluczone z dobrodziejstw fotowoltaiki. W Polsce jest coraz więcej (ciągle za mało) pozytywnych przykładów działających prężnie wspólnot i spółdzielni mieszkaniowych, które dachy blokowisk zamieniają w elektrownie. Prąd z takich instalacji zasila części wspólne budynku: oświetlenie klatek, doświetlenie podwórka, windy.
Jedyne czego trzeba, to dobrej woli zarządców. Są już spółdzielnie i wspólnoty, które przestawiły się na OZE, a dachy „wytapetowały” panelami fotowolitaicznymi.
Partnerem cyklu artykułów „Żyj EKOnomicznie” jest innogy Polska, dostawca innowacyjnych usług i technologii ułatwiających życie ekologiczne i oszczędne, takich jak: systemy fotowoltaiczne, elektryczny car-sharing innogy go! czy oferta sprzedaży energii elektrycznej z gwarancjami pochodzenia ze źródeł odnawialnych