Trwa chińska ofensywa na polski rynek motoryzacyjny. Chińskie marki pod względem cen wyglądają coraz bardziej interesująco, a ich sprzedaż w Polsce rośnie lawinowo. Pojawiają się też zaskakujące promocje. Środowisko miłośników elektromobilności zelektryzowała nowa promocja – chiński koncern Xpeng oferuje klientom, którzy kupią jeden z trzech modeli produkowanych przez tę firmę elektryków, trzy lata praktycznie darmowego „tankowania”. Kto zdecyduje się na zakup tego samochodu, będzie płacił tylko 1 zł za jedno naładowanie samochodu przez trzy lata. Czy to oferta życia czy promocja bez większego sensu?
Chińskie marki sukcesywnie zdobywają nasze portfele. Z oficjalnych danych za pierwsze pięć miesięcy tego roku wynika, że zarejestrowano ich niemal 14 000, czyli sześć razy więcej, niż w tym samym okresie zeszłego roku. Najwięcej – ponad jedną trzecią tego „urobku” – zgarnia koncern MG, na podium są jeszcze Omoda i Jaecco, a znaczące cyferki pokazują też BAIC (auta Bejing) i słynny BYD.
- Kapitał wraca do Ameryki. Ale czy warto dziś lokować pieniądze w amerykańskie obligacje, poprzez fundusze?
- Jak powinna inwestować pieniądze fundacja rodzinna? Czasy się zmieniają, więc i inwestycje rodzinne wymagają szczególnej troski
- Temat kart kredytowych dzieli młode Polki i Polaków. To darmowy sposób na poprawę domowego cash-flow czy… coś dziwnego i trudnego? Są nowe liczby!
Udział marek chińskich w rejestracjach nowych aut osobowych wyniósł w maju już 7,3%. Co się stało, że Polacy rzucili się na nowe samochody z Chin, nie bacząc na to, że marki są mało znane, jakość niesprawdzalna (choć w większości przypadków całkiem przyzwoita), zaś serwis i utrzymanie wartości rynkowej jest jedną wielką zagadką?
Odpowiedzią jest cena. Jeśli ktoś chce mieć nowe auto, to często stać go tylko na „chińczyka”. Średnia cena sprzedaży nowego samochodu wyniosła w pierwszych czterech miesiącach tego roku (dane IBRM SAMAR), ponad 188 000 zł. Uśredniona cena sprzedaży „chińczyka” – jak podaje platforma Superauto.pl – wyniosła tylko 124 000 zł. To jest kolosalna różnica. „Nawet uwzględniwszy fakt, że rynkowa średnia nie obejmuje rabatów dilerskich, oszczędność przy zakupie samochodu chińskiego wynosi ponad 50 000 zł. To ogromna różnica z punktu widzenia nabywcy” – czytam w komunikacie Superauto.pl.
Aleksander Mazan, dyrektor w Superauto.pl, uważa, że Chińczycy idealnie wstrzelili się ze swoją ofertą w lukę, jaka powstała na polskim rynku z powodu ogromnych podwyżek samochodów w ostatnich latach. Jednocześnie wydają duże pieniądze na marketing i zaczynają przenosić na nasz rynek zwyczaje z rodzimego, gdzie ostatnio zaczęła się wojna cenowa. Prawdopodobnie dotrze też do nas. O ostatniej „akcji” BYD było w „Subiektywnie o Finansach”.
Xpeng, czyli marzenie przedstawiciela handlowego
Takich promocji, jakie BYD zaserwował na swoim macierzystym rynku jeszcze nie widzimy, ale koncern Xpeng i tak dołożył do pieca. W najnowszej promocji oferuje klientom taki deal: kupujesz nowego Xpenga i dostajesz w pakiecie ładowanie w dni robocze za 1 zł przez dwa lub trzy lata. Nieważne, ile kosztuje „tankowanie” samochodu, oni oddadzą pieniądze, które wydasz na stacjach ładowania.
Deal życia? Zamknij oczy i pomyśl, że jesteś przedstawicielem handlowym i każdego dnia przebywasz po kilka godzin w trasie, odwiedzając kolejnych klientów. Nawet z efektywnym dieslem i niezbyt ciężką nogą na gazie, przy przebiegach rzędu 200-300 km dziennie, w ciągu miesiąca pewnie wydajesz na stacji benzynowej 4 000 zł albo i więcej, a w ciągu roku nawet od 35 000 zł do ponad 50 000 zł.
Dla kogoś takiego oferta Xpenga wydaje się jak marzenie – przy ładowaniu w każdy dzień roboczy za 1 zł za ładowanie swojego samochodu zapłaciłbyś jedynie 250 zł rocznie. Tyle, co jedno tankowanie „zwykłego” samochodu! Czy naprawdę tyle chce nam włożyć do kieszeni chińska marka?
Ale Xpeng to nie są tanie rzeczy. Najtańszy z pojazdów objętych ofertą to kosztujący minimum 209 000 zł SUV o symbolu G6. W podstawowej wersji oferuje on baterię o pojemności 65,3 kWh i zasięg rzędu 435 km. To w przybliżeniu oznacza, że jesteśmy w stanie przejechać 100 km zużywając około 15 kWh prądu (co oznacza koszt ładowania od 30 zł do nieco ponad 50 zł (w przypadku najszybszych i najdroższych ładowarek).
Jeśli jeździmy te 200-300 km dziennie (jako przedstawiciel handlowy) przez trzy lata, to sumaryczny koszt ładowania auta przez ten czas wyniósłby od 150 000 zł do 225 000 zł. Jeśli Xpeng wziąłby koszt doładowań na siebie, to miałbyś samochód praktycznie za darmo. Nawet jeśli jesteś zwykłym konsumentem, który rocznie przejeżdża 15 000 km, czyli tylko 40 km dziennie, to przez trzy lata do wzięcia byłoby grubo ponad 30 000 zł oszczędności na tankowaniu.
Mówimy o samochodzie elektrycznym, w którym w zasadzie nie ma żadnych innych kosztów, poza tankowaniem. „Elektryki” mają tę zaletę, że nie mają wielu elementów, które się w tradycyjnych samochodach wymienia i serwisuje, więc „tankowanie” jest głównym kosztem „eksploatacyjnym”. Gdyby więc było darmowe…
Trzy lata darmowego „tankowania”? W tej promocji są gwiazdki
Zbyt piękne by było prawdziwe, prawda? Zaoszczędzisz dużo, dużo mniej. Co tak naprawdę oferuje nam Xpeng? Po pierwsze promocja dotyczy tylko pojazdów wyprodukowanych w zeszłym roku, dostępnych w magazynie importera marki. Służy więc przede wszystkim „czyszczeniu” magazynów. Po drugie, oferta dająca trzy lata darmowego „tankowania” obejmuje tylko jeden z modeli, Xpeng P7. Pozostałe dwa modele, G6 i G9, są objęte ofertą jedynie przez dwa lata.
Po trzecie, promocja jest mocno ograniczona. Dla dwóch SUV-ów (G6 i G9) obejmuje „całkowitą wartość kWh odpowiadającą zasięgowi 20 000 km”, zaś w przypadku P7 „całkowitą wartość kWh odpowiadającą zasięgowi 30 000 km”. To oznacza, że i owszem, możemy jeździć prawie za darmo, ale pod warunkiem, że… będziemy mało jeździć. Mało kto kupuje auto za ponad 200 000 zł, by przejeżdżać nim niecałe 30 km dziennie.
Przy wspomnianych 15 kWh zużywanych przez pojazd na 100 km, dostajemy w promocji 3000 kWh, czyli maksymalnie 10 500 zł w przypadku SUV-ów i 4500 kWh, czyli maksymalnie 16 000 zł w przypadku P7. Przy cenach pojazdów wahających się od ponad 200 000 zł do ponad 300 000 zł mówimy o rabacie od 5% do 8% ceny samochodu. Ta wyższa wartość tylko jeśli korzystamy z najszybszych i najdroższych ładowarek DC. W przypadku wolniejszych ładowarek (z niższą ceną energii) będzie to raczej 6 500 zł w przypadku SUV-ów i 9 000 zł w przypadku P7.
A czym w ogóle jest Xpeng? Marka nie była dotąd zbyt dobrze znana w Polsce, bo zadebiutowała dopiero dwa miesiące temu na naszym rynku. Firma powstała w 2014 r. i specjalizuje się przede wszystkim w pojazdach z segmentu premium. Pięć lat temu weszła na swój pierwszy europejski rynek, do Norwegii. Polska jest jej piętnastym rynkiem w Europie. Do maja sprzedali w Polsce raptem kilkanaście aut.
Jak mówił podczas inauguracji działalności firmy w Polsce jej General Manager ds. nowych rynków Dennis May, ambicją firmy jest zostać numerem 1 wśród chińskich marek premium wśród samochodów czysto elektrycznych (BEV) i uważa Europę za kluczowy rynek dla osiągnięcia tego celu. Xpeng trudno jednak nazwać gigantem wśród chińskich firm – jego udział w rynku BEV i hybryd plug-in w Państwie Środka wynosił zaledwie 3,5% w kwietniu 2025 r. Dawało to firmie 7. pozycję na tym rynku. W Europie w kwietniu Xpeng był na odległym 24. miejscu wśród dostawców elektryków.
Czytaj też o kłopotach Tesli z samochodami elektrycznymi i z Trumpem:
Czy to już dobry czas na chińskie elektryki?
Pytanie o to, czy promocja Xpenga jest atrakcyjna jest w dużej mierze pytaniem o to, czy nastał już dobry czas na zakup chińskiego samochodu w ogólności a elektryka w szczególności.
Jak pisano w chwili debiutu marki w Polsce, ceny jej modeli są „znacząco niższe” od cen aut renomowanych marek, pozycjonowanych w tych samych segmentach. A więc takich firm jak Audi, BMW czy Mercedes Benz. I zapewne tak jest. Tyle tylko, że do jakości tych niemieckich marek jesteśmy przyzwyczajeni – nawet jeśli tu i ówdzie nie uniknęły wpadek.
Tymczasem jakość chińskich samochodów to wciąż dla nas spora niewiadoma. Okazjonalnie w mediach pojawiają się narzekania na usterki czy korozję. Niemiecki automobilklub ADAC ostrzega przed potencjalnym wycofywaniem się chińskich firm z europejskiego rynku, co zostawi właścicieli samochodów przez nie wyprodukowanych na pastwę losu. Z kolei w hurtowniach części samochodowych niemal w ogóle nie ma zamienników dla części pojazdów chińskich.
Oczywiście są i zalety – chińskie pojazdy są tańsze od porównywalnych modeli europejskich. I często oferują lepsze wyposażenie w standardzie. Niemniej w przypadku chińskich elektryków mówimy o pojazdach, które… są istotnie droższe niż mogłyby być. Po pierwsze, w zeszłym roku Unia Europejska nałożyła na chińskich producentów elektryków tak zwane „opłaty wyrównawcze”, związane z subsydiami państwa chińskiego i podnoszące opłaty celne na pojazdy do od kilkunastu do około 35%, w zależności od firmy i subsydiów jakie otrzymała.
Niewykluczone, że niektóre chińskie elektryki potanieją. Wojnę cenową na rynku chińskim zaczął największy z lokalnych producentów elektryków, czyli BYD. Można spodziewać się, że część z tych niższych cen przeniknie do Europy – niektóre marki mogą zdecydować się na mocniejsze wejście do Europy i zaoferować niższe ceny, by uciec od zabójczo niskich cen w Chinach.
Dodatkowo wspomniany BYD powinien ukończyć fabrykę elektryków na Węgrzech do końca roku, w której mają być produkowane modele BYD Dolphin i Atto 3. Mamy więc szanse na chińskie elektryki bez unijnych ceł (czyli tańsze). W dłuższym terminie, jeśli europejskie cła się utrzymają, takich fabryk firm chińskich jak ta na Węgrzech będzie zapewne przybywało. Więc możemy się spodziewać, że chińskie elektryki kupimy taniej niż Xpenga z promocją. Choć być może mniej prestiżowo.
A co z (prawie) darmowymi doładowaniami elektryków? Tylko marzenie? Niekoniecznie. Jeśli mamy fotowoltaikę, to mamy prąd, w pewnym sensie, za darmo. Posiadanie elektryka to tak naprawdę dodatkowy powód, by pomyśleć, czy nie opłacałaby nam się instalacja fotowoltaiczna. W takim wypadku musimy tylko pomyśleć, czy nie powinna być trochę większa.
Przeczytaj też w „Subiektywnie o Finansach”:
————————-
ZOBACZ CO SAMOCHODOWEGO W HOMODIGITAL:
Obok „Subiektywnie o Finansach” stoi w internetach multiblog Homodigital.pl, czyli subiektywnie o technologii. Opowiadamy w nim to, co ważne dla Twojego cyfrowego bezpieczeństwa i jestestwa. Opowiadamy tak, jak w „Subiektywnie o Finansach” – czyli tylko to, co istotne i tak, żeby każdy zrozumiał. Jeśli korzystasz z technologii, to wpadaj na Homodigital.pl, czytaj i komentuj artykuły, pomóż nam się rozwijać.
———————————-
ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTERY
>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.
>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.
———————————-
ZOBACZ NASZE NOWE WIDEOCASTY:
„Subiektywnie o Finansach” jest też na Youtubie. Raz w tygodniu duża rozmowa, a poza tym komentarze i wideofelietony poświęcone Twoim pieniądzom oraz poradniki i zapisy edukacyjnych webinarów. Koniecznie subskrybuj kanał „Subiektywnie o Finansach” na platformie Youtube
zdjęcie tytułowe: Xpeng, Canva