Długo oczekiwane orzeczenie TSUE, dotyczące polskich kredytów frankowych, już opublikowane. Jeśli jesteś posiadaczem kredytu z klauzulą nieprecyzyjnie określającą zasadę wymiany walut przy spłacie rat – pewnie zastanawiasz się co teraz powinieneś zrobić. Oto plan gry w sześciu punktach
Europejski Trybunał potwierdził właśnie, że kredyty walutowe z nieprecyzyjnymi zasadami dotyczącymi kursów wymiany walut to zło. Jeśli taka klauzula jest w umowie kredytu hipotecznego i zostanie przez krajowy sąd uznana za nieuczciwą (warunki nieuczciwości są określone m.in. w art. 385 Kodeksu cywilnego), to sąd może taką umowę unieważnić. Nie może natomiast w miejsce „wygumkowanej” klauzuli wstawić nic innego.
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
Poza tym TSUE orzekł, że klient będący ofiarą klauzuli abuzywnej musi mieć wybór: skorzystać z unieważnienia kredytu (wtedy, gdy mu się to opłaca), czy też nie (jeśli uzna, że to nie jest korzystne dla niego rozwiązanie). Nie jest dla mnie jasne czy w tym drugim przypadku powstaje kredyt złotowy ze „szwajcarskim” oprocentowaniem, czy też nie ma takiej możliwości.
Czytaj więcej na ten temat w tekście: Co nam mówi orzeczenie TSUE w sprawie polskich kredytów frankowych? Wskazówka dla sądów i… jeden duży znak zapytania
Czytaj również: To orzeczenie zwiastuje wysokie koszty dla banków – choć z naszej niedawnej analizy wynika, że nie takie znowu miażdżące
Czytaj co na to banki: Już wiemy jak banki będą zniechęcały frankowiczów do składania pozwów. „To będzie was kosztowało więcej, niż myślicie”
Co zrobić z tą wiedzą? Szum informacyjny jest duży – z jednej strony okrzyki radości i zachęty do natychmiastowego składania pozwów przeciwko bankom, z drugiej – ostrzeżenia, że nie wszystko jest takie jednoznaczne. Jak żyć? Ja bym zrobił tak, jak poniżej.
Po pierwsze: przeczytaj jeszcze raz umowę kredytową
Przede wszystkim sprawdź, czy w ogóle masz w swojej umowie kredytowej passus o tym, że spłacasz raty po kursie ustalanym przez bank (a nie np. po kursie średnim NBP) i czy warunki, na podstawie których ten kurs jest ustalany, są w istocie mało precyzyjne (np. jest to „kurs z tabeli banku”, a nie „aktualny kurs NBP powiększony o 5 gr.”). Jeśli masz wątpliwości, pokaż ten fragment umowy pierwszemu z brzegu prawnikowi, w ciągu pięciu sekund powie ci czy to-to jest abuzywne, czy też nie. Lista klauzul abuzywnych jest w rejestrze prowadzonym przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, ale – ostrzegam – panuje tam „mały” bałagan.
Po drugie: weź głęboki oddech i odczekaj kilka tygodni
Niby orzeczenie TSUE nie zawiera nic, czego nie można byłoby się spodziewać (jest podobne do wcześniejszej opinii Rzecznika Generalnego TSUE oraz do poprzednich orzeczeń europejskiego sądu w sprawie kredytów walutowych w Hiszpanii, Rumunii, czy na Węgrzech), ale i tak sporo zmienia.
Sądy będą miały łatwiejszą drogę do orzekania nieważności umowy (do tej pory niektórzy sędziowie nie byli pewni czy mogą tak postąpić), banki muszą pomyśleć jak na to zareagować (może coś klientom zaproponują, żeby nie musieć szwendać się bez przerwy po sądach), a prawnicy – skonstruować nową tabelę ofert, dostosowaną do większego „popytu”
Sytuacja musi się „ustać”. Jak po każdej dużej zmianie sytuacji, warto poczekać na ustalenie nowego punktu równowagi. Na nerwowych ruchach można stracić. Parzymy więc melisę i czekamy co się stanie. Jak będą wyglądały najbliższe wyroki sądów, co zrobią banki?
Po trzecie: ustal, ile pieniędzy masz do ugrania
Generalnie wyrok TSUE potwierdza, że w pewnych okolicznościach – gdy mamy w umowie nieprecyzyjną klauzulę przeliczeniową – można się pokusić o unieważnienie umowy. Polega to na tym, że kredytobiorca oddaje bankowi tyle, ile dostał na początku, odejmując od tej kwoty to, co już spłacił (minus odsetki). Zaś bank z gałązką oliwną idzie do wydziału ksiąg wieczystych i zdejmuje zabezpieczenie hipoteczne.
Jeśli wziąłeś 300.000 zł, a dziś do spłaty masz 450.000 zł, mimo że w ratach oddałeś już 100.000 zł – najpewniej walka o unieważnienie może być opłacalnym przedsięwzięciem. Ale jeśli wziąłeś 200.000 zł, oddałeś 230.000 zł, a masz do spłaty jeszcze 20.000 zł – rzecz jest do dyskusji. Zwłaszcza, że bank może – w ramach retorsji i zwyczajowej wymiany złośliwości – poprosić cię o odsetki za okres, gdy udostępniał ci kapitał (tak przynajmniej bankowcy sugerują).
Generalnie ważna jest relacja pieniędzy, które wziąłeś od banku na początku do kwot, które zapłaciłeś w ratach i do tego, co jeszcze zostało do zapłacenia. Przy małych kredytach, zaciąganych przy relatywnie wysokim kursie franka, chodzenie po sądach może być sztuką dla sztuki.
Żeby ustalić stan gry wystarczy w większości przypadków umowa kredytowa, historia rachunku bankowego (spis wszystkich przelewów do banku) i aktualne saldo kredytu (zwykle jest w wysyłanym okresowo przez banki harmonogramie).
Po czwarte: sprawdź swoją zdolność kredytową lub saldo oszczędności
Unieważnienie kredytu w wielu przypadkach będzie oznaczało konieczność dopłacenia bankowi jakichś pieniędzy – czasem i kilkudziesięciu, rzadziej kilkuset tysięcy złotych – co oznacza, że albo będzie trzeba ruszyć oszczędności, albo wziąć jakiś inny kredyt na pokrycie tych kosztów (sąd może też rozłożyć te płatności na raty).
W tym drugim przypadku nie zaszkodzi już teraz zorientować się jaką masz potencjalną zdolność kredytową, żeby nie było wątpliwości, że jesteś gotów na każde rozwiązanie – w tym na natychmiastowe spłacenie banku, gdyby tak rozwinęła się sytuacja.
Jeśli nie masz pieniędzy, ani zdolności kredytowej, to pozostaje ci druga zarysowana przez TSUE droga – utrzymanie kredytu i przekształcenie go w złotowy ze „szwajcarskim” oprocentowaniem. To może być dużo trudniejsze, niż wywalczenie unieważnienia, ale takie wyroki też już w sądach są.
Po piąte: wysonduj w banku możliwość zawarcia ugody. Albo… sam ją sobie wymyśl
Bankowcy nie są idiotami (przynajmniej w większości ;-)), nie mają ochoty z każdym klientem iść do sądu. Jeśli więc dojdziesz do wniosku, że chcesz w oparciu o orzeczenie TSUE unieważnić umowę, poinformuj o to swój bank i daj mu do zrozumienia, że ewentualnie byłbyś w stanie negocjować kontynuowanie kontraktu po usunięciu abuzywnych klauzul – na nowych warunkach.
Trudno powiedzieć jakie to mogłyby być warunki. Może przewalutowanie zadłużenia na złote polskie po jakimś konpromisowym kursie? Albo zamiana kredytu na złotowy z obniżeniem kwoty do spłaty? Zapewne za kilka, kilkanaście tygodni bankowcy wystawią jakieś oferty dla kredytobiorców, żeby zamiast tysięcy procesów wlokących się latami zawrzeć szybkie ugody. Szansa mała, ale…
Nie zaszkodzi, jeśli – po policzeniu ile masz do ugrania – ustawisz sobie jakiś poziom „kompromisu”, który jesteś w stanie zaakceptować. To powinno być gdzieś pomiędzy kwotą, którą oddałbyś bankowi, gdyby kredyt został taki, jak jest teraz, a kwotą wynikającą z jego unieważnienia (czyli de facto po usunięciu skutków spreadów i zmian kursu franka). Mając konkretny cel do osiągnięcia łatwiej będzie z bankiem rozmawiać. Ustalając go weź pod uwagę ile musiałbyś oddać prawnikowi po zwycięstwie w sądzie i odpowiednio „wyceń” stracony na salach sądowych czas i nerwy.
Dobrze, gdy propozycja ugodowa ma charakter pisma przedsądowego na papierze firmowym kancelarii prawnej (fajnie jest mieć jakiegoś znajomego prawnika, który takie pismo napisze za 50 zł). Może warto też wysłać przedtem do banku oficjalny wniosek o rozliczenie zapłaconych do tej pory rat – to będzie dla banku sygnał, że ma do czynienia z „upierdliwym”… wróć, świadomym klientem.
Po szóste: ustal jaką masz sytuację z przedawnieniem
Należności wobec banków przedawniają się po 10 latach, ale złożenie w sądzie pozwu oczywiście bieg przedawnienia „zamraża”. Jeśli twój kredyt zbliża się do 10 latek lub tę granicę przekroczył, to istnieje niebezpieczeństwo, że pierwsze zapłacone raty już wpadły w przedawnienie. Strata niekoniecznie jest duża, bo w systemie rat równych w pierwszym czasie klient spłaca głównie odsetki, które i tak przy unieważnieniu przestają mieć znaczenie (więc brak możliwości dochodzenia roszczeń będzie dotyczył tylko małego kawałka kapitału).
Im „starszy” kredyt, tym bardziej raty podpadają pod przedawnienie roszczeń. Jeśli masz kredyt sprzed dziewięciu lat – możesz spokojnie czekać na rozwój sytuacji: aż w sądach ustali się linia orzecznicza i będzie można składać pozew „na pewniaka”, aż banki wypracują jakąś alternatywę dla załatwiania spraw w sądach, aż prawnicy przestaną wariować na punkcie swoich prowizji (teraz będą mieli eldorado i zapewne będą klientów „naciągali” jak do niedawna kancelarie odszkodowawcze ofiary wypadków (pamiętacie prowizje sięgające połowy ugranej dla poszkodowanego kwoty?).
Już po trzęsieniu ziemi? Nie wejdź w sam środek wstrząsów wtórnych
Taki plan gry uważam za optymalny: nie podejmując nerwowych ruchów pod wpływem histerycznych pasków w telewizjach informacyjnych oraz hurraoptymistycznych opinii prawników z jednej strony otworzysz sobie więcej możliwości, a z drugiej – unikniesz ryzyka wplątania się w jakieś „nierynkowe” sytuacje, gdy jest już co prawda po trzęsieniu ziemi, ale wciąż można paść ofiarą wstrząsów wtórnych.