Orzeczenie TSUE, dotyczące polskich kredytów frankowych, wzbudziło euforię wśród kredytobiorców, ale im dłużej się w nie wczytuję, tym bardziej się zastanawiam, czy przypadkiem frankowicze nie są tu raczej… przegranymi. Niewykluczone, że TSUE przymknął im dopiero co przetartą, bardzo korzystną ścieżkę załatwiania „frankowych” spraw z bankami
Podstawowe punkty orzeczenia TSUE są zgodne z oczekiwaniami frankowiczów oraz z tym, co TSUE mówił w poprzednich swoich orzeczeniach (dotyczących kredytów walutowych i multiwalutowych na Węgrzech, w Hiszpanii i Rumunii). TSUE orzekł mianowicie, że:
- Wymarzony moment, żeby inwestować w fundusze obligacji? Podcast z Pawłem Mizerskim [POWERED BY UNIQA TFI]
- Nowe funkcje terminali płatniczych. Jak biometria zmieni świat naszych zakupów? [POWERED BY FISERV]
- BaseModel.ai od BNP Paribas: najbardziej zaawansowana odsłona sztucznej inteligencji we współczesnej bankowości!? [POWERED BY BNP PARIBAS]
>>> jeśli w umowie jest nieuczciwa klauzula, to trzeba ją wyciąć w pień i nie wolno nic wpisywać zamiast niej
>>> jeśli tak „wykastrowanej” umowy nie da się wykonywać, to należy ją unieważnić, przy czym klient ma w tej sprawie prawo weta (czyli może się nie zgodzić na upadek umowy, który jest dla niego niekorzystny)
Można powiedzieć, że taki statement europejskiego trybunału jest zwycięstwem frankowiczów: sądy w Polsce nie będą już musiały pocić się i powoływać biegłych, którzy będą dumali nad sposobem „naprawiania” umowy kredytowej. TSUE powiedział, że nic nie wolno naprawiać.
Inna sprawa, że takie myślenie już w polskich sądach się rozpowszechnia, więc trudno mówić o wielkim przełomie. Choć przecież dla mniej uświadomionych sędziów – wciąż tkwiących w oparach filozofii oceniającej kredytobiorcę według zasady „widziały gały co brały” – to może być cenna wskazówka. Dzięki niej procesy być może będą trwały krócej i nie będą się już zdarzały wyroki „z maszyny losującej”.
Oprócz tych dwóch punktów w orzeczeniu TSUE jest jednak punkt trzeci, wyjątkowo nieklarowny, którego interpretacja nie musi być wcale korzystna dla kredytobiorców.
A jeśli klient nie chce unieważnienia umowy?
Ów trzeci punkt mówi o sytuacji, w której kredytobiorca z jakichś przyczyn nie chciałby dopuścić do upadku umowy i rozliczenia się z bankiem. Sprawa może się wówczas zrobić wyjątkowo zagmatwana. Jeśli wyrzucaną klauzulą jest ta, mówiąca po jakim kursie klient ma spłacać raty (a to najczęściej spotykana klauzula abuzywna, ów kurs zwykle był określany według mniej lub bardziej niedookreślonego tzw. widzimisię banku), zaś klient nie chce umowy unieważnić, to mamy pat.
Umowa – zwłaszcza na kredyt indeksowany – w której nie ma określenia kursu spłaty rat, to dziwactwo. Skoro nie można nic tam wpisać, a klient nie zgadza się na unieważnienie umowy, to pozostają tylko dwie opcje:
>>> umowa zostaje taka, jak do tej pory – czyli nieuczciwa
>>> umowę czytamy literalnie: a literalnie mamy kredyt z oprocentowaniem np. LIBOR CHF plus 1 pkt. proc.
Słuchając na żywo sentensji orzeczenia TSUE można było odnieść wrażenie, że europejski trybunał zgadza się na obie opcje…
[czytaj więcej o tym: Co nam mówi orzeczenie TSUE w sprawie franków? Jest jedno trudne pytanie]
… jednak lektura później opublikowanego komunikatu po posiedzeniu sądu już tej pewności pozbawia.
„Po usunięciu klauzul dotyczących różnic kursów walutowych, charakter i główny przedmiot umowy wydaje się ulec zmianie w następstwie kumulatywnego skutku zrezygnowania z indeksacji do CHF i dalszego stosowania stopy procentowej opartej na stopie obowiązującej względem CHF. Zważywszy, że taka zmiana wydaje się niemożliwa w prawie polskim, dyrektywa nie stoi na przeszkodzie unieważnieniu spornej umowy przez polski sąd”
– pisze TSUE. Wygląda więc na to, że TSUE sprzeciwia się istnieniu umowy kredytu złotowego (po usunięciu klauzuli indeksacyjnej) z oprocentowaniem opartym na stawce LIBOR. Albo przynajmniej jest mocno sceptyczny co do możliwości zastosowania tego rozwiązania. Poniżej wiadomość, którą dostałem od mec. Barbary Garlacz:
„TSUE wskazał, że jeżeli wada umowy jest tak poważna, że nieuczciwość postanowień dotyczy postanowień określających jej przedmiot główny – to jedynym wyjściem z sytuacji jest nieważność umowy. I tu nie ma miejsca na złotówki plus LIBOR. System ochrony gwarantuje wówczas stwierdzenie nieważności umowy”
Ważny poradnik. Tylko u nas!: Sześć rzeczy, które teraz – po orzeczeniu TSUE – powinien zrobić każdy frankowicz
Czytaj również: To orzeczenie zwiastuje wysokie koszty dla banków – choć z naszej niedawnej analizy wynika, że nie takie znowu miażdżące
———————-
Nie przegap nowych tekstów z „Subiektywnie o finansach”, zapisz się na mój newsletter i bądźmy w kontakcie!
———————-
TSUE podetnie skrzydła polskim sądom?
Sęk w tym, że polskie sądy już zaczęły orzekać według formuły, co do której TSUE jest tak sceptyczny – czyli zamieniając kredyt walutowy na złotowy, ale ze „szwajcarskim” oprocentowaniem. Pisałem na „Subiektywnie o finansach” o wyroku Sądu Najwyższego, który właśnie tak orzekł. Do tej pory są dwa tego typu wyroki Sądu Najwyższego (z 4 kwietnia i 9 maja). Takie rozwiązanie dopuścili też autorzy ekspertyzy wykonanej przez Biuro Studiów i Analiz Sądu Najwyższego.
Czytaj więcej o tym: Coś się zmienia? Sąd Najwyższy powiedział o kredycie frankowym rzecz, o której wcześniej bał się nawet pomyśleć
Dlaczego utrzymanie kredytu jako „odwalutowanego” bywa atrakcyjniejszym rozwiązaniem dla frankowiczów, niż unieważnienie umowy? Głównie dlatego, że przepływ pieniędzy jest korzystniejszy. Przy unieważnieniu umowy to klient musi oddać bankowi nie spłaconą „resztę” kredytu, zaś przy odwalutowaniu i utrzymaniu umowy – to bank oddaje klientowi nadpłaty z poprzednich rat.
Co prawda w tym drugim przypadku pojawia się problem przyszłych rat (sąd zwykle decyduje tylko co do przeszłości). Z tego punktu widzenia unieważnienie umowy jest klarowniejszym rozwiązaniem. Tyle, że po pierwsze w wieku wypadkach kosztownym dla klienta, a po drugie radykalnym (psychologicznie łatwiej sądzić się o odwalutowanie, niż o „opcję atomową”).
Trzeba pamiętać, że już sam proces jest kosztownym przedsięwzięciem. Wpis sądowy (czyli „bilet do sądu”) w przypadku kredytów frankowych kosztuje 1.000 zł (formalnie 5%, ale ten tysiąc to jest górny limit), koszty procedur sądowych (powołanie biegłego, o ile jest potrzebny), koszt prawnika (do 15.000 zł za jedną instancję)… I na koniec jeszcze pieniądze (kilkadziesiąt tysięcy najmarniej), żeby rozliczyć się z bankiem. Co prawda sąd może tę ostatnią kwotę rozłożyć na raty, ale nie musi.
No i w przypadku podtrzymania umowy nie ma ryzyka, że bank będzie próbował wywalczyć w sądzie jakieś opłaty za „używanie” jego kapitału bez umowy. Prawnicy uspokajają, że byłoby to trudne do wyegzekwowania, ale Związek Banków Polskich już sugeruje, że taką „bronią” będzie chciał postraszyć osoby pragnące unieważnić umowy.
Czytaj więcej o tym: Już wiemy jak banki będą zniechęcały frankowiczów do składania pozwów. „To będzie was kosztowało więcej, niż myślicie”
Były dwie ścieżki, będzie jedna autostrada?
Z tych wszystkich powodów walka o odwalutowanie kredytu jest coraz częściej praktykowaną ścieżką wśród prawników. I – patrząc po sądowych rozstrzygnięciach z wokandy Sądu Najwyższego – jej złoty czas właśnie nadchodzi. A właściwie nadchodził, bo przecież TSUE stwierdził, że taka konwersja mogłaby zmienić „charakter umowy”. I że tego typu zmiana „wydaje się niemożliwa w prawie polskim”.
Jestem dziwnie pewien, że właśnie te fragmenty orzeczenia TSUE będą hitem argumentacji bankowych prawników w najbliższych tygodniach i miesiącach. Co prawda polscy sędziowie są niezawiśli i niewykluczone, że nie przejmą się wątpliwościami TSUE. Ale równie robrze może być tak, że się przejmą – podobnie, jak Sąd Najwyższy – i nastąpi gremialna „cofka” z tej ścieżki prawnej, już tak pięknie przyjmującej się wśród polskich sędziów.
———————-
Szukasz okazji do bezpiecznego zarobku? Sprawdź „Okazjomat Samcikowy” – aktualizowane na bieżąco zestawienie najlepszych okazji bankowych:
>>> Ranking najwyżej oprocentowanych depozytów
>>> Ranking kont oszczędnościowych. Gdzie zanieść pieniądze?
>>> Przegląd aktualnych promocji w bankach. Kto zapłaci ci kilka stówek?
———————-
Czy to byłaby katastrofa dla frankowiczów? Pewnie nie, bo przecież „w zamian” dostają od TSUE mocno umotywowaną „domyślną” ścieżkę – czy nawet autostradę – do unieważnienia umów, która też jest fajnym rozwiązaniem.
Ale lepiej mieć dwie drogi, niż jedną. Poza tym, jak wcześniej zasugerowałem, dla części klientów unieważnienie może być zbyt radykalnym lub zbyt drogim rozwiązaniem. Do tej pory frankowicze mieli dwie dostępne ścieżki odzyskiwania pieniędzy od banków, z których żadna nie była zbyt szeroka, ale obie były w fazie karczowania. Teraz jedna ścieżka została poszerzona do gabarytów autostrady, ale za to druga ma szansę całkiem zarosnąć.
Nieco nadziei w tej sprawie przywraca lektura pełnej wersji orzeczenia TSUE, w której można znaleźć m.in. fragment pozostawiający polskiemu sądowi kwestię możliwości zastosowania modelu „kredyt w złotych ze stawką LIBOR”:
„Do sądu krajowego, na podstawie prawa krajowego i zgodnie z prawem Unii, należy dokonanie oceny w zakresie kwalifikacji nieuczciwego charakteru warunku oraz przedmiotu umowy, w celu ustalenia, czy możliwe jest utrzymanie w mocy umowy pozbawionej nieuczciwych warunków”
I bądź tu mądry, człowieku (wszak sędzia też człowiek).