Rząd w ostatnich dniach hucznie ogłaszał drugą fazę pomocy dla firm, której wartość podlicza na 35 mld zł. Ale wygląda na to, że wiele firm nie doczeka pomocy, bo większość pieniędzy będzie wypłacana dopiero w przyszłym roku, zaś przedsiębiorstwa z umieraniem złośliwie zaczekać nie chcą. Wyrokiem śmierci dla wielu firm będzie… kod PKD. Zwłaszcza, że rząd zrobił kilka kompromitujących błędów w założeniach. Np. utrącił pomoc dla taksówkarzy, a wprowadził ją dla nielicencjonowanych „parataksówkarzy”
Tarcza Antykryzysowa 6.0 oraz Tarcza Finansowa 2.0 – o tych dwóch programach pomocy dla firm w czasie drugiej fali pandemii ostatnio jest głośno w mediach. Urzędnicy robią dużo hałasu wokół nowej edycji wsparcia dla firm, ale realnie zanosi się na to, że pieniędzy będzie za mało i dotrą za późno. O tym jak sytuacja wygląda na dziś pisał Maciek Bednarek dosłownie kilka dni temu w porządnym przeglądzie kryzysowym, który powstał z pomocą ekspertów Grant Thornton (dziękujemy za wsparcie!).
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Tak naprawdę dziś przedsiębiorcy prowadzący małe i średnie firmy – i to tylko z niektórych branż – mogą liczyć co najwyżej na przedłużenie tzw. postojowego oraz – być może – zwolnienie ze składek ZUS za pracowników.
Postojowe to dopłata do pensji (która może być obniżona pracownikowi o 20%). Państwo dołoży mniej więcej 2.000 zł miesięcznie do etatu, ale pod warunkiem, że w październiku albo listopadzie przychody firmy spadły o co najmniej 40% w porównaniu z tym samym okresem 2019 r. i że firma działa w jednej z branż najbardziej dotkniętych kryzysem.
Zwolnienie ze składek ZUS miało dwie edycje (kwiecień-czerwiec oraz sierpień-październik), ale ma być przedłużone „na dniach”. Oczywiście obejmie tylko wybrane branże i będzie wymagało potężnego spadku przychodów w uzasadnieniu wniosku do ZUS (ostatnio było to 75%).
W drodze jest też specjalna, bezzwrotna dotacja dla firm, które w październiku lub listopadzie mają 40% spadku przychodów w stosunku do poprzedniego roku. Ale to ledwie 5.000 zł, niezależnie od liczby zatrudnionych, więc można powiedzieć, że starczy co najwyżej na waciki. Więcej o warunkach jej przyznania pisał Bankier.pl.
Tarcza Finansowa PFR 2.0, czyli szkoła cierpliwości
Rząd ogłosił co prawda, że niektóre branże będą mogły korzystać z nowych form pomocy w ramach Tarczy Finansowej PFR 2.0, ale to melodia przyszłości. Pierwsza edycja Tarczy była najbardziej udanym programem antykryzysowym rządu, ale druga ruszy niestety dopiero w 2021 r.
Mikrofirmy z wybranych branż, które zanotowały spadek przychodów o 30% lub więcej, mają dostać dotację od 18.000 zł do 36.000 zł na każdego zatrudnionego (w zależności od spadku obrotów), w zamian za utrzymanie miejsc pracy. Nie będą też musiały oddawać zwrotnej części pieniędzy zassanych w ramach Tarczy Finansowej PFR.
Małe i średnie firmy mają przez pół roku otrzymywać dofinansowanie 70% kosztów stałych, które nie zostały pokryte przychodami. Czyli rząd pokryje dwie trzecie straty netto wynikającej z kosztów stałych firmy. Będzie trzeba się wykazać co najmniej 30-procentowym spadkiem przychodów w porównaniu z erą „przedcovidową”.
Wszystkie elementy nowych tarcz: w tym spisie na stronie Gov.pl/koronawirus
Gdyby te wszystkie instrumenty „zagrały” razem już teraz, to może byłaby szansa na sukces. Dofinansowanie do pracownika w wysokości np. 18.000 zł to nie jest wielka pomoc, biorąc pod uwagę, że trzeba utrzymać etat przez rok, ale w powiązaniu ze zwolnieniem z ZUS jest to jakaś ulga.
Kłopot w tym, że nowe instrumenty mogą być uruchomione po uzyskaniu notyfikacji Komisji Europejskiej, rząd zakłada, że będzie można składać wnioski dopiero w… styczniu albo lutym 2021 r.
Izba gospodarcze skupiająca restauratorów już zapowiedziała, że spodziewa się, iż do grudnia upadnie 15.000 z 75.000 działających w Polsce lokali, a pracę straci zapewne ok. 200.000 ludzi. Firmy turystyczne mówią to samo – może się zdarzyć, że rząd uruchomi pieniądze wtedy, gdy już nie będzie kogo ratować.
————————–
POSŁUCHAJ PODCASTU „FINANSOWE SENSACJE TYGODNIA”
W najnowszym odcinku podcastu „Finansowe sensacje tygodnia” rozmawiamy z Bolesławem Witkowskim z platformy goodie – ekspertem od wyciskania – o tym, jak wycisnąć ostatnie soki z Black Friday. Niektórzy obstawiają rabaty przy kasach, inni – kody rabatowe w internecie. Jeszcze inni szykują się na zakupy z kartami płatniczymi, w których znajduje się możliwość zwrotu części pieniędzy za zakupy. Jeszcze inni zakładają konta w platformach cashbackowych. Co się bardziej opłaci? Jak zmaksymalizować zyski? Podcast do odsłuchania tutaj
————————–
Parataksówkarzowi rząd pomoże, ale taksówkarzowi – już nie?
Jest jeszcze jeden kłopot – posługiwanie się przez autorów pakietów pomocowych klasyfikacją PKD, czyli podziałem branżowym firm. Żeby dostać pomoc, trzeba przeważającą część swojej działalności prowadzić w branży, której kod PKD jest na liście. Chodzi oczywiście o to, żeby po wsparcie nie zgłaszały się firmy, którym co prawda spadły przychody, ale nie z powodu pandemii.
Urzędnicy chcieli dobrze, a wyszło im jak zwykle. Z jednej strony kody PKD nigdy nie będą obiektywnym kryterium, bo rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, niż jakiś kod. Firma, która działa w formalnie „bezpiecznej” branży może być podwykonawcą firm z branż kryzysowych i może być dotknięta koronakryzysem tak, jak one, a na pomoc nie może liczyć.
Firmy gastronomiczne alarmują na przykład, że z pomocy wyłączono na podstawie kodów PKD firmy kateringowe (56.21.Z). Nie wiadomo, czy było to zamierzone (niektórzy mówią, że katering może się obronić, ale przy pracy zdalnej i zamkniętych szkołach – powodzenia życzę).
Jeszcze lepszy numer dotyczy taksówkarzy. Otóż wyobraźcie sobie, że na liście firm, które będą mogły skorzystać z nowych tarcz antykryzysowych są przedsiębiorcy prowadzący tzw. okazjonalny przewóz osób (PKD 49.39.Z, czyli „pozostały transport lądowy i pasażerski”), a nie ma tam działalności taksówkowej (PKD 49.32.Z).
Zapewne urzędnikom chodziło o to, żeby objąć pomocą jak najwięcej firm zajmujących się transportem (autokary, promy, wszystko, co wozi ludzi na wakacje lub do pracy). Tylko zapomnieli, że na tym samym kodzie działały przez lata półlegalne usługi parataksówkowe, takie jak Uber, czy Bolt.
Podczas, gdy licencjonowani taksówkarze całymi latami protestowali przeciwko nielegalnej konkurencji (nie płacącej wówczas w Polsce podatków), kierowcy Ubera, czy Bolta beztrosko wozili klientów po znacznie niższych stawkach, przez jakiś czas nie obciążani nawet kosztami prowadzenia działalności gospodarczej, nie mówiąc już o takich duperelach jak taksometry, oznaczenie samochodu, czy specjalne ubezpieczenie.
No i teraz ci parataksówkarze będą mogli skorzystać z pomocy, a zawodowi kierowcy taksówek – nie. Co prawda zasada jest taka, że każdy kierowca dziś powinien już mieć licencję (czyli „wejść” w PKD taksówkowe), ale tę część nowego prawa, która wprowadza obowiązek egzekwowania tego przez pośredników (takich, jak Uber, Bolt i firmy flotowe będące ich „hurtownikami”) odroczono – na razie do 1 stycznia 2021 r. Więc wciąż można spotkać w niektórych firmach przewozowych „flotowych” kierowców bez licencji.
Czytaj też: Bolesne rozterki Polaka-patrioty – to jakiej taksówki wsiąść, żeby dać zarobić „swojemu”?
Jest jeszcze szansa, żeby takie absurdy naprawić w parlamencie (ustawa o nowej tarczy jest właśnie procesowana przez senatorów, a potem będzie przez posłów).
Tarcza antykryzysowa po polsku: aby tylko urzędnikowi było wygodnie
Jak może się poczuć taksówkarz, któremu przez lata chleb zabierał nieuczciwie konkurujący z nim kierowca, a teraz ten kierowca (choć płacił wpłacił do kasy państwa znacznie mniejsze podatki, niż taksówkarz) ma dostać pomoc pomoc państwa? Bo jakiś urzędnik tak sobie wymyślił listę PKD?
Takich niesprawiedliwości jest mnóstwo. Wiadomo, że w drugiej fali pandemii nie można już pomagać „na oślep”, bo jest już jasne, że tylko niektóre branże wymagają respiratora. Zresztą dziś nie mamy już pełnego lockdownu, jak wiosną. Nie mamy wreszcie już pieniędzy na działania antykryzysowe (rząd bardzo dużo z nich wydał bez sensu w czasach dobrej koniunktury).
Ale kryterium kodów PKD, które ma służyć wyłącznie wygodzie urzędników, a nie porządnemu zorganizowaniu pomocy dla tych, którzy tego potrzebują, to typowe, polskie spojrzenie na rynek. „Urzędas” jest ważniejszy, niż przedsiębiorca. To jemu ma być wygodnie. I to jest bardzo smutne. Pomoc powinna być przyznawana w zależności od spadku przychodów, zaś później ewentualnie cofana z odsetkami. Brak zaufania państwa do przedsiębiorcy odbija się tym samym po drugiej stronie „boiska” – coraz częściej przedsiębiorcy, żeby wyłudzić pieniądze od państwa, zmieniają sobie kody PKD.
źródło zdjęcia: Michael Schueller/Pixabay