Lubisz obligacje skarbowe? Trochę się obawiasz ryzyka związanego z obligacjami korporacyjnymi? Największy polski bank wkrótce wyjdzie z propozycją nie do odrzucenia – wyemituje listy zastawne, czyli obligacje zabezpieczone kredytami hipotecznymi. To może być wymarzona inwestycja na długi termin, z oprocentowaniem wyższym niż rynkowa cena pieniądza. Czy emisja listów zastawnych dla zwykłych nas to będzie hit sezonu?
Listy zastawne to narzędzie finansowe znane od kilkudziesięciu lat. W Polsce są emitowane przez pięć banków hipotecznych, ale do tej pory były to emisje na relatywnie niewielką skalę i nie były kierowane do klientów detalicznych. Teoretycznie każdy może je kupić na rynku wtórnym, bo są notowane na giełdzie obligacji Catalyst, ale płynność jest niemal żadna (a część obligacji ma poza tym wysoki nominał).
- Obrączka do płacenia, czyli prezent od banku na najbliższe wakacje. Czy „Supermoce w podróży” będą bankowym wakacyjnym gamechangerem? [POWERED BY BANK PEKAO]
- Tracimy miliardy złotych przez to, że nasze pieniądze leżą w bankach bez procentów. Jak może wyglądać strategia wyciskania z banków odsetek? [POWERED BY RAISIN]
- Nasze finanse są coraz bardziej globalne. Dlatego aplikacje inwestycyjne chcą się stać superaplikacjami do zarządzania pieniędzmi w różnych walutach [POWERED BY XTB]
Kilka dni temu PKO Bank Hipoteczny (należący do PKO BP) opublikował komunikat, z którego wynika, że złożył do Komisji Nadzoru Finansowego wniosek o zatwierdzenie prospektu dotyczącego programu emisji hipotecznych listów zastawnych (i to nie jest nic nadzwyczajnego), skierowanych m.in. do inwestorów indywidualnych (i to już jest nie lada nowość).
PKO Bank Hipoteczny dodał, że „skala programu, jak również jego adresaci, wpisują się w strategię Grupy PKO BP, której priorytetem jest zapewnienie klientom produktów o najwyższym stopniu bezpieczeństwa”. Szymon Midera, prezes PKO BP, ostatnio dużo mówił o tym, że chce pomóc w przesuwaniu części oszczędności bankowych w kierunku rynku kapitałowego. Banki oferują klientom fundusze inwestycyjne, ale dla wielu do zbyt ryzykowne rozwiązanie. Być może pomostem z bankowej lokaty do inwestowania będą właśnie listy zastawne?
Czym są listy zastawne? To nic innego, jak długoterminowe obligacje, które są zabezpieczone kredytami hipotecznymi. To oznacza, że są one bezpieczniejsze dla inwestorów niż „zwykłe” obligacje korporacyjne, ponieważ te przeważnie nie mają zabezpieczeń. To już nie depozyt, lecz inwestycja, ale jedna z najbezpieczniejszych, z ryzykiem niewiele większym od tego, ktore wiąże się z położeniem pieniędzy na obligacje Skarbu Państwa.
Ile można zarobić? Oczywiście nie ma żadnych szczegółów dotyczących listów zastawnych, które mają być dostępne dla inwestorów indywidualnych. Można się tylko spodziewać, że będą miały niską wartość nominalną, by nie były potrzebne miliony, żeby je kupić. A oprocentowanie pewnie nie będzie się mocno różniło od tego, które obowiązuje w przypadku już notowanych na giełdzie listów zastawnych.
Notowane na giełdzie listy zastawne Millennium Banku Hipotecznego z terminem wykupu w 2030 r. mają obecnie oprocentowanie 6,74%, zaś wartość jednej „obligacji” to tylko 1 000 zł. Listy zastawne ING Banku Hipotecznego z terminem wykupu w 2028 r. obecnie oferują 6,35% (ale trzeba mieć pół miliona złotych, żeby kupić jedną sztukę). mBank Hipoteczny wyemitował listy zastawne z terminem wykupu w 2035 r. i obecnie można na nich zarobić 6,66% (wartość jednej „obligacji” – 100 000 zł).
Pekao Bank Hipoteczny wprowadził na giełdę Catalyst m.in. listy zastawne z terminem wykupu w 2030 r., które obecnie „płacą” w 7,04% w skali roku i mają nominał tylko 1 000 zł. A PKO Bank Hipoteczny ma na giełdzie listy zastawne z terminem wykupu w 2029 r. i z oprocentowaniem 6,03% (ale trzeba mieć pół miliona złotych, by kupić sztukę). Wszystkie te listy zastawne są oparte na stawce WIBOR, czyli mają oprocentowanie zmienne.
Czy to atrakcyjne warunki? Cóż, stawki rzędu 6-7% w skali roku to znacznie wyższe odsetki, niż te, które można znaleźć w ofertach największych banków. W ofercie obligacji detalicznych Skarbu Państwa są papiery o porównywalnym oprocentowaniu, ale przeważnie z nieco innym mechanizmem liczenia odsetek (uzależnione są od inflacji, a nie od stawki WIBOR).
Przy dobrej promocji i oprocentowaniu w pobliżu górnych widełek stawek rynkowych – sądzę, że to może być sukces. Oczywiście: rynek listów zastawnych z definicji jest przeznaczony dla osób gotowych na długoterminową inwestycję i już sam ten fakt definiuje te instrumenty jako niszowe. Ale z drugiej strony Polacy trzymają w bankach na depozytach terminowych 390 mld zł, więc nawet 1% z tej kwoty to góra pieniędzy. Z trzeciej strony: rocznie inwestujemy ponad 30 mld zł nowych pieniędzy w obligacje detaliczne Skarbu Państwa.
To dobrze, że największy polski bank chce uczyć nas rynku kapitałowego, a jako wrota do tego wykorzystać relatywnie bezpieczne listy zastawne. Z biznesowego punktu widzenia listy zastawne są dla banków czystą stratą. Oczywiście: modelowo wygląda to tak, że płacę za list zastawny 6,5%, klientowi udzielam kredytu hipotecznego na 7,5% i zarabiam na marży. Tyle, że nie trzeba płacić za list zastawny, skoro ludzie walą drzwiami i oknami, żeby założyć trzymiesięczną lokatę na 3,5%.
To więc nie biznes, lecz regulacje powodują, że banki zaczynają zajmować się listami zastawnymi. A konkretnie nadzór finansowy, który domaga się, by bankowcy bardziej dopasowali terminy zapadalności pieniędzy pożyczanych od klientów i tych pożyczanych klientom. Finansowanie 30-letnich kredytów trzymiesięcznymi depozytami powoduje dodatkowe ryzyko dla banku. Dlatego banki będą musiały emitować więcej listów zastawnych. I bardzo dobrze. Im więcej możliwości dywersyfikacji pieniędzy w bezpiecznych instrumentach finansowych – tym lepiej.
Na razie ten rynek wart jest niewiele ponad 7 mld zł, czyli rząd wielkości mniej, niż rynek obligacji korporacyjnych (wart ponad 60 mld zł) oraz rynek obligacji detalicznych Skarbu Państwa jest wart 150 mld zł. W bankach łącznie trzymamy 1,35 biliona zł, ale z tego 940 mld zł to pieniądze na kontach oszczędnościowych i rachunkach osobistych (zapewne w przygniatającej większości do bieżącego wykorzystania). Funkcję oszczędności co najmniej średnioterminowych pełnią zapewne pieniądze na depozytach bieżących, których jest – jak wspomniałem wyżej – 390 mld zł.
Czytaj też o tym, że na rynkach zapanował strach o długoterminowe obligacje:
———————————-
ZAPISZ SIĘ NA NEWSLETTERY
>>> W każdy weekend sam Samcik podsumowuje tydzień wokół Twojego portfela. Co wydarzenia ostatnich dni oznaczają dla Twoich pieniędzy? Jakie powinieneś wyciągnąć wnioski dla oszczędności? Kliknij i się zapisz.
>>> Newsletter „Subiektywnie o Świ(e)cie i Technologiach” będziesz dostawać na swoją skrzynkę e-mail w każdy czwartek bladym świtem. Będzie to podsumowanie najważniejszych rzeczy, o których musisz wiedzieć ze świata wielkich finansów, banków centralnych, najpotężniejszych korporacji oraz nowych technologii. Kliknij i się zapisz.
———————————-
zdjęcie tytułowe: Pixabay, Canva