Czy Polska – po opuszczeniu Unii Europejskiej przez Wielką Brytanię – może zyskać na znaczeniu w Unii Europejskiej? Francuski prezydent Emanuel Macron proponuje nam gospodarczy sojusz. Co nas gospodarczo łączy z Francją, a co dzieli? Co możemy zyskać na ewentualnym zbliżeniu? Elektrownię atomową? Udział w budowie europejskiego czołgu?
Z Francją mieliśmy ostatnio ciche dni. Zapewne złożyło się na to zerwanie umowy na śmigłowce Caracal (i styl, który mógł urazić Francuzów), spór z Komisją Europejską w sprawie przestrzegania zasad praworządności nad Wisłą i wkładanie przez Polskę kija w szprychy antywęglowej rewolucji w Europie. Doszło do tego, że wrześniu gdy przybywało „młodzieżowych strajków klimatycznych” Emanuel Macron skierował do młodych apel: „chcecie protestować w sprawie ochrony klimatu, to jedźcie do Polski i przekonajcie tych, których ja przekonać do reform nie umiem”.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Dziś Macron – z Andrzejem Dudą i Mateuszem Morawieckim u boku (obaj mają podobne doświadczenia, Macron pracował w banku inwestycyjnym Rothschild) snuje wizje wielkiej polsko-francuskiej współpracy. Co gospodarczo łączy nasze dwa kraje? I jak ta współpraca może się rozwinąć?
Emanuel Macron jak ambasador francuskiego przemysłu
Po wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, to Francja staje się jednym z najważniejszy krajów i jedyną przeciwwagą dla potężnej niemieckiej machiny przemysłowej. To kraj z najpotężniejszą armią w NATO po USA, dysponujący bronią atomową (i własną technologią jądrową, a nie kupioną z USA, jak w przypadku Wielkiej Brytanii).
Francja, będąca szóstą gospodarką świata i jednocześnie szóstą potęgą eksportową oraz siódmą importową, jest też jednym z najważniejszych partnerów handlowych Polski. I to od dawna. Francuzi pomagali budować nam Giełdę Papierów Wartościowych, francuskie firmy doradcze (choć z różnym skutkiem) pomagały państwowym do niedawna przedsiębiorstwom odnaleźć się w realiach wolnorynkowych. Wkrótce do Polski zaczęli napływać pierwsi francuscy inwestorzy, a my uczyliśmy się poprawnej wymowy takich marek jak Auchan, Leroy Merlin, czy Geant.
Dziś Francja jest czwartym największym partnerem handlowym Polski. Większe obroty mamy tylko z Niemcami, Wielką Brytanią i Czechami. Francja jest też trzecim co do wielkości inwestorem zagranicznym nad Wisłą – po Niemcach i Stanach Zjednoczonych. Jak wynika z opublikowanego w ubiegłym roku raportu KPMG i Francusko-Polskiej Izby Gospodarcza (CCIFP), przedsiębiorcy z Francji zainwestowali na polskim rynku 81 mld złotych. Dla porównania: nasi zachodni sąsiedzi Niemcy – 168 mld zł. Zarobione nad Wisłą pieniądze w coraz mniejszym stopniu są transferowane do Paryża, a coraz cześciej są reinwestowane w Polsce.
AXA, Canal+, Orange, Carrefour i inni, czyli Francuzi nad Wisłą
Jak wynika z cytowanego raportu Polacy doceniają pracę „u Francuza”, a firmy obecne są niemal w każdym sektorze gospodarki: od mediów (Canal+), poprzez energetykę (Veolia), telekomunikację (Orange), turystykę (Orbis, czyli grupa Accor), po finanse (AXA, BNP Paribas) oraz handel (Carrefour) i przemysł (francuska grupa PSA „wkupiła się” przejmując od Amerykanów z General Motors Opla i jego gliwicką fabrykę).
Przez polskich pracowników firmy znad Sekwany są wybierane głównie ze względu na styl pracy (58% odpowiedzi), zainteresowanie kulturą tego kraju (44%), i warunki zatrudnienia (39%).
Polska już od ponad 10 lat utrzymuje nadwyżkę w handlu zagranicznym z Francją – więcej eksportujemy, niż importujemy. W 2018 r. bilans wyniósł ponad 17 mld zł.
Mimo tej nadwyżki polskie firmy są we Francji niewidoczne, bo Francuzi – znani wyznawcy gospodarczego patriotyzmu – strzegą swojego rynku. Kłopot polega m.in. na konieczności certyfikacji sprzedawanych tam produktów, zaś konsumenci kierują się zasadą „dobre, bo francuskie”.
Mimo to są w Polsce firmy, którym udało się wejść i utrzymać na francuskim rynku, choć w większości przypadków nie było to budowanie pozycji od podstaw, ale wejście poprzez przejęcie francuskiej firmy. We Francji działają takie polskie spółki jak Wielton, Nowy Styl, Synthos, Amica, czy Comarch.
Co może nas połączyć? Po pierwsze – atom
Francja jest atomową potęgą – i to zarówno jeśli chodzi o energetykę, jak i uzbrojenie. Ponad 80% zapotrzebowania na energię pokrywają elektrownie atomowe. Dla Francuzów to tani prąd, bo elektrownie są już dawno pospłacane, a większość domów korzysta nie tylko z prądu, ale i z ogrzewania elektrycznego. Jedna kilowatogodzina prądu kosztuje przeciętnego Francuza – w przeliczeniu na jednostki parytetu siły nabywczej – 16 PPS, a Polaka – 24 PPS. W liczbach bezwzględnych wygląda to tak:
Polska, żeby spełnić cele redukcji emisji CO2, może być zmuszona do budowy elektrowni atomowej. Mówi się, że tylko atom mógłby zastąpić potężną elektrownię Bełchatów, w której za dekadę z okładem skończy się węgiel, zaś budowa nowej odkrywki w dzisiejszych warunkach (protesty społeczne, problemy z finansowaniem) może stać się niewykonalna. Emisyjność CO2 naszej energetyki jest 11-krotnie większa niż francuskiej.
Czy Polska jest w stanie zbudować elektrownię atomową? Sama na pewno nie. Francuska grupa EDF od lat robi podchody do polskiego atomu. Podobnie jak firmy amerykańskie, japońskie, koreańskie, a nawet chińskie.
Francja ma wiedzę, technologię i zapewne też pieniądze, żeby pomóc nam zbudować elektrownię. Ma również coś, czego nie mają inni chętni, a mianowicie europejskie korzenie. Jeśli mamy już wydawać 50-60 mld zł na elektrownię atomową, to może warto, żeby te pieniądze zostały w naszym wspólnym obszarze gospodarczym.
Czytaj też: CEO Summit: poszukiwany Polski Samsung, Beko, Acer, Embraer. Czego nam jeszcze brakuje, by stworzyć globalnego czempiona?
Po drugie: polsko-francuski tank. Rynek wart 75 mld euro
Prezydenci Andrzej Duda i Emanuel Macron mieli rozmawiać o projekcie europejskiego czołgu. „Chcielibyśmy wziąć w nim udział i w przyszłości, gdyby taki czołg z naszym udziałem powstał, w niego się zaopatrywać, budując zarazem gospodarkę europejską” – powiedział Andrzej Duda.
Francja ma piątą co do liczebności armię świata, największą w Unii Europejskiej. To potężny przemysł zbrojeniowy, który jest w stanie produkować własnej konstrukcji okręty podwodne i lotniskowce o napędzie atomowym, nowoczesne wielozadaniowe samoloty Dassault Rafale.
Eksperci od wojskowości mogą się zapewne zastanawiać czy nowy czołg w erze dronów i „zielonych ludzików” jest potrzebny. Ale Frank Haun, prezes niemieckiego koncernu zbrojeniowego Krauss-Maffei Wegmann szacował, że w ciągu 20–30 lat Europa będzie potrzebowała około 5.000 nowych czołgów, a każdy z nich będzie szacunkowo kosztował 15 mln euro. W sumie daje to rynek warty 75 mld euro.
Jeśli Polska miałaby w tym swój udział, to byłby to dla nas i naszego przemysłu zbrojeniowego niezły interes. Tym bardziej, że Francja i Niemcy już rozpoczęły prace. Zakłady Bumar Łabędy, czy produkująca na potrzeby wojska Huta Stalowa Wola tylko czekają na nowe zlecenia – to dwa ośrodki, które mają doświadczenie w realizacji zleceń dla wojska – produkcji, remontów i doposażeń czołgów.
Gdyby czołg wykorzystywał nowoczesne technologie, polski przemysł mógłby się wznieść na nowy poziom, a być może nawet coś dodać od siebie. Być może to zbieg okoliczności, ale w grudniu Instytut Sobieskiego w raporcie „Nowy Polski Czołg” napisał: Niezbędny będzie jednak transfer technologii od partnera zagranicznego w wybranej przez rząd formule.
Po trzecie – rolnictwo, czyli gra do jednej bramki
Francja jest krajem, w którym rolnictwo jest ważną gałęzią gospodarki. Mimo, że stanowi niewielki procent w strukturze PKB(1,7%, gdy w Polsce jest to 2,4% PKB). Francja pozostaje jednak największym producentem rolnym w UE – wartość produkcji rolnej w 2018 r. wyniosła 73 mld euro, co stanowi ok. 18% produkcji rolnej Unii Europejskiej.
Gdy odejmie się od tego Wielką Brytanię, ten odsetek jeszcze wzrośnie. Dla porównania w Polsce jest to ok. 25 mld euro. Do tej pory interesy Francji i Polski w kwestii rolnictwa rozjeżdżały się. Polsce zależało i ciągle zależy na wyrównaniu wysokości dopłat. Dziś są one zróżnicowane w zależności od poziomu rozwoju i rolnictwa w danym kraju.
W Polsce wynoszą ok. 220 euro od hektara, podobne kwoty dostają Austriacy, Francuzi, Węgrzy. Producenci rolni z Austrii, Francji, ale też Węgier dostają około 260 euro do hektara, czyli tyle, ile wynosi średnia w UE. Zbliżone środki do Polaków dostają też Czesi, Hiszpanie, Słowacy, Bułgarzy.
Najniższe płatności – nieco ponad 100 euro do hektara – dostają rolnicy na Łotwie i w Estonii. Ale te różnice są naturalne i wynikają z uprawy różnych roślin: najwięcej dostaje Malta, czy Cypr, bo tam gospodarstw jest mało i są to niewielkie uprawy oliwek, czy cytrusów.
Francja mimo, że jest krajem dużo bardziej rozwiniętym niż Polska, to dostaje podobne kwoty dopłat, bo tam obszar przeciętnego gospodarstwa liczony jest w setkach hektarów. Gospodarstw siłą rzeczy jest mniej, więc francuski plantator dostaje większe dopłaty.
Emanuel Macron mówił, że Europa musi być pod względem rolnym samowystarczalna i pod tym względem może iść w ramię w ramię z Polską, która ciągle jest krajem rolniczym. Nasz wspólny interes to już nie tyle wyrównanie dopłat, co walka o ich niezmniejszanie, na co mogą być naciski ze strony państw, które nie przywiązują takiej wagi do rolnictwa.
źródło zdjęcia: YouTube Kancelaria Premiera, PixaBay